Czy wiesz, że...
Bielik jest największym rodzimym drapieżnikiem wśród ptaków, a jego rozpiętość skrzydeł może sięgać aż do 240 cm.

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 246
 Zalogowani 0
 Wszyscy 246

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
mario_z: Na emeryturu mam czteropunktowy plan. 1. Podróże, 2. Wedkar ...(385073) Apr 21, @ 18:55:22

krzysztofCz: Podoba mi się Twój plan w punkcie (3) :hihi ...(385073) Apr 04, @ 12:47:07

lecek: Na emeryturu mam czteropunktowy plan. 1. Podróże, 2. Wedkar ...(385073) Apr 03, @ 19:46:58

krzysztofCz: Tylko nie miej złudzeń, że na emeryturze będziesz miał więcej cza ...(385073) Apr 03, @ 15:57:03

lecek: Jeszcze (jak dla mnie) to trochę mało czasu Mój pracodawca wyz ...(385073) Apr 03, @ 10:34:12

krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U mnie na morzu albo wieje... albo nie biorą : ...(59437) Apr 03, @ 09:01:48

krzysztofCz: To prawie wieczność... mam nadzieję, że dożyjemy do następnej zbi ...(385073) Apr 03, @ 08:58:12

lecek: Byliśmy w Ustroniu. Dwa dni wędkowania w Wiśle. Na miejscu okazał ...(59437) Apr 02, @ 19:02:39

jjjan: Wpłaciłem za następne dwa lata. Są dwie faktury, każda za rok. N ...(385073) Apr 02, @ 17:57:24

jjjan: Wszystkim wszystkiego dobrego ...(170) Mar 30, @ 08:46:37


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2247
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 2016
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 2142
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2275
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2106
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2163
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2074
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2116
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2479
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2299
Ocena: 5.00 Ocen: 3


[< Strona główna galerii | Wyœlij zdjęcie >]
11568 Zdjęcia

Strona główna galerii >> I Galeria — Wędkarskim okiem >> W41 Wędkarskim okiem - 2003 >> Skan

Poprzednie zdjęcie - Skan - Następne zdjęcie

To czysty skan z profesjonalnego skanera bębnowego o rozdzielczości 11 000 pix/cal. Dałem tę fotkę, bo podejrzewano ją o różne rzeczy. Myślę, że to powinno wiele wyjaśnić. Jeśli nie - to poddaję się.

Dodany przezKierownik
DodanyApr 10 2003
Obejrzenia2001
Opis To czysty skan z profesjonalnego skanera bębnowego o rozdzielczości 11 000 pix/cal. Dałem tę fotkę, bo podejrzewano ją o różne rzeczy. Myślę, że to powinno wiele wyjaśnić. Jeśli nie - to poddaję się.

Wysłane komentarze

marek k84
(2003-04-10)
Poddaj się!!!!!!! :-))))))))))) Mi się podoba. To jest właśnie "czystość formy", a nie barokokowe rokokowanie.....
marek k84
(2003-04-10)
i jeszcze: cytat z FF za W. Węglarskim: "Nigdy nie zapomnę tego, co kiedyś mi powiedział Maciek (który jest artystą malarzem): "Pamiętaj Wojtek, że jak student Akademii Sztuk Pięknych nie umie rysować, to od razu zabiera się do malowania abstrakcyjnych obrazów. Dobry malarski warsztat poznaje się po tym, czy plastyk potrafi odręcznie narysować koło, czy tworzy bazgroł. Tę myśl pierwszy sformułował Leonardo da Vinci". Rozwinę tę głęboką myśl do naszych obecnych czasów: Nieporadny plastyk, który nie umie narysować krzesła, od razu zabiera się do grafiki komputerowej. I "tworzy" "dzieła", które każe nam podziwiać (i kupować!). "
old rysiu
(2003-04-10)
Mareczku - to już małal przesada. Czy Ty nie odróżniasz poprawiania foty od zmieniania jej? Ja tego nie potrafie tak dobrze robic jak Kierownik. Znaczy się, że też muszę bluzgać na komputer? Prezentowana tu fota jest delikatnie mówiąc brzydka. Plamiasta, upszczona i nie najlepiej rozjaśniona - tylko mi już nie mówcie - zmień monitor. Mareczku taka fota tu jest zamieszczona - czy Ty tego nie widzisz? Jesli uważasz ze taka własnie jest super - no to załamuję ręce. Mam tylko nadzieję, że z rozpędu i jakiejś tradycji musisz powiedzieć NIE. Dlatego taki komentarz przeczytałem. Opanuj się kochanienki.
marek k84
(2003-04-11)
Oldie, ja się wcale nie musze opanowywać. Cytat u góry nie jest mój (co napisałem) i jest faktycznie zbyt ostry. Jednak ja RZECZYWIŚCIE wolę TO zdjęcie od TAMTEGO. CO one mają ze sobą wspólnego? TYlko temat... A TU jeszcze dochodzi ten właśnie smaczek "starocia". Idąc Oldi Twym śladem może poprawimy: Sfinksa, MOnę Lisę, Grupę Laookona, wyprostujemy wieżę w Pisie itepe itede....
old rysiu
(2003-04-11)
Mareczku - prezentujesz człowieka wpadającego w skrajności. Może taki jesteś? Jakim prawem mówisz o" Monia Lisa" i innych specyfikach historii. Widzisz, ja nigdy nie porównałbym Ciebie do Waldorfa. Foty prezentowane tutaj powinny być ładne i tyle. W/w fota nie jest zabytkiem a i te się restauruje :-)
marek k84
(2003-04-11)
To nie są skrajności. Za sto lat nie byłóby śladu po oryginale gdyby Kierownik go nie powiesił. Byłaby tylko w pamięci fotka (to nawet nie fotka tylko jakaś wariacje na jej temat) ta, która wisi od dawna... Photoshopy i inne takie nie mogą służyć li tylko do ukrywania niedoskonoałości zdjęcia... Dla mnie fota po zbyt drastycznych przeróbkach nie jes ładną fotą bo nie jest już fotą... Jest wytworem, być może nawet dziełem, ale to już nie jest fotka w moim rozumieniu. I nie podlega ocenie takiej jak fotka... Oldi, 1. prawa do mówienia o MOnach LIsach, czy innych nikt mi nie musiał dawać, 2. fotki wędkarskie maja dla wędkarzy większą wartość gdy są przede wszystkim prawdziwe, a nie tylko ładne i w galerii "Wędkarskim Okiem" raczej takie mają rację bytu, a nie "przetwory". Dlatego pisałem, że istnieje potrzeba wyodrębnienia miejsca na "dzieła"... I na koniec: wszystko jest kwestią gustu. Mnie śmieszy na przykład mania "ramkarska", ale cóż. To dla mnie niewinny, nieszkodliwy nawyk. A innym się to podoba... Trudno. Tak samo ja uważam, że miejsce "przetworów" jest gdzie indziej, ale Ty uważasz inaczej. I też tak może zostać. Ale zdanie swoje będę wypowiadał....
old rysiu
(2003-04-11)
Mareczku ja chciałem powiedziec o prawie porównania Mony Lisy z fotą. Ale Ty znowu łapiesz się szczególików. Lubisz to - prawda? :-))
marek k84
(2003-04-11)
a dlaczego by nie porównywać? Mona Lisa jest portretem takiej se (oczywiście kwestia gustu) baby w oknie na tle pejzarzu. Ta fotka jest portretem (auto?) naszego Kierownika z sumem na tle rzeki. Zmieniły się tylko techniki.... W sumie jakby Leonardo miał aparat Kierownika to, założę się! - chrzaniłby całe to malowanie. Leonardo malował rzeczywistość taką jaką ją widział...
Sazan
(2003-04-11)
Panowie, nie kłóćcie się :) Do naszych gniazd USB podłączymy niedługo urządzenia kurzowo-zapachowe. Oglądająć takie foty najpierw trzeba będzie je odkurzyć (poleci kurz z monitora!) a potem poczujemy zapach kurzu. Znowu będą narzekać, że to nie ten kurz sprzed lat, nie ten stary zapach, jeno takie to wszystko jakieś sztuczne...
marek k84
(2003-04-11)
:-)))) Kto tu się kłoci Sazanku. Szanuję zdanie Oldiego tak jak szanuję Jego samego. Podobnie z Kierownikiem i... zdecydowaną większością Tu obecnych. Pozstawiam sobie jedynie prawo do posiadania i wyrażania czasem zdania odrębnego do ogólnie panującego. I będe próbował takiego bronić... Ale nigdzie nie narzucam się i nie wymagam by i inni je przyjmowali za swoje, wystarczy, że przyjhmą je do wiadomości :-)))) I tylko tyle..... Mój wniosek końcowy najważniejsze, że te fotki, lepsze, czy gorsze w ogóle są!!!
Kierownik
(2003-04-13)
Marku, to co tu wisi ma niewiele wspólnego z tym co widział mój szwagier w wizjerze przed naciśnięciem spustu migawki.To co tu wisi ma też niewiele wspólnego z tym co ja widzę kiedy wyświetlam sobie to przeźrocze na ścianie. Powiedz zatem, czemu mam być wierny? Zniekształceniom naniesionym podczas skanowania? Przecież to absurd. Photoshop jest między innymi do tego, aby rekonstruować, czyli przywracać jak najwierniej obraz cyfrowy do jego analogowego pierwowzoru. Analogowy pierwowzór jest najwierniejszym zapisem uwiecznionej rzeczywistości.
gismo
(2003-04-15)
Uwielbiam takie tamaty :) Toczyłem pewne boje wewnętrzne stawiając sobie pytanie, czy aby na pewno dodać ten komentarz. Ostatecznie jak sami widzicie podjąłem decyzję. Z góry też przepraszam za to, że tekst ten jest trochę zawiły. Moi drodzy, szermierka pędzlem to kwestia smaku. Problem nie w tym, czy dzieło ładne, bo któż by słyszał o Mona Lisie, gdyżby nie człowiek, który ten obraz ukradł. To właśnie owo wydarzenie, związane z kradzieżą tegoż obrazu uczyniło go sławnym. Krytyk musiał zareagować i niezależnie od swych upodobań orzekł jednoznacznie o nieprzeciętności obrazu Leonarda Davinci. Cóż za ironia, bo ten sam krytyk piętnował nudę, jakiej przecież nie braknie na owym „dziele”. Gdzie więc tkwi problem ? Odpowiedź wyłania się z nieco bardziej prozaicznych, tudzież przyziemnych rozważań. Gdybyśmy prześledzili periodyczny charakter naszej sztuki począwszy od antyku, chorego na syndrom perfekcji, poprzez barokowe zniekształcenie kształtu, a skończywszy na współczesnej obsesji modernistycznych rozwiązań, pewnie powiedzielibyśmy: piękno – rzecz względna. Kwintesencją długich przemyśleń jest ostatecznie proste stwierdzenie: aby zrozumieć motywy jakimi kierował się autor powyższego zdjęcia, należy na nie spojrzeć poprzez pryzmat jego przeżyć, jego odczuć. Sztuką, a zatem ideałem piękna nie jest umiejętność krytyki, a co najwyżej zdolność do akceptacji nowych kanonów, czyli wyzwań, jakie stawia przed nami autor.
Sazan
(2003-04-18)
Tak, Gismo! Piękno - rzecz względna. Dlatego brzydkiej dziewczynie (wg naszego kanonu piękna) nie mówi się, że brzydka (przecież nie wypada!), tylko, że interesująca. W ten sposób tworzymy nowe kanony krytyki...
gismo
(2003-04-19)
Cieszę się, że podjąłeś ten problem Sazi. A teraz zauważ, relatywizm krytyki nie jest niezależny, a jego determinacja wynika z braku śmiałości w wyrażaniu opinii. Chodzi po prostu o pewien dylemat krytyka, który niczym tragik grecki nastawia się z góry na pewną tezę potępiającą lub gloryfikującą poczynania bohaterów dramatu. Idąc tym tropem, powiemy: piękno – symbol imperatywu sztuki. Sprzeciw wobec takiej formy relatywizmu urasta tu do pewnego atrybutu, czyli po prostu pewnej batuty krytyka. Zatem cały warsztat, jaki wykorzystuje recenzent względnie krytyk, to tylko ustalone prawidła, pozbawione treści porzekadła, które w jego mniemaniu mają służyć jako punkt wyjścia do głębszych przemyśleń. Ale my już wiemy, iż de facto i tak nie mają one żadnej mocy, tudzież powołania do perswazji. Mam wrażenie, że okrutnie to zagmatwałem, więc podsumuję tę myśl jednym, prostym pytaniem: czymże jest niezawisłość krytyki, jeżeli determinują ją takie dylematy, jak np. „bo nie wypada” ?
Sazan
(2003-04-19)
Wpadasz w wielce filozoficzne zawiłości swych rozważań :)

Nie jestem przekonany, Gismo, czy istnieje coś takiego jak niezawisłość krytyki. W końcu, każdy krytyk jest ograniczony w sferze swojej działalności normami etycznymi, nastrojem chwili (przecież często dystans do dzieła nabiera się z czasem!), swą (nie)wiedzą czy swoim, często egoistycznym (subiektywnym) podejściem do oceny czyjejś pracy. Zatem zauważ, iż nawet jego zupełna niezależność finansowa, wolność słowa i myśli, nie są wystarczającymi parametrami do wyrażenia swej "niezawisłej" opinii. Nawet nakładanie się kilku podobnych i niezależnych od siebie opinii, nie gwarantuje opiniowanemu dziełu stuprocentowej gwarancji niezawisłości wobec kilku zupełnie odmiennych, równie niezawisłych krytyk. Przecież obydwie są niezawisłe, a jednak różne!

