Bodzio napisał
Jest pocz±tek wiosny, wszystko budzi się do życia po zimowym odpoczynku. Powietrze przepełnione zapachem ¶wieżej trawy. W tak cudowny dzień chce się go spędzać na dworze, w towarzystwie przyjaciół, nawet przy wspólnym grillu. ¦piew ptaków idealnie pasował do otoczenia krzewów i drzew. Obłoki sunęły leniwie po niebie, przynosz±c ludziom rozmy¶lania o niespotykanych kształtach.
Lecz to wszystko nie interesowało młodego chłopaka, o ciemnych włosach i br±zowych oczach. Często nie bywał w szkole, uwielbiał samotne wyprawy, podczas których rozpalał w sobie ogień. Nigdy nie obchodziła go przyszło¶ć, nie miał ulubionego zajęcia czy hobby, któremu mógłby się oddawać. To wszystko sprowadzało się do jednego punktu. Czuł się pusty, bez potrzeby życia. Wszystko wokół niego było takie szare i ponure, mimo tak cudownej pogody.
Tego dnia przechadzał się wła¶nie nad rzek±, przygl±dał się rzeczom, które po raz pierwszy widział, choć miał inne wrażenie. Omijał drzewa stoj±ce na jego drodze. W oddali zauważył pewnego dziadka, który siedział z kijem nad wod±, wyraĽnie na co¶ wyczekuj±cego. Był tym widokiem nadzwyczaj zdumiony, różne my¶li przebiegały mu po głowie. Podchodził powoli, z zastanowieniem, jakby każdy krok sprawiał mu wysiłek.
Dziadek usłyszał szelest i powoli obrócił głowę, z którego ów dĽwięk dochodził. Zobaczył młodego chłopaka i powiedział:
- Nie bój się, podchodĽ ¶miało. - Chłopak nie wiedz±c, co pocz±ć, podszedł szybko. Przygl±dali się sobie przez chwilę, po czym starszy pan zacz±ł mówić:
- Pewnie ciekawi cię, co robię. Czyż nie tak?
- Tak, oczywi¶cie że mnie to ciekawi, co pan robi, bo do tej pory czego¶ takiego nie widziałem.
- Otóż jestem wędkarzem, w tej chwili łowię ryby, na imię mi Stanisław. A tobie młodzieńcze?
- Ja nazywam się Piotrek.
Tak się zapoznali, jeszcze nie wiedzieli, że los ich poł±czy. Długo ze sob± tego dnia rozmawiali. Piotrek opowiadał o swoim nic nie wartym, pustym życiu, a pan Stanisław opowiadał mu pokrótce, co przeżył. W końcu zaczęły się pytania o wędkarstwo. Rozmawiali do chwili, w której słońce postanowiło się schować za horyzontem, jakby miało taki kaprys. Pożegnali się. Każdy z nich poszedł we własn± stronę.
Następnego dnia długo Piotrek chodził nad wod± zanim znów znalazł tego miłego, starszego pana. Pan Stanisław przywitał go, po czym wzi±ł leż±cy na boku kij leszczynowy i wręczył go chłopakowi. Był zaskoczony tak bardzo, iż powiedział:
- Na co mi to, do czego mi się przyda?
Dziadek się tylko u¶miechn±ł i powiedział:
- Zobaczysz, rozwiń zestaw, tak jak to ja teraz robię.
Piotrek powtarzał ruchy pana Stanisława, choć sporo mu było do doskonało¶ci. Powoli zaczynał się uczyć wędkować, łapał pierwsze płotki i uklejki. Często na miejscu pobytu z tym panem rozpalał ognisko, co mu szło szybko i sprawnie, piekli złowione ryby żywo dyskutuj±c.
Po raz pierwszy Piotr poczuł się jaki¶ bardziej pełny, jakie¶ nieznane do tej pory uczucie wypełniało mu pier¶. Tak rozwijała się między nimi przyjaĽń. Kiełkowała w jednym jak i w drugiej postaci. Piotrek mieszkał z ciotk±, ponieważ rodzice zginęli w wypadku samochodowym, nikogo nie miał tak bliskiego, jak ten pan. Cieszyli się ze swoich połowów, rozmów, przygód.
Pewnego dnia, po już niemal trzyletniej znajomo¶ci, będ±c nad wod± i łowi±c sobie rybki, nagle starszy pan poczuł się słabo, Piotrek przerażony szukał pomocy, poleciał do najbliższego domu, sk±d wezwano pogotowie, a on i mieszkaniec domu polecieli do pana Stanisława. Jeszcze dyszał, choć było coraz gorzej. Piotrek usłyszał syrenę zbliżaj±cej się karetki, wybiegł na drogę by im pokazać miejsce poszkodowanego. Lekarze udzielili pierwszej pomocy, zabrali starszego pana do szpitala. Tego dnia cały dzień przesiedział czuwaj±c przy Stanisławie, którego mógł nazywać dziadkiem, mimo iż był to obcy dla niego człowiek. Czuwał do wieczora, kiedy przypomniał sobie, że musi być w domu przed ciotk±, gdyż była to surowa, trzymaj±ca się etyki kobieta. Pędził jak wicher, przypominaj±c sobie po drodze wszystkie skróty do domu. Udało się, był przed ciotk±. Dzisiejszej nocy ciężko było mu zasn±ć, a jak już zasn±ł, sen miał płytki i niespokojny.
Rano udał się w odwiedziny do przybranego dziadka. Zauważył, że w sali, której jeszcze wczoraj był, jego nie ma. Okazało się, że dziadek pozostawił mu list, który odebrał od pielęgniarki. Cały sprzęt wędkarski może zatrzymać dla siebie, a także pieni±dze, które s± w portfelu. Piotrkiem wstrz±sały silne emocje. Targały nim wyrzuty sumienia. Poszedł nad wodę, na samotn± wyprawę, na ryby.
Pomy¶lał, iż robi to po raz ostatni dla Dziadka. Złapał co¶ większego na wędkę, nad wod± było bardzo ¶lisko. Stracił punkt podparcia i wpadł do wody. Ten upadek był tak niefortunny, że się zachłysn±ł wod±, co doprowadziło do jego uduszenia się. Spływał z pr±dem rzeki. Umarli tego samego dnia, jeden po drugim, by móc się znów spotkać w lepszym ¶wiecie.
Tak jak los ich poł±czył, tak nikt nie rozdzielił, byli razem do samego końca, jeden stary drugi młody...
Bodzio