Wiosenne szczupaki, czyli trzy dni zębatego cz. 2
Data: 05-03-2004 o godz. 10:40:00
Temat: Spinningowe łowy


Robię dosłownie kilka obrotów korbką kołowrotka i czuję wyraźne skubnięcie. Zacięcie i już końcówka mojej "witki" zaczyna pulsacyjnie drgać. W tym momencie Potok ma również branie, ale po chwili traci swoją zdobycz.



Krótkie pytanie o podbierak, ale mimo, że szczupak walczy zaciekle, jego długość decyduje o tym, że podnoszę go na wędce. 32 cm ogromnej radości. Obowiązkowe zdjęcie pierwszego esoxa wyprawy i chlup do wody. W piątym rzucie Potok wyciąga podobnego. Ja również mam kolejne branie, ale ryba wypina się. W tym miejscu łapiemy jeszcze jednego z tego samego rocznika. Już trzęsiemy się na myśl co będzie we właściwym rejonie Zatoki, jeśli w grążelach gryzą jak opętane. Postanawiamy zmienić miejsce. W kolejnych napłynięciach "powtórka z rozrywki". Dziesiątki brań, krótkie hole i kolejne ryby w podbieraku. Niestety wszystkie są niewymiarowe, lecz emocji jest tyle, że już dziś możemy uznać wyjazd za udany.

Potok postanawia wypróbować woblera własnej roboty - zieloną żabę. Pierwszy rzut i esox 42 cm gnie szczytówkę witki. Wielką radość podwaja się chwilę później, kiedy w następnym rzucie wyciąga podobnego. Przynętę okrzykujemy jako nowy hit Zatoki.

Łowienie kończymy ok. 13:00. Wynik 8 złowionych szczupaków, 4:4 w naszej rywalizacji. Po spłynięciu do pomostu na widok pustej siatki gospodarz próbuje nas pocieszać, że może wieczorem będzie lepiej. Nie wie jednak jak bardzo te 8 niewymiarków i widok naszej ukochanej Zatoki ukoił nasze skołatane pracą i codziennymi problemami nerwy. Gdzieś głęboko w duszy i my liczymy na to, że wieczorem, po południowym upale, będzie jednak jeszcze lepiej.

W tym momencie nasze żołądki dopominają się o swoje. Zostawiamy rzeczy w pokoju i idziemy na obiad. Schabowy, ziemniaki i surówka to to, czego było nam trzeba, a chłodne "BK" (browar kormoran) przypomina nam, gdzie dokładnie jesteśmy.

Po obiedzie szykujemy wędki na nocne połowy i mocujemy podpórki na pomoście. To kolejny punkt naszego wędkarskiego planu na ten pobyt. Chęć zmierzenia się z tutejszymi węgorzami jest wielka. Ok. 16:00 postanawiamy się zdrzemnąć. Budzik na 17:45 i już odpływamy w sen.

1,5 godziny mija szybko i o 18:00, tym razem ja siadam za wiosłami. Lekki wiaterek popycha łódkę w stronę Zatoki. I znów ta myśl - czy ktoś mąci jej gładką powierzchnię, czy tak jak w dzień tylko nasza krypa będzie rozcinać jej taflę. Uff... - znów tylko my. W oddali widać tylko samochody sunące po wyboistym asfalcie. Normalnie przebiegająca droga zakłócałaby spokój, lecz tu ma ona swój udział w pięknie tego miejsca. Już pierwszy rzut potwierdza fakt, dlaczego tak bardzo lubimy tu łowić - niemal nie ma pustych rzutów. Po kolejnym napłynięciu na grążele, Potok ma zaczep. Podpływamy, by jak sądzimy odczepić gumę z liści i... wielkie oburzenie - ktoś śmiał postawić w Naszej Ukochanej Zatoce kłusowniczą siatkę, długą na kilkanaście metrów z wielkimi koszami po bokach, nie dającymi szans wielu przepływającym tu rybom. Sprawdzamy ich zawartość. Na pierwszy rzut oka widać, że od kilku ładnych dni nie były opróżniane. Zdechłe ryby potwierdzają ten fakt. Nie chcąc być posądzonym o kłusownictwo, postanawiamy tę sprawę załatwić jutro z samego rana.

Skupiamy się na łowieniu. Tym razem pod nasze "witki" idzie lewa strona zatoki. Brania są nieco rzadsze niż w dzień. Średnia wielkość szczupaków jest już większa, kończymy wynikiem 2:1. Nasze uśmiechy na twarzach mówią same za siebie a trzepoczący się w siatce, złapany przeze mnie 49 cm esox jest pierwszym i ostatnim, który kończy swój żywot na grillu. Faszerowany wątróbkami drobiowymi, obłożony cebulą i pieczarkami będzie smakował wyśmienicie.

Na pomoście rozpakowujemy rzeczy a Potok skrobie szczupaka. Myśląc o nocnych połowach przygotowujemy go na kolację. Już się odgryzamy co będzie jutro rano. W końcu to pierwsze wypłynięcie, jakie planujemy o świcie. Po kolacji udajemy się na pomost. Rosówki na haki i do wody. Świecące świetliki ani drgną, co sprawia, że po 1,5 godzinie wracamy do łóżek. Kąpiel i spać a rano...

