Old_rysiu napisał
Długie rozmowy rodaków i to w nocy, co ja piszę - grubo po północy, w pokoju nr 31, miały
na celu sprowokowanie załogi do przywiezienia konkretnej ryby.
Tutaj należy Wam się małe wytłumaczenie. Celowo o tym fakcie nie pisałem w poprzednim odcinku, gdyż ściśle dotyczy on właśnie tego dnia. Usprawiedliwieniem takiej decyzji niech będzie fakt, że godzina 3.00 to już przecież niedziela.
Ale po kolei.
W moim pokoju wszyscy już śpią. Idę do łazienki zrobić toaletę wieczorną i słyszę, że nie
jestem ostatnim, który krząta się po pokoju. Wychodzę na korytarz. To w pokoju 31
(Farciarz, Kriss + team Dragon) panuje jeszcze ruch. Nie miałem okazji pogadać z
"miejscowymi " - zawsze tylko przelotem, może to właśnie teraz los uśmiechnął się do mnie.
Delikatnie pukam i zaglądam do środka. Faktycznie chłopaki jeszcze na pełnym chodzie.
Wprowadzam się i kątem oka patrzę - jestem intruzem, czy nie? Farciarza oczy wskazują, że
nie popełniłem wielkiego błędu. Wzrok Krissa zaś surowy, poważny i nie potrafię go rozszyfrować. Trudno - ryzykuję. Zajmuję miejsce siedzące Krissa. Ten młody, wysoki i bardzo kulturalny człowiek, nie sprzeciwia się temu mimo, iż nie poprosiłem o to miejsce.
Zespół pokoju 31 ma swojego wodzireja. Jest nim oczywiście Farciarz. To On nawiązuje
rozmowę z "obcym'. Szybko przechodzę na temat szczupaków. Wiem, że to grupa, która może zrobić mi figla, wypuszczając na wolność największego szczupaka zlotu. To przecież Oni znają miejsca tych ogromnych krokodyli, za którymi już dwa dni pływa nasza załoga. Jedno jest pewne. Tylko dwie załogi znają dobrze tę wodę. Grupa Jarbas, Kunta i Zenon oraz właśnie oni. Tych pierwszych jestem pewien - oni rybę przywiozą. Za tę grupę - nie jestem taki pewien.
Rozmowa zaczyna się na temat drobnych szczupaków, których jest w zalewie sporo.
Delikatnie wspominam o kanibalizmie szczupaka i szansy na podrośnięcie tych drobnych.
Rozmowy przechodzą na tematy ryb niejadalnych - tu przykłady wspaniałych brzan,
łowionych przez Krissa na Wiśle. Dopiero, kiedy mowa o konkretnym łowisku,
przyznaję im rację na temat ryb tylko sportowych (łowisko w Warszawie. Tak kręcąc
tematem, dochodzimy do wniosku, że ryby z koronowskiego, są jak najbardziej zjadliwe, a
zmniejszenie populacji tych krokodyli, tylko wyjdzie na zdrowie tym młodszym egzemplarzom.
Przeglądamy tajne przynęty - bardzo ładnie wykonane, ale z przykrością stwierdzam, teraz
po upływie czasu, że nie zdradzili mi killera na łowisku koronowskim. Twardy zespół - trzeba
przyznać. Na odchodne niby żartem niby poważnie grożąc zabanowaniem na portalu, jak nie
przywiozą metrowca. Chłopaki się uśmiechają i obiecują, że przywiozą. Uradowany
opuszczam pokój, ale coś mi mówi, że nie do końca wypełniłem swoją misję.
Jest już prawie 5.30, kiedy budzi mnie ruch na korytarzu. To już pierwsza /a może nie?/
załoga wychodzi na spotkanie z zębaczami. Wstaję. Toaleta poranna i czas budzić
naszą załogę. Spinerek otwiera oczy i bez ociągania wstaje z łóżka. Za nim Marek_b też nie
daje się prosić na wypad nad wodę. Niestety Munio jest osłabiony. Woli odpocząć. Nie ma
wyjścia. Muszę pojechać ze Spinerkiem. Trzeba trochę podładować akumulator Spinerka i w
drogę. No i mamy pecha. Podczas przełączania akumulatorów robi się małe spięcie i
bezpiecznik prostownika został przepalony. Czyżby koniec wędkowania?
