Augustowskie skandale według NIK
Data: 04-02-2004 o godz. 07:15:00
Temat: Nasza publicystyka


Co piszczy w Augustowie oprócz biedy? Oprócz biedy piszczą ryby. I to cienko - bo nad które z augustowskich jezior by nie pojechać - wszędzie ryb jak na lekarstwo. Coraz mniej też wędkarzy. Właściciele kwater, ośrodków, małej gastronomii zaczynają ten problem dostrzegać. Zaczynają kojarzyć fakty i uświadamiają sobie pomału, kto jest odpowiedzialny za załamanie wędkarskiej turystyki w tych rejonach. A co na to władze?



Mechanizmy kontroli dzierżawców jezior są jakie są. Niezbyt doskonałe, ale istnieją. I na dobrą sprawę - w obliczu dramatycznej sytuacji ichtiologiczno-wędkarskiej łowisk Puszczy Augustowskiej, powinny być wykorzystywane przez lokalne władze. Bo to właśnie od nich można oczekiwać większego rozsądku niż ma go zwykły mieszkaniec tych urzekających przyrodniczo, ale zacofanych gospodarczo rejonów. To właśnie lokalne władze powinny wykazać się rozsądkiem i nadzorując ściśle działalność dzierżawców jezior, uświadamiać wszystkim, że krótkoterminowy i zmaksymalizowany zysk z odłowów przekreśla możliwości rozwoju wędkarskiej turystyki, która w ostatecznym rozrachunku mogłaby generować dużo więcej korzyści dla całego regionu - dzierżawców także.

Dzisiaj sytuacja wygląda tak, że jeziora są przetrzebione w stopniu trudnym do wyobrażenia. Tu i ówdzie - dla zamaskowania dramatycznego obrazu - wpuszcza się kroczka karpia. W wędkarskich połowach, o ile w ogóle są one skuteczne, dominują ryby ledwo osiągające wymiar ochronny. Bardzo duża część odłowów znajduje nielegalnych nabywców. Dla każdego, kto regularnie odwiedza Suwalszczyznę, nie jest wielką tajemnicą, że bary i restauracje kupują ryby na lewo. Mieszkańcy wiosek i samego Augustowa kupują z kolei często ryby od przypadkowych sprzedawców. Są nimi zazwyczaj lokalni kłusownicy.

A mimo to - mimo ogromnej ilości ryb łowionych i sprzedawanych nielegalnie - oficjalna wielkość odłowów gospodarczych w wielu przypadkach jest także znacznie zawyżona. Ciśnie się więc na usta kolejne pytanie. Co na to lokalne władze? Czy monitorują to, co się dzieje? Czy kontrolują dzierżawców? Czy weryfikują dane odnośnie pogłowia ryb, odłowów i zarybień?

Odpowiedź na te pytania znalazłem w bardzo ciekawym dokumencie, przy okazji porządkowania zasobów swojego komputera. Jest to dokument z połowy 2001 roku, zatem nie aż tak świeży. Zawiera jednak na tyle ciekawe i wymagające dalszego wyjaśnienia informacje, że pozwoliłem sobie je tutaj przytoczyć. Autorem opracowania jest Departament Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej Najwyższej Izby Kontroli. Dokument zaś nosi nazwę "Informacja o wynikach kontroli wykorzystania wód śródlądowych do gospodarki rybackiej".

Zainteresował mnie problem nadzoru starostw nad racjonalnością gospodarki rybackiej, wyodrębniony jako specjalny punkt raportu. A to dlatego, że w moim bardzo prywatnym odczuciu ów nadzór nad działalnością augustowskich dzierżawców był i jest żaden, mimo licznych sygnałów, także prasowych, o istniejących nieprawidłowościach. Zaglądam więc do dokumentu i czytam o owym nadzorze:

"Stwierdzono, że zagadnienia gospodarki rybackiej były uwzględnione w regulaminach organizacyjnych wszystkich starostw powiatowych objętych kontrolą. W jednym przypadku, tj. w Starostwie Powiatowym w Augustowie nie było obsadzone stanowisko pracy ds. gospodarki rybackiej, a zagadnieniami tej gospodarki zajmował się dodatkowo pracownik zatrudniony na stanowisku ds. gospodarki wodnej."

