Złowić troć cd. - wiosna i lato
Data: 23-06-2004 o godz. 10:25:00
Temat: Spinningowe łowy


Jak napisałem w pierwszej części, żeby złowić troć w rzece musi ona tam być, co wiosną i latem nie jest zjawiskiem zbyt częstym. Na napisanie tej części miałem pomysł tyleż oryginalny, co trudny. Wymyśliłem sobie, że napiszę na podstawie konkretnej wyprawy. Czas mijał, a ja mogłem łowić tylko okonki na pobliskim oczku.



Od tygodnia Bałtykiem targały sztormy i przechodziły burze. Istniała więc szansa, że srebrniaki w obronie przed sztormem wejdą do pomorskich rzek. Poziom wody w Wieprzy nie napawał optymizmem, ale dochodzą do mnie informacje o złowionych trociach poniżej spiętrzenia w Pomiłowie i w Starym Krakowie. Od piątku 18.06.2004 nie mogę usiedzieć w domu. Kolejne próby wypuszczenia się nad rzekę nie wychodzą. W sobotę rano w drodze od siostry spotkałem Gienka „Ojro” Krajewskiego. Przysiedliśmy na ławce pod blokiem i Ojro zaczął opowieść.

Słuchaj Piotruś - w środę byliśmy na Starym Krakowie i spod zwalonego dęba wzięła mi trotka, ale wcześniej zmieniałem żyłkę i zbyt luźno ustawiłem hamulec. Po zacięciu ryba ruszyła pod prąd bez prawie żadnego oporu, bo kołowrotek oddawał żyłkę. Dokręciłem hamulec, ale blaszka (wahadłówka srebrna trzebiatówka T3) wypadła rybie z pyska. Widziałem ją jeszcze jak płynie na tle żółtego piasku pod najbliższe krzaki. Miała ok. 50 cm – szkoda.

Później poszedłem na wąski zakręt ze skarpą i zwalonymi drzewami („tam, gdzie w wodzie jest TIR drzewa” - jak to nazwał Gienek). Na środku są zwalone kołki, które wystają z wody. Stanąłem na skarpie, pod którą prąd wymył głęboką nawet teraz rynnę, rzuciłem pod same kołki i prowadzę wahadłówkę T3 (wąska mocno wykrępowana blaszka, która bardzo łatwo wpada w ruch wirowy) nad zaczepami łukiem w kierunku rynny. Nagle blacha mi podskoczyła! Co jest? Myślę i powoli prowadzę blaszkę dalej. Kilka metrów od brzegu widzę, że w moim kierunku płynie jakaś rozdziawiona paszcza z moją blachą w pysku! Odruchowo zaciąłem i… o mało nie dostałem blachą w ucho, a troć zawróciła na mojej wysokości pokazując szeroki na 30 cm bok”.

Znam Gienka od dawna. Jest komendantem powiatowej SSR i wiem, że nie buja. Nie wytrzymałem i pytam go, kiedy jedzie na ryby. „Ok. 13-tej” - odpowiada. „ Masz miejsce?” - rzucam z nadzieją w głosie. „Jasne, jedzie ze mną tylko Witek”. Umawiamy się na 13-tą pod moim domem. Do 12:30 wszystko jest OK, ale to co potem się działo, o mało nie doprowadziło mnie do płaczu. Oberwanie chmury! Rynny nie nadążały odbierać wody!!! Po30 minutach deszcz ustał i nawet pokazało się troszkę słońca. W oddali słychać burzę. O 14:30 dzwonię do Gienka:

- I co? – pytam.
- Jak co? Widzisz, jaka pogoda. Chociaż, czekaj - nad twoim domem jest jaśniej – odpowiada.

Jestem zdesperowany:

- Słuchaj Gieniu. Jak nie przyjeżdżasz, to ja idę w Sławnie nad Wieprzę – oświadczam.
- Za pół godziny będę! - rzuca Gienek.


