old_rysiu napisał
Lata 60-te XX wieku; Żabno - tamte okolice. JeĽdzili¶my tam z ojcem na ryby, na Dunajec. Jaka¶ wie¶ - chyba Nieciecza ( je¶li tam jest prom, je¶li tam był prom... ). ¦winki błyskały się na dnie pod samym promem. Na spinning uderzył ( pamiętam, bo to była pierwsza ryba jak± widziałem ) ogromny kleń. Gdzie¶ powyżej była mleczarnia. Zatruwali wodę, masa ryb płynęła wtedy wierzchem. Tylko ta ¶winka jako¶ ostała i chyba ten jedyny kleń. Na brzegu leżały dwa ogromne łososie. Tak, zalewu nie było jeszcze wtedy i te płynęły na tarło w górę Dunajca. Co roku tam jeĽdzili¶my...
... Jeszcze w czasie okupacji byli tam zakwaterowani: mój ojciec wraz z rodzin±. Uciekali przed Niemcami ( cała moja rodzina miała wyrok ¶mierci - trzy ¦l±skie Powstania ). Jako dziecko pierwszy raz widziałem co¶ niebywałego- "Przepustka do nieba". Starzy gospodarze tej wioski - rodzina Tarków - w czasie okupacji schowali wielki dzwon, z ko¶cioła, przed Niemcami. Zakopany w kompostowniku ( raczej "gnojok" - to po ¦l±sku, bo jak to może się nazywać po Polsku- nie wiem ). Po wojnie odkopali ten dzwon i oddali na plebanię. Za to biskup dał im na pi¶mie "Przepustkę Do Nieba". Ko¶ciół, co prawda, był w następnej wsi, ale tam ludzie bogobojni byli. W niedzielny poranek wszystkie karety jechały na sumę ( msza dla dorosłych ).
Pan Tarka miał ogromn± pasiekę. W wielkim garze, chyba 100 - litrowym, miał miód. Moja babcia ( jeĽdzili¶my tam z dziadkami ), duż± łyżk±, wybierała ten miód i kazała mi "wcinać". Był naprawdę smaczny. W sypialni, gdzie spali¶my, stał ogromny zegar - wielki jak szafa. Raz w tygodniu był nakręcany i bił co pól godziny. W połowie godziny - raz; o pełnej godzinie bił tyle razy, ile cyfr pokazywały wskazówki. DĽwięk był bardzo spokojny, lekko przytłumiony, ale o wyraĽnej tonacji.
Co ranek tata z dziadkiem chodzili na ryby. Ja też miałem swoj± wędeczkę i podkładałem ¶winkom robala. Niestety, nie chciały brać. Nie miałem wtedy o tych rybach zielonego pojęcia. Ojciec z dziadkiem zasiadali z rosówk± na grunt. Jak nie było zatrucia, to łowili piękne certy.
Pewnego popołudnia, przyszedłem znad brzegu Dunajca okropnie zniesmaczony, bo ryby mnie zignorowały. Oparłem wędkę o ¶cianę chaty, a na haczyku dyndał jeszcze robal. Babcia wyniosła miskę, abym się umył i co¶ zjadł. Tymczasem na podwórku zrobił się rwetes. Moja wędka fruwała za kur±, która skrzeczała, jakby j± obdzierano ze skóry. Nic dziwnego - połknęła mój haczyk. Pani Tarkowa ( zacna kobieta ) złapała tę kurę i powiedziała:
- Nie złowiłe¶ ryb, ale kurę złowiłe¶ na obiadek.
Obcięła kurze głowę i dała babci:
- Zrób Geniu taki prawdziwy, Wasz ¶l±ski, rosołek.
Musiałem tę kurę z babci± skubać. Co tam skubać, nie dostało mi się! To było wtedy najważniejsze, a dziadek z tat± nic się o tym nie dowiedzieli. Od tego czasu nigdy nie zostawiałem robaka na haczyku.
Nad Dunajec jeĽdzili¶my nasz± Syrenk± 101. Miala dach koloru ko¶ci słoniowej, a od słupków już jasno zielona. Drzwi otwierały się odwrotnie niż w dzisiejszych samochodach. Jak kto¶ nie domkn±ł, to w czasie jazdy mogły się otworzyć i wyrwać z zawiasów. Raz takie co¶ przytrafiło się mamie od strony pasażera. Drzwi nie wyrwały się, ale bardzo naderwały zawiasy. Mój ojciec lubił jeĽdzić na ryby noc±. Wtedy nie było tak ciepło w samochodzie, a my ( czytaj dzieciaki ) nie rozrabiali¶my na tylnym siedzeniu, spali¶my cał± drogę.
