Old_rysiu napisał
Słońce nadrabia straty i wiosnę już widać wszędzie. Przeszła pierwsza, prawdziwa burza z piorunami i - jak mówi± starzy wędkarze - resztę ryb już obudziła...
Wszystko to coraz bardziej zachęca nas do działania. Teraz do bazy zanętowej prócz czerwonych i białych robaczków dodajemy pokrojone rosówki. Zanętę barwimy ziemi± ogrodnicz±. Na dnie łowiska nie może już być jasnej plamy. Duże liny s± zbyt cwane, żeby buszować w podejrzanych miejscach. Do plam jasnych będ± wchodziły drobne ryby i zapewniam, że trudno je wtedy będzie przegnać z łowiska.
Pierwsze, ¶piewaj±ce kosy przed domem daj± sygnał do wyjazdu. Jest oczywi¶cie jeszcze ciemno. Do łowiska zaledwie 2 km, więc nie trzeba dużych rezerw czasowych.
Zanęta rozrobiona z ziemi± w domu, lekko namoczona, łatwo zbija się w kule i wchłania aromaty. Na łowisku dodajemy białych i czerwonych robaków, i krojone rosówki. Dodatek ten powoduje, że podczas rzutu kula rozwala się w powietrzu na mniejsze kawałki i rozsypuje na całym naszym łowisku. Odległo¶ć nęcenia nieznacznie przybliży się. To dobrze - będziemy łowić zaraz za miejscem nęconym.
Stanowisko przygotowujemy tak samo. Tym razem jednak z małymi poprawkami. Zauważyli¶my ostatnio, że odkładane i ustawiane kije na podpórkach niepotrzebnie trzaskaj± po metalowych widełkach. W domu zrobili¶my małe osłonki z materiału. Teraz kij miękko kładzie się na nich.
Na tle wystaj±cych patyków (starych badyli sitowia) nasza antenka spławika, mimo ładnych żółto-czarnych pr±żków, była mało widoczna. Do agrafki zapinamy więc spławik z antenk± czerwon± i nie poprzecinan± zbytecznymi kolorami.
Już zaczyna ¶witać. Od strony drogi słychać brzęcz±ce motorowerki. Jad± wędkarze - przeważnie emeryci. Trzeba udawać, że wła¶nie przyjechali¶my i montujemy zestawy...
- Witam, już na łowisku?
- Wła¶nie przyjechałem, jeszcze nie rozpakowany jestem, ale i tak ryba zaczyna brać, jak się rozja¶ni - mówię. - Byli tu dzisiaj na nocce - dwóch wędkarzy - nie mieli nawet brania. Wła¶nie pojechali 10 min. temu. Musieli¶cie ich mijać.
- Nie widziałem nikogo, a ty Romek?
- Ja też nie - mówi drugi emeryt.
- Jedziecie od Knurowa? - pytam.
- Nie, z Czerwionki - odpowiada pierwszy.
- No to już wiem sk±d byli, z Knurowa. - odpowiadam stanowczym głosem.
Zastanawiam się gło¶no, czy ryba nie przeszła na mały staw. Widziałem przecież dwóch wędkarzy na rowerach, jak tam skręcali. Podpowiadam wędkarzom - Łowił tu zawsze taki starszy dziadek, dzisiaj go nie widzę, my¶lałem, że to on tu jedzie. Skoro jego nie ma, widocznie tam łowi±. On zawsze wie, gdzie łowić.
Wędkarze zaczynaj± się zastanawiać. Siadać tutaj, czy jechać na mały staw? Rozgl±daj± się po brzegach. Wędkarzy nie widać. W końcu zawracaj±.
No, to mamy trochę spokoju...
Na praw± wędkę zakładamy białe, a na lew± czerwone robaki, blokowane jednym białym robaczkiem.
Spławiki s± już dużo lepiej widoczne. Mija zaledwie 10 minut i jest branie na prawej wędce. Spławik unosi się wolniutko i zaczyna przesuwać na ¶rodek stawu. Nie ma co czekać. Krótki energiczny ruch i zacięta ryba odskakuje w bok jak porażona. Wiem, że to kara¶ i spokojnie podci±gam go coraz bliżej. Już jest pod brzegiem i l±duję go do szmatki.
