Moje okoniowe pudełeczko
Data: 23-11-2003 o godz. 13:10:00
Temat: Spinningowe łowy


W pewnym sensie zdaję sobie sprawę, że poniższy tekst będzie opublikowany w okresie być może nie najwłaściwszym. Niebawem lód skuje większość wód w naszym kraju i wypadałoby chyba pisać o pudełkach z mormyszkami i błystkami podlodowymi, nie zaś o pudełkach z przynętami stricte spinningowymi. Z drugiej strony ostatnio na forach wiele osób pisało o łowieniu okoni i stosowanych przez siebie przynętach okoniowych.



Być może nie wszyscy to zauważyli, ale pomimo zaprezentowania szerokiej gamy okoniowych killerów, każdy z forumowiczów pisał o zupełnie innych przynętach. Nie dopatruję się w tym oczywiście niczego złego, czy też nagannego. Ot numizmatyka, filatelistyka, spinningistyka... takie tam formy kolekcjonerstwa. I o tym właśnie kolekcjonerstwie, a w zasadzie mojej (wcale nie tak daremnej) z nim walce, chciałbym skreślić tych kilka zdań. Proszę zatem potraktować ten tekst jako wymianę doświadczeń w zakresie walki ze spinnigistyką a zarazem prezentację okoniowych przynęt, które sprawdzają mi się od wielu lat w różnych warunkach i na różnych łowiskach. Chciałbym Was jednocześnie przeprosić za marną jakość zdjęć. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko tyle, że po raz pierwszy w życiu robiłem zdjęcia cyfraczkiem (w dodatku pożyczonym).

Kilka słów tytułem wstępu

Urokliwy wilk toni - takim mianem określił okonia W. Strzelecki w biblii wędkarstwa rzecznego. Kapryśny krytyk kulinarny (to z kolei mój grafomański wymysł), o którym tak do końca nie wiemy, na co akurat będzie miał ochotę, czy zażre twisterka, czy wirówkę, czy...? A jeżeli twisterka to, jakiego koloru? A może cykadę? A Morze Bałtyckie? A Zdzisiek opisał w gazecie, że tylko na różowego rippera w zielone groszki z żółtym grzbietem i czerwonym oczkiem (lewym) i na nic innego!

Takie podejście do okoniowych łowów spowodowało w moich spinningowych pudłach totalny przerost formy nad treścią. Powiem krótko - samych wirówek mam ok. 150, zaś ile mam gumek tego nie wiem, gdyż będąc człowiekiem o wykształceniu humanistycznym do tylu to ja liczyć nie umiem. Sami chyba rozumiecie, że aby spakować cały (kompletowany latami) mój okoniowy majdan musiałbym wyposażyć się w dwie walizki. A w której ręce dzierżyć wędę? Chciałem wprawdzie dokupić trzecią rękę, ale w ofercie sprzedaży znalazłem tylko nerkę (telefon do sprzedawcy upewnił mnie, że nie był to czeski błąd).

Nie ulega wątpliwości, że okoń to nie szczupak, na którego przy znajomości łowiska można zabrać kilka przynęt (w tym obowiązkowe wahadło) i łowić skutecznie. Garbus jest niewątpliwie kapryśny i kilka podstawowych przynęt raczej nam nie wystarczy. Okoń wymaga częstych zmian kolorów, prowadzenia, rodzajów przynęt itp. Czy tą kapryśnością jest sens uzasadniać konieczność zabierania nad wodę kilku pudeł z przynętami, z których większość i tak nawet nie dotknie wody? W każdym razie moim zdaniem takiego sensu nie ma. Oczywiście "nawrócenie się" na minimalizm przynętowy nie nastąpiło u mnie tak z dnia na dzień. Co to, to nie. "Rewolucja" przynętowa trwała u mnie ładnych parę lat i nie będę ukrywał, że przyczyniła się do tego także postępująca "szczupłość" portfela.