Pamiętam, że którego¶ lata, przyjechali¶my grubo przed ¶witem. Tata z dziadkiem nie chcieli budzić Tarków i wpakowali nas do stodoły - na siano. Rozłożyli jaki¶ ogromny koc i kazali nam spać. Jak już wszyscy się położyli, zacz±ł się horror. Zupełnie jak u Stefka Burczymuchy. Co¶ tam szele¶ciło, drapało, brzęczało - istne piekło! Jednak woń siana tak nas u¶piła, że zaspałem ranek i nie poszedłem na ryby. Byłem w¶ciekły, że tata z dziadkiem poszli beze mnie. Wyskoczyłem ze stodoły, a na podwórku już babcia szykowała ¶niadanie. Popatrzyłem na samochód - stoi bez wędek i przyborów wędkarskich.
Do rzeki było ze czterysta metrów. Babcia tylko wskazała mi drogę i powiedziała, że mam ich przyprowadzić, bo zaraz jest ¶niadanie. Leciałem drog± prosto nad rzekę. Tam własnie stał prom. Lin± poł±czony z drugim brzegiem. Nie miałem pojęcia, jak taki prom ma przejechać na drug± stronę. Nie ma tutaj silnika. Kilka już metrów od brzegu, wielki nurt i niezła głęboko¶ć. Z prawej strony, lekko poniżej, zobaczyłem niewielki półwysep, na którym siedzieli i dziadek i tata. Podbiegłem do nich i przekazałem wiadomo¶ć od babci. Widziałem siatkę w wodzie i aż mnie rozpierało, żeby zobaczyć co złowili. Wiedziałem jednak, że jak dziadek nie pozwoli siatki ruszyć, to nic nie zobaczę.
Dziadek łowił staromodnymi sposobami - zero nowo¶ci technicznych. Twierdził, że jak ryba głodna, to i tak zje. Tata za¶ szedł z duchem czasu i to wła¶nie on miał to większe szczę¶cie, jak twierdził dziadek, na rybach. Jak łowili szczupaki na żywca, to dziadek miał zazbrojon± okropnie grub± stalówkę. Tata za¶ bez stalówki. Prawda była taka, że dziadek nie miał brania, a tata siedem brań, w tym cztery ucięcia żyłki. To był wła¶nie argument. Według dziadka, tata zmarnował cztery szczupaki, bo gdyby miał stalówki, to szczupak by nie obci±ł. Przykładów takich na 'szczę¶cie do ryb ' mojego ojca można wiele pisać, ale wróćmy do tej zamoczonej siatki.
Powiedziałem o ¶niadaniu i przykucn±łem obok siatki z rybami. Wtedy nie były one z obręczami i raczej można było dopatrzeć się ryby. Tym razem co¶ mi nie pasowało. Jakie¶ dziwne ryby były w niej uwięzione. Nie były małe, ale jakie¶ w±skie. Kleń przy nich to prawdziwy garbus. Kolor miedziano-złotej łuski wyj±tkowo pięknie się błyskał. Przygl±dałem się tym rybom i wiedziałem, że jeszcze takich nie widziałem. Dziadek spod oka mnie obserwował i wreszcie powiedział:
- No zobacz, zobacz, tylko uważaj, żeby Ci nie uciekły.
Wyj±łem siatkę, do¶ć ciężk± i zobaczyłem co¶ dziwnego, przypominaj±cego kiełbie. Te jednak miały inne łuski i były ogromne. E, co tam będę Wam pisał, przecież wiecie co tam było.
W okolice Żabna jeĽdzili¶my czasem i dwa razy w roku. Raz z dziadkami, a raz z mam±, siostr± i bratem. Więcej sobie zawsze połowiłem, jak byłem sam z tat±. On pokazał mi jak się łowi ¶winki - to była zabawa!
O Żabnie przypomniał mi jeden z userów, który na forum chciał się czego¶ o tej okolicy dowiedzieć. Pewno dzisiaj jest już tam zupełnie inaczej. Nie wiem, czy ładniej, czy nie. Pewno trzeba tam będzie pojechać. Może z wnukami?
Old_rysiu