Wszystkim tym, którzy wybrali drogę strugania i zebrali już odpowiednie materiały przedstawię
narzędzia i warsztat niezbędny do sprawnej produkcji woblerów. Jest to naprawdę niewielkie
wyposażenie, każdy "majsterklepka" większość narzędzi z pewnością posiada. Ale po
kolei...
Przydatne, choć nie konieczne, będzie średniej wielkości imadło i oczywiście stół do jego
przykręcenia. Nie polecam tu stołu w jadalni, bo nasze pierwsze struganie może stać się natychmiast
tym ostatnim. Dobrym rozwiązaniem jest wygospodarowanie sobie miejsca w piwnicy czy garażu,
gdzie będziemy odcięci od świata, ale nie odcięci od wentylacji. Jakieś miejsce do siedzenia,
najlepiej miękkie i wygodne jest niezbędne. Nie łudźmy się, woblera nie da się zrobić w 15
minut, więc oszczędzajmy nasze nogi ich płynne przejście w plecy. Przygotujmy także miejsce,
gdzie nasze polakierowane woblery będą mogły schnąć, a my będziemy mogli spokojnie patrzeć
w oczy rodzinie i sąsiadom.
Mój zestaw narzędzi do produkcji woblerów jest bardzo skromny. Wymienię je w kolejności,
w jakiej używam ich w kolejnych etapach dłubania.
Aby wyciąć kształt woblera z większego kawałka drewna potrzebne jest imadło i piła ramowa
do metalu, samo powstawanie korpusu woblera wymaga użycia noża - może to być scyzoryk o krótkim
ostrzu. Doszedłem już jednak do takiej wprawy, że moje "struganie" odbywa się bez
użycia noża. Niezbędny będzie też pilnik-tarnik oraz kilka kawałków papieru ściernego różniących
się grubością ziarna.
Rowek, w którym umieszczam stelaż woblera i jego obciążenie wycinam za pomocą samego brzeszczotu
piłki do metalu. Rowek powstający w ten sposób jest wąski, gdy chce zrobić większego woblera
z mocniejszym stelażem z grubszego drutu wtedy za pomocą taśmy klejącej łączę ze sobą dwa
brzeszczoty.
Teraz nadchodzi czas na decyzję: czy naciąć rowek na
ster w tym etapie produkcji, czy dopiero po malowaniu i lakierowaniu. Aby nie utrudniać sobie
pracy przyjąłem zasadę, że jeżeli wobler ma mieć przednie uszko zaczepowe standardowe (tzn.
nie wyprowadzone w ster), to nie nacinam teraz rowka, zostawiam to na czas po lakierowaniu.
W przypadku woblerów z uszkiem w sterze konieczne jest nacięcie rowka na ster w tym etapie,
bo inaczej będzie to BARDZO utrudnione, wręcz prawie niemożliwe. Poza tym od kąta i głębokości
nacięcia zależeć będzie ukształtowanie i długość tej części stelażu, która ma być umieszczona
w sterze.
Do wykonania stelażu woblera używam kawałka metalowego pręta o średnicy 3-4 mm (dobieramy
go w zależności od tego, jaka ma być średnica oczek zaczepowych). Samo kształtowanie drutu
przebiega przy pomocy obcążek (mam do tego celu obcęgi celowo przytępione), dwóch kombinerek
i obinaczy do drutu. Sam proces kształtowania stelażu opisze w następnym odcinku. Gdy nie
dysponowałem drutem odpowiedniej długości łączyłem jego kawałki za pomocą lutownicy, dziś
lutuję jedynie konstrukcje, które chcę celowo wzmocnić (myślę o woblerach trociowych i innych
na duże ryby).
Do umocowania stelażu
w korpusie woblera używam kleju typu SuperGlue, więc żadne dodatkowe narzędzia nie są tu potrzebne.
Do umieszczenia obciążenia z ołowiu stosuję małe nożyczki i śrubokręt, dodatkowo mogą nam
się tu przydać wiertła do metalu o średnicach 3, 4, 5 mm. Zaszpachlowanie rowka wykonuję wykałaczką
lub zapałką, później piłuję to pilnikami iglakami.