Konkludując ten przydługi wstęp - na okonie wybieram się z wędką w dłoni, ubrany w kamizelkę, w której kieszeniach mieści się 1. (słownie: jedno) dwustronne pudełeczko (podstawowe) i ewentualnie jeszcze jedno niewielkie pudełeczko z kilkoma przegródkami (rezerwowe), a w nim kilka przynęt nie należących wprawdzie do moich ulubionych, lecz takich, z których czasami jednak korzystam. Wyposażenie uzupełnia kilka drobnych wędkarskich gadżetów (przypony, agrafki z krętlikami, nóż, pean chirurgiczny itp.).

Do kamizelki przytroczony jest stary germinowski podbierak, otwierany jednym krótkim szarpnięciem mojego męskiego ramienia (100 kg muskułów piwno-golonkowych, znaczy się nie jedno moje ramię, tylko cały ja). No i rzecz najważniejsza nie mam absolutnie gorszych wyników, niż w czasach, gdy przez moje ramię była przewieszona torba, w której spoczywało kilka takich pudełek - jedno z twisterami, drugie z ripperami... itd.
No, czas najwyższy na prezentację moich okoniowych przynęt. I w tym wypadku chciałbym dodać, że kolejność tej prezentacji nie do końca jest przypadkowa, co wyjaśnię poniżej.

Numer 1 - gumy, gumki i gumeczki
- Motor - oil
- Motory w różnych odcieniach
- Gumki w kolorze denaturatu
- Denaturaty

Pozostałe
Nie będę ukrywał, że "gumisie" są moimi ulubionymi przynętami okoniowymi i to od nich zaczynam penetrację łowiska. Mnogość kolorów i ich kombinacji zarówno w przypadku twisterów jak i ripperów (kopyt), jest jednak tak duża, że chcąc zakupić choćby po 2-3 egzemplarze danego koloru i rozmiaru, do ich transportu na łowisko należałoby użyć, co najmniej dwóch dużych walizek. A co z walizkami na inne okoniowe przynęty?

Oczywiście większość wędkarzy zapytanych o kolorystykę okoniowych "gumisiów" powie, że jest ona uzależniona od określonego łowiska. Na jednym sprawdzają się kolory x, na innym z kolei y. Będą również wędkarze, którzy stwierdzą, że kolor tak naprawdę nie ma większego znaczenia, ważne jest natomiast jak rybie zaprezentujemy przynętę. Niewątpliwie i jedni i drudzy mają rację. Ja jednak pozwolę sobie wyróżnić kilka kolorów, które sprawdzały mi się na różnych łowiskach. Są to:
- motor-oil
- denaturat
- czerwień
- perła
Wskazane kolory odnoszą się zarówno do twisterów, jak i ripperów (kopyt) i nic nie stoi na przeszkodzie, aby były wzbogacone brokatem, pieprzem, miały czarne lub niebieskie grzbiety itd. Tak wygląda kolorystyka "gumisiów" z mojego podstawowego pudełka. Jej uzupełnienie na wyprawie stanowi kilka gumek z pudełka rezerwowego, najczęściej w następujących kolorach: biały, żółty, seledynowy i pomarańczowy. Po te gumki sięgam niezwykle rzadko a jeśli już to dopiero po przetestowaniu "gumisiów" z pudełka podstawowego, kilku obrotówek i cykad.

Na szczególną uwagę zasługuje prezentowany na ostatnim zdjęciu czarny twister. Bardzo często łowię na dużym wyrobisku pożwirowym, w którym woda jest bardzo czysta (jak się stoi w woderach to widać atak okonia na prowadzoną przynętę). Na tej żwirowni "czarnuch" jest killerem. Na innych łowiskach zupełnie mi się nie sprawdził. Jeśli chodzi o rozmiary używanych przeze mnie gumek, to twisterki mają od 1,5 cm do 4 cm (mowa o długości korpusu), zaś ripperki (kopytka) od 3,5 cm do 5,5 cm. Mogę jeszcze dodać, że w przypadku okoniowych łowów większy "sentyment" czuję do twisterów niźli do ripperów. Dlaczego? Nie potrafię tego wytłumaczyć.