Czy tkwi w tym paradoks? Nie! Wracamy jedynie do łacińskiej maksymy de gustibus non est disputandum. Po co zatem krytyka - ktoś zapyta? No właśnie! Po co? :)

Myślę, Gismo, że każdy mądry krytyk dobrze wie, iż może się mylić. Trudno przecież być prorokiem. Zawsze łatwiej jest zadać pytanie niż znaleźć na nie mądrą odpowiedź. Stąd te warsztaty krytyków i recenzentów o których piszesz, że żonglują ustalonymi prawidłami, pozbawionymi treści porzekadłami, ale będące w ich (krytyków) mniemaniu punktem wyjścia do dalszych rozważań. W sumie jest to zawsze próba sprowokowania, wciągnięcia w swą grę, polemikę, dyskusję innych. Mądrość jest bowiem zbiorem pracy zespołów ludzkich i często całych człowieczych pokoleń. W zbiorze tym, jak rodzynki w cieście, tkwią również pomysły ludzkich geniuszy. Rzecz krytyki w tym, aby pełnić rolę czegoś w rodzaju katalizatora, który sam nie bierze udziału w reakcji chemicznej a umożliwia jej przeprowadzenie. A nuż ktoś sprowokowany, w ataku swego ekshibicjonistycznego nawiedzenia jaźni powie coś jeszcze mądrzejszego, ciekawszego i dołoży swój rodzynek do ciasta mądrości?

Mądra krytyka jest zatem potrzebna. Potrafi oczyścić, naprowadzić, doradzić, odradzić, zmienić, podtrzymać, uskrzydlić i pewnie jeszcze wiele innych rzeczy. Ale potrafi też dać człowiekowi obuchem w łeb! Bo człowiek, który zdobył powodzenie, słyszy już tylko oklaski. Na wszystko inne jest głuchy... Kochajmy zatem mądrą krytykę! Wypada! Mimo, że nie jest taka niezawisła... :-)))
gismo
(2003-04-20)
To zabawne, iż iście dantejskie sceny by nam trzeba było odtworzyć, by z takich przemyśleń, po „odlaniu wody” pozostały jeszcze jakieś sentencje godne przeczytania :) Jeżeli się jednak nie pogniewasz Sazi, dalej będę snuł te rozważania. Problem bowiem, na przekór wszelkim pozorom, pozostał nierozwiązany. Bo wszystko poczęło się, gdy ktoś widząc pędzącą zgraję artystów, zadziałał niczym przekorny Mefisto, i ów prąd „artystio” dotąd nieskalany, śmiał nazwać nurtem banalnym:) Dalej wyobraźmy sobie jak czuje poeta, gdy podlega krytyce. Przewodnikiem krytyka staje się tu Beatrycze, która wiedzie nas na przedpola doskonałego stylu. Twórca poniżony ma chyba dwie drogi: schować się w cień i zapomniany unikać światła nowych wyzwań, by gdy nań padnie promień codzienności, uciekać ze wstydem od cienia swej przeszłości, względnie podejmie on walkę, desperacki krok, bo być może wymyśli coś nowego, zmodyfikuje stary motyw, doda coś od siebie i jakoś wybrnie z takiego zdarzeń splotu. Chyba nie rzekłem tedy, iż istnieje krytyka niezawisła i dobrze, że nie ma ona wymiaru, rzec by można krytyki wiarygodnej. Funkcjonuje ona natomiast jako sumienie twórcy, ten zaś czuje pewną presję, która zda się go mobilizuje do bardziej odpowiedzialnego procesu twórczego. Zatem krytyk, mimo swej nudnej, może i niewdzięcznej roli jest motorem sztuki. Gdy sztuka milczy, on musi działać, a gdy za głośno na manewrach twórczych, to on swe słowo jeszcze dorzuci, i w tak napełnionej prochem tradycji beczce, iskrę zapłonową wznieci. Weźmy na przykład tekst, który napisałem. Nie potrafię go ocenić obiektywnie, czyli „niezawiśle”, ale przypuszczam, że gdy ktoś to przeczyta, to chwilę pomyśli, względnie pominie problem namysłu i prostym słowem mnie podsumuje: „żem beztalencie”. I mam nadzieję, że tak powie, bo taka też była moja intencja (m.in. chodzi o te rymy częstochowskie); chodziło mi po prostu o ukazanie pewnej swobody w wyrażaniu opinii, ale przede wszystkim chciałem przedstawić pewien dysonans między twórcą a krytykiem. Ów dysonans polega na tym, iż twórca oddaje siebie w swych dziełach, poświęca swój czas, energię i talent. Kwintesencją jego żmudnej pracy jest dzieło, o którym krytyk kapryśnie powie, że to nie modne, bo to nie „comforte”. Bądźmy szczerzy, tak poniżonego artystę po prostu szlak weźmie, gdy usłyszy takie słowa. I mimo, iż istotnie w sprawach gustu i koloru dyskutować nam nie wypada, powracając do myśli przewodniej, pozwolę sobie ponaglić użytą już sentencję, iż sztuką, czyli ideałem piękna nie jest dziś umiejętność krytyki, lecz gotowość do akceptacji nowych kanonów, czyli prowokatorskich dysonansów, jakie komponuje przed nami artysta. Mam tylko nadzieję, że za bardzo nie przynudzam tymi pogaduszkami :)))))
Sazan
(2003-04-20)
Mnie nie przynudzasz :)
Nie nazwałbym krytyka motorem sztuki. Sam twierdzisz, że pod jego wpływem może być twórca, który się schowa w cień, wycofa z kreacji swych twórczych zapędów. Jakiż więc z takiego krytyka motor? Prędzej hamulcowy. Jeżeli dołożyć jeszcze do tego, że ów krytyk może się mylić... :)
Artystę, który śmiało kroczy swą ścieżką z przeświadczeniem w swoje racje, niełatwo zbić z pantałyku. Prawdziwa sztuka ma to do siebie, że sama potrafi się obronić. A co to znaczy obronić w tym przypadku? To znaczy znaleźć rzesze swoich wyznawców. Jakoś ludzkość zachowuje w pamięci bardziej nazwiska artystów a nie ich krytyków... I to wcale nie z racji, że krytycy tym artystom krzywdy nie robili! :)
Pewien malarz, uważający siebie za znakomitego pejzażystę skarżył się zawsze, że co chce widoczek namalować, to włazi mu w plan jeleń... No i takie były jego wszystkie obrazy. Z jeleniem. Nie przeszkadzało mu to jednak wcale, bo zbyt na swe prace miał znakomity... Żaden przedstawiciel krytyki nie chciał jednak zauważyć artyzmu tych prac :) Podobne historie przeżywamy w fotografii, muzyce, filmie, poezji... Codziennie takie zjawiska oglądamy w TV, słuchamy w radio, czytamy w gazetach, czasopismach :) Krytycy swoje, publiczność swoje...
Bardzo jestem ciekaw jak wypadnie, odsądzany od czci i wiary przez niektórych, zespół "Ich troje" na festiwalu Eurowizji. Dotychczas, jakoś nasze ambitne piosenki nie odniosły tam sukcesu :) Zastrzegam, że nie jestem fanem Wiśniewskiego! Pamiętam niesamowitą krytykę, wręcz krucjatę krytyków muzycznych przeciwko Czesławowi Niemenowi. Pamiętam plucie krytyki na Janusza Laskowskiego dopóty, dopóki Maryla Rodowicz nie wzięła do swego repertuaru "Kolorowych jarmarków". Krytycy zdurnieli... Takie dramaty miewało od wieków wielu artystów! Wielu z nich dopiero po śmierci doceniła krytyka... Pogrobowcy sztuki czy sztuka pogrobowcem? :)
A czy gotowość do akceptacji nowych kanonów jest dzisiaj sztuką? :) Hm! Jeżeli wiąże się z jakąś rezygnacją ze swoich dotychczasowych imaginacji, to raczej jest cechą otwartego na nowinki charakteru czy braku zasklepienia się w wyznawanych dotąd kanonach! A taka rezygnacja to też sztuka! :)
gismo
(2003-04-21)
Zaiste pięknie to ująłeś :) Czytając Twój komentarz postawiłem sobie kolejne pytanie: jaki powinien być artyzm - oddany sztuce, czy raczej uniwersalny? Ujmę to jeszcze inaczej: dla kogo lub dla czego tworzyć ? Bo odpowiedzi są chyba dwie: bo albo dla sztuki i jej rozkwitu czy może raczej bawić się trzeba w artyzm u podstaw i nauczać sztuki prostych, nieświadomych, nieobciążonych jarzmem tradycji widzów – laików, i w murach teatrum mundi prezentować nieodkryte sztuki. Zapytanie to, a może raczej odpowiedź na nie urasta do miana ars signum, czyli po prostu znowu komplikuje fabułę tych specyficznych przemyśleń. Proces ten powtarza się okresowo i wprowadza nieład w ogólną tezę, którą cały czas staramy się sformułować. Pominę resztę argumentów, by nie czynić prostej kwestii jakimś traktatem filozoficznym. Dokonując syntezy pomyślałem o wyjątkowości kolorytu sztuki – podkreślam zaraz, chodzi tu o to, że jeżeli prawda to biel, a jej odwrotność to czerń, to sztuka, a raczej proces twórczy zaiste porównałbym chyba z tęczą. Niestety paradoks tych relacji, to tylko pustosłowie. No tak, ale co z naszym krytykiem? Uważasz, iż pewna nieprzeciętna siła, która powołała do istnienia motywy twórcze, nie zdołała, względnie nie nosiła się z zamiarem obdarowania choćby jednego wybrańca z całej plejady krytyków nowatorską rolą zapłonu artystycznych reakcji? Czy rzeczywiście nie ma takiej jednostki, która jest motorem? Bo jeżeli braknie katalizatora, to owe reakcje mają niekontrolowany przebieg. Myśli szkarłatne czochrają mą głowę, gdy tylko pomyślę, do czego zmierza cała zgraja artystów pozbawiona kontroli. Obawy te ujmę jedną sentencją: oni wybuchną „z Bogiem, a choćby mimo Boga !”. Czyli Fuks, dzieło Fortuny, a może właśnie tej najwyższej jednostki boskiej chroni dorobek artyzmu przed ragnrackiem ? W przyrodzie jest tak, że zawsze to prostsze rozwiązanie ma sens fizyczny. Parafrazując to z ukierunkowaniem na nasze dylematy zadajmy sobie pytanie: czy łatwiej jest założyć, że istnieje motor – krytyk, czy też może lepiej poszukać surrealistycznych sił, jakie trzymają sztukę w ryzach? Osobiście postuluję o przyjęcie postawy obserwatora, który świadomie spogląda na wrzawę twórców w nadziei, że wśród towarzyszącej jej plejadzie krytyków odnajdzie ów cudowny motor. Niestety istnieje pewien strach, który zabrania mi takiego biernego oczekiwania, on między innymi jest mi motywacją do tych zawiłych rozważań. Ja po prostu mam świadomość, że czekam na godota. Sztuka jest bardzo niedemokratyczna. Nie możemy sobie pozwolić na tolerancję, bo tak umiera krytyka . Aby strzec wysokiego stylu, powinniśmy wyodrębnić jednostki wszawe, smętnych poetów, ślepych malarzy i rzucić cały ten motłoch w getto pseudoartystów. Ale z drugiej strony, sztuka nie może być odmianą rasizmu. Jest więc ona zdeterminowana, a jej zawisłość to pewien zrost tautologiczny, bowiem zależna jest od tego, co sama tworzy. Chyba właśnie dlatego zapisaliśmy już kilka stron ciekawych przemyśleń, ale nie udało się nam sformułować tezy. Równanie sztuki jest bowiem tożsame, czyli równa się samemu sobie. Owe błędne koło rozwiążemy jedynie poprzez wprowadzenie jeszcze jednego równania pomocniczego. Nie będę już przedłużał… Rola krytyka jest bardzo żmudna. Laik patrząc na dzieło streści je w paru słowach, krytyk zaś musi wyobrazić sobie jak działał artysta, kiedy tworzył, jak trzymał pędzel, którą ręką pisał, a którą grał, co więcej musi sobie to wszystko wymyślić. I trochę mu zazdroszczę, bo w tej ostatniej kwestii zaiste wolno mu wszystko :)
Sazan
(2003-04-21)
Trudne zadajesz pytania technokracie :)
Nie jest dla mnie prostą odpowiedź na pytanie jaki powinien być artyzm. Gdybym jednak tak a vista, bez żadnego przygotowania miał odpowiedzieć na to pytanie wybrałbym inną niż te tu sugerowane. Ani oddany sztuce, ani uniwersalny. Obydwie te propozycje już w swoim założeniu sugerują pewne wytyczone trakty. Optuję za rozwiązaniem pozostawienia wyboru artyście. Zawsze będzie tak, że to inni będą mówić czy jego dzieło nacechowane zostanie (w ich opinii) mistrzostwem, czy tylko w swoim mniemaniu artysta będzie biegłym w sztuce. W tej sytuacji artysta niech decyduje czy iść zgodnie z przyjętymi kanonami sztuki i vox populi, czy sobie wytyczać nowe szlaki w zgodzie ze swoim sumieniem i pragnieniami. Sztukę nie powinno się krępować regułami. Wszelkie więzy hamowałyby jej rozwój.
Przy okazji i mnie też nasuwają się pytania. Istnieje cała masa ludzi niezbornych umysłowo, dla których sztuka jest formą terapii. Tworzą prymitywiści, szaleńcy, ułomni fizycznie... Czy rysunek namalowany ustami lub nogami przez człowieka bez rąk wymyka się spod przyjętych kanonów czy jest nowym kanonem? A może stoi na innym, wyższym poziomie artystycznym z uwagi na swą odmienność techniki malowania, trudną czasem do uzmysłowienia sobie dla zdrowego człowieka?
Wracam do poruszonej funkcji krytyka i jego miejscu na polu sztuki. Każdy z nas jest po trosze krytykiem z racji posiadania w sobie cech charakteru zmuszających nas do potrzeby określenia piękna otaczającej nas rzeczywistości. Cechy te ulegają wzbogaceniu w miarę nabierania doświadczenia życiowego. Najpierw matka, rodzina, potem pedagodzy, szkoła, rówieśnicy, otoczenie, świat, wreszcie własny rozum i przemyślenia kształtują światopogląd, gust, wyrabiają odruchy poczucia piękna. Zapewne stopień wyrobionej wrażliwości jest różny u poszczególnych ludzi. Chciałbym, aby z najbardziej wrażliwych wyrastali artyści lub krytycy :) Zadajesz pytanie, czy krytyk może być motorem sztuki. Nie sformułujemy zapewne jednoznacznie takiej tezy. Stąd owo czekanie... Nasuwa mi się myśl, że najlepszym krytykiem byłby drugi artysta z tej samej branży. Mniemam, że gdyby potrafił wyzbyć się zazdrości o swoją twórczość, byłby najlepszym krytykiem, bo się po prostu na tej robocie zna. Wszak pierwszym krytykiem naszej twórczości jest zwykle matka i ojciec. Znakomitym krytykiem zawsze będzie nasz nauczyciel-mistrz. Jest to jednak okres chłonięcia wiedzy, nauki, wypełniania kadzi swojej niewiedzy wiedzą innych. Aż przychodzi czas fermentacji tej wiedzy (piwne skojarzenie!)... Czas kształtowania się duszy artysty...
W szkole często uczono mnie być krytykiem. Nawet na maturze bywały częstokroć tematy typu „analiza wiersza”, „co autor miał na myśli” itp. Włażenie w czyjąś artystyczną duszę nie za bardzo mi odpowiadało i unikałem takich zadań. To trzeba umieć i lubić. Do zawodu krytyka trzeba więc mieć predyspozycje w zakresie zespołu pewnych cech takich jak silna indywidualność, samodzielność myślenia, bezstronność, łatwość i giętkość w posługiwaniu się językiem, zdolność kojarzenia fatów, spójność i logiczność wysuwanej argumentacji i wiele innych, a do tego wiedzę, wiedzę i jeszcze raz wiedzę... Może dlatego tak trudno o dobrego krytyka?
Tym razem, to chyba ja się zbyt rozpędziłem... :)
gismo
(2003-04-22)
Widzę, że temat ten to istna rzeka :) ,a najzabawniejsze dopiero przed nami. Każdy argument pada tu jako kolejna kropla deszczu i staje się asiociatem olbrzymiego przedwiośnia tezy. Podajesz ciekawy problem do dyskusji – kwestię odmiany sztuki, jaka kreowana jest przez twórców, którzy wyróżniają się fizycznie spośród szarej rzeczywistości, w jakiej egzystuje odrażający masyw kołtuństwa. Myślę, że potrzeba nie mało odwagi, aby ten rodzaj twórczości nazwać sztuką. Oczywiście możesz polemizować ze mną podając przykład sztuki ludowej. Pytanie jednak, czy dostrzegamy przerażający proces spowszednienia pewnych pojęć. Zacznijmy więc od początku: sztuka – art, cóż to jest? No powiedzmy, że sztuka to tyran z rodu boskiego Tukidydesa, który tak, jak rycerską rękawicą, rzuca w twarz pięknego monstrum cały dorobek światowej polemiki, przeklina uzurpatorów stylu i w prometejskiej improwizacji zbuntuje się przeciwko Bogu, a gdy i to będzie za mało, pocznie genesis artyzmu. Zatem sanctificetur moja art - po prostu święć się. I tak właśnie, niepostrzeżenie wpadł kolejny pustoslów do gareryji cudnych stylów. Te słowa nie znaczą nic. To poprzez kontekst. Już wyjaśniam o co chodzi: jeżeli masz chwilkę czasu, spróbuj napisać wiersz, niedługi wiersz, może 6 – 8 wersów. Ciekawe, jaka będzie jego tematyka. Przypuszczam, że będzie to wzniosły rapsod, przejmujący tren, może jakaś nowatorska oda. To jest właśnie sztuka. Przypuszczam też, że nie będziesz raczej nosił się z zamiarem stworzenia jakiejś bajki dla dzieci, sfabularyzowanej historii magicznych krasnoludków. Tak dla ciekawości podam, że najtrudniej pisać o rzeczach trywialnych, bo trzeba pięknie nakreślać rzeczywistość, ale posługując się prostym słownictwem. Myślę, że to jest jeden z powodów, dla których pióra poetów kreślą ciągle jakiś kolokwialny kalambur wokół spraw tak oczywistych. Zatem, jak sam widzisz, sztukę łatwo jest tworzyć i tworzyć każdy może. Dlatego właśnie boję się monstrum powszedniości. A gdyby pojęcie definiowane nazwać rodzajem tytułu, pewnego wyróżnienia. Może nie każda twórczość powinna być tu kanonem. Niektóre z nich bytują dopiero w sferze dojrzewania, inne, stają się węgłem - podwaliną przyszłych mauzoleów, jeszcze inne jako emblematy odmłodnieją, gdy architekt sztuki wykorzysta je wiążąc zaprawę przyszłych fundamentów. One po prostu nie mają prawa istnieć jako sztuka. W konkluzji przywołuję na apel tegoż referendum nowe pojęcie kommonializmu, by odtąd tak niedorosłą twórczość pod tę właśnie podciągać kwestię. Wszelkie potomstwo słabego stylu będę nazywał kommonałami. Oczywiście w tak dobitnych słowach drzemie znamię dyktatury, czego się z góry wyrzekam :). Ponownie też podkreślam rolę gustu, który najprawdopodobniej może pełnić rolę kryterium. Uważam zatem, iż całą twórczość można by segregować w dwóch urnach: do pierwszej wrzucić warto koperty z dziełami, które dumnie świadczą o potędze stylu, te zaś zwać sztuką; do drugiej z kolei proponuję wrzucać owe „uciechy” – dotąd reprezentantów sztuki, teraz świadectwa kommonializmu. Taką mam właśnie propozycję tezy - wprowadzić nowe pojęcie i nieco leniwie sprawić, by ono rozwiązało problem. Oczywiście wyrażam też pełną otwartość na inne propozycje bilansu trudnych przemyśleń.

