Orientalny banita - jak go złowić? cz. II
Data: 22-04-2004 o godz. 11:00:00
Temat: Karpiomania


Zima dla „amurarzy” nie mających dostępu do podgrzanych wód, to czas wspomnień z ubiegłorocznych wypraw, moment przygotowań i planów na kolejne wyjazdy. Wszyscy niecierpliwie oczekujemy pojawienia się pierwszych wiosennych promieni słońca, poprawiających nasz nastrój i budzących do życia otoczenie.
Na wielu zbiornikach wkrótce uaktywnią się amury - nasz cel połowu.



Zwykle szanse na pierwsze spotkania z Azjatą pojawiają się w maju, gdy temperatura wody na płyciznach osiągnie około 12 - 15ºC. W tym okresie jednak nie można liczyć na wiele brań, a ryby, osłabione zimowym postem nie mają zbyt imponującej wagi. Większość z nich to wyjątkowo smukłe torpedy jeszcze niczym nie przypominające tych „spaślaków”, z późniejszych miesięcy.

Prawdziwym dzwonkiem dla każdego amurarza jest dopiero czerwiec. Gorące słońce ogrzewa wodę do bardzo wysokich temperatur, powodując u amura narastające uczucie głodu. To czas kiedy zdecydowanie powinniśmy zameldować się nad wodą, uzbrojeni w swoje skrzętnie przygotowane zanęty i przynęty. Godziny brań o tej porze roku są bardzo różne i w głównej mierze uzależnione od nęcenia. Dobre wyniki można uzyskiwać zarówno w porach porannych, popołudniowych, wieczornych, jak i nocnych.


Zawsze prowokująca ryby do intensywnego żerowania jest nadchodząca burza. W takiej sytuacji zdarzają się niemal jednoczesne brania na kilku zestawach. Świetne wyniki uzyskuje się również po przejściu takiego frontu oraz w porannej mocnej mgle.

Najlepszy okres połowów amura kończy się w połowie września, gdy najczęściej przychodzi wyraźne ochłodzenie. Na brania w takich warunkach zawsze możemy jeszcze liczyć na głębszej wodzie w godzinach popołudniowych i w miejscach sąsiadujących z płyciznami.


W poszukiwaniu łowiska

Wybór miejsca naszej przyszłej zasiadki w największym stopniu ma wpływ na uzyskane przez nas wyniki. Warto temu etapowi poświęcić najwięcej czasu i uwagi, by nasze połowy nie były przypadkowe i przyniosły nam oczekiwane rezultaty. Zawsze najlepszym sposobem dostarczającym wielu ciekawych informacji jest systematyczna obserwacja wody. Jeżeli uda nam się znaleźć teren, gdzie przez kilka dni amury intensywnie zaznaczają swoją obecność, przewalając się lub pokazując swoje ogromne płetwy ogonowe, to możemy być prawie pewni, że trafiliśmy na doskonałe stanowisko na naszą przyszłą zasiadkę.

Wspaniałe miejscówki zawsze możemy znaleźć w sąsiedztwie kolonii roślin - grążeli lub wywłóczników. Amury uwielbiają stacjonować w takich roślinnych ostępach na bardzo płytkiej, często 50 cm wodzie. Ponieważ zanęcone miejsca oprócz ryb wyjątkowo przyciągają ptaki wodne (szczególnie na większych zbiornikach), które skutecznie utrudniają nam jakiekolwiek próby łowienia, najlepiej przygotować łowisko na wodzie powyżej 1,5 metra. Głębsza woda utrudni objadanie naszej stołówki przez pierzastych intruzów.


Świetnym stanowiskiem do połowu jest rejon przybrzeżny z wchodzącą głęboko do wody trzciną lub pałką wodną . Takie miejsca zapraszają amury na obfite i łatwe jedzenie. Ryby żerujące w takim punkcie są często wyjątkowo płochliwe, nieufne i bardzo nerwowo reagują na najmniejszy hałas. Kilkakrotnie obserwowałem, jak drobne stuknięcie na brzegu powodowało wybuch wodnego wulkanu. Wystraszone amury w niesamowitym amoku rozpierzchały się w różnych kierunkach, szusując często po dwudziestocentymetrowej płyciźnie.

Innym godnym uwagi miejscem jest teren rozległej płycizny daleko wcinającej się w stronę otwartej wody lub podwodna górka, najlepiej porośnięta niewielką ilością roślin (moczarki lub rogatka, który stanowi przysmak amura). Takie książkowe mety odwiedzane przez liczne stada wielkich ryb, wyśmienicie nadają się do położenia naszej zanęty i z całą pewnością mogą nam przynieść wiele brań.