Podchodzi do mnie Spinerek.
- Oldi, możemy popłynąć na tym akumulatorze. On ma jeszcze sporo mocy. Będę jechał
ekonomicznie i porzucamy sobie trochę -postanawia.
Młody chłopak przekonuje mnie, że nie jest to tragedia. Decydujemy się na wyjazd. W końcu
mamy przecież jeszcze wiosła. W porcie wypływamy razem z załogą Sandała, który na moją prośbę, bierze nas na hol. Wyprowadza nas do bramy wyjazdowej, w której nie
mieścimy się razem i wypuszczam Sandała na otwartą wodę. Nic nie wiedziałem, że Sandał
płynie na ostatnich kroplach benzyny. On zaś, nic mi o tym nie powiedział.
Ruszamy na przeciwległy brzeg. Z lewej, przed wyjazdem na wielki kanał widzimy Zenona,
który wskazuje nam miejscówkę i kieruje nami w miejsce kotwiczenia. Zaczyna się
obławianie. Po godzinie widzę, że Zenon ma coś na kiju. Obserwujemy całą akcję. Szczupak
robi świecę i widzę go dobrze. Jest piękny i z pewnością wymiarowy. Z niepokojem
przyglądam się, jak Zenon męczy się z rozłożeniem podbieraka. Za długo to trwa. Szczupak
jednak - o dziwo - ciągle na kiju. Podbierak rozłożony i w tym momencie szczupak odzyskuje
wolność. Co za pech. Jednak Zenon nie rozpacza. Uśmiech na twarzy świadczy tylko o tym,
że jest wspaniałym wędkarzem. Cała ta akcja przekonuje nas, że jesteśmy na właściwym
miejscu. Biczujemy nadal wodę, zmieniając co rusz przynęty z wielkiego pudła Spinerka.
W tym momencie, przypomniałem sobie o magii mojego trunku, który przecież jest w
torbie. Wyjmuję piersiówkę 'Hardiego'. Mały łyczek na szczęście i zakraplam też wodę.
Przecież tyle się czytało w sitcomach o takim procederze. Teraz jeszcze bardziej
podekscytowani zaczynamy biczować wodę. Spinnerek przypomina sobie o jakimś płynie.
Kupił go kiedyś jako dodatek na przynęty sztuczne i jeszcze nie miał okazji go wypróbować.
Odszukuje w kamizelce flakoniki. Są. Wypuszczamy parę kropel na nasze przynęty.
Rozcieram je po mojej gumie. Ale smrodzik. Spinerek wyjmuje ze skrzyni obrotówkę ze
specjalnym chwostem. Ten chwost nasączył płynem i zaczyna polowanie. Jego duża
obrotówka w kolorze miedzi i czerwonym chwostem nurkuje na głębokość 6-7 metrów.
Moja guma z przeciwnej burty łodzi, też dobija do dna. Prowadzę skokami. Parę obrotów i
dotykam dna. Znowu podrywam i tak aż pod łódź. Wrzucam znowu na ten sam tor. Przecież
zapach musi naprowadzić szczupaka na moją gumę. Obserwuję żyłkę mojego zestawu.
- Siedzi!! - słyszę głos Spinerka.
Patrzę na jego szczytówkę. Pracuje pięknie. Spinerek podprowadza
szczupaka pod samą łódź. Woda zaczyna robić wiry. Sięgam szybko po podbierak i
zauważam luz. Co za pech. Spinerek jednak też się uśmiecha.
- Ale fajnie.
Nie spodziewałem się takich słów. Prędzej liczyłbym na rzucanie kijem,
wywalaniem za burtę swoich przynęt i sam jeszcze nie wiem czego. Ten młody człowiek
uświadamia mi, że kocha swoje hobby i taki szczupak, choć mógł być na dzisiaj rekordową
zdobyczą, nie popsuje mu udanych godzin zlotowych. Czas na łyk piwa.
