Sandacz z przykosy
Data: 18-03-2004 o godz. 09:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Pierwotnie moim zamiarem było opublikowanie kolejnego zdjęcia w galerii. Mam jednak do tej fotografii sentyment, bo doskonale przypomina mi dzień w którym została zrobiona. Wspomnienia ostatnio w modzie na PW. Ja wykorzystam je jako przyczynek do podzielenia się swoimi doświadczeniami.




Fotografia w większym formacie zdecydowanie lepiej oddaje nadwiślańskie klimaty - kliknij fotkę

Ukochana Wisła i moja ulubiona pora roku, ciepły wrzesień, ostatnie letnie dni. Przyjechałem na ulubiony odcinek rzeki, miejsce jesiennego zgromadzenia. Bolenie spływają w miejsce gdzie ukleja odbywa swoje drugie tarło. Nie jest to zasadą, bo o wszystkim decydują tutaj tzw. stopniodni. Jeśli ikra dojrzeje, ukleja wyciera się od połowy września do początku listopada. Bolenie otaczają przykosę, gdzie gromadzi się podniecona drobnica, walcząca z nurtem niczym miniaturowe łososie. Bolenie jeszcze je nie atakują, bo „wiedzą”, że niedługo uklejowy instynkt zachowania życia zostanie przytłumiony przez instynkt podtrzymania gatunku. Zacznie się darmowa uczta, dająca energię na całą zimę.

Spektakl zaczyna się od krótkich polowań tuż przed nastaniem szarówki. Właśnie to było celem mojej wyprawy. Obserwowałem przykosę przez dłuższy czas. To, co zobaczyłem nie nastroiło mnie optymistycznie. Było jeszcze za wcześnie. Na boleniowe rodeo przyszło mi czekać ponad tydzień. 100 metrów wyżej była kolejna przykosa. Podpłynąłem bliżej, aby obejrzeć jej ukształtowanie. Ponieważ opis nie będzie zbyt czytelny, zmajstrowałem przestrzenną mapę dna miejsca, w którym łowiłem. Po prawej stronie mamy główny nurt, po lewej „plażę”, a na środku przykosę. Miała ona na szczycie 3 wgłębienia. Przez nie woda wlewała się z impetem za przykosę ryjąc w nie długi głęboki na 5 m dołek. Największy był po prawej stronie. Miejsce to zwane jest wlewem. Takie dołki kryją często najpiękniejsze ryby. Najczęściej są to sandacze i sumy. To moje ulubione miejsca, doskonale rokujące. Z dala od brzegu i wędkarzy, odporne na sieci i inne przejawy ludzkiej pazerności.

Niestety łowienie w tych miejscach nie jest proste. To bardzo trudne technicznie miejscówki. Zakładając, że jest w nich piękna ryba, chętna do przekąszenia czegoś, stajemy przed problemem dotarcia do niej. I tu zaczynają się schody. Przeprowadzenie przynęty w poprzek, powoduje, że zmienne nurty wyginają naszą żyłkę w sinusoidę. Tracimy kontrolę z przynętą na długi czas. Kiedy w końcu poczujemy gumę, jest ona daleko poza strefą X. To najczęstsza przyczyna niepowodzenia. Popularne czesanie dna, stosowane przez ciężkich spinningistów wiślanych nie ma tu kompletnie zastosowania.

W wielu przypadkach nie obejdzie się bez pontonu i precyzyjnego ustawiania się. Po kilku korektach udaje się znaleźć optymalne miejsce do rzucania. W opisywanym przykładzie ustawiłem ponton po prawej stronie wlewu, około 10 m powyżej końca przykosy. Pomimo tego długo nie udawało mi się dotrzeć do dna w miejscu gdzie być może czekała na mnie upragniona ryba. W końcu po przerobieniu wielu kombinacji udało się. Sposób zarzucania i prowadzenia przynęty przedstawia ilustracja.


1. Miejsce wpadania przynęty
2. Moment zatrzaśnięcia kabłąka
3. Początek zwijania linki

Dodam tylko, że po wpadnięciu gumy do wody nie należy spieszyć się z zamykaniem kabłąka. Niech woda zabierze kilkanaście metrów linki, główka w tym czasie będzie swobodnie opadać. Kiedy złapałem stały kontakt z dnem i guma zaczęła wspinać się po stromym zboczu, wstąpiła we mnie nadzieja. Jeśli guma przepłynie przed pyskiem ryby jest WIELKA szansa na atak. Jeśli napłynie od strony ogona, rokowania są dużo gorsze. Często ryba czmycha i jest po sprawie. Ale nie należy się zrażać zbyt szybko. Kilkanaście dobrych przeciągnięć da nam odpowiedź. Ja miałem szczęście, podparte precyzją.

Kiedy guma zbliżyła się do końca krawędzi, sandacz nie wytrzymał i skubnął ją dwa razy. Włosy zjeżyły mi się na głowie. JEST! To wspaniały moment i przedsmak emocji. Kolejny rzut nie był udany, więc zwinąłem linkę pospiesznie aby ryba nie zobaczyła fuszerki. Dałem kilkanaście minut rybie i sobie na opanowanie emocji. Następny rzut był precyzyjny i szybko poczułem dno. Tym razem sandacz już nie wytrzymał i w połowie stoku zaatakował gumę. Hol był klasyczny, trochę telepania i kilka odjazdów. Potem szybko do brzegu bo magiczne światło gasło w oczach. Jak widać na fotografii lekko mnie zatkało. Patrząc na nią przenoszę się nad Wisłę i po raz kolejny łowię mojego sandacza.


Czarna linia pokazuje jak przechodzi tradycyjna guma z kulistą główką. Najlepsze miejsca są omijane.

Na tym kończy się wspomnienie . Czas jednak nie stoi w miejscu, a postęp w wędkarstwie dokonuje się nieprzerwanie, odwrotnie proporcjonalnie do ilości ryb w wodzie. Dwa lata później wpadłem na pomysł dorobienia steru do główki jigowej. Ten prosty pomysł dał przynęcie „inteligencję”. Zasada jest prosta - im głębszy dołek tym szybszy nurt, im szybszy nurt tym przynęta schodzi głębiej. To rozwiązanie bardzo pomaga przy obławianiu głębokich wlewów. Twister idzie jak przyklejony do dna.


Przynęta do penetracji głębokich przelewów

I jeszcze coś z ostatniej chwili. Najnowsza wersja jiga to główka, której używam do łowienia pod lodem. Daje ona wolny opad, czyli dokładnie coś odwrotnego niż potrzebuję do łowienia na wiślanej przykosie.


Moja ulubiona podlodówka 2"

Przerobiłem formę tak, aby można było umieszczać oczko do mocowania żyłki po przeciwległej stronie. Uzyskałem w ten sposób główkę ze sterem o zdecydowanie lepszym współczynniku cx.


1. Oryginalna główka 16 g
2. Główka po przerobieniu formy

Kierownik







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=786