Równie interesującym łowiskiem jest teren w okolicy wyspy. Tego typu enklawy ściągają amury niemal z całego zbiornika. W punktach oddalonych w znacznej odległości od brzegu ryby czują się pewnie i bezpiecznie, stając się wręcz nieostrożne, co zawsze warto próbować wykorzystać. Przez dłuższy okres czasu zakładałem iż, łowienie amurów przy nagłych ochłodzeniach i mocnych pogorszeniach pogody jest tylko przypadkowe. Przy niekorzystnej zmianie aury amury błyskawicznie znikają z płycizn, nie pozostawiając żadnych nadziei na jakiekolwiek brania. Kilka ostatnich sezonów udowodniło jednak, że przy odpowiednim wyborze łowiska można również w najgorszą pluchę osiągać fenomenalne wyniki.

Podstawą łowienia na okrągło przy każdej pogodzie jest znalezienie miejsca rozległej płycizny, sąsiadującej z ostrym spadem dna. W optymalnych warunkach i gorącej aurze nęcę i stawiam zestawy na około 2 metrach. W przypadku ostrego spadku temperatury powietrza i wody natychmiast przenoszę łowisko w sąsiedztwo na wodę głębszą, około 4-5 metrów. Najczęściej w ciągu kilku dni ryby przyzwyczają się do zmian temperaturo-ciśnieniowych i wracają w płytsze partie wody, my jednak codziennie mamy komfort łowienia i szansę na holowanie kolejnych sztuk.

Wybrane do połowu stanowisko należy odpowiednio oznakować. Swoją miejscówkę zwykle wyróżniam dwoma małymi spławikami, bądź kostkami styropianu, przymocowanymi do skrajnych roślin lub patyków, wyznaczających obręb nęconego obszaru.

Znakomitym znacznikiem łowiska może być też zaślepiona obustronnie plastikowa rurka PCV o niewielkiej średnicy ( około 2cm). Jej długość dobieramy stosownie do głębokości łowiska tak, by zakotwiczona mocno na dnie wystawała 20 cm ponad lustro wody. W momencie holu i przechodzenia żyłki przez taką bojkę nie ma zagrożenia utraty ryby, ponieważ rurka swobodnie pod wodą przechyla się we wszystkich kierunkach, uwalniając zaczepioną linkę. Niestety w okresie wakacyjnym takie tyczki wyjątkowo przyciągają wzrok i zainteresowanie wielu osób znajdujących się na wodzie. Prowokatorzy zafascynowani naszym wynalazkiem w zwyczaju mają przestawianie go w inne dziwne miejsca, a zdarzają się również uprowadzenia połączone z ucieczkami w kierunkach przeciwnych od nas.


Nęcenie

Czytając wiele opisów połowów, zwróciły moją uwagę horrendalne ilości zanęty, jakiej często używają łowcy amurów. Zadawałem sobie pytanie, czy to jest konieczne?

Odpowiedzi szybko udzieliły mi własne doświadczenia. Niewielkie nęcenie rzędu kilku kilogramów jakie stosowałem początkowo, przynosiło mizerne rezultaty. Na moich zestawach zamiast oczekiwanych amurów lądowały zazwyczaj niewielkie leszcze, karasie lub karpiki. Amury, mimo że swoją obecność w okolicach przygotowanego stanowiska podkreślały widowiskowo, trafiały się rzadko, a jeśli już dochodziło do kontaktu z nimi, to przeważały małe sztuki. Te, które uniknęły ostrza haka po krótkiej obecności na mojej jadalni szybko przemieszczały się w inny rejon płycizn.

Wniosek nasuwał się tylko jeden: mniejsze ilości jadła niezbyt efektywnie ściągają większe ryby i słabo zatrzymują je w miejscu nęcenia. Nawet kilka niewyrośniętych sztuk w ciągu paru minut potrafiło ogołocić dno z wielu kilogramów zanęty i zniknąć. By liczyć na spotkanie z prawdziwym okazem, należało więc przygotować się na solidne dywanowe nęcenie.

Na efekty takiej strategii nie musiałem długo czekać. Już kilka pierwszych wypadów nad wodę potwierdziło zasadność mocnego sypania. Padało coraz więcej sztuk dwucyfrowych, pięknie wyrośniętych i z ogromnym sadłem. Prawdziwym rekordzistą w tym gronie był 12,5 kg amur, mający długość tylko 78 cm!!! Z trzewi ryby wylewały się zmiażdżone kulki i ziarno.



