Bielik jest największym rodzimym drapieżnikiem w¶ród ptaków, a jego rozpięto¶ć skrzydeł może sięgać aż do 240 cm.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 585
Zalogowani 0
Wszyscy 585
Jesteś anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikając tutaj Jesteś stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
dzas: widocznie emeryci z
mojego otoczenia s±
jacy¶ zużyci, nie to
co K ...(446954) Apr 26, @ 18:57:18
krzysztofCz: Kamil... bo Dż±sik nie
wie co emeryci lubi±
najbardziej (i mog± ...(446954) Apr 26, @ 16:41:35
Tiur:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(446954) Apr 26, @ 00:02:06
dzas:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(446954) Apr 24, @ 21:24:03
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(446954) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(446954) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(446954) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(446954) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(446954) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
bior± : ...(59520) Apr 03, @ 09:01:48
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3)
Opublikował 09-11-2004 o godz. 10:45:00 Monk |
Karpiarz napisał
Nad brzegiem Rio Segre zatracam niemal poczucie czasu. Obserwuję poczynania angielskich specjalistów sumowych, robię zdjęcia i obmy¶lam strategię, jak± z Mariuszem powinni¶my obrać, podczas połowu suma w tej rzece.
Nagle spogl±dam na zegarek i błyskawicznie u¶wiadamiam sobie, że pozostało już niewiele czasu na zakupy! Przecież chleba już nie dostanę i natychmiast biegnę w stronę pobliskiego sklepu.
Z wiklinowego kosza wyci±gam ostatnie już francuskie bułki – po chlebie ani ¶ladu. No nic – lepszy rydz niż nic. Do wózka dokładam zgrzewkę piwa, kilka butelek wody mineralnej i szybko do sklepu wędkarskiego kupić białe twistery.
Wpadam tuż przed zamknięciem do niemieckiego sklepu i biura zarazem, szybko tłumaczę, o jakie twistery mi chodzi i wychodzę parę minut po 12-tej. Uff! – niewiele brakowało, a nie zd±żyłbym – Niemcy bowiem przyjęli te same godziny urzędowania co Hiszpanie, czyli od 9:00 – 12:00, a następnie od 18:00 – 20:00. Pakuję zakupy do samochodu Roja i jazda na jezioro górne.
Samochód parkuję na prywatnej posesji nieopodal naszego portu, gdzie czeka na mnie łódĽ. Przeładowuję zakupy, a następnie jednym lekkim poci±gnięciem zapalam nasz± 10 - konn± Yamaszkę. Fascynuje mnie ten silniczek – pali na dotyk, chodzi jak zegarek szwajcarski i mruczy przy tym bardzo szlachetnie. Co innego ta Honda na jachcie – j± trzeba najpierw podpompować, potem ssanie i kręcenie rozrusznikiem aż zaskoczy – jak się już rozkręci, to jest OK, ale start ma raczej trudny i trzeba mieć naładowane akumulatory.
Po powrocie do zatoki zdaję szybko relację z tego co widziałem Mariuszowi, następnie pakujemy manatki, zwijamy cumy i ruszamy dalej w górę rzeki na spotkanie z przygod±.
Koryto spiętrzonego Ebro jest bardzo głębokie. Praktycznie od samego portu echosonda wskazuje 40 – 70 metrów głęboko¶ci. Nie mamy zatem żadnych szans na zatrzymanie się gdziekolwiek indziej jak tylko w zatoczkach. Nie mamy bowiem aż tyle liny, a ponadto nie dysponujemy tak dużymi kotwicami, żeby móc kotwiczyć na otwartej wodzie. Musimy wi±zać jacht do drzew albo skał, żeby było pewnie i bezpiecznie.
Podczas krótkiego szkolenia obsługi jachtu dowiedziałem się, że nawet 100 kilogramowy ciężar nie jest w stanie utrzymać jachtu przy ¶rednim nawet wietrze, dlatego też cumowanie jest jedn± z najważniejszych czynno¶ci, które nas czekaj±. Przy manewrowaniu i wychodzeniu jachtem z zatoki, Mariusz musi stać na rufie i dbać, żeby lina holuj±ca łódĽ cały czas była napięta i nie weszła w turbinę silnika. Samo manewrowanie nie jest aż takie trudne i szybko przyzwyczajam się, że jacht reaguje na ster z niewielkim opóĽnieniem.
Płyniemy powoli w górę rzeki. Naszym celem jest zatoczka pod klasztorem, czyli jakie¶ 4,5 – 5 godzin żeglugi. Nie wykluczamy jednak, że jak spodoba nam się inne miejsce, to wła¶nie tam się zatrzymamy.
