Połączone siły
Data: 23-05-2004 o godz. 21:30:00
Temat: Pomagamy dzieciom


Jest niedziela wieczór, jestem strasznie zmęczona, ale muszę podzielić się z Wami wrażeniami z dnia dzisiejszego.



To był dzień połowów „naszych” dzieci. Po raz pierwszy na zawody wędkarskie wybierali się uczniowie Dżąsa i moi wychowankowie z Domu Dziecka, jak również masa innych młodych ludzi z Grudziądza. Wszyscy wybierali się na Młodzieżowe Mistrzostwa Grudziądza.

Gdy przyjechaliśmy do domu dziecka atmosfera była napięta, wszyscy byli bardzo podekscytowani. Okazało się, że nie spali od 4:40. Bali się zaspać.

Gdy cała „uzbrojona po zęby gromadka” wyszła przed dom, wyglądała imponująco. Ledwo zmieściliśmy się do autobusu. Na miejscu okazało się, że sporo wędek było w rozsypce i szybko trzeba je uzbroić. Ale to poszło dość szybko. Po losowaniu okazało się, że podopieczni (dwudziestu jeden plus czterech) zostali rozrzuceni po niemal całym brzegu jeziora. Wszystkich wędkujących było ponad stu.

„Troszkę” się nabiegaliśmy, bo do każdego trzeba było podejść, poprawić trochę zestawik, pocieszyć, no i życzyć powodzenia.

Po dwóch godzinach nad naszymi głowami zawisła czarna chmura i zagrzmiało. Potem posypał się grad, a na koniec dosyć ulewny deszcz. Patrzyłam na te dzieciaki z podziwem, ja już dawno bym odpuściła, ale one otrzepały ciuchy i dalej łowiły.

Gdy zawody dobiegły końca odetchnęłam z ulgą. Dzieciaki były przemarznięte, a nas bolały nogi (przebiegliśmy chyba z 15 km). Jakież było moje zdziwienie, gdy dzieci wracały ze swoich stanowisk zmoczone, zmarznięte ale... szczęśliwe!

Dziewczęta wypadły świetnie. Weronika była druga, Ewelina - trzecia, Ewa – czwarta, Ania - piąta, Kasia - szósta, a Roksana siódma. Chłopcy raczej nie mieli szans, tu konkurencja była duża – około 70 kadetów, a juniorów około 30. Poza tym wielu innym młodym wędkarzom pomagali ojcowie, nasi musieli liczyć głównie na samych siebie. Ale chłopaki byli z siebie dumni. Nagrodę dla najbardziej wytrwałego zawodnika zdobył też mały Andrzej, który przyjechał z nogą w gipsie.

Najważniejsze dla mnie było to, że dzieci nie zraziły się niepowodzeniami. Jeden z chłopców oddał swoje stanowisko i krzesełko chłopcu z gipsem, aby ten nie musiał daleko iść, inni chłopcy oddali dziewczynom bluzy, gdy te były zmarznięte.

I jak tu ich nie kochać... :-)

Dżąsowa







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=862