Jak łowię bolenie
Data: 28-10-2004 o godz. 11:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Tekst ten chciałbym zadedykować wszystkim, którzy boleni nie łowią, bądź dopiero zaczynają polować na tę niesamowicie atrakcyjną rybę. Nie będzie to „gotowiec”, który pozwoli od razu łowić okazy, ale mam nadzieję będzie to wskazówka pozwalająca na bliższe spotkanie z drapieżnikiem.



Z boleniami pierwszy raz spotkałem się w roku 2002 późnym latem nad Narwią w okolicy Łach Nowych. Spędzając kilka dni na działce u znajomych, co wieczór na rozległej łasze powyżej przykosy obserwowałem ataki ryb. Próby złowienia oczywiście skończyły się fiaskiem. Nie przejmowałem się tym szczególnie, gdyż w mojej świadomości ryba ta należała do gatunku przeznaczonego tylko i wyłącznie dla wytrawnych łowców.

Rok później, w ciepłe późnowiosenne popołudnie, łowiłem ze znajomymi na Wiśle w Górze Kalwarii. Za jedną z główkę, woda „gotowała się” od drobnicy i atakujących ją boleni. I znów wyniki były zerowe. Tym razem jednak nie dałem za wygraną. Postanowiłem, że też będę łowił bolenie!

Przygotowania rozpocząłem od PW. Skontaktowałem się z Piecią. Męczyłem Go, nawet bardzo męczyłem, by powiedział, jak, na co, gdzie i kiedy. Uzbrojony w teorię rozpocząłem podchody. Początkowo wyniki nie były zachęcające. Przełomem był wyjazd do Topoliny na pogawędkową biesiadę. Tam właśnie udało mi się złowić swojego pierwszego bolenia.

Od tamtego czasu minął ponad rok, na koncie mam kilkanaście ryb tego gatunku. Nie złowiłem żadnego medalowca, ale uwierzyłem, że bolenia złowić się da, ba! czasem jest to nawet bardzo proste.


Jak więc łowię bolenie?

Nie napiszę nic odkrywczego twierdząc, że aby złowić rybę musimy najpierw ją znaleźć. Podczas spininngowania nad rzeką nietrudno będzie to zrobić. Gejzery wody, drobnica wylatująca w powietrze, trójkątna fala na powierzchni wody to bardzo dokładne wskazówki. Jeżeli znajdziemy ryby, musimy przede wszystkim wybrać sobie stanowisko na brzegu, z którego będziemy łowić. Większość ryb, które złowiłem brały, gdy przynętę prowadziłem szybko w poprzek nurtu, rzucając nieco powyżej lub poniżej swojego stanowiska.


Na co łowię? Moje boleniowe pudełko z przynętami jest bardzo skromne. Kilka wąskich wahadłówek o oszczędnej pracy, trzy, cztery woblery, kilka gumek i dwie lub trzy obrotówki ze skrzydełkiem „long”. Taki zestaw w zupełności wystarczy, jeżeli polujemy na bolenie zwłaszcza, gdy żerują intensywnie w górnych partiach wody. Ważne jest by kotwice, czy haki w naszych przynętach były naprawdę wysokiej jakości. Rzadko będziemy „łapali” zaczepy i tracili przynęty, zaś dobry, ostry grot zredukuje liczbę ryb, które spadły podczas holu.

Z przyzwyczajenia łowię „grubo”. Kije, których używam to szybki szczupakowy o c.w. do 25 g i sandaczowy 3 metrowy jig do 28 g. Do tego kołowrotek klasy 3000 z żyłką 0,20 – 0,25 mm. Myślę, że niektórzy złapią się za głowę jak to przeczytają. Przyznam się jednak, że próby łowienia na sprzęt delikatniejszy, nie przyniosły lepszych efektów, zaś znacząco obniżyły komfort łowienia, a zwłaszcza pewność podczas holu ryby.

Teraz coś o błędach, które popełniałem, a które miały znaczący wpływ na osiągane wyniki.

Pierwszym i chyba największym błędem jest „pokazanie się” rybie. Nie podchodźmy zbyt blisko stanowiska ryb. Boleń jest wzrokowcem i mamy prawie zerowe szanse na branie, jeżeli nie zachowamy ostrożności na łowisku. Podam prosty przykład. Znalazłem na Wiśle ciekawe miejsce przy łasze poniżej filaru jednego z mostów. Bolenie wieczorem żerowały na drobnicy około 6 do 8 metrów od brzegu. Kilka wyjść nad wodę zakończyłem bez kontaktu z rybą. Aż kolejnego wieczora siedząc kilka metrów od brzegu wykonałem krótki rzut. Branie było mocne i około dwukilogramowy boleń szybko znalazł się na brzegu. Teraz łowiąc bolenie blisko brzegu zawsze robię to siedząc bądź klęcząc. Wyniki są o wiele lepsze.


Drugim błędem, jaki bardzo często popełniałem było bezmyślne biczowanie wody. Widząc ataki boleni wpadałem w podobny amok jak ryby. Szybko rzucać, szybko zwijać, szybciej, szybciej... Nie tędy droga. Pamiętać należy, że boleń najczęściej atakuje z głębokiej wody na płytką, często ataki powtarzają w tych samych miejscach w równych odstępach czasu.

Popatrzmy chwilę na wodę. Może się okazać, że ta chwila zastanowienia i wytypowania miejsca na rafie, przykosie czy w warkoczu, znacznie zwiększy naszą skuteczność.

Trzecim poważnym błędem jest straszenie stada drobnicy, na której boleń żeruje. Jeżeli raz za razem będziemy z dużą prędkością przeprowadzać nasza przynętę przez stado uklei, to zacznie się ono zachowywać nienaturalnie. Często wzbudzi to nieufność boleni i będzie miało wpływ na ich aktywność.

No i błąd, który popełniam jeszcze do tej pory i to nie tylko przy łowieniu boleni. Jeżeli ryba nie bierze na standardowe przynęty, prowadzone w sposób podręcznikowy, należy spróbować metod niekonwencjonalnych. Poprowadzić łukiem blaszkę w "pół wody”, przeprowadzić woblera sposobem jaziowym po powierzchni, czy też stuknąć kilka razy o dno gumą na ciężkiej główce.


Kończąc, chciałbym podziękować Pieci, bez którego pomocy i cennych rad może do dziś bym bezowocnie biczował wodę i Kierownikowi, który usystematyzował moją wiedzę i wskazał braki jakie powinienem uzupełnić, by stać się bardziej skutecznym.

Pamiętajcie też o najważniejszym: najtrudniej złowić pierwszego - później już będzie z "górki".

Torque







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=975