Leszczynka, dżdżownica, wody Saska Wielkiego i te pierwsze okazy
Data: 14-06-2004 o godz. 09:00:00
Temat: Bajania i gawędy


Choć wędkę trzymałem w ręku już wcześniej, to dopiero niedawno miałem powody do radości spędzając czas nad wodą, a mam już 15 lat.



Wspólnie z klasą udaliśmy się na trzydniową szkolną wycieczkę do Kobylochy, pięknej miejscowości nad jeziorem Sasek Wielki. Dwóch kolegów zabrało ze sobą wędki, uważałem to za bezsensowny pomysł, ale jak się okazało znalazł się czas i na wędkowanie.

Drugiego dnia wybraliśmy się nad jezioro z wędkami i wędziskiem wykonanym już na miejscu z oskubanej scyzorykiem leszczynowej gałęzi, do której przywiązana była żyłka, a na niej zamocowane ciężarki, spławik i haczyk. Na łowisku nie zabrakło zanęty, przygotowanej wcześniej w ośrodku, a także oczywiście przynęty - czerwonych robaków.

Koledzy zarzucali przynęty, nęcili, ale nic nie brało. W końcu, gdy jednemu się znudziło, pożyczyłem od niego leszczynkę, założyłem robaka przekłuwając go dwukrotnie. Zarzucam, patrzę, a spławik idzie pod powierzchnię, nie wiem co mam robić, próbuję zacinać, drugi raz, trzeci... podnoszę kijek do góry i widzę ją, moją pierwszą rybę na haczyku. Ach, jak pięknie srebrzyła się w świetle zachodzącego słońca. Plusk wody, niestety ryba spadła do wody tuż przy pomoście. Już ją miałem, klnę na wszystko. W końcu mówię "trudno" i zarzucam dalej. Kolega, od którego pożyczyłem leszczynkę widząc mój sukces wraca i odbiera wędkę. Czekałem cierpliwie kilkadziesiąt minut, nie miał żadnych brań, w końcu pozwala mi przełożyć robaka na haczyku i zarzuca, spławik idzie pod wodę i wyciąga płotkę. Wtedy przyszła znów kolej na mnie, zarzucam, jest - bierze. Moja pierwsza wyłowiona ryba, mały ale piękny okonek. To było 1 czerwca, nie mogłem wyobrazić sobie piękniejszego prezentu na Dzień Dziecka.

Następnego dnia znów zarzucam tym samym wędziskiem, czekam kilka chwil, jest branie, wyciągam kilkunastocentymetrowego sandacza, którego wtedy wziąłem za okonia. Kolejne rybki, okonek i płotka, brały również chwilę po zarzuceniu - płotka zaraz jak przynęta znalazła się w wodzie!

Gdy wróciłem do domu zacząłem myśleć o zdaniu karty wędkarskiej. Obecnie przygotowuję się do egzaminu oraz poszerzam swoją, jak dotąd, mierną wiedzę o wędkarstwie. Mam dużo zapału i nadziei, że zacznę regularnie łowić. Tylko, że niestety, nikt z rodziny ani znajomych nie łowi wiele. Nie rozumiem, nie wiem jak to jest z tym wszystkim: zanęty, ciężarki i węzły to dla mnie czarna magia.

Chcę wędkować, spędzać czas nad wodą, poznawać przyrodę, podziwiać jej piękno i odczuwać radość z napiętej żyłki. Może poznam jakichś wędkarzy i od nich się czegoś dowiem i nauczę? Mam tyle zapału i nadziei, żę myślę, iż się uda!

cintus







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=882