Odkładam kij, a w tym czasie na drugiej wędce spławik zaczyna taniec. To się przytapia, to podnosi. Pięć centymetrów w lewo. Stoi. Pięć centymetrów w prawo. Stoi. Znowu przytapia. Zostawia. Lekko wydĽwiga i puszcza. Gra nerwów: zacinać, nie zacinać. Ręka co chwilę drga do zacięcia i znowu zatrzymuje się. Jak długo można męczyć trzy małe, czerwone robaczki?
Wreszcie skos i spokojne odej¶cie spławika pod wodę. Zacinam - znowu krótko i ostro. Ryba walczy zupełnie inaczej. Robi obszerny łuk, pozwala się podci±gn±ć i znowu umyka do ¶rodka. Zaczyna się nerwówka, ale łuki coraz mniejsze. Ryba dopływa do brzegu, jeszcze próbuje odskoczyć, ale już nie daleko. Zielona ¶liska z małymi czerwonymi oczkami! Czeka na brzegu, na mój ruch. Liczy na bł±d. Widzę, jak się patrzy na mnie i zbiera siły na ostatni szaleńczy wy¶lizg.
- Ej, kochaniutka, mam dla Ciebie niespodziankę...
Przykrywam j± mokr± szmatk±. Ryba leży jak sparaliżowana. Nie spodziewała się takiego rozwi±zania. Spokojnie wyjmuję j± na brzeg. Ależ pokorna, nawet nie chce podrygiwać. Czuje na swoim ciele uchwyt, z którego nie da się wy¶lizgn±ć. Mogę spokojnie się jej przyjrzeć: cała, dolna warga o żółtym kolorze przechodzi, im niżej, poprzez złoty w bardziej pomarańczowy. Tylko w±siki na końcach wargi jeszcze czarno-zielone. Malutkie oczka w ¶rodku zakrapiane rubinem. Wszystkie płetwy idealnie zaokr±glone, tylko brzuszne bardziej wydłużone. Odstaj±ce garby u nasady tych płetw ¶wiadcz± o tym, że to ON. Mimo, że ma zaledwie 33 cm, raduje oczy jak szczupak 80 cm. Skoro taki tutaj buszował, musz± być i inne.
fot. Marek_b
Zakładam kawałek rosówki od strony dupki - to bardziej miękka czę¶ć i chętniej zbierana przez liny.
Spławik już na tym samym miejscu. Nie zakładam przynęty na drugim kiju. Teraz muszę poczekać przy jednym. Mija jednak 5 minut i nic się nie dzieje. Decyduję się na zbrojenie haka na kiju z prawej. Cztery białe, kręc±ce się robaczki wygl±daj± zachęcaj±co. Spławik l±duje na swoim miejscu.
Nerwowo spogl±dam na wędkę z lewej. Nic się nie dzieje. Czyżby miały być jednak czerwone robaczki?
Jest branie na białe - kara¶. Drugi, trzeci i czwarty...
Pora zobaczyć rosówkę - dupka cała sflaczała. Cóż, trzeba zmienić na now±. Mam plan: na wędkę praw± dam czerwone robaki.
Ledwo prawy spławik się ustawia, już branie. Rozpoznaję poczynania karasia. Lekkie wynurzenie, skos i pod wodę. Następny kara¶ na brzegu. Czerwone robaczki całe poprzecinane i należałoby je wymienić. Jednak białe szybciej się zakłada i decyduję się wła¶nie na nie. Patrzę na zegarek. Już 8.00. Słońce dobrze grzeje mnie po nogach. Czarne, gumowe buty szybko się nagrzewaj± i powoli zaczynam zapominać o porannym chłodzie.>
Mam już dwa białe robaczki na haku i nagle spławik z rosówk± jak strzała wpada pod wodę, uderzaj±c szczytówk± kija prawie w lustro wody. Ledwo zd±żyłem złapać kij. Ryba sama się zacięła. Delikatnie jednak przycinam na mocno napiętej żyłce. Zaczyna się kołowanie. Ucieczka to w lewo, to znów w prawo. Jak to dobrze, że druga wędka leży na bocznych podpórkach. Teraz nie przeszkadza nawet wystaj±ca szczytówka. Na płytkiej wodzie ryba strasznie szaleje. Silne zawirowania i rozbryzgi wody ¶wiadcz± o niezłej sztuce. Żyłka jęczy nad wod±, jakby chciała powiedzieć: "koniec wytrzymało¶ci - masz jeszcze minutę ".
