Zegarek to wymysł szatana
Data: 07-05-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Bajania i gawędy


Zegarek to wymysł szatana. Rano pędzi jak szalony by po południu zwolnić na maksa. Może stanął? Przytykam ucho do cyferblatu i próbuję wyłowić z natłoku biurowych hałasów znajome cykanie. Jednak nie, działa. Rany, ale upał! Odklejam się od zegarka i kolejny raz zerkam na tarczę. Cholerny czas wlecze się jak porażony parkinsonizmem żółw.



Jeszcze półtorej godziny do końca pracy a potem witaj rzeko. Kije naszykowane leżą w bagażniku, rodzina uprzedzona, że może się mnie nie spodziewać przed północą i tylko obowiązek zarobkowania trzyma mnie jeszcze w robocie. Próbuję zająć się pracą, ale nawet uporczywe telefony od klientów nie są w stanie odgonić ode mnie wizji kiwających się sennie wędek. Boże, jeszcze godzina. Powoli kończę rozgrzebaną robotę zwalając na kolegę obowiązek dogadania się z klientem. Przecież jak zadzwonię do tego nudziarza to nie wyjdę do rana. Znów zerkam na zegarek. Niemożliwe żeby minęło tylko 15 minut.

Otwieram kolejne zlecenie kombinując coraz to nowe warianty wędkowania. Jedna połowa mózgu pracuje a druga... Druga jest pogrążona w marzeniach. O chłodzie wieczoru, o rybach (niekoniecznie wielkich) i zimnym browarku. Staram się nie zerkać na zegarek, ale oczy same go odnajdują. Pół godziny, jeszcze półgodziny i odpalę astrolota. Jeszcze tylko przejazd przez miasto i rozgrzane do czerwoności wędziska ochłodzi rzeczny powiew.

Punkt siedemnasta zrywam się jak uczniak i pędzę do auta. Wejście do nagrzanego piekarnika to małe miki w porównaniu do wyczynu, jakiego dokonuję po otwarciu drzwi samochodu. Koszula z miejsca przykleja się do pleców i oparcia, ale nic to. Pędzę na ile się da w gromadzie aut, aby jak najszybciej dobrnąć nad rzekę. Ulice jakby oszalały od tłoku, bo miasto wypluwa z siebie szczęśliwców, którzy skończyli pracę. Wreszcie widzę przed sobą znajome drzewo a zaraz za nim niepozorny zjazd do wody. Jeszcze dwieście metrów przez chaszcze i jest woda.

Mała dziś i mizerna z wystającymi żebrami łach i główek, ale płynie. Rozkładam prowizoryczny obozik pod starą wierzbą. To moje ulubione miejsce, bo parę metrów dalej nurt wyżłobił sporawą rynnę. Nareszcie – wzdycham zarzucając wędki – nareszcie.

Kije sterczą już od godziny (tak przynajmniej twierdzi czasomierz) a ja nie mogę się nadziwić szybkości upływającego czasu. Nawet piwa jeszcze nie dopiłem. Malutka płoteczka to jak do tej pory jedyna ofiara mojego hobby. Zmieniam przynętę i zarzucam ponownie. Powietrze jeszcze drga od upału, ale pojawiają się zapowiedzi nadchodzącego zmierzchu. Powoli pojawiają się oczka drobnicy i nawet trafił się pojedynczy komar. Zerkam na pikera i widzę jak gwałtownie prostuje się szczytówka. Lekkie cięcie i siedzi. Krótki hol i w siatce ląduje śliczny podleszczak. Zaczęło się – myślę.

Kiedy zarzucam ponownie drugi kij drga spazmatycznie, ale zacięcie trafia w pustkę. Spoko – myślę sobie – podeszły. Jakby na potwierdzenie piker znów daje znać o sobie. Następny leszcz ląduje w siatce a ja powoli popadam w rodzaj transu. Zarzucenie, zacięcie, hol, siatka. Wszystkie brania są na pikerka a ciężka gruntówka stoi jak zaklęta. Nie zwijam jej. Po co? Może w nurcie coś podejdzie?

Robi się coraz ciemniej i zaczynam się zastanawiać, na co mi tyle ryb. Podchodzę do siatki i wypuszczam ryby. Odprowadzam je wzrokiem, kiedy słyszę dzwonek gruntówki. Kij kładzie się prawie na ziemi, kiedy doń dobiegam. Nawet nie trzeba ciąć. Coś większego walczy o życie na drugim końcu wędki. Zaczynam zabawę w przeciąganego. Zabawę?. Bzdura. Ryba robi co chce a ja mogę tylko zwijać od czasu do czasu trochę żyłki. Kołowrotek zaczyna popiskiwać przypominając mi o potrzebie smarowania. Wreszcie rybsko słabnie i udaje mi się odzyskać trochę żyłki. Dokręcam mocniej hamulec i wtedy okazuje się, że stary rzeczny wyjadacz nabrał mnie jak dzieciaka. Krótki ostry trzask kończy sprawę i ryba odzyskuje wolność.

Siadam na brzegu i paląc papierosa zerkam na zegarek. Boże jak ten czas leci. Trzeba wracać. Jednak zegarek to wymysł szatana.

Byba







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=847