Ponieważ od pewnego czasu widzę dyskusje na temat mikro łowienia oraz zainteresowanie tą odmianą
spinningu, postanowiłem przekazać kolegom moje doświadczenia i spostrzeżenia na ten temat.
Takim łowieniem zainteresowałem się, od kiedy zacząłem startować w zawodach spinningowych.
Szybko zorientowałem się, że jeśli chcę łowić dużo i szybko, to trzeba zgłębić ten temat.
Z pewną przykrością słucham też negatywnych wypowiedzi na ten temat. Słyszę głosy, że to
"mięsiarstwo" i tym podobne epitety. Mikro spinning to nie tylko malutkie ryby ani
"mięsiarstwo", ale przede wszystkim, nowe doznania, łowienie, kiedy nic nie bierze
i co najciekawsze, dużo większa różnorodność gatunków poławianych ryb. A jeśli dojdziemy do
słusznego wniosku, że "mięsiarzem" nie jest ten, kto dużo łowi tylko, kto zabiera
zbyt dużo ryb, to mogę pisać dalej.
Muszę też dodać, że moja pasja nie przysłania mi obiektywnego i realnego spojrzenia na wędkarstwo.
Choć jestem zafascynowany lekkim spinningiem to, kiedy dostaję zaproszenie na sumy, na Wisłę,
to nie zabieram ze sobą ultra lighta. Jednak faktem jest to, że 90% moich wypraw wędkarskich
to paproszenie.
Kiedy pierwszy raz wziąłem do ręki lekką wędkę byłem po prostu trochę przestraszony. Kolega
niedawno kupił to cudo, a ja się bałem czy szczytówka nie złamie się od samego tylko patrzenia
na nią. Dopiero po przeszkoleniu, zorientowałem się, że to jest bardzo groźna broń, a jej
lekkość i cienkość, wcale nie równa się słabości. Od tej pory zacząłem zgłębiać tajemnice łowienia na paprochy. Otworzył się przede mną nowy,
wspaniały świat doznań. Nagle w bezrybnych wydawałoby się wodach, odkrywałem życie! I to,
jakie… Pierwsze oczywiście były okonie. One są najczęstszym gatunkiem, jaki trafia do siatki
mikro spinningisty. Ale nie tylko! Oprócz gatunków typowo spinningowych takich jak szczupak,
sandacz, boleń, zaczęły mi się trafiać ryby spokojnego żeru. Wzdręga to już codzienność paproszkarza
a poza tym leszcze, krąpie, płocie… Na początku nieufnie i z dużą uwagą oglądałem złowione
ukleje. Chciałem być pewien, że to nie narybek bolenia.
Jednak twierdzenie, że mikro spinning to tylko malutkie ryby mija się z prawdą. Oczywiście,
że łowi się ryby małe, ale i kontakt z ładnymi sztukami jest częsty.
Dużych ryb jest w łowisku relatywnie mniej. Np. szczupak, który dorósł do powiedzmy 5 kg będzie
jedynym takim okazem na bardzo długim odcinku rzeki. Natomiast 15 cm okonie złowimy niemal
wszędzie i w łowisku o długości np. 10 metrów może ich być kilkadziesiąt. Duża ryba chętnie zaatakuje malutki smakołyk, ale musi być w łowisku!
Patrząc z boku może się wydawać, że łowiący lekką wędką często wyciąga małe ryby a łowiący
solidnym sprzętem i dużymi przynętami nie łowi prawie wcale. Duża ryba, jeśli jest w łowisku
to weźmie również na paproch a małe ryby raczej uciekną przed dużą, selektywną przynętą. Ryby
spokojnego żeru będą zupełnie poza zasięgiem. Może oprócz leszcza, który trafia się spinningistom
dosyć często.
Żeby potwierdzić swoje spostrzeżenia podam moje tegoroczne osiągnięcia: okoń 46 cm, szczupak
3,5 kg, leszcz 2,5 kg i 59 cm, Wzdręga 0,8 kg i 37 cm, płoć 0,7 kg i 35 cm. Poza okoniem może nie jest to rewelacja, ale różnorodność i jednak rozmiary ryb przy stosowaniu
bardzo lekkiego sprzętu to naprawdę duże emocje. I jest jeszcze jedna rzecz, którą udało mi
się osiągnąć po raz pierwszy w tym roku. Jak dotąd nie wróciłem do domu o kiju! To znaczy
rzadko zabieram ze sobą złowione ryby, ale nie zdarzyło się żebym nic nie złowił. To się może
oczywiście zmienić, bo zamierzam cały grudzień intensywnie łowić na Odrze, ale wynik chyba
i tak jest niezły?