"Na szuranego"

"Na szuranego" tak sobie nazwałem łowienie na prezentowany zestaw. Oczywiście "prezentacja" jest taka jak moje umiejętności fotograficzne (czytaj żadne). Pozwolę sobie zatem dokładnie opisać ten zestawik. Do żyłki głównej przywiązuję krętlik z agrafką (Spinnwal nr 16). Na tej agrafce zaczepiam drugą agrafkę i ciężarek z krętlikiem. Do drugiej agrafki doczepiam gotowy (tj. uprzednio przygotowany i zaczepiony na zwijadle) przypon z twisterkiem uzbrojonym w zwykły haczyk. Można oczywiście używać do zbrojenia twisterka haczyków muchowych, ale podkreślę to jeszcze raz, dobry jest każdy haczyk, oby był dopasowany do twistera. Przed zsuwaniem się twisterka podczas okoniowych skubnięć uchroni nas kropelka "Kropelki" podana na haczyk przed uzbrojeniem. Jeśli chodzi o same twistery to stosuję najmniejsze od 1 do 1,5 cm (długość korpusu). Długość przyponów wynosi mniej więcej od 0,5 do 1m. Jeśli komuś przeszkadza taka konstrukcja zestawu to oczywiście może podwieszać ciężarek na strzemiączku nanizanym na żyłkę przed krętlikiem z agrafką (pamiętajcie o zabezpieczeniu węzła stoperkiem). W takim wypadku rezygnujemy oczywiście z drugiej agrafki.

Konstrukcja tego zestawu ma moim zdaniem dwie podstawowe zalety. Po pierwsze pozwala na szybką wymianę przyponów z przynętami i po drugie na równie szybką wymianę stosowanych obciążeń. I jeszcze jedna sprawa, jeśli ktoś nie ma ciągot do szpanerskiego strzelania ze szczytówki przy zarzucaniu, prezentowany zestaw nie plącze się. Wbrew pozorom nie jest też "czepliwy".
Prowadzenie zestawu jest bardzo proste. Po zarzuceniu pozwalamy mu opaść na dno, po czym jednostajnie i powolutku zwijamy żyłkę, co jakiś czas zatrzymując zwijanie na jakieś 5 sek. W takim momencie bardzo często następuje zassanie twisterka. Szurający po dnie ciężarek robi wiele "rabanu" w dennych osadach a zaczepiając o różne nierówności "miota" twisterkiem. Przy zastosowaniu najmniejszych twisterków łatwo o przyłów w postaci białorybu. Złowiłem w ten sposób już kilka japońców i krąpi.

"Szaszłyczki"

"Szaszłyczki" to już ostatnia z gumisiowych wariacji. Tym mianem ochrzciłem dżigi powstałe na bazie wolframowych mormyszek o "długości" 1cm. "Szaszłyczki" powstają z różnokolorowych twisterów ciętych na plasterki żyletką. Na haczyk trafiają dwa lub trzy plasterki pochodzące z różnych twiserów, a zwieńczeniem tej "konstrukcji" jest ogonek od jeszcze innego twistera. Opisywaną przynętę można bez cienia przesady określić mianem mikro-dżiga.

"Szaszłyczki" można prowadzić podobnie jak "zwykłe" gumki, ale mnie najlepsze wyniki przynosiły drobne skoki po dnie. Z uwagi na niewielką masę tego dżiga najlepszy byłby w tym wypadku niezwykle delikatny kijek. Ja stosuję Tango, ale nie dlatego, że jest idealny do tego celu (uważam, że dolny cw. jest przesadzony), tylko dlatego, że nie dysponuję lepszym. Aby uzyskać efekt drobnych skoków po dnie, dysponując ww. sprzętem i mając na względzie niewielką masę dżiga, stosuję wybieg w postaci prowadzenia żyłki po palcu. W trakcie zwijania trzymam palec wskazujący prawej ręki w ten sposób, aby zwijana żyłka uderzała w mój wystawiony paluch. Powoduje to drgania przenoszone na przynętę, która zaczyna lekko podskakiwać. Zwijanie po palcu można z powodzeniem stosować przy łowieniu na wszystkie gumowe przynęty. I jeszcze jedno do Waszej wiadomości - przy łowieniu na "szaszłyczki" niestety bardzo często zdarzają się szczupakowe obcinki.

