Szpargały - konkurs
Data: 15-11-2002 o godz. 23:55:41
Temat: Konkursy


Zawsze należałem do tej grupy chłopaków, którzy posiadali bogaty skarbiec różności ukrywany po swych kieszeniach, szufladach i zakamarkach. Skarby te dzieliłem na dwie kategorie: te, które miały miano niezbędnych każdemu chłopakowi w każdej chwili, i te, które mogły się przydać w przyszłości. Rzecz w tym, że ani te pierwsze nigdy nie okazały się niezbędnymi, ani te drugie, nigdy jakoś nie miały się przydać. Siła zbieractwa i chomikowania czegokolwiek, była jednak silniejsza od mądrze podpowiadanego przez mój własny rozsądek pytania - Taż chłopie! A po cóż ci to?



Ten stan charakteru, ta jego cecha, te skłonności, rosły wraz ze mną i... zostały we mnie poniekąd do dzisiaj. Lubiłem wchodzić na strych lub schodzić do piwnicy, by zaglądać do swoich skarbów-rupieci. Ilekroć kazano mi przynieść stamtąd sztuczną choinkę przed Wigilią, domowej roboty sok do herbaty czy kompot do obiadu, lubiłem znikać na dłużej niż wynikało to z potrzeby sięgnięcia ręką na półkę po słoik. Tuż obok były stare wędki, kołowrotki, żyłki, haczyki. One zawsze w takich momentach przyciągały wzrok, przypominały stare, dobre czasy, przywracały i odświeżały pamięć wspaniałych chwil spędzanych nad wodami.

Tym razem było trochę inaczej. Kiedy ogłoszono tu konkurs na wspomnienia, jakaż to prosta sprawa dla kogoś, kto ma niezliczoną ilość starych wędkarskich drobiazgów, gdy każda z "pamiątek" ma swoją historię, gdy każda z nich coś przecież przypomina. Postanowiłem, że pokażę Wam moje wspomnienia w ten sposób, iż sfotografuję kilka wędkarskich precjozów i sami oceńcie, czy one mają szansę zaciekawić kogoś innego.

Wystarczyło zaglądnąć na piwniczną półkę, zerknąć na tę całą rupieciarnię i... zgłupieć od nadmiaru tego co można pokazać, czym można zainteresować. Zacząłem to wszystko odkurzać, przeglądać, wybierać. Ale co pokazać?

Może stary, z lekka zardzewiały radziecki kołowrotek obrotowy zwany katiuszką, który pewnie wyciągnął cetnary szczupaków, sandaczy, brzan, karpi i węgorzy w swoim długim życiu?

A może historyczny szwedzki Abu Cardinal 66, reklamowany wówczas podniecającą lekturą Tadeusza Andrzejczyka pt. "Wędkarstwo jeziorowe", który kupiony za naprawdę "ciężkie" pieniądze, sprawiał mi tyle radości na wodach rzek i jezior całej Polski? Jego na wskroś wówczas nowoczesna konstrukcja z regulacją hamulca od tyłu, była zaskakującą nowinką techniczną, była dumą każdego korzystającego z jego zalet wędkarza. Zaś takie okonie jakie wówczas ciągnął ten kołowrót są dzisiaj wielką rzadkością. Nie chcę nawet pomyśleć, że dzisiejszy rybostan to zasługa jego zalet!

A może jeszcze starszy radziecki Delfin6 (typu "nie gniotsja, nie łamiotsja"), który jako że w znakomitej kondycji, z powodzeniem może jeszcze dzisiaj służyć każdej metodzie połowów i dać wiele satysfakcji niejednemu wędkarzowi? Jeszcze mam w pamięci dzień połowu przy jego pomocy aż 26. świnek na grunt, gdzie przynętą było ciasto z płatków owsianych. Jak on się wtedy napracował!

Sięgnąłem również do wędzisk. Które z nich pokazać? Z każdym wiąże się jakieś wspomnienie, każde ma jakąś historię zapisaną w pamięci! Spróbuję pokazać może choć jedną, dwie...