Wreszcie czas na prace lakiernicze i wykończeniowe. Nie ukrywam, że lubię to robić najbardziej,
gdyż w tym etapie możemy dać swoim dziełom cząstkę siebie i sprawić, że będą one jedyne i
niepowtarzalne oraz rozpoznawalne. Łowiąc w pewnej pomorskiej, pstrągowej rzeczce wyławiałem
bądź znajdowałem na drzewach wyśmienite woblery, których twórcę poznałem za jakiś czas w pociągu.
Wszystkie miały podobny charakter, choć każdy był inny... Do malowania nie potrzebujemy znów
wielkiej ilości profesjonalnych narzędzi, ale jeśli chcemy, aby naszym kolegom wytrzeszczały
się oczy i padało sakramentalne "jak ze sklepu!!!" to należy tu używać dość drogiego sprzętu.
W malowaniu moich woblerów miałem kilka etapów, opiszę te techniki w dalszych odcinkach.
Na pewno potrzebne
nam będą dobrze zamykane pojemniki na farby i lakiery, spory, szczelnie zamykany słoik na
lakier, kilka lepszej jakości pędzelków i pędzli malarskich (te z wychodzącym włosiem odpadają!)
kilka patyków lub prętów o różnej grubości, troszkę gąbki (najlepsza jest gąbkowa uszczelka
do okien, z klejem z jednej strony). Dla tych, którzy pragną z malowania uczynić sztukę i
nie poprzestaną na wyprodukowaniu w swoim życiu kilku woblerów, niech rozejrzą się za profesjonalnym
aerografem wraz z osprzętem, ale zaznaczam, że nie jest to tani sport. Dla początkujących
dłubaczy wystarczą w zupełności farby w sprayu i kilka podstawowych kolorów farbek nitro.
Malowanie korpusów składa się z kilku etapów: utwardzania podkładem, malowania głównym kolorem,
imitowania łusek, malowania grzbietu i brzuszka woblera, malowania oczu i wszelkich ozdóbek
typu paski, kropki i ciapki. Po każdym etapie należy woblera powiesić aż do wyschnięcia. Do
tego potrzebne jest nam miejsce do wieszania - wystarczy jakaś deska czy listwa, w której
krawędzi wbijemy co kilka centymetrów malutkie gwoździki. Wieszakami służącymi do schnięcia
mogą być spinacze biurowe, mi od lat służą wciąż te same kawałki miedzianego drutu nawojowego
do transformatorów. No i jakaś gazeta (byle nie wędkarska!!!) która ochroni podłoże przed
zabrudzeniem i zbierze nadmiary ściekających farb i lakierów.
Teraz już tylko
wykończeniówka: zdjęcie z wieszaków, oczyszczenie oczek z lakieru (nożyk z wąskim i krótkim
ostrzem, kawałek zaostrzonego drutu stalowego). Kolejny etap to nacięcie za pomocą brzeszczotu
(lub dwóch sklejonych w zależności od potrzebnej szerokości) rowka na ster, lub oczyszczenie
rowka już wcześniej naciętego (radzę tu sobie kawałkiem brzeszczotu z którego wyciąłem prawie
tylko same zęby).
No i na koniec to co będzie stanowiło o pracy naszej przynęty - ster. Wycinam go sporymi
nożyczkami z kawałka poliwęglanu, piłuję pilnikiem gładzikiem, nacinam ewentualny rowek brzeszczotem.
Pozostaje wklejenie steru, zebranie ewentualnego nadmiaru kleju i... testujemy. Wanna z wodą
i kawałek żyłki z agrafką na jej końcu wystarczy w zupełności.
Jak widzicie, aby powstała nasza pierwsza przynęta, wcale nie potrzeba do tego jakichś wyszukanych
narzędzi. Spotkałem się już z opisami amatorskiej produkcji, gdzie po przeczytaniu spisu samych
tylko niezbędnych narzędzi każdy nie zdecydowany, przyszły strugacz dałby sobie od razu spokój.
Można tak, a można i po mojemu.
Nie czuję się
gorszy przez to, że nie używam profesjonalnych noży czy pilników modelarskich, a według wielu
opinii moje przynęty wyglądają i sprawują się nie najgorzej. W kolejnym odcinku opiszę każdy
z etapów produkcji. Mam nadzieję, że wkrótce i Wasze woblery trafią za pośrednictwem jakichś
pni i nadbrzeżnych gałęzi do pudełek innych wędkarzy, którzy stwierdzą: "znalazłem wspaniałą
przynętę, to chyba jakaś firmowa, w każdym razie piękna!!!"
Dżąs