No to nam się augustowskie starostwo zagapiło. Wszędzie uwzględnili, a tam nie. Być może zapomnieli ile mają jezior dookoła. A być może stwierdzili, że nie trzeba ich kontrolować - bo przecież wszystko jest w najlepszym porządeczku. Przeważyła chyba ta druga opcja - okazało się bowiem - że czasem żyć w nieświadomości, oznacza żyć szczęśliwie. W dokumencie NIK czytamy dalej:

"Starostwo Powiatowe w Augustowie (woj. podlaskie) nie posiadało dokładnego rozeznania o stanie gatunkowym i ilościowym ryb w wodach powiatu augustowskiego i mimo tego nie wyegzekwowało od dzierżawcy przewidzianego w prawie wodnym obowiązku wykonania ekspertyzy dla ukierunkowania gospodarki rybackiej na dzierżawionych wodach."

O działalności dzierżawcy, o którym tu mowa, miałem okazję już swego czasu pisać. Wtedy - choć były jeszcze ryby - wszystko wskazywało na niechybną zagładę wód. Problem jest tym większy, że ów dzierżawca, posiada w swojej pieczy aż kilkanaście jezior w okolicy Augustowa. Dzisiaj te jeziora są kompletnie zdewastowane jeśli chodzi o rybostan. Skąd jednak w wodzie mają być ryby, skoro - jak czytamy dalej w raporcie NIK:

"Starostwo Powiatowe w Augustowie:
- nie zobowiązało dzierżawców jezior do dostosowania operatów rybackich sporządzonych w latach 1994-1997 do wymogów zawartych w rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej z dnia 10 XII 1997 r. w sprawie wymagań jakim powinien odpowiadać operat rybacki (Dz. U. Nr 154, poz. 1010), głownie zaś do określenia w tych operatach dokładnych planów zarybień;
- nie egzekwowało od 4 użytkowników obwodów rybackich przestrzegania wielkości odłowów określonych w operatach rybackich oraz w postanowieniach umów dzierżawy zawartych z AWRSP, pomimo że w 6 jeziorach wielkości te przekroczono o 51,5% do 82,3%;
- nie posiadało informacji na temat wartości odłowionych ryb przez poszczególnych dzierżawców obwodów rybackich i z tego powodu nie mogło ustalić proporcji między kosztami zrealizowanych zarybień a kosztami odłowów ryb. Należy podkreślić, że zachowanie wymaganych proporcji między poniesionymi kosztami zarybień a wartością odłowionych ryb przez użytkownika jest istotnym elementem racjonalnej gospodarki rybackiej."

Nóż się w kieszeni otwiera, a na usta ciśnie się pytanie - jak mogło dojść do tak rażącego braku kontroli gospodarki rybackiej w regionie? Kim są osoby odpowiedzialne za te błędy i czy poniosły stosowne konsekwencje? Jest rzeczą wręcz niewyobrażalną, aby problem dewastacji jezior pozostawał przez tyle czasu niezauważony. Przecież jednym z efektów artykułów prasowych, z których jeden popełniłem osobiście, była obietnica starostwa, dotycząca przeprowadzenia kontroli u dzierżawców wód. I oto faktycznie - jest w raporcie NIK coś o owej kontroli:

"Wydział Ochrony Środowiska, Gospodarki Wodnej i Rolnictwa Starostwa Powiatowego w Augustowie w okresie od 1 I 1999 r. do 30 IX 2000 r. przeprowadził 14 kontroli u 13 użytkowników prowadzących gospodarkę rybacką w 18 obwodach. W wyniku przeprowadzonych kontroli wydano 25 zaleceń pokontrolnych."

I kiedy już wstępuje duch wiary w potęgę prasy i działania starostwa, kilka linijek niżej czytamy:

"Nie ponowiono następnie działań mających na celu sprawdzenie wykonania wydanych użytkownikom wód zaleceń pokontrolnych, których przedmiotem było m.in.: dokonanie zarybień gatunkami ryb określonych w operatach wodnych, prowadzenia na bieżąco ksiąg jeziorowych, uzgodnienia z ichtiologiem zasad prowadzenia gospodarki rybackiej, powiadamiania Starostwa o planowanych zarybieniach."

I tak to szanowni Pogawędkowicze wygląda działanie lokalnych władz, w trosce o rozwój regionu. Mówimy tak wiele o tym, co jest złego w PZW i chętnie podchwytujemy pomysły dzierżaw, towarzystw wędkarskich. Tak - to prawda - działania PZW często są karygodne. Ale nie widzę wielkich szans na zmiany, gdyby kontrola gospodarki rybackiej nowych dzierżawców miała wyglądać tak, jak w Augustowie. Tak źle i tak niedobrze. Konia z rzędem i Nobla temu, kto znajdzie receptę na te nasze wędkarskie bolączki.

Esox







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=714