Czwartkowy (16.01.03) poranek w Zakopanem. Budzę się w biesiadnej kwaterze i sięgam po telefon. Za chwilę maj± być Ja¶ko (Januszpozn), Włodek, Sigi i Jacek_dsw. Okazuje się, że trochę zaspałem (dzień wcze¶niej bankietem zakończyła się konferencja), a chłopaki nie mog±c się do mnie dodzwonić, poszukuj± od kilku minut bazy.
Staram się ich jako¶ pokierować, ale Ja¶ko, bezbłędnie niczym GPS, lokalizuje ulicę Za Strugiem i po chwili cała ekipa melduje się na podwórku. Gospodyni wita go¶ci szerokim u¶miechem, pytaj±c, sk±d przybywaj± tacy przystojni mężczyĽni (górale to jednak dowcipny naród).
Pokoje mamy bardzo schludne i czyste, każdy z widokiem na Giewont, ale przecież nie przyjechali¶my by w nich siedzieć. Układamy Jasia do snu po całonocnej podróży, brzdękaj±c na puszkach piwa chmielow± kołysankę. Po chwili reszta ekipy raĽnym krokiem zmierza do historycznej dla Pogawędek knajpy "U Wnuka". To tutaj, dokładnie dwa lata temu, spotkali się po raz pierwszy nestorzy naszej witryny, w składzie: Sazan, Januszpozn, Artur i niżej skromnie podpisany.
Bratamy się z miejscow± ludno¶ci±, bo przecież wypada...
Sigi i Włodzio - na zdrowie!
Jackowi bardzo spodobały się góralskie dziołchy. Aż wstyd powiedziać o czym my¶lał nad t± ¶wiec±. Zgadujmy więc.
Wypijamy po piwie za każde 5 miesięcy, które minęły od tego czasu (wzięli¶my jeden miesi±c zapasu, bo do zlotu w Ryni jeszcze parę tygodni). W biesiadnych już humorach przemieszczamy się do restauracji "Adamo". Przyznać trzeba, że to całkiem miła knajpka, za¶ golonkę, żeberka na metry i włoskie specjały serwuj± znakomite. Wci±gamy z Włodkiem po lasagne'i, za¶ Sigi ordynuje sobie opiekan± goloneczkę. Kolejne piwa pozwalaj± nam odkrywać nowe perspektywy, rozja¶niaj± umysł, czyszcz± nerki i rozwi±zuj± języki. Słowem - jest wesoło.
Czas jednak wrócić po Jasia. Podrywamy się więc i po chwili maszerujemy ulic± Ko¶cielisk±. Tak się jednak składa, że sentymenty nie pozwalaj± nam min±ć obojętnie "Wnuka". Zasiadamy tam ponownie, wysyłaj±c jedynie Ja¶kowi namiary na ekipę.
Mija piwo, może półtora, i Janusz bawi się już razem z nami. Aranżujemy sesję fotograficzn± na pami±tkę. Dochodzi już 18-ta. A skoro przesiedziało się pół dnia w knajpie, to czas na... kolejn± knajpę. Tym razem to clue czwartkowego wieczoru - ¶wietna góralska restauracja "B±kowo Zohylina". Barman wita nas ukłonem, za¶ kelner prowadzi do zarezerwowanego stolika. Zaczyna się biesiada w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu.
A specjały serwuj± tam wyborne. Kosztujemy żurku z kiełbas±, wędzonk±, jajkiem, "grulami" i pieczarkami, wybornej zupy z borowików, na drugie za¶ Sigi i Jasio zamawiaj± wielki talerz zbójnickiego jadła (ależ ci zbójnicy miewali zacny wybór mięsiwa wszelakich rodzajów). Ja stawiam na pieczon± szynkę w sosie ze ¶mietany i borowików, któr± wychwalać będę jeszcze długo. Potem leje się już tylko piwo, powoli ustępuj±c zacniejszym trunkom w postaci bourbona i szkockiej.
Czy sobie poradz± z tak± porcj±? Poradzili...
Włodek, który przyznał, że Zakopane odwiedza pierwszy raz, próbował wszystko uwiecznić cyfrowo i na kliszy.
Esox atakuje pyszn± szarlotkę z bit± ¶mietan± i sosem waniliowym.
Po tej wykwintnej kolacji, kiedy zamykaj± już knajpę, udajemy się w nocny rejs po Zakopanem, zagl±daj±c to tu, to tam i rado¶nie biesiaduj±c. Włodzio, który trochę wcze¶niej wrócił na bazę, doniósł nam potem, że odnotował nasz zjazd do zajezdni o szóstej nad ranem. Jednak wbrew obawom, nikt nie wrócił na automatycznym pilocie, na holu, lub z napędem na cztery koła.
Na Krupówki! - pokrzykuje Esox z Włodkiem.
Nocny widok na Krupówki.
Takiego obrazu nie powstydziłby się Harry Potter.
Pi±tek. ¦wit. Godzina 13-ta. Budzi nas niezno¶ny hałas dymu obijaj±cego się o ¶ciany komina. Pojedyńcze płatki ¶niegu łomocz± o parapet. Gdzie¶ w dolnym reglu niemiłosiernie, przenikliwie i nad wyraz gło¶no dr± się wróble. Kiedy wydaje nam się, że nie ma gorszej udręki, nagle kto¶ zaczyna borować w ¶cianie. Okazuje się, że gospodyni wynajęła jakiego¶ speca elektryka do jakich¶ tam prac. Na szczę¶cie facet szybko kończy swoj± robotę, zanim dostanie w zęby.