Wędkujemy dalej. Robi się coraz później i widać już zjeżdżające jednostki z łowisk. Jeszcze
przestawiamy swoją łódź na przeciwległy brzeg, jeszcze podpływamy pod zarośnięte sitowiem brzegi. Ktoś z łodzi przekazuje nam wiadomości o złowionych rybach. To szczupak Wykrzyknika, to Kunty, to „siedemdziesiątka” Jjjana i strzał w dziesiątkę - szczupak załogi Farciarza - 102 cm.
Już jest wiadomo - nie okoń, a szczupak na prowadzeniu. Teraz tylko męczy mnie ciekawość.
„Metrówka” została wypuszczona, czy zabrana? Chłopaki podpuszczają mnie - widzieli jak Kriss (bo on był łowcą okazu) wypuścił krokodyla. Nie chcę w to uwierzyć. Cała nocna rozmowa z załogą Farciarza poszła na marne. Kompletna klęska.
Dobija mnie ostatecznie informacja, że nasza złota medalistka Otylia miała wypadek samochodowy i leży w szpitalu. Decydujemy się spłynąć. W ośrodku oglądam wspaniałego
szczupaka Jjjana. Kunta pokazuje swojego. Prześlizgują się informacje, że Kriss nie wypuścił
swojego krokodyla. Chłopaki jednak się nadal ze mną droczą i oczekują odpowiedzi:
- Jak nie przywiezie „metrówki”, zabanuję na PW.
Kunta mnie pociesza:
- Oldi - jak nie dostaniesz tego szczupaka, podaruję Ci swojego.
Kamienna twarz z tego Kunty, ale serce jak budyń.
Załoga zlotowiczów oczekuje powrotu Krissa. Ktoś jeszcze robi mi na złość mówiąc, że
chłopaki nie będą zjeżdżać do wieczora. Dzwonie zdenerwowany. Jadą - już są przed portem.
Kamień z serca. Szykują się fotoreporterzy. Wypatrujemy tej ostatniej łodzi. Są. Dobili
na początku portu. Wszyscy przelatują wzdłuż wybrzeża. Najpierw gratulacje, potem sesje
zdjęciowe. Dotykam ręką szczupaka. Zbieram jego śluz i wącham. Prawdziwy zapach
szczupaka. Zapach, który jest jednakowy na wszystkich wodach, niezależnie czy to rzeka,
woda stojąca, piaskowe czy muliste dno. Zapach, który zostaje po upieczeniu i którego
nie ma możliwości pomylić z inną rybą.
- Co z rybą?- zadaję delikatnie pytanie.
- Zabieram do domu. W domu już wszyscy wiedzą, że złowiłem „metrówkę” i szykuje się
impreza.
Tego się spodziewałem. Rozumiem Krissa doskonale i nie mam do niego żalu. Ważne jest, że
przywiózł go, aby nam pokazać. Ważne, że mogłem zobaczyć naszą polską rybę w pełnej krasie i że pozwolił mi zrobić sobie z nią fotografię. Nie byle kto robił mi fotkę. Sam Asknet bardzo precyzyjnie ustawił swój aparat i muszę przyznać, że fota wyszła przecudnie.
Podchodzi do mnie Kunta:
- Zabierz mojego szczupaka.
Teraz dopiero widzę, jak wielkie poświęcenie oferuje mi Kunta. Nie jestem tego godzien i
muszę zrezygnować. W końcu mamy dzisiaj przystawkę do obiadu - szczupaki złowione
przez zlotowiczów.
Patrzę na zegarek. Za dziesięć minut obiad. Biegnę na stołówkę. Czy szczupaki są już
gotowe? Na stołówce pusto. Wielki stół przygotowany do obiadu. Widzę młodą kelnerkę, która zawsze nas obsługiwała.
- Czy szczupaki są już gotowe?
- Nic nie wiem o szczupakach.
Zrobiło mi się zimno. Czyżby nasze szczupaki przepadły? Kątem oka widzę w
Głębi kierownika. Ostrym krokiem atakuję:
- Co z naszymi rybami? Są gotowe?
