Artur napisał
Wyruszyli¶my rano, czyli po 9-ej. Mieli¶my przed sob± sporo godzin płynięcia, wiele kilometrów po niezbyt żeglownych rzekach. Problemy miały się zacz±ć w momencie wpłynięcia na Rio Ninchara. Pierwsze 2h płynięcia Rio Caur± upłynęły nam szybko.
Wreszcie dotarli¶my do uj¶cia Rio Ninchare.
Po kilku godzinach płynięcia Ninchar±...
... czas na chwilkę przerwy przed dalsz± drog±, bo jeszcze kilka godzin płynięcia przed nami.
Yamil
Uff, wreszcie dopłynęli¶my do uj¶cia Rio Tabaru do Ninchare
Na zdjęciu nr 21 widać wystaj±c± skałkę/wysepkę, która normalnie jest pod wod±. Kolejne dni pokazały, że skałka obdarza pięknymi i walecznymi piquami. Grzesiek miał na wędce rekordow± piquę, złowion± na upatrzonego, dostała błystkę pod nos i zagryzła. Piquę, która miała ponad metr długo¶ci, niestety delikatnie zapięta, na krótkiej lince po kilku minutach się spięła.
Oto ta skałka
Po krótkim odpoczynku płyniemy dalej - już po Rio Tabaru. Został nam tylko krótki skok do obozowiska, niecałe 15 minut - podobno. Niestety z racji niżówki z 15 minut zrobiła się godzina, w trakcie której przeci±gali¶my łodzie przez kilka skalnych progów, a kamulce potrafiły nam sterczeć nad głowami, kamulce które przy normalnym stanie wody ledwie wystaj±, albo s± całkiem pod wod±.
Urubu
Wreszcie dopłynęli¶my do obozowiska po męcz±cej podróży. Pora na rozbicie i zakwaterowanie.
Pod jednym z tych hamaków miała swoj± norę tarantula, w której mieszkała, w bezpo¶rednim s±siedztwie rozbitych namiotów. W¶ród chłopaków były bitwy o butelki po Coca - coli - żeby nie musieć i¶ć w dżunglę, w nocy, w wiadomym celu. A w bezpo¶redniej blisko¶ci też nie wolno, aby nie ¶ci±gn±ć wszystkiego co biega i lata, żeby nie przybiegło i przyleciało, w celu uzupełnienia minerałów.
Na drugi dzień mieli¶my bardzo ambitne plany - złowić całe mnóstwo dużych ryb, co¶ upolować i obłowić jak największy odcinek rzeki. Dlatego też podzielili¶my się na 3 łodzie i między nie podzielili¶my rzekę do obłowienia. Dwie łodzie miały popłyn±ć w dół w - pewnym odstępie od siebie - i, w miarę możliwo¶ci, różnymi brzegami, a jedna w górę. Na każdej 3 pescadores - znaczy wędkarzy - nastawionych tylko na jeden cel - złowić rybę życia, cokolwiek by to nie znaczyło. Dla mnie każda, złowiona po raz pierwszy ryba, była życiówk±, potem najwyżej można było się starać, aby poprawić wynik.
Po kolejnym męcz±cym dniu czas było wracać do obozowiska. Jednak kilkana¶cie godzin na twardej łódce daje się we znaki, nawet gdy była możliwo¶ć na trochę rozprostować nogi na piasku. W obozowisku czekała na nas lokalna kuchnia - dary rzeki i dżungli, czyli aguti - miejscowa nazwa lappa i ryby oczywi¶cie. Faktem jest, że kucharce tylko gotowanie wychodziło w miarę a i to nie do końca, bo przypraw za dużo nie dawała - jak to Indianka, ale ja tam wybredny nie byłem i jadłem wszystko to, co podali, piłem to, co było do picia. No, z małym wyj±tkiem, ponieważ Rumu nie rozcieńczałem Col±. Piłem czysty, czasem lodu tylko dorzuciłem. Że słuszn± taktykę obrałem, było jasne. Ja nie miałem żadnych sensacji żoł±dkowych, natomiast koledzy miewali różne, różniste.
Zmrok nad Rio Tabaru
C.d.n.
Artur
Foto:
Ciesielski Tomasz
Mikulski Bartosz
Przetacznik Janusz
autor
Notatka: Na dowód że w Wenezueli susza
Podwodny ko¶ciół