Pojedynek drugi - Co tam solo, lepiej rodzinnie...
Data: 10-03-2004 o godz. 14:39:14
Temat: Nasza publicystyka


Pojedynek ten dedykuję wszystkim kawalerom, młodym małżeństwom i tym, którzy jeszcze chcą poznać wyższy stopień wtajemniczenia wędkarskiego.



Nie ma się co czarować. Wędkarstwo to lekarstwo i zarazem choroba. Taki pogląd na to nasze hobby jest zakodowany już od lat. Lekarstwo - bo nic tak nie ukoi naszych poszarpanych nerwów jak łono przyrody. Dlaczego zatem choroba? No i tutaj mamy ciężki orzech do zgryzienia.

Od wieków zajęcie to kojarzy się z wypadami nad wodę. Nie ukrywam, że bardziej ucieczką od zgiełku rodzinnej atmosfery. Chociaż kochamy swoją rodzinę, to chwila ciszy, potrzebna jest jak psu kość. Skoro zatem ma to być ucieczka, to będzie nas kosztować. Coś za coś.
Niby równowaga musi być. Jak ktoś śpiewał - "Pero, pero, bilans musi wyjść na zero".
I zaczyna nam się zerować konto naszego kieszonkowego.

Tutaj złamany spławiczek, zapas haczyków zrównany do zera, jakaś zanęta, przynęta, minimum dwie puszki piwa na dwa dni ( lepiej sytuowany kolega pewno zadba, żeby nie paść z pragnienia), bateryjki do latarki, świetliki... Jednym słowem: kieszeń pusta. I następny stres - skąd wziąć na paliwo?

Do tej sytuacji jednak już dawno przywykliśmy. Najgorsze dla mnie jest to, że kiedy mam już wyskoczyć na te ulubione rybki, żona informuje mnie, że właśnie jutro musimy jechać do... No i zamiast spokojnego wypadu, w asyście spadającego tynku z sufitu, uciekasz do samochodu w obawie zmarnowania swojego kieszonkowego. Wyrodny ojciec, mąż i "głowa rodziny", po takim "wypadzie" jedzie na swoje ukochane wędkowanie.

O dziwo, ryby - twoje najbardziej ukochane istoty - nie zapominają o tobie. Właśnie wtedy zaczyna się intensywne żerowanie. Mało tego. Na hak cisną się rybki, których walory kulinarne i sam ich wygląd, powinny wywoływać same "achy" i "ochy" w Waszej kuchni.

Czy tak jest? Raczej nie. Po przyjeździe i dumnym przekroczeniu progu, okazuje się, że ryby śmierdzą, że z łazienki zrobiłeś chlewik, którego przez tydzień nie jesteś w stanie posprzątać. Nie będę wspominał, co dzieje się, kiedy przez przypadek wypadnie ci z kieszeni rachunek ze sklepu wędkarskiego. No i jak tutaj nie uciec w następny weekend na rybki? A gdyby tak inaczej?

Już widzę, jak czytający ten pojedynek, dzielą się na dwie grupy. Jedni - zatwardziali w wędkarskim stereotypie samotności wędkowania, co najwyżej z kolegą po kiju, drudzy - preferujący łączenie tej przyjemności z rodziną. Przyznam, że nie wyobrażałem sobie takich podziałów. Tkwiłem w tym stereotypie tyle lat. Nadal nim żyję, chociaż widzę, ile straciłem.
Nie namawiam już takich jak ja do zmiany. Już za późno. Ale...

Byłbym kretynem, gdybym nie napisał, że rodzinne wędkowanie jest wyższym stopniem wtajemniczenia. Aby zaznać takiego szczęścia, trzeba od podstaw wszystko przygotować.
Od podstaw, to znaczy od momentu, kiedy taką rodzinę chce się założyć.

Najpierw narzeczona. Niech nikt mi nie mówi, że dziewczyna nie może być sterowana. Za swoim chłopakiem, jak ślepa idzie za nim nad wodę. Na początku nie widzi wędeczek ale tylko JEGO. Tutaj pomaga nam oczarowanie osobą. Kto powiedział, że to my mamy patrzeć ślepo i łazić za dziewczyną po klubach, dyskotekach i prywatkach? Jak kocha, to pójdzie za nami. Wędkarstwo to narkotyk. Nie ma mocnych. Prędzej czy później połknie haczyk nasza luba. To nie koniec akcji. Teraz trzeba kultywować JEJ wędkarstwo. Ani się nie spostrzeżesz, kiedy sama zaproponuje ci wyjazd do Szwecji na szczupaki. Tylko wtedy nie zapomnij o niej. Tutaj musisz zainwestować. To nie jest byle jaka inwestycja. To inwestycja na całe życie. Piszę o tym spokojnie, bo poznałem tutaj tyle par, które właśnie inwestują w takie wędkarstwo. Poznałem też takich, którzy już czerpią z tego korzyści.

Teraz jeszcze parę słów dla zatwardziałych wędkarzy, którzy obawiają się jednego. Braku spokoju podczas wyprawy. Tutaj zaczyna się kłaniać przygotowanie partnera. Jak widzisz, że po przyjeździe ONA włącza radio i słucha kabaretu śmiejąc się przy tym na całą okolicę, wiesz, że masz jeszcze dużo do zrobienia. Kiedy ONA zwróci ci uwagę, żebyś umył ręce po papierosie i dopiero wtedy zabrał się za nęcenie - wiesz, że cel został osiągnięty. Czy masz wtedy obawy o biegającego pieska? Czy wtedy nie wiesz, że czeka cię gorąca kolacja nad wodą? Czy nie ogrzeje cię, przytulając się w czasie chłodnych nocy? Czy złowione ryby będą śmierdzieć w łazience? Czy nie poznasz smaku złowionej rybki, przyrządzonej na grillu wczesnym rankiem?

Jak to się będzie miało z twoim kieszonkowym? Czy nie zadba sama o to, żeby nic nie brakowało? Do tej pory, sąsiedzi z łowiska zazdrosnym okiem spoglądali na twoje złowione ryby. Jak jest teraz? Czy ryba złowiona wzbudzi taką sensację? Czy może widok pary siedzącej nad wędkami będzie dla nich powodem większej zazdrości? Gdzie on taką babkę dorwał? Ten to miał szczęście.

Niech nikt mi nie mówi, że dalsze losy będą gorsze. Widziałem już nad wodą małżeństwa z małymi dziećmi. Nie można pisać o takich nie wychowanych. To tylko ich wina. Ale widok harmonii nawet z dziećmi, już niedługo będzie obrazem normalnym. Czy wtedy będziemy łowić szczupaki czy uklejki, nie jest ważne. Ważne, że będziemy łowić inaczej. Że wyraz "choroba" będzie zanikać. Że wędkarstwo stanie się faktycznym wypoczynkiem. Ile jeszcze odkryć wyższych stopni wtajemniczenia na nas czeka? Czas to pokaże. Tymczasem, życzę wszystkim wędkarskim parom, całym rodzinom, aby cieszyły ich takie wypady. A sobie życzę, aby jak najwięcej takich rodzin zasiadało obok mojego stanowiska.

Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=774