Grudniowe okonie
Data: 08-12-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Wieści znad wody


Już w tym roku przekreślałem możliwość wyjazdu na ryby ze względu na coraz chłodniejsze dni. Grudzień okazał się jednak bardzo wyrozumiały i obdarzył całą Polskę plusową temperaturą. Jakby tego było mało świeciło słoneczko i przyjemnie wiało z południa. W tych idealnych warunkach miałem okazję stawić czoło późno jesiennym drapieżnikom Jeziora Mikołajskiego.



Jak zwykle ze stolicy wyjechaliśmy bardzo wcześnie. Około 6.00 pokonywaliśmy już most na Zalewie Zegrzyńskim. Samochodowy termometr całą drogę pokazywał 3 stopnie Celsjusza. Mój niepoprawny optymizm lekko się zachwiał, gdy tuż po wyjściu z samochodu zaczęło padać. Migiem zabraliśmy ekwipunek i pomaszerowaliśmy w stronę budynku. Tam oczekiwało na nas gorące powitanie i ciepła herbatka.

Zanim wyruszyłem na rybki, odwiedziłem rodzinę w Giżycku i skonsumowałem obiad. Gdy wybiła 15.00 już podążałem z wędziskiem w dłoni w stronę trzcinowisk położonych na południowej stronie jeziora. Tym razem nie kusiłem drapieżników bocznym trokiem tylko 7. centymetrowym manns'em predatorem w kolorze seledynowym z brokatem założonym na 7 gramowej główce.

Około 16.00 pierwsze branie. Wędka przyjemnie dla oka znacznie się wygięła. Po chwili zorientowałem się, że to tylko "zaczep". Dla bezpieczeństwa odkładam kij i ciągnę za żyłkę. Już za pierwszym razem kopytko uwolniło się z zawady i mogłem spokojnie kontynuować łowienie. Kilkanaście obrotów i około 5 metrów od brzegu... coś jest!

Rybka walczy bardzo zawzięcie. Na początku byłem przekonany, że mam na kiju okonia, ale z błędu szybko wyprowadził mnie widoczek niewielkiego, pięknie ubarwionego sandaczyka, kołyszącego się na niewielkiej fali. Zagarnąłem rybkę dłonią, dokładnie się jej przyjrzałem i zmierzyłem. Po kilku sekundach 33 centymetrowy sandaczyk powędrował z powrotem do wody.

Jaki by nie był to bardzo cieszy, bo w końcu pierwszy. Szkoda tylko, że nie było ze mną Taty - taka fajna mogłaby być pamiąteczka. No cóż, może będą następne. Przez kolejną godzinę zawzięcie biczowałem wodę. Z upływem czasu zmieniałem przynętę i kombinowałem z kolorystyką. Łącznie w sobotę przechytrzyłem równe 20 okoni, których długość skakała pomiędzy 15-tym a 25 centymetrem.

Ten największy zdecydowanie wyróżniał się z grupy i po jego znacznym brzuszku przypuszczam, że była to samiczka z ikrą. Przed 17.00 postanowiłem zakończyć łowienie. W domu opowiedziałem o dość nietypowym jak na tamtejsze tereny zdarzeniu i zaczęłem szykować zestawy na kolejny dzień.

Ze względu na sympatyczne sobotnie brania okoni w niedzielę udałem się do sprawdzonego portu. Włożyłem do kieszeni cały arsenał najróżniejszych przynęt, do plecaka zapakowałem termos z herbatką i wyruszyłem na rybki. Na miejscu zastałem całą gromadkę łabędzi w różnych kategoriach wiekowych. Od szarych maluchów, po piękne, białe samce przeganiające każdego konkurenta w walce o samicę. Te starsze i większe jak na złość nie chciały opuścić łowiska i z wielkim uporem uniemożliwiały mi zarzucenie przynęty. Dopiero kilkakrotne tupnięcie przestraszyło białych towarzyszów wędkarskiej wyprawy.

Na początek czarnym ownerem nr 6 przebiłem 3 cm białego twistera. Na drugim końcu żyłki zawiązałem 5 gramowy trok i wykonałem pierwszy rzut. Branie było natychmiastowe. Krótki hol i dwudziestocentymetrowy okoń ląduje w dłoni.

Kolejne rzuty, kolejne przynęty i kolejne okonie. Byłem bardzo mile zaskoczony obfitością brań. Zabawa była tym ciekawsza, że okoń brał bardzo delikatnie, a o zacięciu mogłem zapomnieć. Garbuski po prostu zacinały się same. Dodam, że łowiłem metodą "odwrotnego opadu" czyli z głębszej wody ściągałem zestaw w stronę płytszej przy... mimo wszystko, tej samej pracy wędziskiem. Wędkę unosiłem bardzo powoli i jednostajnie. Szybkie prowadzenie tego dnia nie przynosiło efektów. No cóż, kolejne nowe doświadczenie.

Spinningowanie zakończyłem około 12.00, to jest 3 godziny po wyjściu z domu. Strasznie przemarzłem pomimo tego, że byłem bardzo ciepło ubrany. W ciągu 180 minut złowiłem dokładnie 40 pasiaków. Nie były wielkie, ale bardzo cieszyły. Okoń jest o tej porze bardzo sprytny i wybredny, o czym przekonałem się nie po raz pierwszy. Zresztą nie tylko ja...

wedkarz_wawiak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=999