Sacha napisał
Wracaj±c w niedzielne popołudnie z Łomży postanowiłem wst±pić do znajomego w Miastkowie.
Jest on wła¶cicielem hotelu i restauracji, więc była równocze¶nie okazja na wczesny obiad.
Marek na szczę¶cie był na miejscu i w towarzystwie dwóch innych osób przeprowadzili¶my rozmowę na temat nowych dzierżawców Narwi. Na tyłach całej posesji jest ok. 0,5 ha ogrodzony teren, który prawie cały wypełnia staw. Reszta to trawka, drzewa, krzaki,
mały domek nad sam± wod± i niski stół przy grillu.
Jest też mały, ogrodzony wybieg z czterema nastawionymi bardzo przyjaĽnie warchlakami, trzema królikami i kucem szetlandzkim.
Jest też Leon - samiec sarny, wychowany od małego przez Marka.
Marek zaproponował, bym sobie złowił szczupaka z jego stawu, a że zwykle tam łowić nie pozwala, więc się chętnie na to zgodziłem. Co prawda jeden leżał w lodówce turystycznej ale pomy¶lałem, że co on tam może mieć za szczupaki? Pewnie takie po 30-40 cm, więc się wypu¶ci. Wytarmosiłem warchlaki, kuca pogłaskałem i poszedłem z gratami na wychodz±cy w staw cypelek. Montuję spinna i widzę k±tem oka, jak z krzaków wychodzi Leon, idzie dziwnie - na sztywnych nogach, kręci koła, zawraca, podchodzi i znowu się cofa.
Zaczynam mieć w±tpliwo¶ci, czy da się pogłaskać. Jak zacz±ł grzebać przedni± nog± w trawie byłem pewien, że z głaskania nic nie wyjdzie. Ledwo zd±żyłem rzucić wędk± w trzciny, Leon zaatakował. Dobrze, że miałem na nogach kalosze, bo atakował na nogi, ale i tak jak zd±żał trafić, to bolało. Na szczę¶cie dostałem 2 czy 3 razy - a tak łapałem go za rogi i trzymałem to bydlę przy ziemi.
Trzeba przyznać, że siłę zwierzę posiada. Waży pewnie ze 2 razy mniej ode mnie (ja ponad 100 kg), a jak się dobrze nie zapierałem, to mnie cofało. Gdy lew± ręk± trzymałem go za rogi, praw± przyciskałem jego szyję do ziemi, pod skór± czuć było same mię¶nie.
Próbowałem mu wyja¶nić, że ja tylko na ryby. Prosiłem, groziłem, w końcu kazałem mu wyp... - nie pomogło. Po mniej więcej kwadransie byłem zmęczony, mokry od potu, ale Leon też ledwo zipał. Nie ustępował jednak. Cofn±ł się na chwilę, któr± wykorzystałem, żeby złapać podbierak. Przy kolejnych atakach starałem się trafić sztyc± między rogi i tak go przytrzymywałem, choć obydwaj jednak tracili¶my siły. Udało mi się dotrzeć do stołu przy grillu, tyle że wysoko¶ć tego mebla to było może 30 – 40 cm, co Leonowi wcale nie przeszkadzało.
Po kilku kolejnych minutach walki na stole moja cierpliwo¶ć się wyczerpała. W sumie to było pewnie dobrze ponad 20 minut i naprawdę obaj byli¶my zmęczeni.
A jak się cierpliwo¶ć skończyła, to nast±piło radykalne rozwi±zanie. Leon zaliczył woleja na
szczękę i 2 razy sztyc± na grzbiet i zrezygnował z dalszych ataków. Kilka minut póĽniej nadszedł Marek ze spininngiem. Gdy mu o tym opowiedziałem przeprosił, że mnie nie uprzedził. Leonowi podczas pierwszego ataku "sypie" się 2-3 razy po grzbiecie i rezygnuje. Dawno się tak nie zmęczyłem (zreszt± za biurkiem trudno się zmęczyć) i wyszedłem z tego z ranami na piszczelach powyżej miejsca, gdzie kalosze się kończyły, ale jako¶ to przeżyję. Leona zęby chyba nie bol± bo widziałem, jak skubał trawę po drugiej stronie stawu. Może trochę cierpieć na ból grzbietu ale mu się należało.
Mnie chęć na łowienie trochę przeszła, ale Marek postanowił pokazać mi jakie ma szczupaki. Za pierwszym rzutem wyj±ł takiego ok. 30 – 35 cm, ale za drugim miał piękne branie i szczupak zrobił ¶wiecę.
Prawda jest taka, że Marek nie specjalnie umie łowić i bardzo rzadko to robi, więc popełnił wszystkie możliwe błędy i szczupak - chyba dobrze ponad 60 cm - spadł. Je¶li o mnie chodzi już nie łowiłem. Skorzystałem z uprzejmo¶ci Marka i oblałem sobie piszczele wod± utlenion±.
Sacha