Pierwsze dni czerwca
Data: 15-09-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Wieści znad wody


Tego dnia wyjazd na ryby zaplanowałem dosłownie w ostatniej chwili. Po obiadku dostałem błogosławieństwo od małżonki, wędki do bagażnika i nad wodę. 15 km i jestem nad Odrą.



Zestaw z ukleją zarzuciłem w warkocz, hamulec na minimum, wędka na podpórki. Zabieram się za montaż drugiej wędki, a tu słyszę, jak zawył młynek. Bieg do wędki, zacięcie i czuję odjazd ryby.

Wędka wygięta na maksa. Czuję, że jest to kawał klocka, i że takiego ciężaru na wędce jeszcze nie miałem. Staram się zwijać żyłkę. Podciągnąłem może z 10 m, lecz ryba nie daje za wygraną. Żyłka tańczy raz do góry raz na dół. Po około 3 minutach to "coś", co się doczepiło mojego haka zobaczyłem na powierzchni wody: chyba sandacz - myślę.

Gość z przeciwleglej główki krzyczy, że mam zapiętego sandacza. Zlatuje sie kilku kibiców, ryba słabnie, a mnie z kolei podnosi się andrenalina. Powoli holuję rybę...

Ryba jest coraz bliżej. Wyraźnie jest już osłabiona. Jeszcze chwila i podbieram ją ręką, ponieważ zapomniałem podbieraka.


Po gratulacjach wędkarzy, którzy przyglądali się moim zmaganiom zabraliśmy się do mierzenia.
Sandacz miał 80 cm i 6,4 kg. Jest to największy sandacz jakiego do tej pory złowiłem. Niezapomniana to chwila.

Życzę takich wrażeń całej Braci Wędkarskiej

Jareczek






Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=942