Wiosna inaczej...
Data: 14-04-2004 o godz. 08:00:00
Temat: Nasza publicystyka


Zima ustępuje niechętnie i bardzo wolno, jednak dni stają się coraz dłuższe i przyjemniejsze. Właściwie zima w regionie, w którym mieszkam to taka zima przez małe „z”. Nie ma tutaj bowiem mrozów trzymających przez wiele tygodni, a i śnieg nie leży zbyt długo. Niemniej jednak kiedy pojawiają się pierwsze przebiśniegi, a dzieje się to zazwyczaj w drugiej połowie lutego, serce zaczyna szybciej bić.



Pojawiają się krokusy i pierwsze pąki na drzewach wypuszczają młodziutkie listeczki i w zasadzie kiedy już myślimy, że wiosna zdominowała zimę i będzie coraz cieplej – następuje załamanie pogody. Sypie znowu nieprzyjemnie śniegiem, chwyta mróz i biedne kwiatki na pewno musza pomarznąć. Jednak tak się nie dzieje – przebiśniegi i krokusy przetrzymują bez uszczerbku na swoim pięknie kolejny atak zimy i ze stoickim spokojem czekają na cieplejsze dni, żeby potem w naturalny sposób po prostu zeschnąć ze starości.




Dzisiaj po krokusach dawno już nie ma śladu, a magnolie pokazuję celowo z daleka, by nie było widać jak szybko więdną te niesamowite kwiaty. W ogrodzie coraz bardziej kolorowo. Są żonkile, tulipany i wiele innych kwiatów.




Coraz częściej wybieram się na długie spacery do lasu z moją czworonożną przyjaciółką. Obserwujemy ptaki na drzewach i zachwycamy się postępującą w atomowym tempie wegetacją roślin – zieleń, gdzie nie spojrzysz – nareszcie!!!. Z niepokojem spoglądam do góry na majestatycznie krążącego chyba orła. Żeby nie przyszło mu czasem do głowy runąć z wysokości na moją Vicky, biegającą beztrosko po leśnej polanie i węszącą intensywnie przy każdym kretowisku.




Jestem pewien że wiosna to dla większości z nas najwspanialsza pora roku. Kiedy jestem nad moją ulubioną rzeką Maas w Holandii, miewam niejednokrotnie mieszane uczucia, czy aby na pewno ta wiosna jest taka piękna. Holandia jak wiemy leży na depresji – dlatego też topniejące wiosną lody oraz deszczowe periody, zalewają zazwyczaj wielkie połacie tego pięknego kraju. Księżycowy krajobraz jaki powstaje po corocznej powodzi wieje grozą, a co gorsza, gigantyczne koszty ewentualnego czyszczenia otoczenia rzeki, dyskwalifikują wszelkie starania i próby zatarcia śladów kataklizmu.



Inaczej wygląda nad inną rzeką w której łowię, a mianowicie nad Renem. Tutaj rzeka ma setki kilometrów nadbrzeżnych łąk do rozlewania się. Niemniej jednak bardzo szybki nurt oraz niesamowity ruch barek na rzece powoduje, iż łowię chętniej w rzece Maas niż w Renie, mimo że prawie nigdy nie wraca się z niego o kiju.






Tegoroczna inauguracja nad Renem była nieco inna niż w latach ubiegłych. Postanowiłem bowiem pobawić się spławiczkiem przy ujściu ścieku do tej rzeki . Spławik znikał natychmist po zarzuceniu. Wyciągnąłem parę płotek, jednego klenika i mnóstwo okonków. Ten ze zdjęcia miał pecha – połknął zbyt głęboko.





Pecha ma także moja foksterierka Vicky. Nie zabieram jej już od pewnego czasu na ryby, bowiem jej temperament potrafi tak dokuczliwie przeszkadzać w łowieniu, że może się człowiekowi odechcieć wędkarstwa.



Vicky nie protestuje, aczkolwiek oczekuje mojego powrotu, niecierpliwie wypatrując mnie w oknie.

Karpiarz







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=813