PS
nie ma to tamto :) chyba mi naprawdę odwaliło :))))
hromehunter
(2003-04-22)
kierownik , przy tobie w kompleksy wpadam, podaj ile kosztuje godzina nauki u Ciebie ( obrobki zdjec)?
Sazan
(2003-04-22)
Panta rhei. A przecież rzeka to nie wszystko! A też płynie... :)

Nie! Nie odwaliło! Dokonujesz jedynie (moim zdaniem niepotrzebnie) rozszerzeń myślowych, zamiast dążyć do perspektywicznego dokonywania ich skrótów. Cierpiałem na podobną niedogodność niezborności swoich pól sensorycznych, ale od kiedy zmieniłem browar na okocimski - minęło - jak ręką odjął. :)

Cóż mam z Tobą zrobić, Gismo!? Nie dajesz mi żadnego korzystnego wyboru! Skoro proponujesz mi napisać wiersz... Czy będzie to wzniosły swą poetyckością rapsod czy odrażający swą ordinary kommonał i tak zgodnie z Twoją szlachetną propozycją ma trafić do jednej z urn (bez napisu sta viator!) - sztuki lub kommonializmu. Ponieważ moje dotychczasowe skojarzenia względem urn (nie wyłączając wyborczych!) są raczej ambiwalentne - zmuszony jestem odmówić tej poetyckiej przysługi. Pewnie szkoda to wielka, gdyż pokłady drzemiącej we mnie art informel mogłyby wypełnić nie tylko standardową urnę ale może i kontener cały... Zatem żadnego katharsis tym razem nie będzie i czyjekolwiek wcielanie się w uwodzicielską rolę Kirke pozostanie bez skutku :)

Pytasz o sztukę... Czymże jest sztuka... Tym razem Cię zaskoczę! By odpowiedzieć na tak postawiony problem z zakresu słowotwórczej lingwistyki stosowanej najlepiej jest zerknąć do ostatnich badań COBOP. I cóż na to mądrość wybrańców ludu? Na pytanie o sztukę, przytłaczająca część opinii publicznej kojarzy sztukę z... mięsem na talerzu. O tempora! O mores! Z czym do ludu? - zapytam na takie dictum. Wina i igrzysk! - jak jeden mąż odpowie zapewne lud. Nie będę Cię już dobijał kolejnymi odpowiedziami na pytanie o sztukę! Chociaż... Kiedyś, syn mojego kolegi wrócił 1 września ze szkoły powiedział ojcu: - Tata! A biologii to mnie będzie uczyć niezła sztuka...

Sądzę, że potwierdzisz, iż jest wielką sztuką (o! znowu ona!) przyznać się ojcu ze swych pierwszych szkolnych uniesień. Zdefiniowanie więc pojęcia "sztuka", jak widzisz, postawiło mnie przed nie lada kwalitatywnym problemem ograniczenia zakresu jego znaczenia. Nie jestem przecież językoznawcą a na kolejne odwołanie się do badań COBOP odnośnie tego zagadnienia jakoś nie mam chęci i odwagi (te dwie urny!). Vestigia terrent :)

Uchylam swój szapoklak w krakowskim geście uszanowania...
gismo
(2003-04-23)
:))))))))))Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie Twoja odpowiedź :) Początkowo nosiłem się z zamiarem przemilczenia wewnętrznej reakcji na tak iście przemyślny komentarz, ale wewnętrzne lęki związane z owym czekaniem na Godota nie pozwoliły tak stać bezczynnie.
Cieszę się niepomiernie, że wytykasz mi moje błędy, zrodzone w pisaniu zdań okrutnie złożonych, co z resztą jak sam zauważasz jest niepotrzebne i rację Twoją z pewnością popieram. Szkoda tylko, że ja jak na razie piwa nie pijam, więc nie bardzo wiem, co mi może pomóc :) …
Jedno co zrobię, to dla dobra nas obu zmienię język na bardziej kolokwialny, tudzież potoczny, gdyż mam wrażenie, że jeżeli dorzucę kolejne kwestie, to wszystko się ponownie zaplącze i zacznie się robić trochę nudne. Postanowiłem zatem uczynić pewną syntezę naszych przemyśleń. Sądzę, że najlepiej to wyjdzie w punktach:

1. Dylemat krytyka:
wnioski:
- krytyka to nie umiejętność, ale pewien kulturalny inwektyw względnie aprobat wymierzony w stronę artysty,
- rola recenzenta jest niesprawiedliwa, gdyż nigdy nie narodził się ktoś, kto podołałby trudnemu zadaniu zaspokojenia potrzeb każdej jednostki,
- krytyka w przeciwieństwie do sztuki jest bardziej realna, ale też zdeterminowana tezą jaką stawia sobie ów „uzurpator stylów”, więc pomimo, iż rzeczywista, wykazuje ona pewną zdolność do wpadania w obszary nieprawdy, stąd też brak jej niezawisłości,
- nie rozwiązaliśmy tu jeszcze kwestii związanej z byciem krytykiem w funkcji prowokatora
2. problem artyzmu
- trochę żałuję, że nie pokusiliśmy się o definicję tegoż słowa. Opowiadasz się za wolną wolą artysty – niech sam kreuje swój własny język. Przypuszczam, że jest to szczególnie optymalne rozwiązanie i najprawdopodobniej najlepsze. Tylko tyle, że „ludowe obyczaje stają się prawem” i tak samo polszczyzna też nie pozostaje w nudnej statyce, lecz drogą ustępstw plejady polonistów staje się odpowiednia do ludzkich potrzeb. Pytanie więc brzmi: czy twórca nie powinien być na usługach widzów i dzieła swe ku ich uciesze tworzyć ?
3. I teraz chyba najważniejsze – czym jest sztuka ?
- definicja, jaką podałem była pełna poetyzmu i chyba nic nie wniosła do naszych rozważań. Przyznam się, że nie wiedziałem jak zdefiniować to dosłownie „zjechane” (nad wyraz powszechne) pojęcie. Skoro jesteśmy już przy wyznaniach, to jeszcze dopowiem, iż w owej definicji zawarłem wcale nie małą domieszkę prowokatorskiego pierwiastka. I chyba wyszło nam to na dobre, bo w kolejnym komentarzu dodałeś ciekawą i niezwykle nowatorską teorię, która z pewnością przybliżyła nam znaczenie słowa „sztuka” :)))
Niemniej jednak chyba temat ten nie został jeszcze wyczerpany, bo nadal nie mam pojęcia, co tak naprawdę można by powiedzieć, gdy ktoś zada jakże banalne w brzmieniu pytanie: co to jest sztuka?

Jeżeli czegoś nie pominąłem i nie walnąłem gdzieś jakiegoś felernego błędu, to pozostały jeszcze trzy pytania:
1. Czy krytyk jest motorem sztuki?
2. Czy magik sztuk artystycznych może kreować własny artyzm niezależnie od potrzeb widowni ?
3. Trzecie pytanie chyba najlepiej pozostawić na koniec, niech stanowi tezę i znamię trudu filozoficznych rozważań – czym jest sztuka ?