Zaczynam lekko opuszczać wędzisko luzuj±c trochę żyłkę. Ryba od razu wykorzystuje ten moment i daje ostrego susa w ¶rodek stawu. Kołowrotek wreszcie zagrał. No, nie jest Ľle. Oddaję żyłkę. Trochę mnie to uspakaja. Zryw był jednak krótki. Odzyskuję powoli żyłkę. Gdyby tak jeszcze poszła 4 m dalej, pod wystaj±cy patyk jakiego¶ krzaczka, już byłaby wolna.Na moje szczę¶cie jeszcze walczę. Mimo, że odskoki s± to w lewo , to w prawo, zaczynam coraz bardziej skracać dystans. Jeszcze szaleńczy przepływ wzdłuż brzegu i ryba już potulnie daje się podci±gać.
Patrzę na moj± szmatkę. Leży na wiaderku cała zmiętoszona. Próbuję jedn± ręk± rozłożyć j±. Posklejana nie pozwala na to. Przytrzymuję rybę dalej od brzegu i lew± ręk± w wodzie rozklejam. Udało się. Można to było zrobić wcze¶niej - znów nauczka. Teraz podci±gam linka do brzegu. Nakrywam go szmatk± i pewnie łapię. Linek nie protestuje.
Mam drugiego. Smukła samiczka - brak wystaj±cych zgrubień przy płetwach brzusznych. Jest większa od tamtego linka. Ma 41 cm.
* * * * * * *
Takie były pocz±tki mojej wędkarskiej przygody z linkami. Miałem tyle szczę¶cia, że blisko¶ć wody i moja praca zaczynaj±ca się o godz. 18:00 na kopalni, pozwoliła na wieloletnie eksperymentowanie. Już po dwóch latach wydawało mi się, że poznałem tajniki żerowania linków. Następne lata obalały te teorie. Dopiero czwarty i pi±ty rok trochę przybliżył mnie do nich.
Dowiedziałem się, że linki małe - do 2 kg - przeważnie (z małymi wyj±tkami) bior± widocznie, bawi±c się przynęt± i wielokrotnie j± próbuj±c. Większe liny - od 2 kg do 4 kg - bior± przynętę zupełnie inaczej (z małymi wyj±tkami): podpływaj± do przynęty, "staj±" na głowie nad ni± i bez żadnego ruchu oczyszczaj± z haka cokolwiek by tam nie było. Spławik wtedy ani drgnie i po nim nie można rozpoznać brania.
Czy brania wskazuj± tylko spławiki? Czy takie ryby s± nieuchwytne? O tym w następnej czę¶ci.
Mam nadzieję, że przedstawione Wam wskazówki pomog± na samodzielne eksperymentowanie. Została jeszcze jedna grupa - liniska - to okazy powyżej 4 kg. Widywałem je co roku na tarle, ale kontaktu z nimi nie miałem.
Jedno jest pewne i już sprawdzone. Otóż:
- Łowimy na zaro¶niętych płytkich płaniach.
- Zanęta nie może robić plam na dnie.
- Nęcimy przed nastaniem ¶witu i to cał± porcj±.
- Po brzegu nie można chodzić.
- Zabieramy zawsze szmatkę ze sob±.
- Białe robaczki przechowujemy w pudełkach o wysokich burtach.
- Jako atraktor stosujemy kozieradkę.
- Nie dotykamy pal±cych się papieriosów.
Old_rysiu