Płynięcie wbrew pozorom przysparza nam nieco trudno¶ci. Jacht nie trzyma kursu i trzeba cały czas kontrować to w lewo, to w prawo. Tak więc nie ma mowy o automatycznym pilocie i jeden z nas ci±gle musi siedzieć za kołem sterowym.
Po opuszczeniu zatoki oddaję ster Mariuszowi, a sam zabieram się za pieczenie ryby i przygotowywanie zalewy. Pod pokładem w czasie pieczenia i gotowania jest raczej gor±co - jednak lodowate piwko rekompensuje te niedogodno¶ci i dodaje uroku pracy w kuchni. Kapitan Mariusz dzielnie radzi sobie ze sterowaniem i tylko kiedy zbyt bardzo pochłonięty jest pisaniem sms-ów trzeba go upominać o trzymanie kursu. Sporadycznie tak się dzieje, bo rzadko kiedy mamy przyzwoity zasięg i komórki po prostu nie działaj±.
Do naszej zatoczki pod klasztorem dopływamy póĽnym popołudniem. Jest bardzo duża i mamy problemy z porz±dnym zacumowaniem. W końcu jednak udaje nam się zawi±zać dziobow± cumę do jakiego¶ drzewa, z rufy natomiast zarzucamy po skosie dwie kotwice i w ten sposób unieruchamiamy nasz± łajbę.
Montujemy sumówki, zbroimy je węgorzami, a następnie otwieramy sobie po puszce zimnego piwa i narzekamy na zimny wiatr, który niweczy nasze szanse na suma.
Zmrok w Hiszpanii zapada błyskawicznie. Krótki i szybki zachód słońca, a w chwilę póĽniej egipskie ciemno¶ci. Zapalamy nasz± pokładow± ¶wiecę albo raczej znicz. Siadamy wygodnie na rufie i wsłuchujemy się w nadebrzańsk± ciszę. Ryby nie przejawiaj± żadnej aktywno¶ci. Postanawiamy więc, że rano po ¶niadaniu poszukamy innej zatoczki po drugiej stronie rzeki. Łatwiej powiedzieć niż uczynić – nazajutrz bowiem po ¶niadanku i rozpl±taniu węgorzy nie możemy poradzić sobie z wyci±gnięciem jednej z kotwic. Dopiero kamerka Mariusza pozwala nam zobaczyć przyczynę. Całe dno pokryte jest po¶cinanymi drzewami, pomiędzy którymi zapl±tała się kotwica.
Następn± zatoczkę znajdujemy po godzinie wolnej jazdy. Jest podobna do innych, ale nieco płytsza. Kotwiczymy łódĽ i wypływam z kamerk± na rozpoznanie. Zatoczka wije się jeszcze dalej i wcina w gł±b l±du, ja jednak koncentruję się na razie w okolicy jachtu. Chciałbym bowiem połapać trochę sazanów.
Kamerka pokazuje bardzo wyraĽnie w krystalicznie czystej wodzie grunt Ebro. Jest kamienisty i twardy, niemal zupełnie pozbawiony szlamu. Nagle pojawia się sazan, potem drugi. Jest ich więcej. Wracam na jacht i robię zanętę.
Do zmroku bawię się z sazanami na spławiczek. Wyci±gam parę nadaj±cych się na żywca i trochę większych oraz jednego 5 kilowca, który łamie mi szczytówkę bolonki. Mariusz natomiast po nieudanej próbie na feederka przeszukuje zatoczkę ze spinnerkiem, a krótko przed zachodem zbroimy i wywozimy naturalnie nasze sumówki.
Gdzie¶ w oddali słychać grzmoty. Widzimy także błyski.
- Mariusz! – wołam - nadchodzi burza – sumy powinny być aktywne.
- Fajnie!- brzmi odpowiedĽ.
Nagle robi się wietrznie i coraz bardziej wzburzona rzeka zaczyna kołysać jachtem. Burza zmieniła kierunek i zmierza w naszym kierunku. Coraz krótsze s± przerwy pomiędzy grzmotami, wiatr przybiera na sile. Zaczynam się martwić – stoimy bowiem blisko brzegu, a tym samym blisko ostrych skał. Jeżeli jedna z cum nie wytrzyma, to z cał± pewno¶ci± jacht rozbije się o skały.