Mam nadzieję, że takie podsumowanie przybliżyło nam nieco widok lądu rozwiązania na bezkresnym oceanie myśli :))))))))))))
Jarbas
(2003-04-23)
I oto proszę. Jak zwykłe zdjęcie wędkarza z rybą może ludziom głowy połamać. Chodzi mi w sensie pozytywnym. Ile żeście musieli się napisać, żebym ja to teraz musiał siedzieć i czytać. Ale przyznam, że nie mniej ciekawe, a nie ujmując nic Kierownikowi dodam jeszcze, że większy wpływ na mnie miało to co napisane niż to co pokazane.
Sazan
(2003-04-24)
To są na świecie jeszcze tacy ludzie, którzy nie piją piwa i potrafią budować zdania okrutnie złożone? :)))

Pisząc jakikolwiek komentarz nie zastanawiam się nad jego przemyślnością. To tak jakoś samo wychodzi. Każdy człowiek ma zapewne inne skojarzenia na ten sam temat. Im więcej kwestii poruszymy, tym więcej będzie ich do rozwiązania. I dobrze, bo jak się milczy, milczy, milczy, to apetyt rośnie wilczy, na poezję... (jak mówił poeta). Byłbym szczęśliwy, gdyby więcej osób chciało włączyć się w naszą polemikę. Jest nadzieja, bo pierwsza jaskółka właśnie zawitała... Witam serdecznie Jarbasa :)))

Z ostatniego postu wnioskuję, Gismo, że najbardziej leży Ci na sercu sprawa odpowiedzi na pytanie: co to jest sztuka? Dobrze chyba będzie się skupić na jakimś jej pojedynczym, a i tak jakże obszernym temacie... Inaczej nigdy nie zobaczymy tego „widoku lądu rozwiązania na bezkresnym oceanie myśli”. Inaczej może to być zbyt zgodne z formułą koncepcji sztuki czystej, czyli sztuki dla sztuki :) Sztuką dla nas będzie zapewne uporządkowanie poruszanych tu spraw!

Skoro powiedzieliśmy sobie, że różni różnie mogą kojarzyć sobie to pojęcie, skupmy się na słowie sztuka, związanym z twórczością artystyczną człowieka w konkretnych dziedzinach. Dla mnie nie ma wątpliwości, że oprócz sztuki gotowania, szycia, prasowania, pisania, mówienia, czytania, prowadzenia konwersacji, jedzenia i picia, ubierania się, chodzenia czy poruszania, prawidłowego oddychania, żywienia, umiejętności pracy, wypoczynku, stosunku do bliskich i dalekich, wychowania swych dzieci, tolerancji, poskromienia nieskromnych odruchów, powożenia, wojennej i jeszcze wielu, wielu innych sztuk, które odbieramy (lub nie!) wraz z wychowaniem, nauką czy też doświadczeniem (jako rzecz nabyta) istnieje bardzo rzadki rodzaj umiejętności związany z potrzebą posiadania cech, zwanymi potocznie talentem, darem od Boga, natchnieniem, zacięciem, stanem uduchowionym, których nie sposób nauczyć się, bo ma się to we krwi, bo wysysa się to z mlekiem matki, a które to cechy wprzęgnięte do pracy tworzą dzieła zwane twórczością artystyczną. To nieco inny rodzaj sztuki od wyżej wymienionych przeze mnie. O takim rodzaju sztuki (sztuk) chciałbym dzisiaj coś powiedzieć... Zwykło się je nazywać sztukami plastycznymi... Od tego bowiem wzięła się nasza tu dysputa, a zawężenie tematyki, czasem może przynieść niespodziewanie dobre rezultaty :)

Bardzo podobał mi się porządek wprowadzony przez Greków. Konkretną dziedzinę sztuki lub nauki oddali w opiekę konkretnej muzie i... mieli spokój! A my tu męczymy siebie i innych różnymi dziwnymi, choć ważnymi tematami krążąc wokół sztuki a nie dotykając jej za bardzo, co też jest sztuką :) Po Grekach i Rzymianach było chyba sporo teoretyków sztuki i filozofów, którzy temu tematowi poświęcili całe życie. Mnie, mojego życia na to szkoda :) Nie mam zresztą do tego przygotowania ani zawodowego, ani wynikającego ze specjalnych zainteresowań tą dziedziną życia.

Sztuka czy rzemiosło?
Jako stąpająca jednak po tej ziemi istota spotykam się nieustannie z doznaniami wizualnymi, które dostarcza mi świat (szczególnie jak wejdę na galerię fotograficzną PW :) ). Mam to szczęście w życiu, że jestem posiadaczem szarych oczu, które nie obciążone wadami wzroku lubią popatrzyć na twórczość innych ludzi. Raduje mnie podejście różnych ludzi do profesji fotografii. Jedni pstrykną i już mają zdjęcie, inni poświęcają temu samemu pstryknięciu wiele więcej czasu, rozważając dużo za i przeciw, zanim nacisną spust migawki oraz starając się wydobyć później z negatywu więcej niż „fabryka dała” możliwości aparatowi fotograficznemu i czyniąc wiele zabiegów pod kątem swego odbioru wrażeń ze zrobionego własnoręcznie dzieła. Zwykle jeżeli jest to coś nowatorsko twórcze, wykraczające poza znane, oklepane schematy, wnoszące powiew świeżości, mające to „coś”, tego ducha i... zwolenników – uważamy to za art. Jeżeli jest to tylko ładne, bo nie jest brzydkie, uważamy to za dobre rzemiosło. Nasuwa mi się pytanie czy artystę też można nazwać dobrym rzemieślnikiem lub czy dobry rzemieślnik może już być uważany za artystę? Na ten temat brak mi wiedzy... Np. Michał Anioł był znakomitym artystą czy znakomitym rzemieślnikiem? Bo że był znakomity, nie ulega to dla mnie żadnej wątpliwości... Coś czuję, że brak tu wyraźnych granic. Jak mam więc odpowiedzieć na pytanie: co to jest sztuka? A może teoretycy sztuki dawno na to pytanie już odpowiedzieli a my tę żabę jemy „po próżnicy” wyważając przy okazji otwarte drzwi? :)

A czym jest sztuka? – pytasz.
Stawiam swoją tezę: sztuka, to twórczość człowieka wyciskająca piętno, poprzez ludzkie receptory odbioru wrażeń na wewnętrzny stan naszego ducha, znacznie mocniejsze od twórczości innych.
Oczekuję lepszych propozycji tej definicji, Gismo :) Może wspólnie do czegoś dojdziemy...
gismo
(2003-04-25)
Na wstępie mam niewysłowioną przyjemność powitać Jarbasa :)))) i jednocześnie zachęcam ( podobnie jak Sazan ) do wspólnych przemyśleń nad istotą sztuki oraz do poszukiwań odpowiedzi na „nieco niecodzienne” dylematy.
Po drugie, zamierzam dalej kontynuować te rozważania i tu jest mały problem. Sazi proponujesz mi, abym podał inną definicję sztuki. No właśnie… szukam jej pewnie od kilku lat i tak samo długo powstrzymuję się od poszukania odpowiedzi w encyklopedii, gdyż niejako chcę obalić pewien dogmat, wywołać swoistą rewolucję myśli ludzkiej, czyli z pewnością nie zamierzam kopiować już użytych słów, dodam natomiast własną ekwilibrystykę i mam nadzieję, że ostatecznie razem do czegoś dojdziemy. Moja propozycja dotycząca definicji sztuki wygląda tak: po pierwsze, to nade wszystko muzyki! Ale to już niejeden pisał…Dodam więc znacznie więcej. Sztuka to język, mózg artyzmu, jedyna droga by trudnym podołać wyzwaniom, to głos, który śpiewa, a jeśli śpiewa to chyba po myślowemu, rzuca tony, jakie rozchodzą się po granice kosmicznego dystansu. Jak ująć rzecz tak nieujętą w prostych słowach ?

Są rzeczy, których głowa pojąć nigdy nie zdoła i szuka ucieczki w gmatwaninie kalamburów słownych.


Drogą namysłu wysuwam wniosek: sztuka to pogrom tępych umysłów.

Sztuka to inny świat, inny wymiar, osobliwa rzeczywistość, która jawi się nam poprzez słowa pełne irracjonalizmu. Jest to wezwanie, które dochodzi do jednostki ludzkiej począwszy od jej wnętrza. Rzucam więc całe te słowa i jeszcze raz szukam odpowiedzi.

Moc twórcza to chyba jednak umiejętność… albo to tylko moment, kiedy przechodzi pewien dreszcz emocji w przeczuciu, że stworzysz coś nowego, co przetrwa twą epokę… ma ono wymiar ulotnego dźwięku, szepniesz i zdmuchniesz to pojęcie, a tak bardzo by się chciało wykrzyczeć exegi monumentum, ale znów piętno słów nieprzeciętnych dech u podnóża krtani zapiera…

Wiedziałem, że to się tak skończy - jak zwykle do niczego nie doszedłem… Sztuka chyba mnie przerasta, bo odpowiedzi nie widać na horyzontach tych przemyśleń.
Wejdę na chwilę podczas tej wędrówki po pałacu sztuki do salonu muzyki. Ta sfera działalności twórców jest wyjątkowa. Kiedy stoi się przed obrazem lub rzeźbą, cały wysiłek twórczy artysty spogląda na nas z jego dzieła, a my stoimy tak nieruchomo, chłoniemy wszystko naraz: koloryt, kształty, perspektywę, tonację uczuć i ruch pozorny. Z muzyką jest inaczej – widz nie może tak biernie stać, ma on trudne zadanie podążania z biegiem rytmu, szuka czegoś, po drodze łapie ulotne dźwięki i w myślach skleja to wszystko indywidualnie…i ciągle się spieszy, zaś kiedy ogrom interwałów przytłoczy go swą potęgą, poczuje on dreszcz i z pewnością stwierdzi, że sztuka to… jedyna rzecz, którą stworzył człowiek, by przemawiać do mas odbiorców nie wypowiadając słowa…
A co z poezją, przecież ona używa naszego języka ? Czy to oznacza, że definicja sztuki zdeterminowana jest poprzez zakres swej twórczości ?
Myślałem, że znalazłem już odpowiedź, ale wystarczało krótkie pytanie… ot i już mętlik w głowie.
Ogrom myśli, jakie chciałbym rzucić gdzieś w przepaść filozoficznych przemyśleń, nie pozwala mi wierzyć, że sztuka to tylko dziedzina humanistyczna.
Może Was zawiodę, ale nie jestem wstanie inaczej zakończyć tego komentarza, jak tylko ponagleniem już napisanego pytanie: czym więc jest ta wszechobecna sztuka ?

Ale to przecież jeszcze nie koniec naszych rozważań – pozostaje jeszcze niewyjaśniona kwestia krytyki. Jeśli pozwolisz, to rzucę pewien argument, który przesądzi o roli krytyka.
Co mobilizuje artystę do żmudnego aktu twórczego ? Odpowiedzią jest strach, gdyż to on sprawia, iż mistrz, który poskromił sztukę boi się, że cisza ( brak motywów twórczych ) będzie odebrana jako koniec wielkiego artysty. Taką moc ma tylko krytyk. Strach to organ jakim się on posługuje, to zaś nadaje mu funkcję wyjątkową – krytyk jest motorem sztuki. Używając takich słów nie pozostawiam wielkiego wyboru. Nie pragnę tedy, abyście biernie akceptowali taką tezę, przyjmuję natomiast postawę pełną gotowości na odmienne opinie.
Niestety brak mi jakiegokolwiek pomysłu, który mógłby jakoś doprowadzić nas do definicji sztuki. Cóż więc począć, chyba jedynie desperacko krzyknąć: pomóżcie :))))
Kierownik
(2003-04-25)
Ten czysty skan zadziałał na Was jak klocek lipowy na rzeźbiarza. Nie mogłeś sobie Gizmo wymyślić lepszego nicka :-)Wspaniale muskasz istotę tego co wielu czuje ale tak niewielu potrafi wypowiedzieć. Czuję, że uwielbiasz te igraszki z duchem sztuki, robisz to niebywale zgrabnie. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że nie chcesz tak do końca niczego definiować bo masz świadomość, że ducha nie można obnażyć. Można oczywiście sprowadzić temat na bliższy mi i bardziej konkretny grunt psychologii i spróbować go tu zdefiniować. Wyglądało by to mniej więcej tak, że sztuka to umiejętność materializowania specyficznych lub nieswoistych stanów emocjonalnych w sposób poruszający wrażliwe pokłady psychiki innych ludzi. Teraz wypadałoby doprecyzować te specyficzne stany emocjonalne. Zamiast rozprawiać o wypartych uczuciach, tęsknotach i lękach, przytoczę znane powiedzenie o tym, że prawdziwa sztuka rodzi się z cierpienia. Bardzo trafiają do mnie te słowa, może nawet za bardzo. Niestety więcej we mnie emocji niż umiejętności ich materializowania. Teraz będzie coś z gruntu bo to w końcu Pogawędki Wędkarskie. Wiem Jarbas, że ta wysoka liczba odwiedzin pod fotką to zasługa Gizmo i Sazana który jako człek inteligentny potrafi znaleźć się w każdej sytuacji. Ta "pasztetówka" Jarbas, była nie na miejscu. PS. Jakiej muzyki słuchasz Gizmo?
Kierownik
(2003-04-25)
Wyraz materializowania miał być w cudzysłowie, a jeszcze lepiej byłoby użyć słowa, wyrażania lub artykułowania. Wszystkie są zbyt dosłowne do określenia sił pobudzających do tworzenia sztuki.
gismo
(2003-04-26)
Cieszę się, że dołączył do nas Kierownik :) Widzę, że ciekawe spostrzeżenia wysuwasz na wstępie :) Niestety odnoszę wrażenie, że się na mnie nieco zawiedziesz… Owóż przypisujesz mi rolę jakiegoś Mefisto, który bawi się ekwilibrystyką, szuka punktów słabości w domenie potęgi, a wszystko po to, by jak już powiedziałem doprowadzić kunszt podtrzymania polemiki do perfekcji. A jednak nie !