Oto radziecka produkcja (znowu ten napis CCCP, ale takie to były czasy!) ze szklanego włókna. Kilkakrotnie przerabiana dla własnych potrzeb, kilkakrotnie naprawiana własnym sumptem. Czy dzisiaj młodzież wie, że kiedyś porcelanowa przelotka była szczytem techniki, była najlepszą jako ten element wędki? Taką właśnie założyłem na szczycie tej właśnie, bo przy paru spinningowych wypadach, żyłka potrafiła przeciąć najtwardszą stal przelotki z drutu. Wędka, mimo wyraźnych śladów swego wieku, bezproblemowo mogłaby służyć i dzisiaj!

Na pewno nie mogę nie pokazać Wam rarytasu z mojej kolekcji "tamtych" wędzisk. Oto trzyczęściowa muchówka z tonkinu (odmiana bambusa), robiona specjalnie na zamówienie. Osobiście wybierałem na nią materiał spośród wielu bambusowych pędów i doglądałem jej produkcji na każdym etapie. Do dzisiaj zachwyca przesadną niemal ilością omotek. Obowiązywał wówczas pogląd (słuszny!), że im jest ich więcej, tym lepsza praca muchówki. Kosztowała wtedy majątek... Ale ileż pstrągów i lipieni wyciągnęła z górskich rzek i potoków! Ileż zachwytu widziała w oczach innych wędkarzy. I nadal jest cudownie piękna i sprawna.

A może mam pokazać uszyty osobiście przez moją żonę pokrowiec do tej właśnie muchówki? Mój Boże! Ma już wieki, a jeszcze znakomicie służy ochronie malowanej bezbarwnym lakierem powierzchni wędki! Niesamowite, ale pamiętam jak dziś, że jej blank malowany był palcem maczanym w lakierze (nie było lepszego sposobu!). A dlaczego akurat ten właśnie szczegół tkwi we mnie, doprawdy, nie wiem.

Przeglądam jakiś worek nylonowy. Po jakiego diabła ja trzymam te rupiecie? O! Stary, wysłużony spławik z gęsiego pióra. O! Spławik z kory topolowej! No, nie! Co to tu jeszcze robi? To przecież ten, na który tak znakomicie brały płocie tamtej pamiętnej wiosny. Czuję jeszcze ich zapach. I tych czerwonych kompostowych robaczków również. Pamiętam, że najmniejsza z płoci ważyła 80 dkg! Są jeszcze takie w naszych wodach?

Zaglądam do następnego worka. Jakieś przypony, pudełka z ciężarkami, zardzewiałe haczyki, pełne i puste szpule po żyłkach, pęczek własnoręcznie zrobionych spławików, zapomniana rybia łuska, kula wodna, zardzewiałe błystki... Ile one mogą mieć lat? Wstyd przyznać. O rany! Siatki do przechowywania ryb! Całkiem dobre! Nawet dziur nie mają. Dzisiaj wzbudzają jedynie uśmiech politowania...

Jedna z siatek ma jeszcze linkę do jej zaciskania i mocowania plecioną przeze mnie "warkoczowym" splotem z jakiegoś mocnego, żółtego, choć mocno już wyblakłego sznurka. Zadaję sobie w myślach głupie pytanie - ile złowionych ryb mogła przetrzymywać w swym życiu?

Po co ja w tym wszystkim grzebię teraz jak śmieciarz? Czemu ja tego wszystkiego dawno już nie wyrzuciłem? I znowu ciśnie się nachalnie pytanie, kogo może dzisiaj interesować ta rupieciarnia, to osobliwie ciekawe, prywatne mauzoleum wędkarstwa?

Moment! Przecież to konkurs na opowiastkę o wspomnieniach! Minęły lata, a ja dalej jestem małym chłopcem z wypchanymi od skarbów kieszeniami! Tyle, że zawartość moich kieszeni wysypałem na piwniczne półki i w pudełka wyniesione na strych. Nie chcę, nie mam sumienia tego wyrzucić na śmietnik. Swych wspomnień również.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=64