Nr 2 - obrotówki


Po prostu Meppsy


Aszychminki po raz pierwszy...


...po raz drugi...


...trzeci...


...i czwarty.

Obrotówki to po gumkach moja druga ulubiona okoniowa przynęta. Jeśli chodzi o ilość, kolorystykę itd., to nie widzę już potrzeby powtarzania uwag "o walizkach". Tym razem z mnogością ofert różnych producentów poradziłem sobie jednak w zupełnie inny sposób, niż w przypadku gumisiów. Od kilku lat łowię bowiem wyłącznie na Meppsy i blaszki wykonywane przez Pana Marka Aszychmina.

Meppsów opisywać chyba nikomu nie muszę. Dodam więc tylko, że preferuję srebrne aglie z czerwonym chwostem i black furry w rozmiarach od 0 do 3 (choć czasami do wody lecą też "kiblówki"). Aszychminek po prostu opisać nie potrafię. To blaszki z duszą i nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady. Kto je zna ten wie, o czym mówię. A kto ich nie zna... jego strata. Dodam tylko, że używam Aszychminek w wielkościach takich samych jak Meppsy. Jeżeli chodzi o ulubione modele, też trudno mi cokolwiek powiedzieć, gdyż każda blaszka klepana przez Pana Marka jest inna (choć pozornie niektóre wydają się być do siebie podobne). Powiem tylko, że na zdjęciu podpisanym "Aszychminki po raz pierwszy" pośrodku prezentuję blaszkę, którą wystarczy trafić w wodę, aby wyjąć rybę.

Nr 3 - cykady


Kto je zrobił?

Cykady rozpoczynają prezentację moich okoniowych przynęt stanowiących obok woblerów i wahadeł jedynie uzupełnienie poprzednio prezentowanych przynęt. Ważne i wartościowe, ale jednak tylko uzupełnienie (co nie oznacza, że znajdują się w rezerwowym pudełku). W dodatku, jeśli chodzi o "okoniowe" cykady łowię wyłącznie na wyżej prezentowane. W przeciwieństwie do wielu koleżanek i kolegów nigdy nie miałem wyników ani na tzw. amerykańskie cykady, ani na najmniejsze Pokutyckiego. Kilka sztuk tych cudeniek zalega w mojej szafie w pudle z plątaniną nieużywanych przynęt. Przy okazji prezentacji tych cykad mam do Was gorącą prośbę, a mianowicie, czy ktoś może mi podać namiary na ich wytwórcę? Kupiłem je w warszawskim sklepie na Kruczej jakieś 3 lata temu, lecz od sprzedawcy nigdy nie udało mi się uzyskać informacji na temat tego, kto je wytwarza. Później zniknęły, na szczęście po pierwszych testach pobiegłem na Kruczą i dokupiłem ich sporo, ale sami wiecie... zaczepy!

Odnośnie prezentowanych cykad mogę powiedzieć tylko tyle, że są to prawdziwe "killery". Szczególnie te niemalowane, pracują bardzo agresywnie i działają nawet na najbardziej ospałe okonie. Kolorowe są odrobinę mniej łowne. Prawdopodobnie były malowane poprzez zanurzanie w farbie i to powoduje, że chodzą zdecydowanie bardziej ociężale niż niemalowane.

Nr 4 - woblery


Black tiger i już...

Woblery jaziowe, kleniowe, sandaczowe... tak, ale czy istnieją woblery okoniowe? Tego nie wiem. Łowiłem okonie na różne woblery - jugolki, salmo, dorado itd. Z reguły woblerki, którymi próbowałem kusić okonie były malowane "w okonka" lub "płotkę-uklejkę". Ale tak na dobrą sprawę żaden z nich nigdy nie spowodował takiego spustoszenia w okoniowych stadkach, aby można było go wyróżnić spośród pozostałych. Wyjątek stanowi prezentowany na zdjęciu Hornet Black Tiger firmy Salmo. To on niejednokrotnie bił na głowę skutecznością moje najłowniejsze gumki i obrotówki i to on ma w 100% zagwarantowane miejsce w moim podstawowym pudełku. Do rezerwowego pudełka trafiają jednak często woblerki pozostałych ww. firm w opisanych wzorkach.