Dojeżdżamy na skraj lasu w Starym Krakowie o godz.15:45. Uzbrajamy wędki i nad rzekę. Woda w Wieprzy lekko się zmąciła, ale poziom się nie podniósł. W polaroidach widać wszystkie zaczepy. Jedyną metodą w takich warunkach jest krycie się wśród bujnej roślinności lub za drzewami i rzuty tak, aby przynęta przepłynęła jak najbliżej wszystkich elementów burzących przepływ wody. Rzut w dół rzeki pod drugi brzeg powyżej krzaków lub wystających gałęzi czy korzeni, zamknięcie kabłąka i przynęta po łuku przepływa pod w/w przeszkodami. Następnie przynętę prowadzę tak, aby przepłynęła tuż przed zaczepem. Następny rzut przynęta płynie nad zaczepem. Pod swoim brzegiem staram się, aby przynęta płynęła wzdłuż warkoczy traw. Choć tam najczęściej biorą szczupaki, które są pewnym wyznacznikiem bytności troci w Wieprzy. Jeżeli szczupaki nie biorą przez kilka dni, to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że trocie są już w rzece.

Jak zwykle zostałem w tyle. Gienek „Ojro”, Prezes Towarzystwa Miłośników Rzeki Wieprzy Wiesiek Halbina (prywatnie mój ojciec) i Witek ruszyli na dół.

Obławiam odcinek powoli. Nie odpuszczam żadnemu krzaczkowi, żadnej żerdce, którą wypatrzę w wodzie. Nagle słyszę jakieś krzyki z dołu rzeki. Myślę, że to pewnie Gienek zapiął „swoją”, ale dość szybko się uspokaja, więc łowię dalej. Rzeka jest piękna, nawisy gałęzi tworzą baldachimy, które poruszają wyobraźnię.


Wiatr trochę utrudnia rzuty spod takich daszków i na jednym z nich zrywam blaszkę. Ciekawość nie daje mi spokoju i gonię chłopaków. Gdy wyłaniam się na łące Gienek zawraca w moim kierunku i krzyczy 0:1. Pokazuje mi miejsce porażki. Prosty odcinek rzeki. Z naszej strony skarpa porośnięta na górze łoziną, między którą są 10 metrowe przerwy. Po drugiej stronie ciąg zwartych krzaków sięgających wody kończy się na wysokości krzaka, przy którym stał Gienek. Za ciągiem krzaków, po drugiej stronie w wodzie jakieś całe suche drzewo. „Piotruś, rzuciłem w górę tam, o pod same krzaki, blaszka szła w kierunku tego suchego drzewa i jak tylko je minęła... Jak walnęła i w powietrze!!! Mówię ci, 1,5 metra w górę i drugi, i trzeci. Ciągle w moją stronę! Czwarty raz spadła tu, o widzisz, pod moimi nogami w te trawy!!! Zrobiła chwilkę luz na żyłce i... wyjąłem samą blaszkę!". Gienek był jeszcze podniecony.

- Ładna była? - zapytałem.
- No taka z piątkę. Szkoda, że ciebie nie było, ale byś fotki zrobił! - odparł Gienek.

Na końcu tej prostej jest szeroki, płytki zakręt w lewo, na jego wyjściu po drugiej – prawej stronie rzeki leżą w wodzie dwa pnie drzew, po skosie do nurtu pod nimi prąd wymył jamki na ok. 1 do 1,5 m. Gienek podchodzi do mnie i opowiada:

- Widzisz? Tu, w środę, rzuciłem pod samiutkie drzewko i branie. To wiesz, co hamulec spieprzyłem.

To mnie utwierdza w przekonaniu, że trzeba łowić przy samych zaczepach, choć przynęty nie trzeba prowadzić tak nisko jak w zimie. Wystarczy w połowie wody, a nawet wyżej. Dochodzimy do skarpy, przy której Gienek wyrwał w środę blachę z pyska troci.


Obławiam początek zakrętu, Prezes orze dołek powyżej mnie, a Gienka puściliśmy spokojnie na upatrzoną rybę. Schował się pod młodym drzewkiem i już w pierwszym rzucie melduje, że wyszła spomiędzy gałęzi, puknęła zamkniętym pyskiem w blachę, zawinęła i tyle ją widzieliśmy.