Grzmoty nasilaj± się i zaczyna zacinać deszczem. Dmucha coraz bardziej, cumy trzeszcz± pod naporem masy jachtu. Przygotowuję się powoli na najgorsze i tłumaczę Mariuszowi, że jak dojdzie do zerwania liny, to musimy natychmiast zapalić silnik, odci±ć drug± linę i starać się wypłyn±ć z zatoki. Nie będziemy też zabierać drugiej łodzi – nie będzie bowiem czasu na zabawę z lin±. Mariusz wysłuchuje mnie bardzo uważnie, a kiedy kończę, odpowiada:
– Dobra, Janusz! – to ja póki co, położę się żeby trochę odpocz±ć i nabrać sił. Jak ta lina się zerwie, to obudĽ mnie.
Patrzę na niego z opadnięt± szczęk± i nie dowierzam własnym uszom! Mariusz natomiast odwraca się i z poważn± min± wchodzi do swojej kajuty, kładzie się i natychmiast zasypia!!! Lecę za nim, chcę tłumaczyć. Wszystko na nic – Mariusz… ¦PI!!
Dmucha coraz bardziej – pioruny s± coraz gło¶niejsze. Wskakuję na rufę jachtu i opuszczam silnik, pompuję ręczn± pompk± paliwo do gaĽnika, wyci±gam ssanie i jazda na górę do steru. Kręęęęce rozrusznikiem i kręęęęce, Honda baaaardzo niechętnie zapala – nareszcie!!! Wył±czam ssanie i pozwalam pracować silnikowi na biegu jałowym. Nóż! Potrzebuję ostry nóż! Wyci±gam z mojej skrzynki nóż do filetowania i chowam się nieco przed deszczem. Staram się pozbierać my¶li. Nagle piorun wali tak mocno, że od razu przypominam sobie, że nasze wędziska to węglówki i musimy je natychmiast schować.
- Mariusz! - wołam - Mariusz - wyłaĽ natychmiast i ¶ci±gaj wędki, bo w nas uderzy!
Mówi±c to zabieram się do ¶ci±gania moich zestawów. Przebudzony Mariusz mamrocze: -Janusz, ¶ci±gnij za mnie.
Kiedy wołam, że wędki zaraz l±duj± za burt± wypełza z kajuty i prawie po omacku zwija swoje zestawy, po czym znika znowu w swojej kajucie.
Burza trwa jeszcze z godzinę. Wiatr przegania j± w inne miejsce, przestaje też padać – wył±czam silnik i kładę się spać. Boże, jaka to frajda móc spokojnie spać!
Rano, zaraz po ¶niadaniu, wypływam z kamerk± i spinnerkiem w te czę¶ć zatoczki, które wcinaj± się w l±d. Jest tu dużo płycej. Rzut białym twisterem i natychmiastowe branie. Sandaczyk wraca do wody, następny rzut – branie, kolejny maluch wraca do wody. Opływam wolno zatoczkę na silniczku elektrycznym, wypatruj±c bassów. Te jednak grasuj± tylko pod skałami. Widzieli¶my wielokrotnie specjalistów z Ameryki i Japonii, którzy podczas połowu tej ryby niemal ocierali się o skały.
Nagle odczepiony sandaczyk wy¶lizguje mi się z ręki i spada na dno łodzi. Odkładam wędkę żeby podnie¶ malucha, twister wpada przypadkowo do wody, łódĽ przesuwa się napędzana silniczkiem. Następuje prawie natychmiastowy atak i kolejny niemiarek rozrabia na dnie lodzi. To już jedenasty w ci±gu niespełna pół godziny.
Wracam. Teraz Mariusz wypływa trochę porzucać. Po paru rzutach i wypuszczeniu sandaczowych maleństw, potężne pobicie i odjazd nie do zatrzymania, zakończony suchym trzaskiem połamanego wędziska. W¶ciekły Mariusz wraca na jacht, odkręca kołowrotek z dolnika, po czym wywala resztę połamanego wędziska w czelu¶ć Ebro.
Nasza przygoda na spiętrzonym Ebro dobiega powoli końca. Naturalnie nie byłem w stanie opowiedzieć wszystkich naszych przygód. Nawet nie będę już opisywał jak Mariusz, steruj±c jachtem tak pochłonięty był wysyłaniem sms-ów, że zrobili¶my zwrot o 180° i płynęli¶my parę godzin w przeciwnym kierunku.
Była to wspaniała, pełna przygód i z cał± pewno¶ci± niepowtarzalna wyprawa. A teraz ruszamy pełn± par± na sumy.
Cdn.