Nr 5 - wahadła


Dobre bo RoBo...

Wahadła zawsze znajdowały miejsce w moim szczupakowym arsenale. Ale na okonie? Długo się nie mogłem przemóc. Nie pomógł mi w tym zakup najmniejszych wahadełek RoBo o dł. 2,5cm, wykonanych z blachy grubszej niż te, które prezentuję na zdjęciu (dł. 4-5,5cm). Pracy malutkich RoBo nie wyczuwałem nawet na Tangu. No cóż, może po prostu nie umiałem nimi łowić? Natomiast pokazane na zdjęciu są doskonałą przynętą na okonie i nie tylko. Ze względu na to, że są zrobione z bardzo cienkiej blachy dobrze sprawdzają mi się w płytkich łowiskach a także na łowiskach silnie zarośniętych zielskiem, gdzie pomiędzy zielskiem a lustrem wody pozostaje tylko niewielka wolna przestrzeń do prowadzenia przynęty.

Kilka słów o sprzęcie
Do połowów okoni stosuję dwie wędki. Z uwagi na fakt, że łowię przede wszystkim z brzegu (na dorożkę nie łowię), obydwie mają długość 2,70 m. Moim kijkiem do paprochów jest Konger Tango cw. 1-10 g, zaś do większych, czy też silniej pracujących przynęt używam Jaxona Genesis SL cw. 2-15 g. Jeśli chodzi o kołowrotki, to do lekkiego spinningu używam Mitchella Punch 2000 i wymiennie Jaxona Symphony RX 200, o którym nie mam jednak najlepszego zdania i jeśli finanse pozwolą zdegraduję go do spławikowych łowów. Całość uzupełniają żyłki w przedziale od 0,14 mm do 0,16 mm, poza łowami najmniejszymi paproszkami i "szaszłyczkami" kiedy to stosuję 0,12 mm.

Kilka słów tytułem zakończenia
O ile dotrwaliście do końca i przeczytaliście wszystko, co napisałem, powiecie pewnie zaraz, zaraz? Jaka minimalizacja sprzętu? Przecież opisałeś tutaj całą furę sprzętu! Śpieszę zatem wyjaśnić, że przykładowo do podstawowego pudełka pakuję po 2 - 3 gumki w ulubionych kolorach (nie więcej niż 10 szt.), 2 - 3 Meppsy i Aszychminki (nie więcej niż 5 szt.), Black Tigera Salmo, 2 cykady i 2 wahadła. Razem max. 20 przynęt. W rezerwowym pudełku (o ile widzę potrzebę jego zabierania), mam kilka gumek i 2 - 3 woblery. To wszystko.

I jeszcze dwie drobne kwestie. Po pierwsze łowców okoni można podzielić na tych, co stosują "stalki" i tych, co ich nie stosują. Nie chcę absolutnie rozpętać tu dyskusji o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Powiem zatem krótko - ja "stalki" stosuję (poza łowieniem "na szuranego" i "szaszłyczkami"). Wszystkim tym, którzy natomiast twierdzą, że ryba pozbywa się błyskawicznie wbitego haczyka, kotwiczki etc. polecam rysunek P. Piskorskiego, który widziałem w jednym ze starych numerów WŚ. Na stole operacyjnym leży ryba z powbijanymi haczykami. Nad nią pochylają się dwie inne ryby ucharakteryzowane na personel medyczny. Jedna z nich wypowiada mniej więcej takie słowa: "To beznadziejny przypadek. Już trzy razy wypuścił ją Rex Hunt". Po drugie - nie jestem wyznawcą zasady no kill, ale jestem wyznawcą zasady no kill okonia. Od trzech lat nie zabrałem do domu żadnego. Dlaczego? Nie muszę chyba wyjaśniać a przynajmniej tym, którzy mieli kiedykolwiek okazję widzieć wspólne polowanie okoni i ptactwa wodnego. Znacie takie miejsca gdzie można to jeszcze zobaczyć?

Cezary "Czez" Szczepaniak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=596