Postanawiamy poprawić w drodze powrotnej. Teraz na naszej drodze zwarta ściana krzaków. Przejście pokazuje nam Gienek.

- Tu jak chcesz, to możesz wejść w te krzaki i tam jest takie miejsce, z którego można obrzucić zakręt - proponuje Ojro.

Wlazłem w pokrzywy mojej wielkości i mamroczę:

- Ale mnie wpuścił w maliny”.

Zza krzaków pada odpowiedź:

- Mówiłem, że możesz wejść jak chcesz.

Chciałem i przedarłem się do rzeki. Miejsce super! Stoję na kawałku twardego brzegu za pasem „Sajgonu”. Po przeciwnej stronie 10 m powyżej mnie krzaczek wyrastający z rzeki, na wprost skarpa wolna od roślin. Jakieś 20 m w dół rzeka skręca w prawo (my jesteśmy na lewym brzegu). Na przeciwnym brzegu na początku zakrętu zaczynają się krzaki, które z drzewami wystającymi z wody z mojej strony tworzą ładny wlew, którego głębokości ze swojej pozycji nie mogę ocenić. Rzucam w górę pod krzaczek na drugim brzegu. Wirówka idzie dość głęboko, bo środkiem jest przegłębienie. Drugi rzut wprost przed siebie pod skarpę, przynęta przechodzi łukiem przez początek wlewu – nic. Następny rzut wzdłuż mojego brzegu w dół tak, aby blaszka przeszła pod drzewkami wyrastającymi z rzeki. Nie spodziewałem się, że jest tu tak głęboko.

Teraz rzucam 25 m w dół rzeki pod krzak na wejściu we wlew. Zamykam kabłąk i czuję, jak wirówka zaczyna pracę. Nagle zaszwankowała, paletka przestała się obracać – zaciąłem odruchowo i otrzymałem mocną kontrę z drugiej strony, a na powierzchni wody pojawił się grzbiet ryby w nawrocie. Trwało to pewnie ułamki sekund, ale w końcu do mnie dotarło:
- JEST!!! Mam! - krzyknąłem do chłopaków.

Troć - bo wtedy już wiedziałem, że to ona - zrobiła pierwszy kocioł na powierzchni. Wtedy usłyszałem tętent w lesie i odgłos łamanych gałęzi w krzakach – to nasz kolega, etatowy podbieracz ryb Gienek zajmował pozycję do podbierania!

- Duża? -rzucił przez krzaki ojciec.
- Nie wiem - powiedziałem, ale wiedziałem, że nie, bo na dość ostro ustawionym hamulcu odjechała w dół rzeki ok. 15 m.

Potem udało mi się podciągnąć na 5 metrów od nas. Szła cały czas przy dnie statycznie i z wielkim oporem. To utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie jest to 1,5 kg knotek. Przeszła obok mnie przy dnie, wystartowała do powierzchni i odbiła pod drugi brzeg. Teraz już widzieliśmy, że to godna ryba. „Aaale byk!” zawyrokował Ojro. Kilkakrotnie podciągałem ją na naszą wysokość, ale nie bliżej jak 1 m od brzegu. Nagle cwana bestia okręciła się w żyłkę i ruszyła pod drugi brzeg, wyginając ciało i waląc ogonem w żyłkę. Te tąpnięcia na kiju będę pamiętał jeszcze bardzo długo. Jednak w ten weekend, kiedy nic mi nie szło szczęście się do mnie uśmiechnęło i żyłka 0,28 wytrzymała, a ryba sama się odplątała.

