Wspomnienia - konkurs
Data: 15-11-2002 o godz. 23:59:17
Temat: Konkursy


Siedzę właśnie w swoim pokoju. Przede mną stoją oparte o ścianę wędki, obok leży torba wędkarska. Większość tych rzeczy jest stara i poniszczona, chociaż właściciel dbał o nie dobrze. Wiele lepiej niż ja dbam o swój sprzęt. To po prostu ząb czasu. Każda z tych rzeczy przypomina mi szczęśliwe czasy spędzone nad wodą, pierwsze ryby, radości i porażki. To sprzęt mojego taty.



Kiedy patrzę na te wędki wracają do mnie wspomnienia. Przypominam sobie fantastyczne wakacje, jakie co roku spędzaliśmy nad Jeziorem Brdowskim. Całe dwa miesiące z wędką w ręku, życie pod namiotem, nocne połowy węgorzy i wielkie leszcze w dzień. To właśnie na tę pomarańczową Sonę łowiliśmy je w małym przesmyku między trzcinami. Tak małym, że musieliśmy to robić jedną wędką na zmianę. Co rzut spławik wypływał i rozpoczynał się hol pięknej złotej łopaty. Po zakończeniu łowienia nie mogłem siatki z wody wyciągnąć. Wtedy z żalem słuchałem pierwszych słów o etyce. Zostawiliśmy tylko tyle żeby starczyło na kolację. Bardzo chciałem zatrzymać te ryby, ale tato miał rację.

Obok Sony stoi czarna Germina. Jest pęknięta i dużo pracy zostało włożone w to żeby ją skleić. To przygoda znad Warty. Byłem trochę starszy i spędzaliśmy długi weekend nad rzeką. Były pierwsze szczupaki ze starego koryta, trafił się amur i sporo drobnicy. To były piękne dni, piękna pogoda. Nasza sielanka została przerwana, kiedy nad wodą pojawili się szarpakowcy. To pęknięcie Germiny było wynikiem starcia z nimi. Odeszli odgrażając się. Tato znów miał rację...

Na jednej z wędek jest zamocowany stary Mitchell. Duża i ciężka maszyna. Ileż kłopotu było z jego kupnem! Cudem jakimś dostałem paszport i pozwolili mi wyjechać za granicę. W wielkim mieście, w największym sklepie wędkarskim, jaki kiedykolwiek życiu widziałem, stanąłem przed strasznym wyborem. To było okropne. Nie mieli Delfinów, a półki rozstawione na powierzchni niezłego boiska sportowego uginały się pod ciężarem towaru. Dopadł mnie wtedy sprzedawca. Parę lat już uczyłem się języka, ale to było nic w konfrontacji z rzeczywistością! Brnąłem jednak dalej. Zerkałem tylko czasem na niego zastanawiając się, kiedy straci cierpliwość. Rósł stos obejrzanych kołowrotków, a mnie było mało. Czas mijał błyskawicznie, kiedy już rozumiałem, o jakich parametrach rozmawialiśmy. Wreszcie dokonałem zakupu kierując się radami taty. Było też coś dla mnie. Za dwa kołowrotki zapłaciłem majątek. Miały po jednym łożysku kulkowym! Za parę miesięcy stuknie im osiemnaście lat. Choć nie ta klasa i kultura pracy to kręcą do dzisiaj.

Tak mógłbym wspominać jeszcze długo. Cały ten wędkarski sprzęt coś mi przypomina. A to spławik, po który wchodziłem do głębokiej, zimnej rzeki mało się nie topiąc, to znów śmieszny przyrząd do wiązania haczyków. Wszystko to żyje swoją historią, choć tato odszedł w tym roku. Trzymam te wszystkie rzeczy z sentymentu i dla wspomnień właśnie. Może kiedyś, kiedy czas już zatrze wspomnienia, oddam to wszystko jakiemuś młodemu wędkarzowi? Może znów ktoś tchnie życie w te przedmioty i dopisze im dalszą historię? Czy znowu przyniosą komuś cudowne chwile? Nie wiem, to już przyszłość pokaże...







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=66