Ogarniamy się trochę i po porannej toalecie, koło 15-ej, meldujemy się "U Wnuka" na ¶niadaniu. Dzisiaj wieczorem doł±czy reszta ekipy - Sigowa z Sigiem i Sazan. My jednak wcze¶niej wędrujemy pod "Wielk± Krokwię", aby obejrzeć skoki treningowe i kwalifikacje do turnieju.
Czyżby Ada¶ też musiał kupować bilet na kolejkę COS-u?
I nawet nie zaczekaj± na niego z odjazdem?
Leeeeeeeeeeeeeeeeeć Adam
Kibice - Polskaaaa, biało-czerwoni, Polskaaaa...
Widok na skocznię...
...i kawałek widoku.
Narodu mnóstwo, huk wielki, trafiamy na końcówkę pierwszej serii. Ada¶ trzeci. Za Svenem i Primozem. Po drugim skoku Małysz spada do drugiej dziesi±tki, bo się nie wysilił. Jednak my już tego nie widzimy, bo o 18-ej ponownie meldujemy się w "B±kowej Zohylinie". Tym razem stolik zarezerwowany tuż koło kapeli, która towarzyszyć będzie nam do nocy.
Koło 20-ej dobija reszta ekipy i zabawa namiera tempa. Sazan bije wszystkich na głowę apetytem na piwo i ¶piewem z orkiestr±. Sigowie aklimatyzuj± się w pogawędkowej brygadzie - wszyscy za¶ kosztuj± specjałów góralskiej kuchni - kwa¶nicy, żurku i wszelkiego mięsiwa.
Rżnie muzyczka...
...ku uciesze Sigowej i Sazana.
Raz po raz podchodzi do nas góral i pyta "Jak się bawicie cepry? Nie pijecie nic?", po czym potrz±sa stołem i grzmoci pię¶ci± w żelazny okap kominka. Jasiek zamawia drinka dla górala - "Co pije ten pan?". "On nic nie pije, jemu nie wolno" - pada odpowiedĽ kelnera. Kiedy osiłek, pełni±cy rolę bramkarza i animatora góralskiej zabawy dostaje jednak w końcu drinka i dowiaduje się co mówił kelner, stwierdza: "Ech ten kierownik, on mnie tak nie lubi, a ja jego, żech bym nim ta ziemia pozamiatoł. Ale nie mówcie mu cepry, ni?".
Wesoło i szybki mija wieczór, dlatego niewiele póĽniej pomalutku zbieramy się do kwatery, dokonuj±c jednak stosownych zakupów chmielowych. Tam rozmowy trwaj± jeszcze bardzo długo.
Sobota. Po spacerku zastrużańsk± uliczk± przybywamy ponownie do "Wnuka", zwabieni hasłem "PrzydĽcie syćka do Wnuka, on co¶ dla Was posuka!". Poszukał i znalazł. Doskonały barszcz czerwony, doprawiony ¶wieżym czosnkiem. Po ¶niadaniu i krótkim spacerze pod Gubałówk± i po Krupówkach, wracamy do kwatery, sk±d nadajemy biesiadny meldunek na Pogawędkach.
Był czas i na "wysokogórski" spacer.
Wieczorkiem, na Małysza, wędrujemy sobie do "Adamo", gdzie czeka na nas zarezerwowany stolik w przytulnej salce koło drink baru.
Jeste¶my w Adamo.
Włodek i Sazan strategicznie bazuj± przy drink barze.
Sigowa i Sig - nasze nowe pogawędkowe "nabytki".
Sigi, Ja¶ i Włodek siedzieli nad mich± jadła...
...i tylko migawka aparatu mogła zarejestrować tempo, w jakim znikało ono ze stołu.
Zamawiamy żeberko, golonkę, a Sigi z Jasiem potwornej wielko¶ci michę grillowanych mięs, zwan± go¶cin± szefa. Do wszystkiego podaj± nam masę dodatków i pyszne sałatki. A skoro tak - to skłaniamy się ku przedniejszym i bardziej wyszukanym trunkom - każdy to co lubi. Wędrowniczek, Jim Beam, Martini, Cahlua. A do tego moc opowie¶ci - mniej lub bardziej wędkarskich. Nawet Włodek powiedział więcej niż 217 słów (tak było według Jasia poprzedniego dnia). PrzeraĽliwie syci wrócili¶my do kwatery po północy.
W sobotę opu¶cił nas jeszcze w ci±gu dnia Jacenty, którego wzywał obowi±zek edukacyjny. Nazajutrz rano odjechali Ja¶, Włodek i Sigi. Po obiedzie, ale przed małyszowym szaleństwem na drodze w stronę Krakowa pomknęli Sig z Sigow± i Sazan.
W sobotę i niedzielę Zakopanem zawładnęli kibice Adama. Powyżej Krupówek...
...na samych Krupówkach...
...a wszystkiego pilnował nawet policyjny helikopter.
Niżej za¶ podpisany, nie poczuwaj±c się notorycznie do jakichkolwiek obowi±zków, pozostał w Zakopanem do poniedziałku, spełniaj±c kaprys po¶lizgania się na nartach. O 15:49 wsiadł do poci±gu relacji Zakopane - Warszawa (bez ogrzewania), o 22:00 stawił się w domu, po czym bez zbędnego oci±gania powyższy donos dla pogawędkowej gawiedzi sporz±dził.
Biesiadny, odchudzaj±cy się Esox