Karpiarz
|
| |
|
| Komentarze są własnością ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialności za ich treść. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Sazan (sazan@sazan.com.pl) dnia 09-11-2004 o godz. 11:26:00 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) http://www.sazan.com.pl | Karpiarz delikatnie i porcjami rozbudza nasz± ciekawo¶ć. :) Podejrzewam, że spokój Mariusza doprowadzał do szewskiej pasji Janusza, który ma choleryczny, nerwowy charakter. Teraz, z perspektywy czasu, wspomina się to ze ¶miechem ale tam, na jachcie, wyobrażam sobie... ;) Mariusz wyrzucaj±cy połamane wędzisko też jak się okazuje przeżywa sytuacje, podczas których musi swe zdenerwowanie rozładować. Dobrze, że nie wyładował stresu wyrzucaj±c za burtę Janusza! :) Jak na razie to łowi± Anglicy. Janusz z Mariuszem wędkuj±... ;) |
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 09-11-2004 o godz. 16:53:54 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | :)) - Adalinie czy moje pismo pomoglo Ci w otrzymaniu uszkodzonej czesci wedziska? Pisales tylko ze praccownicy firmy zkontaktowali sie z Toba ale czy podeslali Ci uszkodzony element? |
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 09-11-2004 o godz. 16:47:30 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Ten tydzien na jachcie mial calkowicie inny profil dla nas - chcielismy przede wszystkim jak najwiecej zobaczyc - dlatego nie szukalismy jakies konkretnej miejscowki tylko plynelismy gdzie nas oczy niosly , naturalnie nie zapominalismy tez o wedkowaniu. Korzystalismy ze wspanialej pogody - kapalismy sie skaczac z burty itp... - byly to poprostu wspaniale wczasy na wodzie. |
]
|
|
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez slawek dnia 09-11-2004 o godz. 16:10:58 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Nocowalismy w tych samych zatoczkach w okolicach klasztoru. Rybki tam nie za duze, ale bylo bardzo malowniczo. Trafialy sie nam tez pojedyncze bassy. Lowiliscie je? |
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 09-11-2004 o godz. 17:13:30 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Zgadza sie Slawku, bylo bardzo malowniczo - bassy widzielismy jednak nie zlowilismy zadnego - oprocz tych malych kolorowych baasow slonecznych - straszne to rozbojniki :). |
]
|
|
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 09-11-2004 o godz. 17:28:42 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Drogi wollfie z cala pewnoscia nie chce nikogo nerwowo wykanczac, poprostu nasza wyprawa miala dwa etapy - zaczolem chronologicznie od pierwszego tygodnia - zreszta podobnie bylo u Hitchcoka - najpierw zaatakowly ptaki a potem dopiero ludzie barykadowali sie w domu nieprawaz? |
]
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 10-11-2004 o godz. 14:04:02 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Oj to nie ten film Andrzeju, no i nie ta ryba :)) |
]
|
|
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez old_rysiu (old_rysiu@wedkarskie.pl) dnia 09-11-2004 o godz. 17:46:19 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Spokój Mariusza w sytuacji ''groĽnej'' :-) Skad ja to znam. Nie dziwię się Mariuszowi, ze wyrzucił kija złamanego. Już widziałem też taka sytuację i to nad rzek± Ebro. Zreszt± każdemu z nas marzy się taka sytuacja, kiedy ryba łamie z trzaskiem nowiutki kijek :-) |
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 09-11-2004 o godz. 17:59:30 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Mariusz dozyje pewnie 150 lat w zdrowiu i spokoju :) bardzo mu tego zycze - co sie tyczy wedziska - to byl to nowiutki specjalnie na Ebro zakupiony delikatny spinerek o dlug. 2.70. - masy wyrzutu nie pamietam. |
]
|
|
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Kuba (kuba@wcwi.net.pl) dnia 09-11-2004 o godz. 18:08:27 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Czy tu tez ciezki spinning jest - z uwagi na zawady podwodne - niepolecany? |
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 09-11-2004 o godz. 18:23:01 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | to jest typowo spiningowa czesc Ebro - wiec kazda forma spiningu jest napewno ok |
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Kuba (kuba@wcwi.net.pl) dnia 09-11-2004 o godz. 22:40:40 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | No to obawiam sie ze...za rok polece tam;-) Juz skladam do puszki na srebrzystego ptaka. |
]
]
|
|
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Ted (Tedo4@wp.pl) dnia 09-11-2004 o godz. 22:56:22 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Takie luksusy, że w głowie się nie mie¶ci. Jeszcze tylko brakuje lokaja i rozkazu - Janie bambosze. Nie dosyć że łódka to i jacht jak by ta pierwsza nie wystarczyla. Ja Ci Januszku po prostu zazdroszczę i jak się nie po¶pieszysz z pisaniem dalszych czę¶ći tego serialu to .... No kawał chłopa z Ciebie to co Ci będę groził:)))) A tak naprawdę to zazdoszczę, że miałe¶ tyle dni tylko na łowienie. Ja bym chciał, choćby tylko te sazany wyciagać. Ciekawo¶ć mnie zżera czy sumy były jak jasna cholera. |
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Sazan (sazan@sazan.com.pl) dnia 09-11-2004 o godz. 23:46:52 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) http://www.sazan.com.pl | Ted ma dylemat wielki, ciekawo¶ć chłopa zżera,
Czy sumy były jasne, czy może jak cholera?
