Trolujące trole
Data: 08-09-2003 o godz. 20:35:04
Temat: Wieści znad wody


Czas na czwartą i ostatnią relację z wakacyjnego wyjazdu do Kalejt. Tym razem rzecz będzie o polowaniu na szczupaki. Wiadomo, że jest ich tam dużo, ale zazwyczaj są to okazy okołowymiarowe. Czy połączenie dużych przynęt i metody trolingowej przyniosło niespodziankę? Zobaczcie...



Maszyna, oznaczona numerem MA-WAR-0416A, uzbrojona w silniczek i echosondę, miała posłużyć do nauki trolowania, a przede wszystkim dokładnego poznania wody, na której wędkuję od lat. Bezszelestne niemal pływanie po jeziorze, wśród wysokich półwyspów, wdychanie "arbuzowego" zapachu wody, obserwowanie spławiających się ryb - tej przyjemności nie mogłem sobie odmówić.


Zaraz po wypłynięciu z płytkiej zatoczki "Strękowizna", kiedy tylko kończył się 2-metrowy blat, woblerek wędrował do wody. Bardziej dla rozgrzewki, bo w tym miejscu zazwyczaj nie było brań.


Zarówno w trolingu, jak i spinningowaniu, towarzyszyła mi Namarie. To był jej drugi etat, obok pracy fotoreportera.


Obławialiśmy najciekawsze miejsca, a tych na Kalejtach nie brakuje. Szybko jednak się okazało, że łowienie w strefie przybrzeżnej, gwarantuje obfity połów, ale ryb mikrych rozmiarów.


Skuteczniejszy okazał się troling, który podczas blisko dwudziestu wypłynięć na ryby, zawiódł tylko raz. Łowiąc na głębokiej wodzie, przeciętnie chwytaliśmy 2-3 wymiarowe szczupaki podczas każdej wyprawy. Bywało jednak, że brało ich więcej. Jako że rozmiary ryb nie były imponujące (45-55 cm), znakomita większość z nich wędrowała z powrotem do wody.


Obraz z echosondy stanowił poważną pomoc przy trolowaniu. Co prawda nigdy mi się nie zdarzyło zobaczyć szczupaka, który za chwilę uderzyłby w prowadzony metr nad dnem wobler, ale przez cały czas mogłem kontrolować głębokość i charakter dna. Tu i ówdzie widać też było całkiem ciekawe ryby.


Pewnego dnia, Namarie spostrzegła na niebie chmurkę, która skojarzyła jej się... No właśnie, czy macie jakieś skojarzenia z kształtem tego obłoczka? Czy tylko nam się wszystko kojarzyło ze szczupakami?


Ten znak na niebie nie mógł być ot tak sobie, bez celu. Jak się okazało chwilę później, wróżył udany połów. Zresztą wskazywały na to inne przesłanki. Było to bowiem drugie wypłynięcie na ryby, podczas którego nie miałem ze sobą swojego wielkiego podbieraka. Zlotowicze z Łagowa pamiętają pierwsze - właśnie wtedy trafił mi się sum.


Nie inaczej było teraz. Podczas trolowania pewnym tajnym, a nad wyraz skutecznym woblerem, poczułem w pewnym momencie potężne walnięcie, które mało nie wyrwało mi ręki z łokcia. Przy impecie uderzenia odskoczył kabłąk kołowrotka. Kiedy uświadomiłem sobie, że i ręka i sprzęt jest jednak w całości - zacząłem holować piękną rybę. Z oddali przypłynął Legolas i podebrał ją swoim podbierakiem. Szczupak mierzył 94 centymetry.


Bywały też chwile, kiedy wędki leżały grzecznie w łodzi, a ja pływałem, przyglądając się wydrom, bobrom i wszelkiemu ptactwu. Najciekawszy spektakl przyrody odbył się w jednej z zatok, nad którą latała czapla. W pewnym momencie spadł na nią jakiś sokół. Powtarzany kilkakrotnie atak spowodował chyba palpitacje serca u wrzeszczącej wniebogłosy czapli. Innym razem, kiedy płynąłem z Legolasem, nad łódką, bezszelestnie, przeleciał potężny bielik. A po chwili usiadł na jednym z pobliskich drzew, szykując się zapewne do noclegu.


Kilka razy zdarzyło mi się zauważyć atak rybich drapieżników na wodzie. W ten sposób - na upatrzonego - złowiłem kilka szczupaków i ładnych garbusów.


Z okoniem na Kalejtach jest tak, że jest go sporo, ale bardzo ciężko go złowić. Od kilku lat, razem z innymi wędkarzami zachodzimy w łeb jak dorwać te ryby. A ich ataki bywają bardzo widowiskowe.


I to by było na tyle tegorocznych wakacyjnych opowieści z mojego ulubionego łowiska. W trakcie półtoramiesięcznego urlopu, oprócz leszczy, złowiłem z Namarie około 50 wymiarowych szczupaków, z których znakomita większość rośnie sobie dalej.


Niecierpliwie czekam końca września, bo wtedy zamierzam się wybrać jeszcze raz na tygodniowe łowy.


A już w najbliższy weekend odbędzie się spontaniczna biesiada na Kalejtach. Dla biesiadnika, który w sobotę złowi największego szczupaka, mam mały prezent. Najskuteczniejszy wobler moich tegorocznych łowów.

Relacjonował Esox, fotografowała Namarie

P.S. Serdecznie, wraz z Namarie, dziękujemy Legolasowi za miłe towarzystwo w trakcie kalejtańskich połowów.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=506