Z pamiętnika wędkarza - cz. 9
Data: 08-10-2004 o godz. 09:30:00
Temat: Bajania i gawędy


Rozkładałem wędki bez większego entuzjazmu. Przecież tak długo czekałem na ten wyjazd, to jednak, gdy już doszedł do skutku przestał mnie cieszyć. Gdy tylko rozpakowałem wszystko, poskładałem i zarzuciłem mogłem w końcu siąść na foteliku. Wyciągnąłem się jak długi i nabrałem w płuca tyle powietrza ile tylko byłem w stanie. Rozsmakowałem się nim i przez chwilę trzymałem w płucach zanim głośno je uwolniłem.



Rozejrzałem się dokoła, byłem zupełnie sam. Mimo upalnego lata mało kto odwiedzał to jeziorko, może przez trudny dojazd. Właściwie to wcale mnie to nie obchodziło. Najważniejsze było tylko jedno, nikogo tam nie było. Małe, leśne oczko otoczone sosnowym lasem uspokajało mnie i koiło. Czułem się tam dobrze, czułem się częścią tego świata. Cichy i przyczajony nie musiałem martwić się niczym. Bombki pod gruntówkami wisiały bez ruchu, a delikatny wiatr tylko czasem bujał nimi, jakby od niechcenia.

Nie myślałem nawet o linach, na które przyjechałem. Wiedziałem, że w wodzie pływają przepiękne zielone prosiaczki, o których tak długo marzyłem. Jednak nie myślałem o nich, sam nie wiem co wtedy chodziło mi po głowie. Coś chlupnęło nieopodal w trzcinach. Pewnie szczupaczek pogonił przestraszoną płotkę, ta zaś w panice wyskoczyła nad wodę.

Gdzieś w lesie dzięcioł wypukiwał dziobem sobie tylko znaną piosenkę potęgując tylko moją nostalgię. Siedziałem i wsłuchiwałem się w miarowe stukanie. Wieczór zaczynał już malować niebo pastelowo, kolorując świat jak małe dziecko dużym pędzlem. Sprawdziłem zestawy. Napełniłem puste już koszyczki zanętowe i rzuciłem je w przygotowane wcześniej oczka.

Wstałem i rozciągnąłem się. Zbyt długie siedzenie w niewygodnej pozycji robiło swoje. Poszedłem do samochodu i wyciągnąłem turystyczną lodówkę. Zimne piwko, tego mi było trzeba. Wróciłem na stanowisko i wymościłem sobie wygodne gniazdko. Otworzyłem piwo i rozkoszowałem się zachodem słońca. Fotelik robił się coraz milszy i bardziej miękki, a ja zapadałem się w niego coraz głębiej.

Zrobiło się ciemno. Jedynie księżyc rozjaśniał kontury lasu i odbijał się w zupełnie gładkiej wodzie, gdy nagle coś pod nią się poruszyło. Powierzchnia wody lekko się wyprężyła nad jakimś dziwnym ciałem płynącym pod powierzchnią ze środka jeziora w moją stronę. Chciałem wstać, prześwietlić ciemność i odkryć tajemnicę. Jednak nie mogłem się ruszyć, a latarka została przy samochodzie. Coś przyciskało mnie do fotela nie pozwalając się ruszyć.

Gdy fala była już bardzo blisko rozmyła się. Znów było spokojnie i cicho.
- Chodź do mnie - usłyszałem dziwny, wibrujący głos.
- Chodź do mnie, czekałam tyle czasu, proszę chodź - tego było za wiele. Albo ktoś sobie robi ze mnie głupie żarty albo mam omamy. Siła, która jeszcze przed momentem przykuwała mnie do fotela teraz puściła. Wstałem i podszedłem do wody. Próbowałem przeszyć wzrokiem ciemną taflę i dostrzec co skrywają odmęty.
- Podaj mi swoją rękę - głos znów namawiał i przyciągał, był jak sen, jak skryte marzenie, delikatny, ciepły zmysłowy, nie potrafiłem mu się oprzeć.

Podszedłem jeszcze bliżej i nachyliłem się. Z całej siły wpatrywałem się w wodę. Ta otworzyła się nagle i w ciemnościach dostrzegłem zarys kobiety. Księżyc lśnił na jej krągłych piersiach i srebrzył mokre włosy. Była zjawiskowa, piękna, po prostu urzeczywistnienie marzeń.
- Chodź do mnie - wyciągnęła ku mnie swoją dłoń - zostań ze mną już na zawsze. Jej głos hipnotyzował mnie, nie byłem w stanie się powstrzymać. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń i dotknąłem drżącymi palcami jej palców. Poczułem ciepło, rozlało się we mnie i wypełniło. Złapałem ją mocniej i wszedłem za nią do wody, objęła mnie i spojrzała w oczy.
- Tak długo na ciebie czekałam, ukochany, za długo! - pocałowała mnie.

Wchodziliśmy coraz głębiej i głębiej, aż woda przykryła nas i otuliła. Przez moment czułem się jak ryba jednak po chwili w płucach zabrakło powietrza. Szarpnąłem się, woda wdzierała się coraz głębiej, wlewała w oczy usta i nos. Płynęła w żyłach i schładzała mózg. Zerwałem się i podskoczyłem. Noc ciągle otulała okolice, a ja leżałem obok mojego fotelika. Sygnalizatory brań ciągle wisiały spokojne czuwając na najdelikatniejsze pociągnięcie ryby.

wykrzyknik







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=961