Pojedynek pierwszy - spinning kontra żywiec
Data: 11-12-2003 o godz. 15:15:00
Temat: Nasza publicystyka


Światło. Dojeżdżałem do jeziora. Radio miałem wyłączone, upajałem się odgłosami budzącego się dnia. Każdy przejechany metr kamienistą nierówną drogą zbliżał mnie do miejsca, w którym umówiłem się z Maćkiem. Umówiliśmy się o świcie...



Pamiętam dobrze, jak któregoś dnia podczas rozmowy telefonicznej z Maćkiem wymienialiśmy ostatnie doświadczenia z połowów drapieżników. Obydwaj lubiliśmy te jezioro. Nieduże, mocno zarośnięte trzcinami, dość głębokie, ukryte głęboko w lesie. Nic nie było w nim takiego szczególnego oprócz tego, że pływało w nim dość sporo jak na obecne realia szczupaka i to w przeważającej części większego od rozmiaru typowo konsumpcyjnego. Maciek łowi często na tej wodzie, częściej jak ja, niestety, stosuje metodę zupełnie inną od mojej a mianowicie preferuje żywca...

Porośnięty drzewami cypel wcinał się głęboko w jezioro. Z daleka widziałem dwie postacie zmagające się z dość pokaźną łódką. Wrażenie miałem takie, że chcą bardziej nią przeorać ziemię jak doprowadzić do lustra wody. Podjeżdżam. Witam się z Maćkiem i jego nieodłącznym kolegą Grzesiem. Pomagam zwodować ich łódkę, za co oni następnie odwdzięczają się przy mojej. Byli szybciej jak ja, mieli czas się rozpakować i przygotować do wypłynięcia. Umówiliśmy się, że łowić będziemy do 17. Wyciągając sprzęt z samochodu obserwowałem ich płynących w stronę najbliższych trzcin. No tak ich metoda wymaga pozyskania przynęty. Mam, więc czas, pozwolę sobie na spokojne przygotowanie się i rozpakowanie sprzętu. Koledzy w tym czasie pochłonięci byli łowieniem drobnicy stanowiącej ich główną broń do starcia ze szczupakami. Pakowałem sprzęt i ekwipunek do łódki. Od czasu do czasu obserwowałem kolegów. Dość regularnie wyciągali spod trzcin niewielkie płotki, wzdręgi i okonki. Oczywiście wszystko trafiało do siatki. W momencie, gdy wypływałem koledzy zakończyli odłów drobnicy kierując się na inną z góry upatrzoną pozycję. Oczywiście jak najbardziej odwiedzaną przez szczupaki.

Lubię wrzesień. Nie jest już tak gorąco a i ryba powinna brać niczego sobie. Dzień był ładny. Lekki wiatr, zachmurzone niebo i co najważniejsze od paru dni stabilne ciśnienie napełniało optymizmem. Płynąłem wzdłuż trzcin. Z daleka dostrzegłem zakotwiczoną łódź. Podpływając zauważyłem dość spore spławiki rytmicznie falujące przy samych trzcinach. Przywitałem się ze starszym panem, oczywiście pytając się o wyniki. Nie te dotyczące badań laboratoryjnych płynów fizjologicznych a oczywiście wędkarskie. Łowił na żywca. Nie byłoby tak źle mówił, gdyby łowiły się większe szczupaki niż te, jakie do tej pory mu się zahaczały. Przyznał, że miał dwa niewymiarowe w torbie, ale i tak by nic z nich nie było. Po braniu i zacięciu kotwice tak utknęły w paszczy ryby, że odhaczenie ich równało się pozbawieniem ich życia. Próbował winić zbyt długie zwlekanie z zacięciem, co jego zdaniem powodowało głębokie połknięcie przynęty.

No tak, regulaminy, etyka, cóż sprawa starszego pana. Umoralniać go tu nie będę. Poobserwowałem go jeszcze chwilę. Nadziewał rybki na kotwicę bez najmniejszego wzruszenia. Każde złe umiejscowienie grotu kotwicy kończyło się wyrzuceniem rybki za burtę łodzi. Zapytany dlaczego, odpowiedział jedynie, że ma tyle żywca, że nie będzie oszczędzał. Przecież szczupaki lubią żywca aktywnego, po co za chwilę ściągać zestaw jak ta rybka tylko chwilę pożyje?

