Troć i łosoś bez okresu ochronnego?
Data: 25-11-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Nasza publicystyka


Pragnę namówić Was do dyskusji w sprawie ochrony przed kłusownikami wstępującego na tarło z morza do naszych rzek stada troci wędrownej i łososia atlantyckiego. Drugi temat to ochrona keltów, czyli stada ryb, spływających do morza po odbytym tarle.



Do chwili obecnej nasze prawo i zasady amatorskiego połowu ryb skutecznie chronią kłusowników (czyt. złodziei). My wędkarze na czas głównego ciągu tarłowego, czyli w ostatnim kwartale roku usuwani jesteśmy znad brzegów naszych rzek. W nasze miejsce wchodzą kłusownicy, tyle tylko, że nas wędkarzy obowiązują zakazy i nakazy, czyli: wymiar ochronny, limit dziennego połowu, sposób połowu oraz okres ochronny. Przyjmujemy to jako rzecz zupełnie normalną i stosujemy się do tych zasad bez zastrzeżeń.

Zobaczmy, co w tym czasie czynią kłusownicy. Na spiętrzeniach czyli jazach, śluzach itp. króluje metoda szarpakowa. Duża część ryb zaczepiona za bok, za ogon lub brzuch ostrą kotwicą spada i z rozerwanym ciałem ginie w potwornych męczarniach. Pamiętać należy, że nie jest to tylko jedna przysłowiowa ryba. Dla przykładu można podać, że trzykilogramowa samica ma w sobie około 4500 ziaren ikry gotowej do zapłodnienia (przyjmuje się 1500 ziaren na 1kg wagi samicy troci), utrata jednego samca to utrata zapłodnienia ikry 3 do 5 samic. Straty są więc ogromne!

Druga metoda pozyskiwania ryb to sieci, żaki itp. narzędzia. Najpotworniejszą jednak metodą jest użycie prądu elektrycznego, czy to przez stosowanie przetwornic, czy też bezpośrednio z sieci energetycznych. Wszystkie ryby, a także inne żywe stworzenia giną przez rozsadzenie kręgosłupa. Widziałem 4 kg samca troci wędrownej zabitego prądem. Ubytek kręgosłupa wynosił 1,5 cm, skóra w tym miejscu była czarna, a ciało nasączone krwią. Można sobie tylko wyobrazić, w jakich męczarniach ginęła ta ryba.

Nasuwa się pytanie: co się dzieje z innymi organizmami, których nie jesteśmy w stanie zobaczyć? Co więc zrobić, aby ograniczyć ten proceder?

Wygłoszę w tym miejscu HEREZJĘ! Zlikwidować okres ochronny dla troci wędrownej i łososia atlantyckiego. W moim rozumieniu jest to okres ochronny dla kłusowników czyli złodziei!

Moje argumenty:

- Podczas spływu rzeką Wieprzą Powiatowej Społecznej Straży Rybackiej ze Sławna i Koszalina z redaktorem „Głosu Koszalińskiego” równolegle z patrolem samochodowym zdjęto 22 sieci i 1 żak. Podczas powrotu samochodu zdjęto w tych samych miejscach jeszcze 7 sieci. Gdyby w tym czasie nad rzeką byli wędkarze takiej ilości sieci na pewno by nie było.

- Ryby idące na tarło nie żerują, mają one do spełnienia swoją „misję życia” i to ciągnie je w górę rzek i strumieni, a nie chęć zdobycia pożywienia, więc między bajki można włożyć teorie, że wędkarze wyłowią stado tarłowe. Jedynie spadająca bezpośrednio koło rybiego „nosa” przynęta może być potraktowana jako intruz i zostać zaatakowana.

- Wiem, że mogą powstać wątpliwości, co do miejsc tarliskowych, ale tu nie ma żadnych niejasności i niepotrzebne są żadne odrębne przepisy, ponieważ w Regulaminie Amatorskiego Połowu Ryb - dział 4: Zasady wędkowania - §3 pkt3 Wędkowanie podpunkt 3.2 czytamy:

”Zabrania się łowić ryb w ustalonych dla nich okresach i miejscach ochronnych takich jak: tarliska, w tym krześliska, zimowiska, mateczniki oraz w obrębach ochronnych i hodowlanych”

Przepis ten jest słuszny. Dotyczy wszystkich gatunków ryb i musimy go przestrzegać.

Sumując wszystkie argumenty dochodzę do wniosku, że wędkarz będący z wędką nad rzeką wyrządzi dużo mniejsze „szkody” (wśród wędkarzy nie brakuje tych, co wolą mięcho) od kłusowników, a wręcz przeciwnie - uniemożliwi kłusownikowi kradzież w „biały dzień”. Straż Rybacka mogłaby się skupić na ochronie rzek głównie w porze nocnej.

Drugim tematem jest ochrona keltów, a więc ryb spływających po odbytym tarle do morza. Zdaję sobie sprawę, że nasi Koledzy niecierpliwie czekają na pierwszy dzień stycznia, by o świcie stanąć nad brzegiem ulubionej rzeki z wędką w ręku. Wiem, że część kolegów rezygnuje z balów sylwestrowych, ucieka nawet swoim paniom nad rzeki. Często dzieje się tak, że wracamy potem do domu o kiju, tłumacząc sobie, że ryba musiała zejść do morza z krą lub że jeszcze jest na tarliskach. Słyszymy sporadycznie o pojedynczo złowionych rybach.

Zadajemy sobie pytanie: jakie to są ryby? Często z poszarpanym ogonem, pokaleczone, wymęczone, a czasami owrzodzone, głodne, z utratą masy ciała rzędu 40%. W naturze nawet miśki „tego” nie jedzą. Czyżby one były mądrzejsze od nas?

Według mnie ryby te są dla nas bardzo cenne. Powinniśmy im pomóc wrócić do morza, wykurować się, przybrać na wadze, a one znając już „smak” swojej rzeki, wrócą do nas z nowym „ładunkiem życia”.

Już słyszę w tym miejscu szmer protestu, dlatego nieśmiało proszę...

Koledzy! Spróbujmy darować keltom życie. Proponuję, aby w pierwszym kwartale roku tj. w styczniu, lutym i marcu można było zabrać do domu tylko jedną rybę dziennie. Kelty, które spłyną odwdzięczą się nam w następnych latach, tworząc nowe stada silnych i dużych ryb (teraz złowienie ryby powyżej 60 cm to już wyczyn). Jest to korzystne dla nas wszystkich, dla naszego regionu, naszych gości i dla nas - gospodarzy. Do pustych rzek nikt nie przyjedzie.

Osobną sprawą jest przegradzanie rzek, budowa coraz to nowych tuczarni pstrąga tęczowego czyli napychanie kieszeni jednostkom, przy bezpowrotnej degradacji środowiska. Jest to temat, którym zajmujemy się jako Towarzystwo Miłośników Rzeki Wieprzy i którym mam zamiar podzielić się z Kolegami.

Gorąco zapraszam do dyskusji.

Z wędkarskim pozdrowieniem

Przewodniczący Zarządu
Towarzystwa Miłośników
Rzeki Wieprzy

Wiesław Halbina
"Halbin"







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=995