Tak się składa, że razem z Sazanem, a ostatnio także z Jarbasem po prostu szukamy nowatorskich ujęć rzeczywistości. Sztuka to pretekst do wyrażenia pewnej myśli, jak sam pewnie zauważyłeś nieco zawiłej. Nasza polemika to niejako system kulturalnych inwektywów względnie aprobatów wycelowanych w stronę takich pojęć jak artyzm, sztuka, czy też krytyka. My po prostu lubimy niczym dzieci bawić się filozofią. Myślę, że wyjaśniłem tę kwestię, gdyż właśnie w taki sposób odnoszę się do naszych wspólnych rozważań, choć oczywiście z góry zaznaczam, że każdy może inaczej odbierać tę igraszkę słowną. Swoją drogą bardzo ciekawi mnie, jaki jest pogląd pozostałych obserwatorów i uczestników powyższej polemiki.

Idąc dalej, odpowiem na Twe zapytanie dotyczące muzyki. No cóż, przyznam się bez wahania, że kocham się w muzyce klasycznej ze szczególnym uwzględnieniem dorobku jakże znanego Chopina, Liszta, ale częstokroć zdarza mi się egzystować także w utworach symfonicznych. Nie będę tu przytaczał żadnych nazwisk wyszukanych kompozytorów, gdyż nie w tym tkwi problem.

Istną mapą natomiast, jaką podajesz nam w naszych wędrówkach po pałacu sztuki, jest stwierdzenie, iż pojęcia, które staramy się wytłumaczyć, jako odczucia czysto metafizycznego człowiek nie może definiować poprzez słowa. Jest to bardzo śmiałe stwierdzenie i chyba jednak z całym szacunkiem odnosząc się do Twej osoby nie zgodzę się z taką postawą. Czyli po prostu dalej drążyć będę ów kawałek klocka lipowego z nadzieją, że gdzieś jednak tkwi cel naszych argumentów – definicja.

Ja po prostu przyznam się, że naprawdę nie wiem, czym jest sztuka. I to chyba jest bardzo śmiałe i szczere wyznanie. Gdybyśmy przyjęli postawę pewnego modelu Johna Locka – postawę dziecka, którego umysł jest czysty jak niezapisana karta, dziecka, które właśnie dowiedziało się, że ludzkość porozumiewa się używając języka, słów, to powiedzielibyśmy:
- sztuka to jest takie coś, co jest piękne…

Ale to przecież za mało …

Kierowniku piszesz, że sztuka to umiejętność mterialozowania. Czy poezja albo muzyka też mają wymiar fizyczny ? A przykłady sztuk, jakie wyliczył nam Sazan ? Niestety obawiam się, że stuka to chyba jeszcze więcej niż potęga ukazywania na przykładzie namacalnych pojęć tego, co myśli dusza. Wybacz, że wchodzę w taką ostrą polemikę. Po prostu staję w obronie swojego zdania :)

Natomiast wyrażam pełną zgodność ze stwierdzeniem, iż natchnienie rodzi się w cierpieniu, gdyż to ono pełni tu rolę motoru. Z drugiej strony to nie wyjaśnia nam, jak rodzi się artyzm, kiedy rusza go zwykła radość, piękno, moc wesołych uniesień. Pragnę też zauważyć, iż znacznie trudniej tworzyć sztukę pełną wesela, tak by poruszała ludzką duszę, niż pisać dramaty, czy teksty rewolucyjne. Tak pisać – to jest sztuka! Przykładem, jeżeli mam się odwoływać do muzyki, jest chociażby Polonez As- dur op. 53 F. Chopina, gdyż w tym genialnym utworze nie mamy motywów cierpień, a wręcz przeciwnie emanuje z niego kwintesencja radości.

Podsumowując - taka dysputa, to przede wszystkim ciekawa zabawa, która nie tyle uczy, co maluje określone teorie, jakie mogą się stać ewentualnie pewnym materiałem do omówienie jeszcze bardziej rozbudowanych dysput, a nawet dowcipów filozoficznych :)
Cieszę się ogromnie, iż w olbrzymim stopniu pomogłeś nam znaleźć odpowiedź na jedno z pytań, jakie sobie postawiliśmy i jednocześnie z całym sercem zachęcam do wspólnych rozważań :))))))
maro2
(2003-04-26)
Przeczytałam wszytskie posty i nie wiem czemu skojarzył mi się taki zart i to nie wedkarski:).Młody mól wyleciał w pierwszy swój lot.Kiedy wrócił do gniazda zaciekawiona rodzina pyta"No i jak było?".A mól na to skromnie"No nie wiem..ale chyba dobrze było ,bo wszyscy brawo bili.."
gismo
(2003-04-26)
Przyznam się również, iż pałam olbrzymią chęcią poznania Twoich zainteresowań, tudzież pragnę wiedzieć w jakiej Ty muzyce egzystujesz, ale także jakie preferujesz odmiany sztuki.
Jarbas
(2003-04-26)
Kierowniku, nic nie poradzę na to, że bardzo mi się podoba „rozmowa” Gismo z Sazanem. Nic nie poradzę, że wszystko się dzieje pod Twoim zdjęciem. Nie zabieram głosu w dyskusji bo za płytka moja wiedza na ten temat. Ale piękne to nuty nie tylko dla ucha. Uzyskuje doznania i ogarniają mnie myśli i przemyślenia innego lotu jak zaduma nad zdjęciem, które będąc tłem rozmowy przytoczonych Panów mogłoby przedstawiać wspomnianą przez Ciebie „pasztetówkę”. (lub wątrobiankę jak kto woli) Nie można najlepiej znać się na wszystkim i nie można oceniać wszystkich kryterium swojej osoby. Coś słabo Kierowniku z tą psychologią bo bardziej mówisz jak umiesz słuchać. Piękny to serwis. Nie powiem więcej nic prócz tego, że sztuką jest mówić i rozmawiać o sztuce w temacie którego sztuka nie dotyczy. Pięknie Panowie Sazan i Gismo! Rozmawiajcie dalej i pozwólcie mi z boku cichutko temu się przysłuchiwać....
gismo
(2003-04-26)
Widzę, że Kierownik zadziałał swą psychologią i nastała cisza :)))))) Osobiście jednak nie zamierzam pozostawać bierny i oto szykuję nowe regimenty argumentów. Do bitwy, jaką stoczę z milczeniem polemiki, wysuwam na początek pospolite ruszenie pewnych uwag.
Po pierwsze chyba wiem już, jak mówić, by sztukę móc opowiedzieć. To jednak nie takie proste, bo oto w dalszych rozważaniach stajemy przed problemem porozumiewania się językiem owej stuki. Cały trud polega na tym, iż praktycznie nie wiemy, jaka jest gramatyka, słownictwo, frazeologia i szereg innych pojęć związanych z lingwistyką w odniesieniu do frazy, jaka jest mową sztuki. Zacznijmy więc od prób wyjaśnienia schematu działania jakże złożonego procesu oddziaływania dzieła na odbiorcę.

Pierwszym etapem jest zawsze zaskoczenie, dezorientacja, która zmusza do zgłębiania wiedzy, rodzi uporczywy i nieposkromiony zapał, jaki zmierza ku zrozumieniu znaczenia dzieła. Obserwator podąża jednak pod Cheroneę, gdzie czeka go klęska, gdyż nie podoła sam trudom poznania… To wszystko trwało ułamek sekundy… a najważniejsze dopiero nadciąga.
Teraz pojawia się syndrom ciszy, który zżera widza od wewnątrz. Odpowiedzią będzie w tym momencie mowa egocentryczna, czyli skierowana do samego siebie. Obserwator zaczyna komentować dzieło, wysuwa wnioski i nagle zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką rolę posiadł, gdyż zrozumiał to, co miało być przekazane.
Tak zaczął się początek kulminacyjnego końca. Epicentrum dreszczu emocji powstaje gdzieś w okolicy serca i rozchodzi się równomiernie, aż ujawni się zewnętrznie poprzez przysłowiową „gęsią skórkę” – to jest właśnie potęga frazy artyzmu.

A nasze zadanie jest jeszcze trudniejsze, bo wszystkie te uczucia zaklęte w magicznych słowach musimy wyrazić poprzez dziecinną frazeologię, i tak prosto, i tak banalnie mówić o rzeczach wręcz niepojętych…
Do ostatecznej rozgrywki rzucam ciężką jazdę słów dziecinnie prostych.
Wyobraźcie sobie, iż był pewien kamieniarz, który już od najmłodszych lat pragnął być kimś wielkim. Spojrzał ku górze i zobaczył na niebie wspaniałe słońce, które tak niepodzielnie królowało na nieboskłonie. Pomyślał wówczas – ach bodaj być słońcem… tak to by było coś! Stał się więc słońcem. Pełen potęgi i dumy świecił silnymi promieniami, ale wiatr przygnał ciemną chmurę, która zasłoniła słońce. Nasz kamieniarz stwierdził, że potężniejsze od słońca są ciemne chmury, i zapragnął być chmurą. Stał się więc chmurą. I odtąd gromowładnie rzucał piorunami, ciosał powierzchnię ziemi, aż pewnego dnia natrafił na kamień, którego nie zdołał połamać. Pomyślał wówczas – być kamieniem potężniejszym od pioruna… to by było coś! Stał się więc kamieniem. Dumny i pełen patosu stał nieruchomo eksponując swoją potęgę wobec innych sił natury. Ale pewnego dnia przyszedł kamieniarz i połamał kamień na kawałki…

Pora na morał.
O ile człowiek musiałby się cofnąć, by ujrzeć potęgę swojej myśli ? „Człowieku, gdybyś wiedział, jak twoja władza ! Ludzie każdy z was mógłby samotny i więziony myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony”. Słowa poety niech będę inspiracją i pokrzepieniem w trudnej wędrówce po gmachach artyzmu.

Na koniec jeszcze wejdę do korytarza, gdzie wiszą wspaniałe obrazy. Jakoś tu pusto… nie ma tu tłumów, bo wszyscy zgromadzili się w Salonach, a nikt nie docenił owych dzieł wiszących w korytarzu, bo przecież to był jedynie korytarz…
Jak usprawiedliwić takich krytyków ?
Kierownik
(2003-04-26)
My czasem Gizmo jeździmy nad ulubioną wodę i to powód tego milczenia. Z tego materializowania próbowałem się wycofać, ale jak widać nie dosyć skutecznie. Chodziło mi o pewien rodzaj komunikowania się dusz. W przypadku muzyki na żywo zaryzykowałbym określenie dialogu dusz. Pytasz o muzykę - kocham jazz. Najbliższy jest mi ten tworzony w okresie mojego dzieciństwa. Podobno zbyt przeintelektualizowany i zbyt chłodny, ochrzczony Cool Jazzem. Postać numer jeden tego nurtu to Milles Davis. Jego muzyka to wielkie studium samotności. Zastanawiam się od dawna , na czym polega geniusz tego muzyka. Dlaczego w zderzeniu z dźwiękami wydobywanymi z jego trąbki to, co przed chwilą wydawało się sztuką, jawi się niczym płytka i beznamiętna fraza. Zastanawiam się dlaczego tak bardzo ulegam magii jego muzyki. Studiowałem biografię Davisa i znalazłem wiele podobieństw pomiędzy jego losami a moimi. Czy o to właśnie chodzi? Nie wiem tego do końca. Powiesz, że to zbyt płytkie i pozbawione metafizyki. Może kiedyś dojdę to tych obszarów. Ciekawy był stosunek Davisa do krytyki. Był to stosunek bardzo pogardliwy a krytycy nie śmieli mu się przeciwstawiać. Trudno się dziwić bo wiódł on swoich słuchaczy i krytyków w nieznane obszary. Zanim mijało osłupienie on rozpoczynał już nową wędrówkę. On wepchną krytyków do jednego szeregu z słuchaczami odbierając im prawo do krytyki. Po prostu jego muzyka przerastała nas wszystkich. Obył się bez krytyki i jego geniusz kompletnie na tym nie ucierpiał. Można oczywiście gdybać, co by było gdyby jednak ktoś... Tylko po co? Jeśli możesz coś dla mnie zrobić Gizmo to poświęć jedno ze swoich rozważań siłom napędowym sztuki. Myślę, że odpowiedzenie sobie na pytanie, dlaczego, ułatwi nam zrozumienie, czym jest. Niektórzy deklarują, że w pełni podążą za tokiem Twojego rozumowania. Wbrew temu w galerii PW zapanowała istna psychoza. Wszyscy biją się w piersi i przysięgają, że nie poprawiali swoich fotografii. Rzekoma "czystość" ich fotek została wyniesiona do rangi cnoty zasługującej na podziw, nie za formę, ale za szczerość. Ciekaw jestem, co na to autor tego zamieszania. Wiem, że nie takie miał zamiary, jeśli w ogóle jakieś miał. Dla mnie raczej dzielił się on swoimi myślami nieuczesanymi. Teraz dużo bardziej się stara. Widok kamieniarza zrobił swoje:-)))
Kierownik
(2003-04-26)
Wyczytałem przed chwilą Gizmo, że interesujesz się ichtiologią. Jak głęboka jest Twoja wiedza w tym temacie?
gismo
(2003-04-27)
Widzę Kierowniku, że stawiasz przede mną ostry mur oporu. Turbina problemów się kręci, więc płyniemy razem na okręcie, który, jak sam zauważyłeś pewnie płynie do nikąd. Widać jeszcze za mało się postarałem… Teraz pokaże Ci moc uczucia
Na wstępie sprostuję kilka kwestii:
1. Żaden mój komentarz nie miał na celu krytyki któregokolwiek ze zdjęć. Nie mówię tego wcale głosem rozpaczy, desperackiej ucieczki zdemaskowanego Mefisto. Odbiór komentarza jest kwestią indywidualną dla każdego z osobna. Błędnie też zauważasz, że staję w obronie czystej formy. Na fotografii się nie znam, więc i tak niewiele miałbym do powiedzenia na temat zamieszczanych w galeriach zdjęć, o czym z resztą już wspomniałem. Jeszcze raz przypomnę, iż żaden mój komentarz zamieszczanych tu zdjęć nie dotyczy, a jedynie może być formą poszukiwań odpowiedzi na określone pytanie, które sobie wspólnie zadajemy.
2. Wielką radość sprawiasz mi natomiast, gdyż podkreślasz moje błędy. Nie będę tedy wcale zaprzeczał, iż myśli moje z początku były zrodzone w chaosie, nieuporządkowane, pozbawione jakiegoś nadrzędnego celu (przyznam się, iż na wstępie badałem grunt, o którym już wspominałeś). Osobiście dalej uważam, iż słowa, jakie tu zamieściłem nie są praktycznie nic warte… 3. Przyznam się, że nie do końca rozumiem Twoją aluzję z kamieniarzem :) :) Mam wrażenie, że czegoś nie wyjaśniłem do końca. Pytanie, jakie powinieneś był mi postawić brzmi: po co ja tu w zasadzie się jeszcze pałętam ? Nie wypowiadam tego żadnymi słowami ironii, czy też złości, tego możesz być pewny :) A co z odpowiedzią na takie szczere pytanie ?