Opływam "łowcę" i staję przy trzcinach. Wiążę kopyto na 10 gramowej główce. Plecionka, bez przyponu. Prowadząc gumę szybkimi skokami raczej nie daję szans na głębokie połknięcie przynęty rybie. Po paru rzutach na spadku mam branie. Wyciągam sporego okonia. Nie wyciągając go z wody wychylam się z łódki wypinając hak tkwiący w przyjemnie kolorowej paszczy okonka. Niech płynie nie on jest celem dzisiejszego polowania. Przemieszczam się, co parę rzutów. Dość szybko pokonuję dość znaczny obszar wody. Każdy kolejny postój łódki wiąże się z dość szybkim przeczesaniem gumą rejonu, jaki mam wkoło na zasięg rzutu. Złowiłem dwa szczupaczki niewymiarowe. Nie miałem podobnych problemów, co pan spotkany wcześniej. Obydwa były zahaczone za "wargę" pojedynczym ostrym hakiem. Wypięcie przyrównać można było do spokojnego wyjęcia kolczyka z ucha.

Dopływam do powalonego drzewa. Piękna miejscówka, drzewo całym swoim konarem tworzyło piękną ostoję dla ryb. Jednak nie powalczę tu za bardzo, pierwsza dopływa łódka z dwoma młodymi wędkarzami. Dopływając do nich przyuważyłem moment umieszczania zestawów pomiędzy wystające konary drzew. Oczywiście głównym elementem zestawu jako przynęty był żywiec z gatunku płoci. Swobodnie dryfując łódką obserwowałem wspomnianych. Na branie nie trzeba było długo czekać. Na reakcję jednego z wędkarzy też. Potwornym zamachem wygiął wędkę w łuk triumfalny godny przejazdu wojsk napoleońskich. Pulsowania wędki się jednak nie doczekałem. Widoczne ruchy wskazywały na wpłynięcie zahaczonej ryby w gałęzie. Nic im nie pozostało tylko rwać. Odpływając zastanawiałem się, co będzie ze szczupakiem przywiązanym do gałęzi jak pies do budy...

Łowiłem dalej. Obławiałem dość sporą zatokę porośniętą bujną roślinnością. Przynętą zaglądałem w każdą przestrzeń pomiędzy skupiskami zielska. Wykonywałem krótkie rzuty. Dryfującą łódką dość szybko "obrobiłem" zatokę dość kompleksowo. Pod sam jej koniec spod zwału zielska wyciągnąłem szczupaczka ot, konsumpcyjnego, na oko z 60 cm. Pochwyciłem go za grzbiet, wyjąłem jednym szybkim ruchem hak dziwnym zbiegiem okoliczności tkwiący w szczęce ryby i po sesji zdjęciowej zwróciłem go przyrodzie. W kolejnym rzucie miałem następnego, co spowodowało nawet chwilowe zastanowienie się czy to nie był czasem ten sam. Przepływam na drugą stronę jeziora. Mijam po drodze spinningistę, którego wyraz twarzy świadczył o wynikach jak najbardziej poprawnych i oczekiwanych. Przeciwległy brzeg jeziora podobny, trzciny, zielsko i ostry spad. Łowię następne dwa szczupaki. Oczywiście na gumę szybko prowadzoną skokami nad dnem. O, proszę, następna łódka przy trzcinach. Podpływam.

Początkowo myślałem, że wędkarze siedzący w niej łowią białoryb. Świadczyły o tym siatki przytwierdzone do burty łodzi. Dłuższa obserwacja wykazała jednak, że łowią drapieżniki. Dość często zmieniali przynęty wymieniając je na różne gatunki i rozmiary. Wiecie, co się działo z tymi im niepotrzebnymi? Wracały z powrotem do wody. Szlachetne, ale rybki nie wskazując oznak życia stawały się po chwili łatwym pokarmem dla krążących ptaków. Siedzący panowie raczyli się dość obficie piwem a twarze ich były niezbitym dowodem na to, że robili to już od dłuższego czasu. Nie dziwię się gdyż zapytani o wyniki jedyne, na co się wysilili było synchronizowane poruszanie głową naprzemiennie w lewo i prawo.