Opiszę teraz krótko mój sprzęt i przynęty. Wędek używam dwóch. Obie są jednej firmy. To Tango i Mikros. Różnią się długością i maksymalnym
ciężarem wyrzutu. Dłuższe Tango ma 270 cm i od 1 - 10 g, a Mikros 240 cm i 1 - 8 g. Wędki
są tzw. wklejankami, czyli wędkami o wklejonych delikatnych szczytówkach. Branie na wklejankach zwykle obserwuje się właśnie na szczytówce. Modele, które przedstawiłem
wyżej mają jeszcze jedną zaletę. Są na tyle sztywne, że branie ryby czujemy doskonale na dolniku
wędki. Kołowrotki oczywiście powinny być małe i mieć świetnie działający hamulec. To właściwie wszystko,
co można powiedzieć o kołowrotkach. Jeśli mogę polecić to zachęcam do kupna kołowrotka Tica
Libra S.A. model 2500. Przy kupnie trzeba tylko zwrócić uwagę na pracę łożyska oporowego.
Żyłek używam o grubościach od 0,08 mm do 0,12 mm. Wydają się cienkie, ale przecież mają wytrzymałość
od 1 kg do prawie 2 kg. Przy dobrze wyregulowanym hamulcu kołowrotka każdy jest w stanie wyholować
rybę trzy razy cięższą a przy dobrej wprawie i większe ryby nam nie uciekną. Poza żyłką stosuję też plecionkę o przekroju 0,04 mm i wytrzymałości około 3,40 kg. To już
moja najcięższa broń, jaką stosuję w lekkim spinningu. Ale powinna to być właśnie plecionka
a nie linka kompozytowa. Plecionka jest bardziej miękka, co jest ważne przy małych przynętach.
Pozwala też na wydłużenie opadu.
Przynęty, jakie stosuję to najmniejsze rozmiary gumek, obrotówek i woblerków. Malutkie przynęty
to jednak problem z wyborem. Obrotówki nr 00 (tzw. wucetki) często nie chcą pracować. Podobna
historia jest z woblerkami. Nie wszystko niestety da się sprawdzić w sklepie, więc pozostają
jedynie drobne poprawki przynęt w domu. O małych gumowych przynętach trudno mówić, że pracują.
W nie trzeba tchnąć życie poprzez technikę prowadzenia. Są za małe żeby dobrze pracowały ich
ogonki. A małe znaczy w moim przekonaniu np. twister długości 1/3 lub 1/4 cala.
Technikę
prowadzenia przynęt gumowych zna każdy spinningista. Poza rozmiarem nie różni się niczym od
jigowania sandaczowego. Są różne sposoby prowadzenia i obstukiwania dna i każdy może być skuteczny.
Zależy to oczywiście od humoru i aktywności ryb. Gumki prowadzimy od niemal stałego ciągnięcia
ich po dnie poprzez regularne i nieregularne obstukiwanie dna aż po wysokie jigowanie. Możemy
również prowadzić je w pół wody wprowadzając w ruch falowy szczytówką.
Jeśli chcemy polować na szczupaka to jigowanie powinno być wyższe. To znaczy, że przynętę
podrywamy wyżej niż na kilka milimetrów. Nie wiem, dlaczego taki sposób preferuje ta ryba,
ale może wynika to z jej budowy anatomicznej.
Lekkość przynęt czasem wymusza również stosowanie tzw. bocznego troka. Robimy go w prosty
sposób. Wiążemy zwykłą pętelkę wędkarską a potem przecinamy ją w 2/3 lub 3/4 długości. Wielkość
pętli oraz to, której z rozciętych końcówek użyjemy do zawiązania przynęty zależy od warunków,
jakie panują w łowisku.
Czasem przynęta może być zawiązana na dłuższym troku, ale jeśli dno pokrywa roślinność podwodna
wtedy wiążemy ją na krótszym. Boczny trok stosujemy wtedy, kiedy musimy daleko rzucać i uniemożliwia
to lekka przynęta albo wtedy, gdy głębokość łowiska jest znaczna.
I to właściwie już wszystko, co można opisać nie wdając się w szczegóły. Te poznacie już
nad wodą i sami stwierdzicie, co jest dobre a co nie. Wracając jeszcze do sprzętu to nie jest
on bardzo drogi. Przyzwoitą wklejankę kupi się w cenie od 150 do 200 zł. Kołowrotek też nie
musi być z najwyższej półki. Lekki i z dobrym hamulcem można już kupić za powiedzmy 100 -
150 zł. Przynęty z racji rozmiarów też są tańsze, ale za to częściej je tracimy.
maro