Chciałem zachować odpowiedź na koniec, jako kwintesencję wspólnych rozważań, ale widzę, że Twoja niecierpliwość nie pozostawia mi wyboru. No mówi się trudno :)))) Otóż jestem tu jeszcze z trochę błahego powodu. Wykopałem tu pewną studnię, która, jak pewnie Ci się wydaje, nie ma dna. Mimo to składam na Twe ręce deklarację, iż nie odejdę stąd, dopóki nie zakopię argumentami tak rozpoczętej budowy. Dlaczego akurat tutaj ? Nie mogłem sobie znaleźć innego miejsca na takie pogaduszki ?

Widocznie nie mogłem.
Przyznam Ci się też, że wiem bardzo niewiele. Pałam natomiast olbrzymią chęcią znalezienia odpowiedzi na proste pytanie, które po raz kolejny przypomnę: sztuka – co to jest?
Słyszałem tu już wiele opinii i dziękuję Wam ogromnie za to, iż uczycie mnie jak definiować to pojęcie. Przecież ja tylko parafrazuję Wasze słowa. Zauważcie, iż odpowiedź dajecie Wy sami. Uchylam więc głowę przed Wami – Wielcy Filozofowie. W imię takich umysłów:

EVVIVA L’ ARTE ! - niech żyje sztuka !

Jak już wspomniałem, wiem bardzo nie wiele, ale przeczucie mnie nie myliło, bo któż lepiej mógł wiedzieć czym jest ów przyjemny uścisk w sercu, ten moment podniecenia niż Wy, którzy wiecie co znaczy znikający pod wodą spławik lub podwieszana bombka, która sunie ku górze pchana jakąś tajemniczą siłą, albo nagłe szarpnięcie na końcu wędki tak dobrze znane spinningistom i muszkieterom :)

Choć brzmią te słowa, jak pożegnanie, nie kończę wcale naszych rozważań, bo epitafium jest jeszcze niegotowe. Rzucam więc ciszę na te minorowe tony… chwilę pomyślę… ot i znalazłem już akord zaczepienia. Kierowniku, prosisz mnie o dywagacje nad siłami napędowymi sztuki. No cóż, rozprawiałem już o tym wspólnie z Sazanem. Oszczędzę Ci trudu ponownego czytania i tym razem jako punkt wyjścia wykorzystam Twoje spostrzeżenia.
Chyba nie zgodzę się z Tobą, gdyż stwierdzasz, iż geniusz artysty nie ucierpi, jeżeli twórca odrzuci wszelką krytykę. A teraz wyobraź sobie muzykę bez postępu…
Czy geniusz sam się rozwija, czy wraz z brakiem motoru zatrzymuje się na pewnym poziomie, gdzie sfera jego dalszych odkryć nigdy już nie będzie miała wstępu ? Jeżeli brakuje sił popędowych, to pęd zamienia się w pewną miarę bezwładności – masę pędzącą na oślep. Wniosek jest więc prosty – krytyk musi być. Tak swoją drogą powiem Ci, że Twoje słowa mogą się stać dla wielu inspiracją do bardziej przemyślanej pracy twórczej, przynajmniej takie, jakże pozytywne odnoszę wrażenie.

I tym miłym akcentem zakończę ten komentarz. Mam nadzieję, że dalej będziemy kontynuowali nasze rozważania. Szczególnie wielką ku temu pałam ochotą, gdyż widzę, iż wiele się jeszcze od Ciebie mogę nauczyć :) Natomiast pozostałym obserwatorom i uczestnikom naszych biadań z pewnością warto zaproponować przyjęcie postawy większego dystansu, w końcu dywagacje filozoficzne to przede wszystkim ciekawa zabawa :)))))

PS Zaś psychologia + filozofia to bardzo niebezpieczna mieszanka :)))))
gismo
(2003-04-27)
Jeśli zaś chodzi o ichtiologię, to chyba stąpam po plaży w obawie, by nie wejść do wody...
Jarbas
(2003-04-27)
Gismo nie ma niebezpiecznych mieszanek, tylko niektórzy robią je nie znając receptur. Po co i na co te rozważania? Ku pokrzepieniu serc - ktoś rzekł lecz po co? Czy nie wystarczy pełen żołądek, wypoczętę cielsko i pełna sakwa? Potrzeby wyższego lotu, zakresu czy zwał jak zwał. Sztuka. Co to jest? Na pewno nie to co sam jej autor za taką uważa. Ocenić mają inni, nie afiszując się z tym. Odczucia, doznania są naszą wewnętrzną sprawą. Mogę się tym podzielić ale w tym momencie zacznę wpływać na innych. Sztuka jest potrzebą chwili. Nie wszystko jest piekne co było piękne lub takie będzie. Kobieta, budowla, krajobraz, rzeźba, zdjęcie, obraz - czym są w stosunku do wieczności? Pisz chłopie dalej bo są osoby tym zainteresowane.
gismo
(2003-04-27)
Słowa Jarbasa zadziałały na mnie niczym przebudzenie ze snu otępienia :) Tłumacząc to na prosty język powiem, iż miałem dosłownie olśnienie, bo przecież nie wyjaśniliśmy jeszcze, po co o tym wszystkim w ogóle rozprawiamy :)

Rzucam więc na piedestał nowe wyzwanie i nadaję mu imię motywu przemijania.
Jarbasie, genialnie zauważasz, że cielsko i masa są po prostu nietrwałe i pozostaną po nas już tylko takie dywagacje. Wybaczcie, że zwolnię na chwilkę bieg tych teorii – myślę właśnie o naturalizmie, gdzie pięknem jest prawda, naga i okrutna. Biologizm człowieka – to dopiero sukces. Ujmując to inaczej – w naturalizmie brzydota występuję jako nowy kanon piękna. Myślę, że w przyszłości wykorzystamy jeszcze ten motyw.
Póki co warto zauważyć, iż twórca chce żyć w swej sztuce, marzy on o wiecznej chwale, nosi się z zamiarem pokonania bogini śmierci. „Exegi monumentum aere perenius” – (łac. Wybudowałem pomnik twardszy niż ze spiżu ) – takie mocne słowa rzuca przed nami Horacy, który dobitnie zapowiada, iż nie wszystek umrze.

Teraz już wiemy, że sztuka to nie uczucia, to nie materializm ani nie język. Sztuka to przede wszystkim potęga! Bo jak nazwać coś, co góruje nad śmiercią ?

Sztuka, bo szuka – szuka zwycięstwa,
Sztuka, bo stuka – w oręż bitewną,
I sztuka jak sztuczka, pytanie – zagadka.
Ale dlaczego tak trudno znaleźć odpowiedź? Bo sztuka bywa na usługach człowieka. Nie rzucam postulatu sztuki dla sztuki, ale błagam o litość dla samej twórczości, by artysta nie pastwił się już nad dziełem i przyznał z pokorą – nie umiem malować.

Na Waszych oczach wali się pewien dogmat.

Jaka powinna być nasza kultura? Niema? Głucha? Ślepa? A może jeszcze lepiej, winniśmy ją zwać: przeraza – chimera, gdyż od jej słów serce artysty zamarza i pęka jak lód, gdy za mocno zmarznie. Nade wszystko wolności dla sztuki! Uczucia w potędze! Niech taką sztukę posłyszą chóry i wtórują za nią, dopóki ich śmiech ignorancji bezczelnej nie pochłonie w niebyt. Dalej już tylko świat doznań zdeterminowanych…

Trochę mnie poniosło, więc teraz sprostuję niektóre kwestie :)

Po pierwsze myślę, że warto pokusić się o to, by sztukę nazwać potęgą i dopiero w tym momencie pozostałe definicje pod tą właśnie podciągać tezę.
Po drugie proponuję, by nieco zmodernizować pojęcie sztuki czystej ( niezależnej od jakiejkolwiek innej sugestii z góry jej narzuconej ). Gdybyśmy destylowali sztukę, to pewnie wyłoniłyby się z niej obciążające ją łańcuchy, którymi są twórcy bezlitośnie pastwiący się nad zniewolonym kunsztem. Sztuką klarowną zwać proponuję co najwyżej obrazy arkadii, twórczość, która bytuje w krainach sielanki. Ale to przecież wszystko jeszcze za mało!
Sztuki za życia ! I sztuki po śmierci !

Ech… na razie brak mi natchnienia, więc zostawiam temat otwarty… Na zegarku jest 2 w nocy, więc nieco zmęczony oddam się póki co zaspokojeniu bardziej przyziemnych potrzeb :) Czekam natomiast słów krytyki i ewentualnej aprobaty na wyżej postawioną tezę :)
Kierownik
(2003-04-27)
Moja końcowa uwaga nie dotyczyła Ciebie Gizmo, bo nie Ty rozpocząłeś dyskusję na temat czystości fotografii. Rozpoczął ją Ulubieniec PW Sazan. W moim przekonaniu bez żadnego konkretnego celu, był to raczej przejaw nostalgii ,refleksja na temat przemijania. W krótkim prosie słowa te ewoluowały w dosyć śmieszny kanon któremu niektórzy się podporządkowują. Chyba Sazan nie miał takich intencji, stąd moje pytanie. Myślę, że z Twoich wywodów można wiele wnioskować. Jakiś impuls popycha nas do naciskania spustu migawki. Coś chcemy przekazać. Kontrola nad fotografią jest ograniczona i wiele w niej przypadkowości. Często to co widzimy na odbitce nie oddaje w pełni, klimatów, uczuć, nastrojów. Cały nasz problem skupia się do tego, co z tym materiałem zrobić. Pozostawić przypadek i wychwalać jak cnotę czy starać się odbudować to czego nie udało się przekazać z powodów często niezależnych od nas. Gdyby ta dyskusja zakończyła się pozostawienie swobody autorom, lub twórcom, jak kto woli, byłoby o.k. Ale finał tej dyskusji jest dla mnie niepokojący. Twoje wywody upewniły mnie, że warto pracować nad swoimi zdjęciami, przed pstryknięciem i po nim. Chociażby dlatego aby to co w duszy gra wydostało się z niej na chwilę. Na koniec mam jeszcze jedno pytanie. Czy Ty Gizmo nie pomyliłeś się podając swoją datę urodzenia? Pewnie się uśmiechniesz, ale mam powody aby je zadać. Mój przyjaciel z ławy szkolnej był dzieckiem o nieprzeciętnych zdolnościach. Ostatecznie poświęcił się filozofii, chociaż zarabia jako nasz ambasador. Zapewne byłby partnerem dla Ciebie do dyskusji, tylko mam poważne wątpliwości czy podołałby w tak młodym wieku :-)
gismo
(2003-04-28)
No cóż Kierowniku, pewnie Cię zmartwię, ale nie pomyliłem się podając datę urodzenia :)

Ale powracając do tematu… Niektórzy z Was pewnie powiedzą, iż oszalałem i może nawet wypada przyznać Im rację… Niemniej jednak zamierzam wykorzystać splot pewnych wydarzeń na arenie twórczej i ostatecznie zakończyć swój udział w polemice. Wydaje mi się, że moc argumentów, jakie wspólnie rzuciliśmy do bitwy o rolę sztuki wystarczy, by rozpocząć budowę trzonu nowej teorii.

Chyba pojąłem już, dlaczego tak długo odpowiedź pozostawała niewidoczna. Swoista improwizacja, jaką wczoraj przeszedłem otworzyła mi oczy. Aby zrozumieć szereg pojęć, musimy sobie uświadomić, że sztuka ma pierwiastek boski. Nie spoglądajmy więc na nią oczami twórcy – uzurpatora, który mieni się człowiekiem godnym, by używać sztuki. To przecież zwykłe bluźnierstwo… Na sztukę należy patrzeć przez pryzmat niewolnika, któremu na chwilę pozwolono zanurzyć się w boskiej ambrozji.

