Wspomnienia znad Turawy
Data: 26-09-2003 o godz. 07:45:00
Temat: Wieści znad wody


Jak wiadomo, dzięki Pogawędkom, często mamy możliwość spotykania się z kolegami po fachu. Tak też było w moim przypadku. Jakiś czas przed wakacjami Lucek i Serano zaczęli ustalać wyprawę na zbiornik zaporowy Turawa. Celem wyprawy miał być okoń i herbowa ryba Turawy, czyli sandacz. Ponieważ mieszkam w opolskim pomyślałem - nie może mnie tam zabraknąć. Tak oto na początku sierpnia spotkaliśmy się w Turawie.



Byliśmy umówieni w stanicy wędkarskiej "Rybaczówka", jednak ja trafiłem na inny ośrodek. Jednak koledzy z Krakowa szybko mnie znaleźli i już byliśmy na miejscu. Lucek i jego ojciec wynajęli sobie pokój w przyjemnym domku.


Ja i Serano zaczęliśmy rozkładać namiot, który był naszym mieszkankiem.


Jak wiadomo nie można zapomnieć o nawiązaniu więzi przyjacielskich, tak więc w ruch poszły piwka. I dzień zbliżył się do końca. Następnego dnia poszliśmy poszukać okoni i sandaczy na rzekę Mała Panew, która przepływa przez zbiornik. Po dojściu nad rzekę zobaczyliśmy strasznie niski stan wody, co nie napawało optymizmem. Obawy się potwierdziły, bo naszym łupem padły niewielkie okonki. Postanowiliśmy więc, że nazajutrz popłyniemy na zbiornik. Przed wyprawą zrobiliśmy mały zwiad u miejscowych i poznaliśmy miłych wędkarzy (Leszek i Maciej), właścicieli baru w "Rybaczówce".


Udzielali nam cennych wskazówek i pomagali w wyzbywaniu się pieniędzy na koguty, które są rewelacyjną przynętą na turawskie sandacze. Około godziny 4:00 byliśmy już na łódce. W ruch poszły wiosła i po ponad godzinnym wiosłowaniu byliśmy na miejscu.



Jednak w tym dniu tylko Lucek miał kontakt z sandaczem, który niestety się spiął. Następnego dnia również popłynęliśmy na jezioro, jednak efekt był już lepszy. Serano złowił sandacza 57 cm, a Lucek i ja po okoniu.


Postanowiliśmy trochę połowić nad rzeką. W ruch szły spiningi lub DS. Łupem padały przede wszystkim okonie, ale zdarzały się też troche większe rybki. Serano złowił sandacza, Lucek poławiał spore leszcze, a mnie udało się złowić niedużego węgorza.


Wieczorami chodziliśmy się trochę rozerwać i uzupełnić płyny ustrojowe w organizmie. Naszym celem była promenada gdzie znajdowała się dyskoteka "U grubego". Początkowo chodziliśmy wszyscy, jednak Lucek zachęcony zasiadkami na rzece postanowił trochę przypilnować ryby. Natomiast ja i Serano... no cóż... poznaliśmy nowe koleżanki.

Po kilkudniowych wojażach postanowiłem z Serano, że musimy trochę popływać i poszukać sandacza na jeziorze. Jednak poszukiwania za bardzo nam nie wychodziły. Do tego jeszcze kołowrotek Serana odmówił posłuszeństwa. Był to przedostatni dzień mojego pobytu, pomyślałem więc: "nic z tego, wrócę do Kluczborka bez sandacza" i poszliśmy spać. Ale około 3:00 rano zbudziłem się i coś jakby we mnie drgnęło. Poczułem, że ten ostatni dzień będzie należał do mnie. Zbudziłem więc Serano i po krótkich pertraktacjach spakowaliśmy kuchenkę gazową i jakieś jedzonko. Po około godzinie wiosłowania byliśmy na miejscu, gdzie zaczęliśmy łowić. Serano męczył się z moim gruntowym kołowrotkiem, ale udało mu się wyciągnąć ładnego okonia.


Natomisat ja nie miałem kontaktu z rybą. W ruch więc poszły koguty. Serano nie mógł za bardzo wyczuć przynęty i więcej mi kibicował niż łowił. Po chwili rzucania poczułem jakieś targnięcie i po chwili ukazał mi się ładny leszcz zacięty za brzuch.


Zrobiliśmy fotkę i do wody. Po chwili złowiłem jeszcze dwa sandacze 43 i 59 cm. Ucieszony pierwszym turawskim wymiarkiem łowiłem dalej, aż nagle poczułem pstryknięcie. Stanowcze zacięcie i po kilku minutach zobaczyliśmy sporego sandacza . Serano w czasie mojego holu dzielnie operował kotwicą i służył swoim podbierakiem przystosowanym do niewielkich ryb. Przy trzeciej próbie podbierania sandacz zameldował się w łodzi. Miarka wskazała 78 cm.


Po sfotografowaniu wrócił do wody.


Po chwili scenariusz się powtórzył z sandaczem 76 cm.


Zrobiliśmy fotki, szybki całus i zwróciłem rybie wolność. I tak oto łowienie na łódce się zakończyło. Wspomnę tylko, że ogromną pomocą służył mi Serano i dzięki niemu miałem szanse na pomyślny koniec holu. Gdy wróciliśmy z ryb nadszedł czas na pakowanie, gdyż w ten dzień wracałem do Kluczborka. Serano został jeszcze dwa dni, natomiast Lucek z ojcem pojechali na jezioro Srebrne pod namiot, gdzie cieszyli się wakacjami.

Wspomnę jeszcze, że jedynym mankamentem jeziora Turawskiego jest woda, która corocznie zakwita. Podobno ma być oczyszczona w ciągu roku jakimiś środkami, ale pożyjemy, zobaczymy. Poza tym stanica wędkarska "Rybaczówka" oferuje doskonałe warunki dla wędkarzy, z przyjemnymi domkami i warunkami sanitarnymi. Ponadto łódki do wypożyczania są pod nosem.

I tak - w telegraficznym skrócie - wyglądał nasz pobyt w Turawie. Nie ukrywam, że za rok mam nadzieję się znowu spotkać, kto wie może jeszcze w większym gronie. Dzięki Wam Koledzy za wspaniały pobyt i niezapomniane wrażenia!

Relacjonował
Radwan







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=529