Na wiślanej główce
Data: 22-06-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Wieści znad wody


Ostatni weekend spędziłem z kuzynem nad Wisłą poniżej Chotczy. Pogoda dopisywała jak nigdy. Słońce, małe chmurki, zero wiatru, po prostu marzenie. Na miejscu byliśmy już w piątek. Wieczór minął na planowaniu wypadu, oglądaniu meczu i kopaniu robaków.



Budzik wydał dźwięk o 7 rano. Natychmiast zerwałem się by wyjrzeć przez okno. Idziemy, pomyślałem, gdy ujrzałem bezchmurne niebo a o 7:30 już maszerowaliśmy nad wodę. Po chwili byliśmy na wale i stanęliśmy przed kwestią wyboru stanowiska. Dwie kandydatki: główka 343 i 345. Pierwsza - dużo okonia i klenia ale jeszcze więcej jazgarza. Druga - płytko, ale płoci w bród a czasem chwyci sumek. Biorąc pod uwagę charakter łowiska wybraliśmy główkę 343 o dnie urozmaiconym, pełnym zawadów i niespodzianek, z oficjalnym rekordem suma 11,5 kilograma. Rozkładamy wędki i planujemy poprażyć się na słońcu, zarzucamy zestawy. Na pierwszym kiju jest natychmiastowe branie.

Szybki hol i w dłoni trzymam klenia. Miarka wskazuje 21 cm, rekordu niestety nie ma. Łowię dalej, lecz trzy godziny w upale i przy szumie wody przepływającej przy pęknięciu w główce minęły bez stuknięcia. Werdykt - wracamy do domu.

Popołudnie spędziłem na ponownym montowaniu zestawów i drzemce. O 16:00 kolejna propozycja wypadu na 343. Podobno ktoś tam złowił z gruntu 2 piękne klenie. Idziemy z wędkami a przy okazji zobaczyć. Rzeczywiście, ktoś rzuca z główki. Wędkarz ma siatkę a w niej widać ryby. Są to klenie ale nie jestem przekonany czy wielkością przebijają mojego. Jak już dotarliśmy z wędkami to głupio by było nie spróbować. Stawiamy wszystko na jedną kartę i rzucamy oby dalej, nie bacząc na ryzyko utraty zestawów.

Znów natychmiastowe branie. Tym razem ryba wchodzi w zawadę ale tak szybko z niej wychodzi, jak w nią weszła. Kilka pokręceń korbką kołowrotka i mam pierwszego w życiu okonia złowionego w rzece. Mierzy całe 18 cm i jest inny od jeziorowego. Jest jakiś taki wyblakły i bardziej mięsisty - po prostu kapitalny. Kolejne 30 minut to 10 jazgarzy i nieoczekiwany kiełb. Znów mam trochę inne branie, dolnik aż podskoczył. Szybko zaciąłem i od razu czuję większy opór. Już cieszyłem się, że mam sporego suma a tu figa z makiem, rosówkę pochwycił sandacz.

Kilka metrów od brzegu sandacz przeciął żyłkę 0,20 i odpłynął. Oceniłem go pobieżnie na niecałe 40 cm. Byłem wściekły bo mogłem zaliczyć wiślanego sandała. W zamian niego, w 10 minut rzeka obdarowała mnie jeszcze 3 okoniami i malutką płotką. Kuzyn w tym czasie złowił 2 kleniki po 25 cm każdy i to było wszystko w tym dniu. Słońce piekło niemiłosiernie a ja położyłem się na główce. Rozmyślałem o sandaczu z hakiem w pysku, pierwszych okoniach i wyobrażałem sobie jak może wyglądać kolejny udany wypad. Teraz czas na wakacje i Śniardwy.

Ponieważ nie mam tam komputera będę nieobecny przez 2 miesiace. Czasem może wpadnę do kafejki ale na pewno będę czekał na powrót do wirtualnego świata. Nie będzie mi łatwo bo przyzwyczaiłem sie do okupywania czatu i forum. O wakacjach z wędką napiszę obszerny artykuł ze zdjęciami we wrześniu.

Na koniec dodam, że wszystkie złowione przez nas rybki zostały wypuszczone, oprócz sandaczyka, który uwolnił się sam.

wedkarz_wawiak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=892