Baba na pokładzie, czyli wakacje z wędkarzem
Data: 10-09-2003 o godz. 13:00:34
Temat: Bajania i gawędy


No i stało się. Czas letnich wypraw i wylegiwania się na słońcu dobiegł końca. Pora wrócić do domu, odnaleźć schowane na czas wakacji książki i pilnie przysiąść do nauki. Jednak zanim nadejdzie pora siedzenia pod ciepłym kocem w zimne jesienne wieczory, między jednym a drugim egzaminem, opowiem Wam o moich wakacjach. Myślicie, że Esox juz wszystkim się z Wami podzielił? Porównajcie...



Wakacje rozpoczęliśmy kilkudniowym pobytem w Reszlu. Co tam robić, spytacie, skoro nie ma jezior? Otóż jezior w samym mieście brak, ale za to jest mnóstwo lasów, których nie omieszkaliśmy odwiedzić. Obserwowanie Esia tropiącego grzyby w porannej mgiełce przypomniało mi fragment grzybobrania z "Pana Tadeusza":

"...Inni, jak gdyby obłokiem
owiani, idąc na wiatr puszczają zasłony,
ciągnące się za głową jak komet ogony".


fot. Namarie

Jezior w okolicy rzeczywiście było niewiele, ale coś tam zawsze się wypatrzyło. Szkoda, że nie dało się wypatrzeć ryb. Na ryby wybraliśmy się na Kalejty.


fot. Namarie

Dzień zaczynaliśmy od wyprawy do lasu. Z uporem maniaka zwalczałam niechęć Esia do porannych leśnych spacerów.
- Przecież jest sucho, nie będzie grzybów! - marudził. Jednak jak baba się uprze, to nie ma mocnych, tak więc codziennie spacerki były i z każdego spaceru wracaliśmy z łupem. Raz trochę kurek do jajecznicy, innym razem wiaderko maślaków na zupę... A jeszcze kiedy indziej słoj czarnych jagód na pierogi - mmm, robię się głodna na samo ich wspomnienie!


fot. Namarie

Popołudnia dawały pole do popisu Esiowi w kuchni - kto próbował czegokolwiek dzieła Esoxa wie, że podczas tych wakacji nie można było schudnąć. Na miarę możliwości starałam się pomóc, ale gdzie mi, biednemu szaraczkowi, równać się z Mistrzem? Wzięłam więc na siebie zmywanie. A po obiadku... Przegląd wędek, zanęt, przynęt, stawianie robaków do raportu i wyprawa na ryby. Po całodziennej gonitwie, rejwachu, upale i hałasach sąsiadującej z nami kolonii rozkrzyczanych nastolatków wreszcie mieliśmy czas, by w ciszy i spokoju przepięknych Kalejt spędzić trochę czasu tylko we dwoje.


fot. Esox

O wynikach połowów nie będę pisać, bo o tym już czytaliście. Jednakże z połowem leszczy wiąże się drobna anegdotka. Jesteśmy na łódce, zestawy zmontowane, bąbli wokół pełno - znaczy, że leszczem dno tu wybrukowane. Esox wybrał dwie dorodne kukurydze z puszki, założył na haczyk, zarzucił. Jest branie, zaciął - ukleja. Zdenerwowany zdjął kukurydzę, założył robaka. Branie, zacięcie - ukleja.
- Załóż jedno i drugie - mówię - to ukleja nie weźmie.
- Tam nie weźmie! - zdenerwowany Esio zaczął już zmieniać plany połowu i zbroić spinning. Założył jednak przynęty według mojej rady. Po dłuższej chwili branie, zacięcie, hol... i leszcz w siatce.
- Skąd wiedziałaś?! - spytał zdumiony Esio - przecież pierwszy raz łowimy razem leszcze!
- No cóż, na chłopski rozum. Nałożyłeś dużą porcję, mała rybka się tak szeroko nie rozdziawi - wzruszyłam ramionami.
"Rozdziawienie się" uklei wywołało u Esia atak histerycznego śmiechu i na dobrą godzinę spłoszyło nam leszcze.
- No cóż, facet nie wszystko musi rozumieć, w końcu to tylko facet - pomyślałam. Ale z tego wypadu nie wyszłam bez zdobycia kolejnej umiejętności - nauczyłam się operować podbierakiem. Chyba nawet dość sprawnie.

Po zapierających dech w piersiach zachodach słońca wracaliśmy do domu. Gdy towarzyszył nam połów, do nocy sprawialiśmy rybki, gdy zaś zdobycz wracała do jeziora, siadaliśmy wieczorową porą z wiaderkiem z porannego zbioru i czyściliśmy grzybki, by później zjeść je ze smakiem...


fot. Esox

O przygodzie ze szczupakiem niewiele mogę opowiedzieć, dodam tylko, że pierwszy raz w życiu widziałam tak dużą rybę i że widząc jej ostrą walkę i dostojne ruchy, nabrałam w pewnym sensie szacunku do tej ryby. Szacunku na tyle wielkiego, że postanowiliśmy z Esiem upamiętnić miejsce spotkania i nazwaliśmy je Zatoką Wielkiego Szczupaka.

Teraz, gdy wakacje się skończyły, pozostały wspomnienia po letnich łowach. Wspomnienia i tęsknota. Już niedługo wybieram się tam na tydzień. Kalejty jesienią - już zaczynam marzyć...

Namarie







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=509