KONKURS - Antek na lodzie
Data: 20-11-2003 o godz. 17:44:38
Temat: Konkursy


Wywodzę się z rodziny wędkarskiej. Mimo, że sama karierę wędkarza rozpoczęłam niedawno, opowieści znad wody towarzyszyły mi od wczesnego dzieciństwa. Nie bez przyczyny jednym z pierwszych dziecięcych zajęć było wyszukiwanie w pobliskim lesie odpowiedniej leszczynki, do której dziadek mocował żyłkę z haczykiem.



Jednym z najstarszych wspomnień jest gęsie pióro, pełniące funkcję spławika, spokojnie kołyszące się na tafli jeziora. Mogłabym opisać radość mojego 5-letniego wówczas kuzyna z rózgi, którą mylnie zinterpretował jako wędkę. Mogłabym opisać "dreszczyk emocji" towarzyszący mi, gdy dziadek, zupełnie zapomniawszy, że kazał mi trzymać haczyk, postanowił zarzucić przynętę, wbijając mi tym samym haczyk w palec. Postanowiłam jednak zrelacjonować historię, której mój wujek, oczywiście wędkarz, był świadkiem.

Ładnych kilkanaście (a może już kilkadziesiąt) lat temu, jako ówczesny działacz lokalnego koła wędkarskiego, brał on udział w zimowych zawodach w łowieniu z lodu. A właściwie nie tyle brał udział, co był jednym z sędziów. Muszę tu dodać, że w moim małym miasteczku wszyscy znają się przynajmniej z widzenia, nie miał więc problemów z rozpoznaniem uczestników zawodów.

Jako że rolą sędziego bardzo się przejął, chodził sumiennie od jednego stanowiska do drugiego, z każdym się witając i wymieniając wędkarskie spostrzeżenia. A że dzień był naprawdę mroźny, wielu wędkarzy - w tym prezes firmy wujka - rozgrzewało się przywiezioną okowitką. W końcu to nie konkurs na najtrzeźwiejszego, a na najskuteczniejszego wędkarza.

Po godzinie czy dwóch, przy kolejnym obchodzie, wujek obserwował już coraz weselsze sceny - jednym zbierało się na śpiewanie, drudzy odczuwali nieodpartą potrzebę uściskania całej wędkarskiej braci. Prezes zaś skoncentrował się na przyginaniu do ziemi niewielkiej brzózki rosnącej koło jeziora. Próbował w ten sposób utrzymać równowagę. Rozbawiony wujek przechodził od stanowiska do stanowiska, aż wreszcie przyszedł do niejakiego Antka. Antek zaś, najlepszy kumpel prezesa, rozbawił go do łez.

Siedział karnie na stołeczku, pośród rozsypanej wokół zanęty, chwiejąc się na prawo i lewo. Walcząc z grawitacją próbował skoncentrować wzrok na kiwoku. Wujek podszedł do niego i próbując zachować powagę zapytał:
- Antek, co ty robisz?
Na co obruszony Antek odpowiedział:
- Jak to co, k***a, ryby łowię!
Wujek, ocierając łzy śmiechu z twarzy, rzekł:
- Antek, ale ty nie masz dziury!
Ta informacja spowodowała u Antka niepomierne zdziwienie. A że nadmiar wypitego alkoholu osłabił mu wzrok, jął obmacywać taflę lodu przed sobą, wykrzykując ze zdziwieniem:
- Pier***lisz?!

Gromki śmiech, który huknął na pobliskich stanowiskach postrącał śnieg chyba ze wszystkich okolicznych drzew. Biedny Antek zaś, będąc pod wpływem środków dopingujących, dopiero po chwili zrozumiał, co się koło niego dzieje. Od tego czasu minęły lata, a koledzy Antka, kiedy tylko nadciąga zima, przy każdym spotkaniu pytają:
- Antek - jak rybki spod lodu?

Namarie







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=591