Wyatt_Earp napisał
Parsęta - płynąca legenda. Sama nazwa oddaje piękno i dostojność rzeki, która przez dziesiątki lat ściągała nad swe brzegi wędkarzy z całej Polski. Ludzi gotowych przejechać wiele kilometrów po to, żeby mieć możliwość łowić w niej i tylko w niej, bo była wielka, bo była dzika, bo kryła okazy większe niż gdzie indziej, bo była najlepsza.
Przyjeżdżali setkami tak często, że praktycznie wszyscy się znali tworząc swoistą wędkarską subkulturę. Dla jednych była lekiem na codzienne troski, dla drugich nadzieją na spotkanie z rekordową sztuką, dla innych zaś sensem życia. Przyjeżdżali wszyscy, starzy i młodzi, bogaci i biedni, uczeni i prości, a każdy miał równe szanse. Przyjeżdżali, aż w końcu przestali...
Kto by pomyślał, że w tak krótkim czasie odmieni się oblicze rzeki? Wprawdzie rybostan (podobnie jak w innych ciekach) stopniowo malał wskutek zanieczyszczeń czy też rabunkowej gospodarki rybackiej, ale stopień degradacji nie odbiegał znacznie od sytuacji w innych rzekach, więc ludzie przyjęli to za normę. Nawet rodzime kłusownictwo przy użyciu siatek, ostek, szarpaków i innych wynalazków nie dawało podstaw do obaw mimo ciągle wzrastającej skali tego procederu. Wszystko kulało by się w najlepszym porządku, gdyby nie drobne zdarzenie. Pewnego dnia (trudno mi określić kiedy) podczas odłowu tarlaków, PZW lub inna instytucja użyła nowatorskiej metody pozyskania troci przy użyciu agregatu.
Metoda ta okazała się być bardzo prostą i diabelnie skuteczną. Nie dziwi więc fakt, że stosunkowo szybko znalazła się w kręgu zainteresowań rodzimych kłusowników. W tym momencie zegarek zaczął tykać. Początkowo nowy typ połowu (zwany powszechnie fazowaniem) nie był szeroko stosowany za względu na panujący ustrój polityczny i obawy przed konfrontacją z ówczesnym wymiarem sprawiedliwości reprezentowanym przez Milicję. Jednak po okresie transformacji dla kłusowników nadeszły złote czasy. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już początek lat 90-tych pokazał drastyczny spadek wyników wędkarskich na Parsęcie. "Faza" coraz częściej pojawiała się na ustach większości wędkarzy, którzy zaczęli tym tłumaczyć wszelkie niepowodzenia na rzece.
Nawet ryby, które były porażone prądem w czasie nocnych manewrów (lecz najwyraźniej umknęły), traciły ochotę do życia. W pewnym momencie skala kłusownictwa przy użyciu prądu rozrosła się do tego stopnia, że zaczęła odstraszać wędkarzy. Gwóźdź do trumny dołożył ten, który kazał uregulować górny odcinek między Rościnem a Karlinem, czyli główne tarliska troci na Parsęcie. Wcześniej rzeka usłana była niezliczoną ilością zwałek, pni i konarów uniemożliwiając fazowcom spływanie pontonem a przynajmniej na wielu odcinkach. Teraz dopiero mieli pole do popisu. Woda się zagotowała i już nie stygnie aż do dzisiaj. Stan pogłowia troci jest już w Parsęcie skrajnie niski. Dowodem tego jest fakt, że miejscowi wędkarze, którzy jeszcze parę lat temu potrafili złowić kilkanaście sztuk w sezonie, w ostatnich latach osiągają granicę najwyżej 2-3 sztuk! Wydaje się też, że z roku na rok jest coraz gorzej.
Niestety jedynym sposobem na uratowanie sytuacji jest zmiana polskiego prawa dotyczącego karalności kłusownictwa. Przekonali się o tym doskonale "Miłośnicy Parsęty", którzy w okresie tarła i nie tylko nabiegali się za fazowcami i siatkarzami po to, aby ukarano ich grzywną w postaci 100zł. lub pracą w czynie społecznym przez kilka dni. Efekt jest taki, że kłusole śmieją się naszym kolegom w twarz, bo w ciągu następnej nocy zarobią na kilka takich grzywien. I jeżeli komuś się wydaje, że fazowcy robią sobie przerwy w pewnych okresach pobytu troci w rzece to niestety muszę ich zmartwić. Świeża troć jest dostępna w Karlinie praktycznie codziennie po 5zł/kg. Cena nie jest wysoka, bo i konkurencja duża. W tym roku trociom nie sprzyja również krytycznie niski stan Parsęty. Przy obecnym stanie wody na odcinku od zapory w Rościnie do Karlina wybiorą z pewnością 90% ryb.
Nikogo tam nie ma i nikt się tym nie interesuje. Dodatkowo zapora jest codziennie przymykana w Rościnie niby w celu magazynowania wody dla elektrowni. Niby tak, niby nie, ale w przypadku poziomu wody pozwalającym w zwykłych woderach przejść na drugą stronę rzeki te 90% to nie jest wcale przesadzony wynik. A kłusownikami w tym roku obrodziło. Bardzo często można spotkać nad rzeką miłych, lecz mało rozmownych panów, którzy nagle pojawiają się z nikąd i tam też się udają. Proszę się nie pomylić, to nie Robin Hood i jego drużyna a już na pewno nie grzybiarze tylko tzw. "obcinka", czyli ludzie uzbrojeni w komórki, mający na celu informowanie zasadniczej grupy czy teren jest czysty. Tak to prawda, teraz nawet w dzień potrafi przepłynąć ekipa. Po zakończeniu zostawiają sprzęt oraz ryby ukryte w lesie i czekają do wieczora by odebrać przesyłkę albo posyłają po wszystko dzieci, bo jakby co to się bawiły i znalazły to przypadkowo. Kłusownicy z Karlina i innych okolicznych miejscowości wytrzebili już rzekę do tego stopnia, że jeżdżą na inne takie jak np. Rega, bo tam jest spokojniej i coś jeszcze pływa.
Kiedy czytam lub słyszę, że znowu jest rekordowy ciąg albo, że pogłowie troci bałtyckiej stale rośnie to zaczynam się zastanawiać czy ktoś tu jest (przepraszam za wyrażenie) idiotą, czy może to jakiś błąd w druku lub wymowie. Na pewno ten, kto tak twierdzi nie jeździ na trocie tylko łowi płocie na słoninę spod lodu. Niestety Polski Rząd ma na głowie inne ważniejsze problemy i nie ma co liczyć na jego pomoc w tej sprawie. Wszyscy się łudzą, że po wejściu do Unii kary się zaostrzą. Może sąsiedzi zza zachodniej granicy zainwestują w rzekę, co objawi się powołaniem zawodowej straży, bo tylko ta jest w stanie uratować rzekę. Obawiam się tylko, aby nie było za późno, bo rzekę zarybić zawsze można, ale takich genów, jakie mają trocie z Parsęty chyba już nigdzie nie ma. A na razie po staremu. Dzisiaj w nocy z pewnością fazowali a może robią to właśnie teraz, dzisiaj można kupić świeżą troć w Karlinie, dzisiaj trzech wędkarzy na odcinku 20km. wierzy, że wszystkiego nie wybili w nocy i dzisiaj Parsęta cudem jeszcze jest trociową rzeką.
Wyatt_Earp