Kiedy robiła nawroty, aby odjechać na hamulcu widać było wirówkę, której paletka się obracała. Po ostrym nawrocie podeszła pod powierzchnię i na chwilę wyłożyła się na bok. „TERAZ” - pomyślałem i skierowałem ją do brzegu, ale jak poczuła dno znów zafundowała nam symfonię hamulca. „ Mam mały problem” - mówię do Gienia. „Boli mnie strasznie ręka”. „To dawaj” mówi Ojro „albo nie” natychmiast się poprawia, a ryba w tym czasie robi rundę w dół rzeki, kiedy zwalnia zaczynam pompować długimi pociągnięciami i kieruję ją na stojącego w wodzie Gienka. Troć wykłada się na bok, ale gdy poczuła dno zaczyna start skierowana jednak na brzeg wyjeżdża na płyciznę, a tam Gienek czule chwyta ją z góry za kark obiema rękoma z siłą małej prasy i mówi „Mam ją!”. Podaje mi rybę, a w wejściu w krzaki stoi prezes z aparatem i fotografuje gratulacje za pomoc.


Mierzymy rybę ma 84 cm i jest bardzo szeroka. Chłopaki dają jej 1 kg na 1 cm, ale ja myślę, że ma ok. 7 kg. Robimy serię zdjęć.




Zawijam samca troci w szmatkę, wkładam w worek i... mam problem, jak ją nieść? Niosłem ją w worku i w zasadzie odpuściłem wędkowanie. Chłopaki też dali spokój, ale Gienek nie daje za wygraną i z wysokiej skarpy rzuca pod nawis krzaków. Tam pod liśćmi znów ma jakieś szarpnięcie nazywane przez niego podskoczeniem blachy.


Decydujemy się wracać. Po drodze przez las dywagujemy, że od tygodnia jak pokazały się trocie, zniknęły gdzieś szczupaki. Łowienie troci letniej to przede wszystkim obecność nad wodą we właściwym czasie. Zapomnieć trzeba o innych rybach. Długo popełniałem podstawowy błąd: kiedy przez pierwsze godziny nie było brań troci kombinowałem ze szczupakami i pstrągami, czym odbierałem sobie szansę na właściwą rybę. Ważne są rzuty, które muszą być celne, bo przy niskim stanie wody bardzo szybko można złapać zaczep, co wyklucza dalsze wędkowanie w tym miejscu. Istotnym czynnikiem jest też wiara w łowisko, przynętę i cierpliwość. Po kilku bezowocnych dniach łatwo się zniechęcić, ale taki hol jak ten z 19 czerwca tego roku wynagrodzi to na bardzo długo.

Pamiętajcie też o jakimś środku na owady, bo nad rzekami Pomorza ich nie brakuje, a są bardzo dokuczliwe, szkoda zmarnować dzień nad rzeką na drapanie się i nerwy na komary. Tradycyjnie o holu ryby napiszę bardzo mało. Troć letnia jest nieprzewidywalna jak Fiat 126p. Raz skacze jak tęczak, raz muruje jak sum, inny razem przejedzie na ogonie po powierzchni wody albo ruszy pod prąd lub z prądem jak lokomotywa.

Najważniejsze, aby w czasie holu nie poluzować linki, w miarę możliwości trzymać rybę dość głęboko i nie wpadać w panikę (łatwo napisać, mi ręce trzęsły się jeszcze po powrocie do domu).

Chciałem napisać ten tekst na podstawie konkretnego wyjazdu, ale o takim wybryku nawet nie śmiałem pomarzyć. Na dokładkę tego pięknego samca 7,05 kg złowiłem na wirówkę, którą otrzymywał każdy uczestnik zawodów „Święto Wieprzy 2003”. Jest to Comet 4 złoty wykonany przez HRT Kołobrzeg z wygrawerowanym stylizowanym logo Towarzystwa Miłośników Rzeki Wieprzy.

Chcę przy okazji podziękować Gienkowi „Ojro” Krajewskiemu za pomoc w podbieraniu i zabranie nas pomimo niesprzyjających warunków. Myślę, że poczynione przeze mnie teksty pomogą Wam w trudnej sztuce łowienia troci. Wszystkich spragnionych przeżyć nad dziką jeszcze rzeką zapraszam nad Wieprzę.

Halbin







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=893