KONKURS - Cholerrrra!
Data: 29-11-2003 o godz. 16:05:00
Temat: Konkursy


To było dosyć dawno temu. Byłem jeszcze wędkarskim szczawikiem, a czasy, w których przyszło mi uczyć się wędkarskiego fachu, wyznaczały pustawe półki w sklepach, na których od czasu do czasu wykładano Rexy, Prexery i Tokozy. Za to ryb było dużo więcej, mimo tego, że i kłusowników nad wodą nie brakowało.



Jeździłem wtedy co roku na wakacje do Przewięzi koło Augustowa. Miałem tam kilku kolegów w podobnym wieku. Oni również bywali w tych rejonach regularnie jak w zegarku, z rodzicami, na turnusach pracowniczych wczasów.

Jeden z tych kolegów to starszy ode mnie Wojtek. A ponieważ starszy i większy to budził szacunek. On właśnie był wodzem naszych wypraw na pobliski staw Wojciech, znajdujący się w miejscowości o tej samej nazwie. Łowiliśmy więc leszcze z Wojciechem w Wojciechu na Wojciechu.

Drugi kolega to Kamil. Mama Kamila jest Polką, a tata Francuzem. Język Kamila to pół-polski, pół-francuski. Porozumiewał się więc z nami uproszczoną polszczyzną, mocno zaznaczając z francuska charakterystyczne, gardłowe "rrrrr". Kamil był w naszej ekipie najmłodszy i wciąż przysparzał problemów. Za każdym razem miał jakieś przygody, najczęściej związane z wpadaniem do wody na różne możliwe sposoby. Czasem przy pomocy obcej.

Braliśmy go ze sobą jednak zawsze z prostych, materialnych pobudek. Jeździł do augustowskiego Pewexu po piwo Kronenburg i tym piwem sowicie częstował potem na rybach. Oczywiście w tamtym czasie sowicie oznaczało góra dwie puszki - takie 0,33 l.

Któregoś dnia, jak zwykle, ruszyliśmy na leszcze na wojcieszański stawek. Zajęliśmy dogodne, zanęcone wcześniej stanowiska i czekamy. Ryby - owszem - nawet brały. Ale Kamil w pewnym momencie zaczął nerwowo się kręcić. Dreptał w tę i z powrotem, postękiwał, marudził. Wreszcie Wojciech go pyta:
- Ty, co z tobą?
Na to Kamil, twardo akcentując "r":
- Cholerrrra, sikać mi się chce!
- No to kurna lej - w czym problem? - mówi Wojtek.
- Ale gdzie? Tu nie ma toalety! - odpowiada przerażony Kamil.

Zdziwiliśmy się niepomiernie. Okazało się, że nasz chowany jak francuski piesek kolega ma problemy z wysikaniem się pod drzewem. Bał się, że go pogryzą muchy i komary, że go ktoś zobaczy, że nakrzyczy. I tak się bał, że... niewiele mu z tego sikania przy pierwszym podejściu wyszło. Zresztą jak mogło wyjść, skoro chichraliśmy tuż za jego plecami.

I kiedy myśleliśmy, że nic weselszego nam się tego dnia nie przydarzy, Kamil zaczął na nowo swój tajemniczy taniec. Tym razem włączył weń więcej elementów ekwilibrystyki, kucania, podskakiwania. Zatem znowu Wojciech go pyta:
- Ty - a teraz co znowu?
Na to Kamil - jak zwykle twardo akcentując swoje "r":
- Cholerrrra, gówno mi się chce!
- No to idź kurna pod drzewo i już. Tylko dalej idź! - mówi Wojciech.
- A czym se podetrrrrę? - pyta przerażony Kamil.
- A znajdź sobie dużego liścia! - odpowiadamy z Wojtkiem chórem.

No i Kamil przepadł w lesie. Mijają minuty, już ponad kwadrans go nie ma.
- Kurde - wilki go zjadły? - pyta Wojtek i krzyczy - Kaaaaamil, Kaaaaamil!
Cisza...
Po kolejnych paru minutach znowu:
- Kaaaaamil, Kaaaaamil!
Cisza...
Wreszcie z krzaków wyłazi Kamil z kwaśną miną. Już go mamy zapytać, co tak długo tam robił, kiedy ten z wyrzutem mówi do nas:
- Cholerrrra, głupki!!!
- Co znowu? - pyta Wojciech.
Na to Kamil:
- Głupki, tu nie ma dużych liściów, tylko sosny i jałowce!

Esox







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=613