Wstajemy o 5:45. Szybkie przegryzienie chleba z kiełbasą ma oszukać na jakiś czas nasze żołądki. Poranek piękny, słoneczko wschodzi, ptaki zaczynają oznajmiać budzący się dzień. Wpływamy na Zatokę i pierwsze napłynięcie kierujemy w stronę odkrytej wczoraj siatki. Wyciągamy kosze, w których znajdują się ryby. Darujemy im wolność, a nożem tniemy kłusowniczą sieć. Ruszamy dalej. Sytuacja z dnia poprzedniego powtarza się. Znów mnóstwo brań. W jednym z pierwszych miejsc Potok zacina miarową sztukę. Krótka walka w grążelach i esox melduje się w podbieraku. Miara 49 cm, szybkie zdjęcie i do wody.

Przepływamy na prawą stronę zatoki, gdzie kotwiczymy łódź. Żółte na żyłkę i już w pierwszym rzucie Potok zacina ładnego drapieżcę. Biorę podbierak w ręce, ale odbijające się od wody słońce powoduje, że nie widzę walczącej obok podbieraka ryby. Zakładam polaroidy, ale w tym momencie luz na żyłce. Niby nic, ale widzę w oczach Potoka lekki żal. Fakt - też czuję, że dałem plamę. Kolejne rzuty i po minutach znów podobna sztuka walczy o życie. Tym razem polaroidy mam już na nosie i z rozłożonym podbierakiem czekam na finał. Szczupak okazuje się sprytniejszy i chwilowy luz na żyłce zwraca mu wolność. Jesteśmy źli. Mogły być już trzy a tak...? Nie dajemy za wygraną.

Kolejne napłynięcia owocują wieloma braniami oraz szczupaczkami, które są niestety niewymiarowe. Nasze przynęty coraz częściej atakują okonie. Każdy rzut między liście grążeli powoduje ich branie. Taka liczba okoni to dla nas nowość. W poprzednim roku były one tylko przyłowem a teraz można by pokusić się o zajęcie tylko nimi. Efekt byłby przesądzony na naszą korzyść. Przyjechaliśmy jednak na szczupaki i znów nieco większe przynęty wędrują na agrafki. Rejon zatoki w okolicach drogi obdarza znów Potoka ładnym esoxem. Zaczynam się niecierpliwić. Przecież łowię w tym samym miejscu, tymi samymi przynętami a czepiają się tylko niewymiarki.

Koło 9:00 postanawiamy się zwijać. Jeszcze tylko jedno miejsce w okolicy środka zatoki i do wieczora koniec. Kotwiczymy łódź. Kilka rzutów i słyszę jak kołowrotek Potoka zaczyna grać tę miłą dla ucha melodię. Wiemy obaj, że sztuka jest godna miana okazu. W pełnej gotowości czekamy, na pierwszy kontakt wzrokowy z przeciwnikiem. Jeszcze chwila dwie i... TAK! Jest szansa na pobicie życiowego rekordu. Walka przedłuża się a każda z 6 prób wprowadzenia ryby do podbieraka kończy się odjazdem w toń.

W końcu chwila niepewności i jest. Wielka radość jaka nas ogarnia nie ma końca. Szybka miara - 67 cm. Nowy rekord Potoka i trzecie miejsce w klasyfikacji koleżeńskiej. Mamy dość wrażeń. Spływamy z wynikiem 5:4 dla Potoka. Godziny mijają nam szybko. Spędzamy je na popołudniowej drzemce. Wypływamy ok. 17:50 - znów jeden kierunek - północny (Zatoka). Już w kanałku łączącym część właściwą jeziora z zatoką zauważamy zakotwiczoną łódź. Dwóch jegomości na białe robaki poławia całkiem przyzwoite wzdręgi. Fakt ten szybko kodujemy w naszych głowach i zamierzamy wykorzystać to latem podczas urlopu. 2 - 3 dniowe nęcenie z pewnością przyniesie niezłe efekty.

Tak rozmarzeni przesuwamy się metr po metrze po to, aby zobaczyć, że na Zatoce nie jesteśmy sami . Ten fakt wzburza nas tym bardziej, że już po chwili widzimy jak "INTRUZI" wyjmują szczupaczka. Źli stajemy po lewej stronie Zatoki , dokładnie naprzeciw nich. Nasz zły humor pogarsza się chwilę później, kiedy OBCY podpływają do pomostu, gdzie jeden po drugim wyjmują z łodzi niewielkie szczupaki. Po chwili ponownie odbijają na środek zatoki. Jesteśmy wściekli. To miejsce ma swój urok nawet wtedy, gdy nic nie bierze, ale pod jednym warunkiem, że nie ma tu nikogo "OBCEGO", kto z uśmiechem na twarzy prowadzi swą kłusowniczą działalność.

cdn.

Piotr Woźniak
Piotr Potocki







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=767