Pożegnałem panów i zacząłem się rozglądać za moimi kolegami. Dojrzałem ich zakotwiczonych na wylocie zatoczki w okolicach cypla gdzie stały nasze samochody. Do 17:00 było jeszcze sporo czasu. Po woli obławiając okolice trzcin i otwartej wody zbliżałem się w ich kierunku. Miałem parę brań i złowiłem kolejne dwa szczupaki. Tym razem dla odmiany na wahadłówki. Szczupaki wpisały się do karty pamięci mojego aparatu, po czym z maleńkimi otworkami w okolicach uzębienia odpłynęły w głębie jeziora. Dla mnie już starczy, śmiało mogę powiedzieć, że coś tam złowiłem. Dopływam do kolegów. Staję burta w burtę wiążąc się do ich łódki. Rozmawiamy w międzyczasie, porządkuję sprzęt i chowam wędki do pokrowców.

Maciek z Grzesiem łowili nadal. Rozmawiając ze mną obserwowali spławiki. Humory mieli niezłe, gdyż każdy z nich miał złowionego szczupaka. Niemałe, spore, takie około 3 kg uśredniając. Jednak... okupili to poważnymi stratami. Wcześniej stali w bardzo zaczepowym miejscu. Żywczyki chowały się w gałęzie, co kończyło się zrywaniem zestawów. Wiadomo rybka szuka schronienia bez względu na to czy posiada czy też nie hak tkwiący w okolicach pyszczka. W dodatku skończyły się im żywce. Sporo czasu stracili na pozyskanie nowych. Rano białoryb brał dobrze, później wcale. Praktycznie mieli obawy, że nie będą mieli, na co łowić. Dobrze, że ja używam "żywczyków silikonowych", które zawsze mam ze sobą w ilościach wystarczających dla sporej ilości wędkujących. W pewnym momencie Maciek miał branie. Odczekał chwilę, po czym energicznie zaciął. Mina i wędka wskazywała na zmarnowany kontakt z rybą. Jedynie resztki rybki tkwiące na haku świadczyły o obecności w okolicach drapieżnika. Sekcja zwłok świadczyła o wymiarach przekraczających znacznie wymiary konsumpcyjnego egzemplarza szczupaka. Maciek wymienił rybkę na świeżą. Założył dość dorodnego okonka. Liczył na powtórny atak szczupaka. Rzeczywiście po chwili spławik ze świstem żyłki zniknął pod wodą. Odczekał dłuższy moment i energicznie zaciął. Hol dzięki stosowanemu przez niego solidnego sprzętu trwał chwilę i po chwili naszym oczom ukazał się pięknie ubarwiony duży okoń-kanibal. Kolejny żywczyk poleciał w to samo miejsce....

Łowy zakończyliśmy o siedemnastej. Przed odjazdem porozmawiałem chwilę z kolegami. Później samotnie jechałem w stronę domu. Rozmyślałem o minionym dniu. Nie mam sceptycznego stosunku do żywca, ale cieszę się, że nie stosuję tej metody. Rozważając za i przeciw uważam, że dominująca rolę odgrywa tu sama zabawa z łowieniem. Prowadząc sztuczną przynętę, przede wszystkim koncentrować się muszę nad symulowaniem jej pracy, aby imitowała płynącą rybkę. Łowienie na żywca sprowadza się jedynie do umiejscowienia zestawu w odpowiednim miejscu. Żywa rybka sama siebie będzie symulowała. Moim zdaniem technicznie trudniej łowi się na spinning. Kwestia umiejscowienia przynęty w łowisku jest podobna. Inaczej jednak oszukuje się przynętą drapieżniki. Sztuczną trzeba wprawić w życie, żywa robi to sama za nas. Aktywność ruchowa jest także elementem przeważającym w spinningu. Przy łowieniu na żywca czeka się aż drapieżnik znajdzie przynętę, łowiąc metodą spinningową przynętą szuka się drapieżnika. Kwestia pozyskania przynęty. Koledzy połowę dnia poświęcili łowieniu, hm, przynęt. Ja swoje miałem gotowe od razu. Co by zrobili w przypadku braku przynęty? Pożyczyliby ode mnie moje?

Jarbas







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=639