Chc±c ulżyć doli Teda, podpowiem my¶li własne...
Sumy... z w±sami były, za¶ piwo było jasne!
|
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 10-11-2004 o godz. 07:11:28 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Zgadza sie Andrzeju piwo bylo jasne - nawet rodzime mielismy ze soba :). |
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Ted (Tedo4@wp.pl) dnia 11-11-2004 o godz. 21:56:25 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Nie wiem jakie piwko, to Janusz nam odpowie czy było ono jasne, czy też,, bezalkocholowe" ale zważ wa¶ć na to, że On łowił od rana I złowić chciał tylko jakiego¶- Sazana. Aby potem chciał go nawlec ,niczym Janosika Na hak jak na pal, by w wodzie pomykał
Nie jedĽ z nim już więcej na żadne łowisko Patrz zawsze za plecy, gdy On wypił piwsko.
|
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 12-11-2004 o godz. 07:12:13 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | odpowiadam zaraz z rana, na Twoje Tadziadziu pytania, sluchaj zatem prosze bardzo dokladnie - bo to ja karpiarz pisze do Ciebie ukladnie, czy piwo jasne, czy bezalkoholowe? - Tadziu! - Ty myslisz ze ja upadlem na glowe?
|
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez old_rysiu (old_rysiu@wedkarskie.pl) dnia 10-11-2004 o godz. 06:00:42 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Tylko patrzeć jak Ted odpisze wierszem. No i sie zacznie pojedynek rymów. :-) Jak ja to lubie :-) |
]
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 10-11-2004 o godz. 07:07:15 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Nie zazdrosc Tadziu tylko skladaj do puszki, a w przyszlym roku bedziesz z nami. Wracajac do jachtu i lodzi - bez lodzi mieli bysmy problemy z cumowaniem jachtu a bez jachtu to nie mieli bysmy gdzie spac. Co do lokaja to raczej nie ale mloda pokojowka - no nie powiem :) |
]
|
|
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez robert67 (szczupak67@msn.com) dnia 10-11-2004 o godz. 21:13:19 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Pieknie!!!Janusz czy obok doswiadczen posiadasz patent zeglaza?Pytam bo wiem ze to spora sztuka "kierowac "jachtem motorowym.Potegujesz napiecie ale przede wszystkim masz oczym opowiadac:-).Hiszpanie znam bardziej z drogi niz z wody.Kiedys kojarzyla mi sie(nie bezpodstawnie)z morzem srodziemnym i atlantykiem.Przyszedl czas na odkrwanie slodkiej wody tego kraju.Pracuje nad tym wyjazdem i mam nadzieje ze sie dopracuje:-)).Raz jeszcze piekny reporaz!!!Czekam na cdn. Pozdrawiam.Robert. |
Re: Wyprawa do Mequinenzy - włóczęga po Ebro (3) (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 11-11-2004 o godz. 07:37:46 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Witaj Robercie - patent zeglarski nie upowaznia do prowadzenia lodzi motorowych, jak sama nazwa wskazuje, upowaznia do prowadzenia zaglowek do okreslonej rozpietosi zagla. Zeby prowadzic lodz motorowa potrzebuny jest tzw. patent motorowodny. Od najmlodszych lat oprucz jezdzenia na nartach plywalismy z ojcem i bratem - oni posiadaja licencje sternikow jachtowych i motorowodnych - ja niestety nie - jakos zawsze albo pieniazkow, albo czasu brakowalo. W Hiszpanii patrzy sie mocno przez palce jezeli chodzi o licencje upowazniajace do prowadzenia lodzi - wiec bazuje na tym - pozdrawiam. |
]
|
|
|