- Wszystko już przygotowane. Zaraz pieczemy. Zanim zjecie obiad, będą gotowe.
Kamień z serca spada mi jak ten szczupak Spinerka przy burcie łodzi.
Wchodzą na salę pierwsi zlotowicze. Oddajemy kartki obiadowe i kelnerki podają zupę. Sala
zaczyna się zapełniać. Wreszcie mamy komplet. Wszyscy już zjedli skromny obiadowy
posiłek i na stół wnoszą upieczone ryby. Nie są to szczupaki na złoto, brak im panierki,
jednak nadal są szczupakiem. Mam lekkie obawy, czy aby wszystkim wystarczy. Kontroluję
ilość podanych porcji (czytaj półmisków z rybami) bo nie wiem, jeść czy zostawić innym.
Zachęcam do częstowania się. Sięgam po okonia - jeszcze nie wiem, czy szczupaka jest
dosyć. Zlotowicze nie zawiedli. Tylko dwie osoby nie jedzą ryb i potrafię to uszanować ku wielkiej mojej uciesze. Okazało się, że ryb było naprawdę sporo. Nawet po dokładkach, zostały mi jeszcze cztery kawałki. Teraz już wiem, mogę je zjeść.
Po obiedzie - spotkanie przed "Piekiełkiem", w miejscu naszego wczorajszego ogniska. Trzeba ogłosić światu, kto zdobył mistrzowskie nagrody. Z wielką przyjemnością ogłaszam
werdykt: Kriss!!! Szczupak 102 cm!!!
Nagrodę wręcza naczelny. Książka "Kalendarz Wędkarski" Dariusza Dudy oraz trzy
wahadłówki własnoręcznie zrobione przez Siudaka.
Pula nagród jeszcze jednak nie jest wyczerpana. Podchodzi do zwycięzcy Bedmar i wręcza
Krissowi za najdłuższą rybę zlotu nagrodę ufundowaną przez grupę śląskich pogawędkowiczów - własnoręcznie zrobioną wahadłówkę, przypominającą rozmiarem
złowionego szczupaka. Nie jestem w stanie opisać tego cuda i zachęcam do oglądania go w
naszej pogawędkowej galerii.
Już chciałem oficjalnie zakończyć nasz zlot, kiedy to właśnie Bedmar podchodzi z następną
nagrodą. Trzyma zrobioną ogromna maczetę (coś w rodzaju tasaka) z rękojeścią z rogu
jelenia, zabezpieczoną w futerale z grubej tkaniny.
- "Dla najsprawniejszego oprawiacza ryb, aby nigdy na spotkaniach i wyjazdach nie miał
problemów z największymi rybami, ten oto przyrząd składamy w jego ręce."
Po tych słowach kieruje się w moim kierunku. Jestem zaskoczony. To nie jest pomyłka.
Maczeta ląduje w moich dłoniach. Nie wiem co powiedzieć. Język mi się plącze i chyba nie udało mi się w dobrym stylu podziękować. Robię to teraz, pełen podziwu dla pracy i bardzo dużej pomysłowości. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Nadszedł czas na wspólne zdjęcie. Nie boi się wykonać tego zadania Asknet, ustawiając swój
aparat profesjonalnie. Oddaje go w ręce Granatowej, a Ona wołając:
- Tutaj ptaszek!!
pstryknęła nam fotę.
Tak - ostatni dzień był pełen niespodzianek. Szkoda było się rozstawać z przyjaciółmi. Jeszcze długo pogawędkowicze pakowali swoje samochody, zanim ostatni opuścił ośrodek.
Wiemy już, że to nie ostatnie nasze spotkanie. Wiemy też, że gdziekolwiek na mapie Polski
wyznaczymy miejsce następnego zlotu, przyjadą wszyscy.
Dziękuję w imieniu redakcji, że kolejny nasz zlot, dzięki Waszej obecności przeszedł do
historii jako udany i zawsze mile wspominany. Te słowa nie są w stanie oddać całego klimatu, o czym wiedzą Ci, którzy tam byli.
Do zobaczenia na następnym zlocie.
Old_rysiu