Skąd się biorą no kill-owcy?
Data: 15-11-2004 o godz. 07:30:00
Temat: Nasza publicystyka


Przepisy przepisami, a życie życiem. Wielu możemy spotkać tych, co to przepisy mają, ale własne. I RAPR dla nich jest niczym yeti - wiadomo że istnieje, ale widzieć okazji nie mieli. Całość regulaminu ogranicza się do: "nikt mu nie kazał brać'' i "na patelni się nie przypali''.



Ale nie o tym dzisiaj chciałem napisać. Wręcz o odwrotnej stronie medalu, a dokładniej o tych, co to poprzeczkę stawiają wyżej od przepisów RAPR-u.

Dało się zauważyć, że w gronie PW-wiczów jest takich sporo. I dobrze to zapewne, ale trochę mnie to i martwi. Coraz więcej jest takich, dla których wędkarstwo jest sposobem na życie, a nie pozyskiwanie mięsa. Ale niestety tym sposobem sprawiających radość również mięsiarzom i – co gorsza - kłusolom.

Moja przygoda z pstrągami zaczęła się - o ile dobrze pamiętam - przed czterema laty. To była miłość od „pierwszego łowienia”! Odeszły na bok spławiki, koszyczki itd. Wszystkie wyjazdy zostały podporządkowane możliwości łowienia pstrągów.

Początki wiadomo - brak doświadczenia, wiele błędów, ale miłość nie wybiera. Po wydłubaniu pierwszego „40-taka” wiedziałem, że mój stan jest nieuleczalny. Drugie spostrzeżenie przy okazji tego połowu, to różnica pomiędzy ledwie wymiarkiem, a choćby wspomnianym „40-takiem”. Poprzeczka podniosła się z poprzednich 32-33 do 35 cm, zwłaszcza na pewnych rzeczkach, które do niedawna były tajemnicą mazowieckich pstrągarzy. Tak mniej więcej zakończyłem pierwszy pełny sezon na kropkowańce.

Z nowym sezonem nowe nadzieje i... nowe zasady. W większości miejsc, w które jeżdżę sezon zaczyna się pierwszego stycznia (wg RAPR). Znając różnicę w kondycji rybek pomiędzy styczniem i lutym, a np. majem i czerwcem z doświadczeń poprzedniego 1,5 sezonu wiadome było, że z tych dwu pierwszych rybki nie będą zabierane bez względu na wielkość. Perspektywa spotkania „40-staka” ze stycznia czy lutego w czerwcu była wystarczającym powodem do zwrócenia mu wolności. Kolejny sezon i stan naszych rzeczek przynosi mniej nadziei na dobre wyniki i... nowe zasady.

Dzisiaj łatwiej jest mi zlokalizować miejscówkę pstrągala. Łatwiej dopasować przynętę do rzeczki i okresu połowu. Już poza tym że nie zabieram rybek w styczniu i lutym (w marcu też niespecjalnie) bo chudzinki, w sierpniu wiadomo: przecież już są grube od ikry, to też serce boli, to jeszcze wymyśliłem sobie dodatkowo "dzień dobroci dla pstrąga''. Są dni, kiedy jadąc na rybki postanawiam ich nie zabierać „bez względu na cokolwiek”. Tak się jakoś składało, że w te dni trafiały się rybki, które spełniałyby wymagania by trafić na patelnię. Ale słowo się rzekło - obiecuję więc odwiedzić je przy najbliższej okazji. Niestety zazwyczaj nie ma już kogo odwiedzać.

Okazuje się, że mięsiarze na Mazowszu w tym czasie również podnieśli swoje kwalifikacje w łowieniu tych wspaniałych rybek. I w miejscach, gdzie nie dochodzili kłusole z prądem, gdzie robalami nie potrafili podrzucić, dosięga je przeznaczenie, któremu na imię „mięsiarze”. I pomimo tego, że wielu, aby mieć możliwość spotkania z rybą, którą długo by pamiętali wysoko podnosi poprzeczkę, według moich obserwacji z roku na rok ma na to coraz mniejsze szanse.

Kilka metrów od jednego z miejsc, gdzie zostawiam samochód jest niepozorna miejscóweczka. Pierwszy wyjazd w to miejsce: pierwszy rzut i szaleńcza pogoń za woblerem. Zajadle atakuje pomimo swoich ok.15 cm i pomimo tego, że wobler jest tylko o połowę krótszy. Spotkaliśmy się jeszcze dobrych parę razy. Zazwyczaj zdążyłem uciec z woblerkiem. Bywało, że był szybszy. Ale starałem się nie zacinać i zazwyczaj kończyło się szarpnięciem za woblerek. Ostatni raz widziałem go przed około miesiącem - miał 29 - 31cm... Inny maluszek doprowadził mnie prawie do łez swoją zadziornością w atakowaniu gumki, której nie dało się już prowadzić, a jedynie opuszczać i podnosić pod szczytówką. Ma ok. 15cm.

W tym roku zabrałem do domu dwie rybki, których nawet nie zjadłem, choć nie należę do entuzjastów połowów no kill-owych. Jest mi przykro bo wiem, że niewiele ich zostało w "mojej'' rzeczce. Zwłaszcza tych, które do przyszłego roku mogłyby przyprawić o szybsze bicie serca. A jeszcze tarło i sezon dla kłusoli...

Czy można podnieść jeszcze wyżej "moją'' poprzeczkę? Pewnie tak, bo można nie zabierać nawet dwóch ryb. Jedna rzecz tylko nie daje mi spokoju: w takiej sytuacji mięsiarz będzie miał o dwie więcej do zabrania. Kwadratura koła? W każdym razie mięsiarstwa w moim wykonaniu nie przewiduję.

Czy to nie może być odpowiedzią na pytanie zawarte w tytule?

Farti







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=987