Największa Rutiluska
Data: 11-10-2004 o godz. 09:45:00
Temat: Wieści znad wody


Pomimo, że złowiłem ją w połowie czerwca artykuł poświęcony owej płoci wysyłam dopiero teraz. Po części zostało to juz opublikowane na łamach Pogawędek w artykule pt. "Wypad na Mazury", ale ten artykuł zawiera więcej szczegółów dotyczących dnia, w którym złowiłem swoją największą wędrowniczkę...



Wyjazd na Mazury był jednym wielkim przypadkiem. Nie planowaliśmy nawet wypadu za miasto, lecz w piątek wieczorem pada propozycja z ust mojego Taty:

-Jedziemy na Mazury odwiedzić Babcię?
-Jedziemy! – padła odpowiedź.

O ósmej rano przy bezchmurnym niebie byliśmy już w drodze. Calutki czas miałem nadzieję, że choć raz wybiorę się na rybki. Wędki były dobrze spakowane i opatulone workiem po regeneracji, dokonanej w zaciszu mrocznej piwnicy. No, cóż - trzeba będzie je rozpakować.

Godzina 11:00 i jesteśmy w Mikołajkach. Gorące powitanko z Dziadkami, ciepła herbatka i pierwsze plany: co?, gdzie?, na co? Padło jak zwykle na Stolarkę.

Moi kompani niezmienni od lat: Rafał i Tomek. Wczesnym wieczorkiem około 18:00 byliśmy już w drodze. Na miejscu panowała wspaniała atmosfera. Fala była niewielka, gdzieś w oddali słychać było szanty, 50 metrów od nas łowiła sympatyczna para ze Śląska. Poznałem tych sympatycznych wrocławian w zeszłym sezonie. Często odwiedzają Mikołajki i oboje łowią rybki... Nadszedł czas na kompletowanie zestawów...


Zabrałem ze sobą tylko jeden zestaw: Jaxon Syrius Feeder 20-70. Do niego kręciołek... nazwy nie wymienię, bo nie pamiętam, ale muszę uznać, że jest to jeden z lepszych moich kołowrotków. Do tego żyłeczka 0,18 Mikada w kolorze Fluo. Kolorem byłem troszkę zmartwiony, ale cóż, mogłem pomyśleć o tym wcześniej, gdy jeszcze sklep wędkarski oczekiwał na klientów... Haczyk nr 8 Mustada w kolorze czarnym.

Zrezygnowaliśmy z koszyczków, ponieważ celem były bardzo licznie występujące na Stolarce okonie. W jego miejsce powędrował 20 gramowy ciężarek. Pierwsze rzuty mało obiecujące.

Pierwsze branie ma Rafał. Krótki hol i okoń wraca do wody. Kolejne rzuty nie przynoszą większych rezultatów. Co jakiś czas podczas ściągania przynęty uderza okoń. Zaczynałem się lekko niecierpliwić, ponieważ Rafał obiecał mi, że brań będzie pod dostatkiem. Podczas kręcenia się dookoła wędzisk znalazłem spławik. Jak się okazało zgubił go kilka dni temu drugi z kompanów Tomasz_Lin. Był to 4-gramowy waggler. Natychmiast zmieniłem zestaw i posłałem go jak najdalej.

Grunt ustawiłem na 2. metrze przy 3. metrach, jakie ma w tym miejscu łowisko. Przynęta pozostała ta sama, a więc kopany czerwony robaczek. Efekty były o wiele lepsze. Co rzut na haku miałem śliczne okonie w przedziale 10-15 cm. Wszystkim pasiakom oczywiście zwróciłem wolność... Gdy słońce powoli zachodziło spławik znów zniknął pod wodą. Zaciąłem i od razu wiedziałem, że wreszcie siedzi konkrecik. Ryba zawzięcie murowała do dna. Dopiero 2 metry przed rampą dowiedziałem się, że to piękna płoć!

Rafał natychmiast podebrał ją ręką i zmierzył. Początkowo wyszło 31,5 cm. Po dokładnym mierzeniu w domu z czystym sumieniem mogłem dołożyć 3 mm.


Zatem ten przypadkowy wyjazd zwieńczony został wspaniałą przygodą. Miałem nadzieję, że podczas wakacji ten rekord zostanie poprawiony, lecz tak się jednak nie stało. No, cóż - przede mną jeszcze zima i calutki następny rok, w którym - mam nadzieję - jeszcze nie jeden rekord zostanie poprawiony.

Wedkarz_wawiak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=964