Trudno jest określić uniwersalną wagę zanęty, jakiej należy używać, by liczyć na dobre wyniki połowu. Optymalna ilość, jaka będzie potrzebna by zainteresować i dłużej przytrzymać amury na łowisku jest uzależniona przede wszystkim od temperatury wody i pogłowia ryb na danym akwenie (leszcz, płoć, karaś, karp, amur). W warunkach letnich, na pierwszy rzut w moje poletko o rozmiarach 6 x 3 metry do wody trafia 30 - 50 kg ziarna oraz 2 - 3 kg kulek. Dzień po takim zabiegu zawsze nurkuję i sprawdzam stan dna. Najczęściej początkową masę ziarna i kulek ograniczam o 50% - 70%.

Do tak mocnego sypania w okresie czerwiec-sierpień skłaniają mnie również największe ilości zieleniny, jakie zwykle o tej porze roku porastają tereny płycizn. Aby być konkurencyjnym dla łatwo dostępnego pokarmu roślinnego należy podać amurom jedzenie w ilości, która skłoni je do częściowego zrezygnowania z tego menu. Wiem, że niekiedy naprawdę trudno to osiągnąć. W wypadku intensywnych brań, niezbędne jest systematyczne donęcanie łowiska, dlatego warto mieć przygotowany większy zapas ziarna i kulek.


Branie i hol

Mając przygotowane miejsce i ulokowane zestawy pozostaje nam oczekiwanie na pierwsze branie. Jeśli spodziewamy się typowego karpiowego odjazdu, to możemy zostać zaskoczeni. Branie amura bardzo często jest wyjątkowo delikatne i sygnalizowane w minimalny sposób. Swinger wykonuje tylko mały ruch do góry i zamiera, a taki stan trwa najczęściej kilka sekund. Jeżeli w tym czasie nie wykonamy zacięcia, możemy być pewni, że amur zmiażdży lub zostawi przynętę. Podobne lekkie przytrzymania mogą zostać omyłkowo wzięte za branie leszcza, więc nigdy nie należy ignorować najdrobniejszych „trąceń” sygnalizatora.

Kolejnym typem brania, z którym często możemy się spotkać, jest ostre spuszczenie swingera w dół. Taka sytuacja jest wyjątkowo niekorzystna i wymaga odpowiedniej reakcji. Błędem jest w takim momencie wykonanie od razu zacięcia. Najlepiej zwinąć kilka metrów żyłki aż do kontaktu z rybą i wówczas wykonać zamach. W wielu przypadkach podcięcie jest niewystarczające i należy je powtórzyć, szczególnie w wypadku łowienia na dalszej odległości.

Rzadką sztuczką z amurzego repertuaru brań jest ostry „odpał”. Smukła sylwetka i bardzo potężne płetwy sprawiają, że amur jest niekwestionowanym rekordzistą sprintu. Zdarza się, że podczas jego brania żyłka ze szpuli kołowrotka oddawana jest w atomowym tempie. Zacięcie w takim wypadku nie może być zbyt forsowne, gdyż niepotrzebnie narazi na próbę wytrzymałości wszystkie elementy zestawu.

Amur jest rybą silniejszą od karpia. Wiarę w swoją moc zdecydowanie przedkłada nad zwykłe cwaniactwo, które znacznie bardziej charakteryzuje wąsacza. Po udanym zacięciu grubej sztuki musimy nastawić się na długi hol, niejednokrotnie trwający ponad godzinę. Najczęściej w pierwszej chwili mamy wrażenie kontaktu z niewielką rybą, która na dodatek bez żadnego problemu daje się podciągnąć do brzegu. Uległość amura kończy się po doholowaniu go na płyciznę. W tym momencie dostrzegamy przeciwnika, który bardzo gwałtownym zwrotem robi odjazd na otwartą wodę. Jeśli nie jesteśmy przygotowani na taką sytuację i nie odkręcimy w porę hamulca nawijarki, to nasza zabawa szybko dobiega końca.

Kilkakrotne odjazdy spod samych nóg po jakimś czasie stają się coraz krótsze. W akcie desperacji zdarzają się wówczas efektowne wyskoki Azjaty ponad lustro wody. Wtedy ryzyko jego utraty jest ogromne, lecz gdy skutecznie uda nam się opanować emocje, walka powinna zakończyć się sukcesem.


Osobnego omówienia wymaga hol amura ze środka pływającego. To prawdziwa wyższa szkoła jazdy i wyzwanie dla amatora mocnych wrażeń.