Długo liczyłem wielkie równania, do których podstawiałem dane wzięte z naszych rozważań i oto mam kolosalną przyjemność przedstawienia Wam Olbrzymiej Teorii Unifikacji Sztuki.
I wierzcie mi, że niejednego filozofa, krytyka i artystę wściekłość napadnie, gdy posłyszy poniższe słowa. Rzucamy bowiem rzesze dotychczasowych twórców na głębokie i wzburzone wody, gdzie z pewnością zatoną oni pod ciężarem pychy, jaką nieustannie targali ze sobą. I będą czytać te słowa z niedowierzaniem, bo mało kto pojmie, o co w zasadzie tu chodzi…I wówczas, tej rzeszy zdziwionych artystów dziecinnie podpowiem Waszymi słowy, iż pryzmat dziejów się zmienia…

To właśnie Wy uświadomiliście mi, że sztuka to wielka woda, zaś wszelkie prądy, jakie suwają masywy oceanów po zakątkach świata podobne są do nowego nurtu, jaki wspólnie stworzyliśmy. Oto bowiem nasza teoria będzie miała moc, by sterować masami. Ogłaszam zatem chwilę zastoju w pędzie artystów - niech każdy z nich spojrzy na swoje dzieła oczami laików, którzy wbrew dotychczasowym regułom przestali być biernymi obserwatorami i dotąd niemi - nagle przemówili:
Co najważniejsze - nie sztuka dla człowieka, lecz na opak dziejom – człowiek dla sztuki. Niech to ona nad nami góruje. Bo przecież w hierarchii bytów sztuka stoi ponad człowiekiem. Nie zawaham się zatem i nazwę ją nie tyle językiem, co po prostu mową jakiś fal nieziemskich, bo boskich. Sztuka nie jako pomost pomiędzy duszami, lecz dokładnie na odwrót – pióro boskiego poety, który poprzez talent artystów streszcza nam rzeczywistość. Zrodziły się tu dwa pytania. Po pierwsze – czy można mówić, że sztuka ukazuje jedynie rzeczywistość, bo przecież stają nam przed oczami dzieła z krainy abstrakcji. Gdzie tu rzeczywistość? Żeby znaleźć odpowiedź, powinniśmy nabrać iście kosmicznego dystansu. Co to jest rzeczywistość? Czy jest to może dzieło doskonale realne, czy może perfekcyjny, pozbawiony głosu odautorskiego rapsod artysty, który w pełni odzwierciedla to, co widzą nasze oczy? Odpowiedź jest zaskakująca! Bo ani jedno ani drugie… Rzeczywistość, to po prostu kolory i byt. Człowiek tego nie wymyślił, bo jego umysł jest za tępy, na przykład nie jest on w stanie wymyślić nowego koloru, a jedynie kopiuje to, co już istnieje, czyli koloryt narzucony nam z góry przez jednostkę boską. Argument ten z pewnością może posłużyć jako jeden z licznych dowodów ogromnej teorii, którą wspólnie komponujemy.
Jeszcze raz: sztuka ma pierwiastek boski! A ów drugi dylemat to problem pewnej dyskryminacji artystów będących ateistami. Już spieszę, by wyjaśnić, o czym oni będę mówić. Są pewnego rodzaju nieświadomymi posłańcami, którzy w sposób znacznie bardziej obiektywny mogą przedstawić nam treści, jakie magistralą łączącą duszę artysty z wielkością jednostki boskiej płyną do wnętrza mistrza sztuk. Oni otrzymali znacznie ciekawszą rolę. Ich oceny niech będą bardziej afirmatywne, zaś stosunek do sztuki raczej galanteryjny.
Teraz warto rozważyć kwestię szczegółu. Niech w naszej teorii zmieni się także rola artysty. Postuluję, aby nie bluźnić już więcej i nie nazywać go twórcą. Niestety jego rola ogranicza się jedynie do bycia zwierciadłem. Jakiejkolwiek formy by nie propagował, i tak spełni on jedynie funkcję powiernika pewnych kolorów. Choć słowa te brzmią brutalnie, musimy pogodzić się z taką rzeczywistością. Sztuka najwyraźniej człowieka przerasta, gdyż jak już zaznaczyłem, ona jest ważniejsza.
Długo czekałem na takie słowa, gdyż obalają tysiące lat filozofii, która wbrew rzeczywistemu stanowi rzeczy dokładała wszelkich starań, aby zawartość puszki Pandory nie wypełzła na świat i nie doniosła okrutnej prawdy o nadrzędnej roli sztuki.
Pełen optymizmu zaświadczam, że stało się…

Oto jest nowa teoria, która przypisuje sztuce rolę zwiastuna boskich myśli. I jedno jeszcze pytanie na koniec: a gdzie w tym wszystkim znajduje swe miejsce krytyk? Jego rola staje się jeszcze bardziej niewdzięczna. Słowa recenzenta tak silnie wpływają na artystę, że sztuka zaczyna stawać się bardziej ziemska – podporządkowana potrzebom chwili, potrzebom człowieka. Krytyk zatem ponownie dąży do zniewolenia artyzmu. Krzyczałem niedawno, że krytyk musi być, ale czy po to, by zniewalać sztukę? Nie! Niech będzie on po to, by artysta wiedział, czego unikać, a tym samym wyostrzał swój słuch na wołanie Boga.
Rozważmy kolejny przypadek, gdyż nasza definicja musi być uniwersalna. Mam teraz na myśli motyw brzydoty. Padlina, skaza, biologizm, rozkład i moloch – czy to też jest sztuka? Przywołam na wstępie nazwiska poetów, którzy odważnie manifestowali piękno w brzydocie. Dorobek Rimbauda, Baudelaire’ a, czy też Paula Verlaine’ a nie idzie w zapomnienie, bo czym ich dzieła różnią się od piękna sielankowych obrazów? Z kosmicznego dystansu powiemy, iż piękno, brzydota i prawda to jedność. Naturalizm również jest formą pokazania rzeczywistości.

Kolejny przypadek to kwestia morfików, a byli to artyści, którzy wykorzystywali pewne środki odurzające jak na przykład morfina, by uzyskać efekt aktu twórczego. Do nich zaliczyć można między innymi samego Witkacego. I teraz proste pytanie: gdzież dopatrywać się boskich przejawów w sztuce zrodzonej ze zwykłych uzależnień narkotycznych? Tu na szczęście nie mamy w ogóle do czynienia ze sztuką. Dzieła takich artystów to prędzej przejaw pewnego procesu artyzowania, czyli emanacji artyzmu poprzez nieświadomy niczego umysł. Nie zamierzam tutaj krytykować dzieł takich „narkomanów”, a co najwyżej uświadomić, iż niewiele one mają wspólnego ze sztuką, chociaż wszelkie znaki i motywy uwidocznione w ich dziełach przeczyć by mogły takim stwierdzeniom. Tak swoją drogą jeszcze dopowiem, iż pojęcie artyzowania jest bardzo wygodne, gdyż wyjaśnia nam ogrom innych sprzecznych poglądów, jakie mogłyby podważyć teorię, którą tak usilnie budowaliśmy. Tak więc bez obaw – wszystko podlega naszej kontroli.

Uniwersum tejże teorii wymaga jeszcze, byśmy określili, czym taki akt twórczy, który na chwilkę staje się udziałem artystów, różni się od zwykłych bazgrołów czynionych na płótnie, nieuporządkowanych dysonansów w formie prób wydobycia dźwięku, czy też słów pozbawionych sensu. A różni się tylko jednym elementem – improwizacją. Jest to moment, kiedy artysta dozna olśnienia i nie szuka już w myślach odpowiednich kwestii, lecz rzuca przytłaczającą liczbę potężnych argumentów, jakie rodzą się w jego wnętrzu, a pochodzą z siewu istot nieziemskich.

I to jest dopiero pełna definicja sztuki. Tworzymy tym samym nowy nurt. Proponuję, abyśmy tak nowatorski prąd nazwali mianem dominizmu (od łac. dominis), by podkreślić drzemiący w sztuce potencjał boski.

A jak wygląda kraina, mieszkanie takiej sztuki? Jak już stwierdziłem, wiedza moja jest okrutnie płytka, a deseczki, po których stąpa są niebezpiecznie cieniutkie, ale mam prawo być pewny tego, że nikt nigdy nie znajdzie odpowiedzi na to pytanie. Osobiście wyobrażam sobie otoczenie, w którym bytuje nowa sztuka, jako przestrzeń otoczoną skałami artyzmu, między którymi odbija się echo jej głosu, po czym dobiega do nas, tu, do strefy profanum, by być dowodem na to, że tam gdzieś w odległych kanionach obcuje sztuka. Jest to jednak co najwyżej obraz rodem z wyobraźni.

Dziękuję Wam za to, że powiedzieliście mi, czym jest sztuka. Kłaniam się Wam Filozofowie i kończę te dywagacje. Studnia została zakopana, a cel osiągnięty. Resztę pozostawmy artystom, niech poniosą w swych dziełach ten memoriał światu. Evviva la' phileo! Osobiście kończę już wędrówkę po pałacu sztuki, gdyż znalazłem boczne wyjście, w którym znikam bezpowrotnie.

PS
Chciałbym jeszcze przeprosić Kierownika za to, że snułem takie pogaduszki pod Jego zdjęciem. Najmocniej proszę o wybaczenie …Obiecuję także, że gismo już nigdy więcej nie będzie poruszał tak trudnych tematów.
Sazan
(2003-04-28)
Sztuki nie mówienia "nigdy więcej" też trzeba się kiedyś nauczyć... :)))
Nie miałem ostatnio czasu włączyć się do naszej (?) dyskusji i sporo wątków uciekłOO00oo°°... Czyżby bezpowrotnie? :)
Kierownik
(2003-04-28)
Pięknie to napisałeś Gizmo. To zaszczyt gościć Artystę słowa i myśli pod tym nędznym skanem. Mam jednak pewien dylemat i prośbę o jego rozwiązanie. Chodzi o umiejętność tworzenia nowych kolorów przez ludzi. Problem dotyczy koloru fluo. Niby jako zieleń wywodzi się ze spektrum ale jej fluorescencyjny odmiana nie daje się do tego spektrum wsadzić aby nie raziła, a raczej jarzyła. Jest to więc cześć spektrum, czy nowy kolor? Wymyślili go drogowcy, a ci jak wiadomo, to ludzie całą gębą. :-)))
gismo
(2003-04-29)
Wspólnie napisaliśmy tezę, która z pewnością wyjaśnia wszystkie dylematy. Miałem tym samym nadzieję, że uda mi się wymknąć niepostrzeżenie owym bocznym wyjściem, a tymczasem masz babo placek :) Kierownik staje w progu i woła do mnie swym zapytaniem :) Obiecałem, że już nigdy więcej słowa o sztuce nie napiszę, gdyż pokora wobec jej potęgi ciska mi na usta ciszę, no ale skoro nalegasz… :)
Cofnę się jeszcze na chwilkę… i wybacz mi, gdyż nie zatrzymam się w progu, ale zmierzam dalej, idę korytarzem i wchodzę do salonu, gdzie nieświadoma mej obecności rzesza pełnych pychy „artisterów” - owych twórców, których tak piętnujemy w naszej teorii - prowadzi dyskusję o swoim jestestwie. Słowa, jakie do nich skieruję są odpowiedzią na Twoje pytanie. Cała magia mojej mowy polegać będzie na tym, że nie powiem ani słowa. Usiądę jedynie cichutko przy fortepianie i zagram cztery dźwięki. Pierwszy ton będzie głośny, z zakresu barów, bo takie brzmienie przyciągnie ich uwagę. Teraz krótka pauza, poczekam aż wszyscy zamilkną i zagram akord durowy, przycisnę pedał, by głębsze uzyskać brzmienie. Na twarzach słuchaczy jawi się harmonia. Czuję ten potencjał, jaki unosi się nad ich głowami. Wystarczy spojrzeć po zamyślonych twarzach, by stwierdzić, że układają w głowie kolejne dźwięki czekając, aż grający rzuci im dalszy motyw. Z olbrzymią chęcią spełniam ich życzenie i podaję interwał zdradziecki, bo jeszcze piękniejszy, który niemal zmierza do toniki doskonałej. A w głowach „artisterów” narasta konsonans, oczy im się śmieją, widać, że słyszą sielankę. Pora na czwarty dźwięk, nieco przeharmonizowany, z domieszką niezgody, taki dźwięk przedostatni, którego dysonansowe brzmienie ma spotęgować błogi finał melodii, ale sam jakoś nie brzmi, czegoś w nim braknie. I czekają nasi artisterzy na rozwiązanie, czekają w skupieniu, w ciszy, widać, że im na tym zależy. Teraz tak samo cicho, jak wszedłem, zamykam fortepian, odsuwam krzesełko i znikam. Zaś oni trwają w skupieniu czekając na zakończenie, są jakby zahipnotyzowani.
Kierowniku, wejdź i rzuć im odpowiedź na swoje pytanie…
Kierownik
(2003-04-29)
Moja wyobraźnia muzyczna pozwoliła mi wysłuchać Twojej kompozycję, przesłanej w tak nietypowy sposób. Zrobiła ona na mnie wrażenie, zwłaszcza jej finał. Znam kilka utworów kończących się takimi ekscytującymi niedopowiedzeniami. Co do fluo to zrozumiałem, że to gra kolorów, swoisty akord dysonansowy. Dla jednych on szpetny dla innych piękny. Same ryby też nie są zgodne w jego ocenie, rzucając się raz na tak wymalowane wabik, innym razem czmychając na jego widok :-)
Kierownik
(2003-04-29)
Mój tekst wyszedł niczym kolor fluo, niezdecydowany w formie. Wysyłam go raz jeszcze poprawiony, aby nie kuł oczu. Moja wyobraźnia muzyczna pozwoliła mi wysłuchać Twoją kompozycję, przesłaną w tak nietypowy sposób. Zrobiła ona na mnie wrażenie, zwłaszcza jej finał. Znam kilka utworów kończących się takim ekscytującym niedopowiedzeniem. Co do fluo to zrozumiałem, że to gra kolorów, swoisty akord dysonansowy. Dla jednych on szpetny, dla innych piękny. Same ryby też nie są zgodne w jego ocenie, rzucając się raz na tak wymalowane wabik, innym razem czmychając na jego widok :-)
gismo
(2003-04-29)
Ciekawą interpretację podajesz, Kierowniku, bo ową kwestię koloru fluo za akord niezgody uznajesz. A może jest wśród Was ktoś, kto inaczej rozumie sens tak dziwnego zakończenia naszej dyskusji? Bo czy aby na pewno dźwięk dysharmonii był już zagrany?
A może brzmi dopiero dźwięk trzeci?
A co jeżeli Ci powiem, że koloru fluo nie wymyślili drogowcy? Bo cóż takiego tkwi w formule chemicznej związków, z jakich powstają pigmenty nasycane fosforem, co by już nie powstało wcześniej – w momencie tworzenia? Nie ma tu nic nadzwyczajnego… Twórca, który powołał swoisty„gamoryt” barw przewidział także miejsce na taki ton kolorowych odcieni. Zaufaj mi, kiedy Ci powiem, że fluoroscencyjne barwy znali już ludzie pierwotni, którzy jako pierwsi ujrzeli kryształy piezoelektryczne, jakie wykazują zdolność, by świecić w ciemności.
Prawda jest zatem okrutna. Kunsztem współczesnego Dedala (od gr. daidalos, co znaczy rzemieślnik, względnie artysta) nie jest kreacjonizm nowych odcieni różu, brązu, czy też zieleni powstałych na skutek mieszanki barw podstawowych, bo aby móc zostać twórcą, trzeba by powołać do istnienia tak genialny twór jak na przykład kolor niebieski.

Proste, a niepojęte…

Gdzie więc tkwi dziura w naszej teorii – dziura, a raczej jej sedno?
igor
(2003-04-30)
czy możecie mi w skrócie wytłumaczyć o co się tak kłucicie bo ja już nic z tego nierozumię !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jarbas
(2003-04-30)
A kto tu się kłóci? Zwykła koleżeńska wymiana poglądów. :-)
gismo
(2003-05-01)
Cieszę się Jarbas, że tak właśnie rozumiesz naszą dysputę :-) No ale co z odpowiedzią na moje pytanie ?
Dorzucę może małą podpowiedź: musi być przecież coś, co sprawia, że sztuka nie dziczeje.
Castor
(2003-05-11)
Cha! Przeglądam sobie galerię, dochodzi druga w nocy, trafiłem na zdjęcie z "dyskusją", czytam, czytam... o nie! juz nie czytam, bo by mnie chyba do świtu zeszło ;-))) Pozdrawiam autorów, wspaniałych zapewne, komentarzy pod zdjęciem ;-))). tomek. Ps, tak z ciekawości skopiowałem do Worda, (marginesy po 2,5cm ) i wyszły 23 strony. Nieźle. Dobranoc.
Sazan
(2003-05-11)
Jest 24 strony. Trzeba było marginesy po 3 cm zrobić... :)))
rekin
(2004-02-06)
PANOWIE........ MUSZE PRZYZNAC ZE MACIE GADANE, ALE RYBA JEST NIE ZLA CO..A CO DO FOTKI TO NIE JEST NAJLEPSZA, ALE MOZE BYC
Christoferek
(2004-02-07)
Według mnie fotka jest w porządku. Gratuluję mówcom wytrwałości i wiedzy.
kajko
(2004-03-17)
Jesuuu!!! Jarbas gdzieś w połowie tego wszystkiego skarżył się, że ma tyle do czytania. Ja właśnie skończyłem. Uff. Z drugiej strony po tych wywodach gismo jawi mi się jako rosyjski poeta siedzący w piwnicy kamienicy, gdzieś na jednej z moskiewskich uliczek. Na dworze pada lekki śnieg. Widziany przez małe okienko wychodzące na szare podwórko, w świetle lamp sodowych wygląda jak lekko spadające maleńkie skórki pomarańczy. Na dobre było czuć już zimę. Do stojącego w kącie piecyka poszły ostatnie kawałki starej skrzyni Borysa Iwanowa z drugiego piętra. - Nie ma co - pomyślał Olieg Gismowicz przez kolegów żartobliwie zwany Gismo, a to ze względu na swój maleńki garb skrzętnie ukrywany pod zarzuconym na plecy szarym podziurawionym szalikiem od ciotki matecznej z miasteczka Striłki. Doskonale pamiętał wakacje u ciotki, na które wysyłała go matka. Wakacje, na których jeszcze jako dzieciak biegał z kolegami nad Dniestr by z leszczynowymi kijami łowić Lesze i Sudoki. - Nie ma co - powtórzył w myśli - Stary Borys Iwanow odszedł z tego świata pozostawiając mi tylko drewnianą skrzynię, którą ja Olieg Gismowicz bez skrupułów spalam w piecyku. Nie załamało mnie to zupełnie, gdyż wiem, że dzięki temu wytrzymam jakoś zanim dowiozą węgiel z Doniecka. Boję się, że jednak mogą się spóźnić parę dni a wtedy będę musiał poświęcić nocny stolik. Obracając w rękach cebulę rozmyślał. Brązowe łuski cebuli spadały na jego stare walonki zatrzymując się jedynie na filcowym wykończeniu jego obuwia. Cały jego kontakt ze światem ograniczał się do sklepiku warzywnego Lieny Fiodorowiczowej, kiosku "U Stiopki" i gmachu poczty, do którego był bardzo przywiązany. Dzięki poczcie jego kontakt ze światem nagle się rozszerzył, tysiące kilometrów od Moskwy znalazł w końcu bratnie dusze, które rozumiały i czuły tak jak on. Korespondencja dawała mu niesłychany rozwój intelektualny, którego nie krępował już mały garb wybrzuszający opadający do pasa szalik. Następne kawałki skrzyni Borysa Iwanowa powędrowały do piecyka. Olieg Gismowicz obrócił się na pięcie i powędrował do biurka, na którym pośród wielu listów, jakie do niego doszły wygrzebywał te dla niego najcenniejsze, te, które były sprawozdaniem z konwersacji prowadzonej przez największych krytyków sztuki w kraju, publikowanej na łamach biuletynu "Kulturalnaja Prawda". Z zapartym tchem i łzami w oczach jedząc cebulę jak jabłko czytał kolejne celne riposty kulturalnych przeciwników. Temat, jaki poruszali dotyczył obrazu „Człowiek z wąsem”. Chciał się włączyć w tą dyskusję, wiedział, że”Kulturalnaja Prawda” publikuje na swoich łamach również wypowiedzi zwykłych ludzi takich jak on czy mieszkającego na poddaszu, Miszki Bołynowa, który już raz zobaczył swój list w biuletynie po tym jak opisał stojący przy stacji metra Moskwa Brzozy zabytkowy słup ogłoszeniowy, który miał być zlikwidowany. Olieg jak nigdy przedtem nie znał tego uczucia, coś połączyło go z tymi krytykami i twórcą obrazu. Jak się miało później okazać na bardzo długo. - Muszę się wziąć do roboty – szepnął – muszę coś napisać, zanim ostatnie szczapki skrzyni zamienia się w popiół. Resztę muszę zostawić na jutro – dodał w myśli Olieg, wiedząc, że sypiący coraz mocniej śnieg zakryje drogi jak jago małe piwniczne okienko a dostawa z Doniecka opóźni się o następne parę dni. Obiegiem wstrząsnął dreszcz przerażenia. - Jak nie dowiozą węgla siądzie elektrownia – ta myśl zadzwoniła mu w uszach jak Kremlowskie dzwony. Z przerażeniem spojrzał na wiszącą na drucie żarówkę, zaczęła złowrogo migotać. Zorientował się, że migotała tak od zawsze. To jednak go nie uspokoiło. Myśl o przysypanym śniegiem piwnicznym okienku i braku prądu, była straszna. Zostałby zamknięty jak na Łubiankach. - Miałem coś napisać – zreflektował się szybko. Jak zacząć, aby się nie zbłaźnić? Jak zacząć żeby w biuletynie poczytali go za osobę nad wyraz światłą? Z piecyka biło coraz mniej ciepła niczym z konającego na tuberkulioze ciała Borysa Iwanowa. - Trzeba się spieszyć – chrząknął i rozparł się łokciami na biurku patrząc przez zaparowane okulary na pustą jeszcze kartkę papieru. „Szanowni Panowie Redaktorzy!!!” – Chyba dobrze – zastanawiał się Olieg dłubiąc złamanym końcem ołówka w zębach. „Toczyłem pewne boje wewnętrzne stawiając sobie pytanie, czy aby na pewno dodać ten komentarz. Ostatecznie jak sami widzicie podjąłem decyzję. Z góry też przepraszam za to, że tekst ten jest trochę zawiły. Moi drodzy, szermierka pędzlem to kwestia smaku. Problem nie w tym, czy dzieło ładne, bo któż by słyszał o Mona Lisie, gdyżby nie człowiek, który ten obraz ukradł. To właśnie owo wydarzenie, związane z kradzieżą tegoż obrazu uczyniło go sławnym…” C.D.N
Docio
(2004-03-17)
Hmmmm, czyżby? Chyba nie, nie byłby aż taki nierozsądny. Przecież doskonale wie, że wcześniej czy później sprawa by się wydała. Trzeba czekać na ciąg dalszy, aby się przekonać czy to dusza grała czy fotokopiarka.
gismo
(2004-05-15)
Zasypany przez zimowe śniegi, zasłuchany w mowę gasnącego ognia zapomniałem o tym zdjęciu i całej dyskusji. :) Obiecałem onegdaj nie podtrzymywać płomienia powyższego sporu – słowo stawione nad słowo...
Ale oto ironia – Melpomena historii śmieje się mi dzisiaj w twarz, kiedy sięga mnie ramię świadomości, że zreifikowawszy wszystko co było przy mnie, muszę teraz bronić się od własnych słów urzeczowienia, gdy winią mnie, że kopią jestem własnej melancholii. Na stawiane mi zarzuty nie czynię ani uników ani się od nich bronię – mogę się jedynie z nimi zgodzić... Oto dawno już zachorowałem na romantyzm, przeziębiłem się zżerając śniegi bolesnej stynestezji, zmarzłem przewiany wichrami stepów akermańskich, a gdy samotnie w gorączce majacząc łkałem nad własnych słów pustotą, ryczałem nad istotą agonii, która staje się mych mów udziałem, dopadło mnie monstrum poznania, by nie tylko w wędkarskiej pasji realizowania poszukać spowiednika, który mych głupich, nader sztucznych mów wysłucha...
Papier – spowiednik bez ucha...
Jeżeli uraziłem, jeszcze raz przepraszam, albowiem nie chciałem, by to, co w mych kartek biel przelałem i narzędziem Internetu na tę stronę słałem, stało się paliwem maszyny oskarżeń...
Filozofia – gra o supremum ryzyka...
Tym razem inna jest moja wymowa, spragniona chłepcze dziwne słowa, które pchają mowę do czynu, by u słów zaczynu postrachem była pustosłowia. Szukałem sztuki - znalazłem szkaradę – piękno bez istoty. Nie było w tym natchnienia ani poznania, tylko slogany lekkie jak myśl, która sublimuje. Ale znaleźli się także piewcy, co temat poczuli, przelali swą wiedzę i czucie w ślicznej mowy strumyki. Jeżeli było w nich złe co – znów przepraszam.
Czy dusza grała czy kopia?
Rzucę odpowiedź na pożywkę prokuratorom:
Kopia, jednokładna a dosadna, jak piękno zdeptane, jak symetria mojej własnej treści wewnętrznej ciśnięta na zimną biel śniegowego puchu gdzieś w odległych krainach wschodu, gdzie nic znaczy słowo i wszelkie jego twory. Kopia – bezlitosne przerysowanie własnego ja w pustostan nieuczesanych głosek. Co jeszcze? Jak jeszcze się obnażyć, dopokąd upodlić by otuliną mych kłamstw domniemanych nie był jedynie szalik wsparty na garbie, który nic nie warte frazy pod nieboskłony własnych abilitacji nosi, aby tylko wypluć bezkształtną masę eufemizmów, kalamburów słownych, przestarzałych inwektyw pożartych przez robactwo, jakie wpełzło w me myśli już to kanałami zgryzoty - już to pomostami, którymi kroczą zastępy frazesów niesfornych, dumnych zdań dostojnych a wysoce niepokornych! I to nie czerwie kąsają mnie, ale złe wspomnienia, które jak koszmary sączą krew sumienia! A jeśli kłamię i przeczę sobie to jak ostoi się moja mowa?
Każda kopia świadectwem jest oryginału. Nie jestem oryginalny – jestem dziwny i anormalny skoro takie rzeczy pisać muszę, by zgarbiony dorównać poziomem ludziom, co normalność mają za kręgosłup swego jestestwa...
Na szczęścia taka jest filozofia, Pani, którą kocham, która nęci nas pięknem, jak magiczna puszka Pandory kusząca swym niedostępstwem. Phileo - niebezpieczna to rzecz, bo gdy grać z nią człowiek nie potrafi, nie wyborni się od oskarżeń. Kluczyć będzie w błędnych kołach słów mizernych. Czy mi się udało? Zaprzeczycie... jeżeli faktycznie negować musicie, to znaczy, że po prostu nie istnieję, bo nie ma mnie innego...
Dziwność nieogarniona, że erystyka nie przewidziała tego pola bitwy, jakim są krainy ciągnące się pod same bramy wielkiego miasta o nazwie Internet :)
Christoferek
(2004-06-14)
Powiem krótko - świetni z Was goście:-)
wedkarz wawiak
(2004-06-15)
Ten dialog jest lepszy niż jakakolwiek książka :)
wedkarz wawiak
(2004-06-15)
Najciekawsze z tego wszystkiego jest to że w Pisie mamy krzywą wieżę :]
Salmo Salar
(2004-09-12)
Mały tomik poezji:-)

Chcesz skomentować? Najpierw musisz się zarejestrować!


Powered by: My_eGallery 2.7.9 AddOn Modules
© 2001 Copyright MarsIsHere.net

Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.18 sekund :: Zapytania do SQL: 24