Podczas ubiegłego sezonu nad jednym zbiornikiem całą swoją uwagę skoncentrowałem na bardzo trudnym łowisku położonym w sąsiedztwie wyspy. Moja miejscówka znajdowała się w odległości około 130 metrów od brzegu. Wszystkie wywożone w ten punkt zestawy przechodziły przez ekstremalny teren najeżony rekordowymi ilościami drzew, patyków i niewielkiej ilości roślin. Każda próba holu z brzegu kończyła się zaparkowaniem ryby w twardym zaczepie i zerwaniem zestawu. Aby móc skutecznie łowić w takim stanowisku niezbędne stało się używanie pontonu (odradzam łódkę - w trakcie „wywózki” na płytkiej wodzie nawet lekkie stukniecie o burtę, to kilka godzin bez szans na kolejne brania).

Długi i siłowy hol amura z patyków, niewygodnym i nieporęcznym (na pontonie) wędziskiem karpiowym powoduje zmiękczenie każdego ludzkiego kręgosłupa. Podczas walki na otwartej wodzie Azjata swoim zachowaniem przypomina nieco suma. Pompowanie ryby do burty, to twarde odzyskiwanie pojedynczych centymetrów żyłki. Całą swoja masą amur muruje i zapiera się na stałej głębokości, a w momencie zbliżenia się do powierzchni bardzo agresywnym odjazdem wraca na swoją dawną pozycję. Podczas takiego przedłużającego się przeciągania liny często mamy wrażenie, iż nasz przeciwnik zupełnie nie słabnie. Te mylne odczucia zwykle kończą się w momencie gdy piękna sztuka nagle pojawia się w polu widzenia i kładzie na powierzchni. Absolutnie nie należy zbyt gwałtownie próbować jej podbierać. Warto wcześniej amura delikatnie trącić rękojeścią podbieraka, by mieć całkowitą pewność o końcu walki.


Wypuszczanie

Wrażenia, jakich dostarczają amurowe hole oraz satysfakcja z pokonania tak walecznego przeciwnika mają jednak swój finał. Dla prawdziwego łowcy emocje nigdy nie kończą się wraz z wpakowaniem ryby do siatki, lecz trwają aż do momentu zwrócenia jej wolności. Jeśli mamy zamiar darować życie, powinniśmy przestrzegać pewnych rygorystycznych zasad.

Amur mimo swojej ogromnej siły jest na brzegu rybą wyjątkowo delikatną i nieodporną na wszelkie urazy, więc po złowieniu najlepiej od razu zrobić fotki i go wypuścić. Nasz ulubieniec bardzo źle wytrzymuje przechowywanie w różnego rodzaju siatkach bębnowych, nawet tych o największych rozmiarach. Zawsze najważniejsze jest bezpieczeństwo ryby, dlatego z konieczności używam klasycznego worka karpiowego o rozmiarach 150x120 cm. Takie obszerne pomieszczenie uspokaja amura i pozwala mu odzyskać siły. Nigdy jednak nie należy przedłużać jego przechowywania, gdyż powoduje to liczne otarcia ochronnego śluzu i utratę łusek.

Gdy po dużych upałach dochodzi do gwałtownego ochłodzenia należy wykazać się szczególną ostrożnością. Wysoka różnica temperatur między wodą a powietrzem jaka może wystąpić w tym okresie powoduje, iż absolutnie nie należy złowionego amura wynosić na brzeg, ponieważ prowadzi to do jego śnięcia.

Podczas robienia zdjęć na brzegu niezbędne jest posiadanie maty karpiowej wykonanej z delikatnych materiałów lub zwykłej grubej karimaty. W razie nieprzewidzianej ucieczki amura z obiektywu mamy komfort, że bez utraty zdrowia wyląduje on na miękkim i bezpiecznym podłożu.

Przy dłuższym przebywaniu ryby na powietrzu należy intensywnie polewać ją wodą, zapobiegając tym samym zbytniemu wysuszeniu łusek. Wszystkie ewentualne rany i obtarcia przed wypuszczeniem powinny być dezynfekowane jodyną.

Spotkanie z amurem wyjątkowo przyspiesza akcję serca w momencie wyholowania rekordowego okazu. Jeśli chcemy często cieszyć się podobnym uczuciem powinniśmy wypuszczać złowione ryby. Nie ma nic wspanialszego niż ponowne spotkanie po latach sztuki, ważącej teraz wiele kilogramów więcej. Doświadczyłem tego już dwukrotnie. To naprawdę wspaniałe przeżycie. Posmakujcie go i oceńcie sami.


Z amurowym pozdrowieniem

Century







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=826