6 dni nad Jeziorem Międzybrodzkim
Data: 31-08-2003 o godz. 19:19:40
Temat: Spinningowe łowy


W sobotę 22-go sierpnia wybrałem się z rodzinką i dwójką znajomych nad jezioro Międzybrodzkie. Do tej pory byłem tam dwukrotnie, nie odnosząc żadnych sukcesów. Tym razem miałem nadzieje na spotkanie z szczupakami, kleniami i pstrągami.



Po dotarciu na miejsce od razu poszedłem nad wodę. Poziom wody, jak można było się spodziewać dość niski. W miejscu gdzie dwa lata temu łowiłem pstrągi, można było przejść suchą stopą. No cóż, w takim razie pozostają klenie i szczupaki. Wybieram te pierwsze. Do zmierzchu łowię trzy krótkie szczupaki. Po kleniach ani śladu. Następnego dnia postanawiam przejść się po okolicy (oczywiście z wędka).

Znowu próbuje szczęścia z kleniami. Łowię na malutkie wirówki pod drzewami. W pewnym momencie czuje puknięcie, odruchowo zacinam. Czyżby kleń? Nie, znowu szczupak. No ładnie, nie mam stalki. Po kilku sekundach bardzo delikatnego holu ryba wyskakuje nad wodę i blaszka również, ale nie z wody tylko z pyska szczupaka. Poirytowany idę po cięższy kij, zakładam stalkę i wracam z tą samą przynętą tam gdzie przed chwilą straciłem rybę. Kilka rzutów, branie i po chwili mam szczupaka 47 cm. Rybę zatrzymuję, będzie na wieczorne grillowanie. Tego dnia już nic oprócz kilku krótkich zębaczy nie łowię. Następnego dnia wstaje przed 6 rano i biczuje wodę w okolicach mostu.

Koło 8 rano na wirówkę nr 1 long mam delikatne branie. Zacinam i nic - zaczep. Już chce chwycić za żyłkę, kiedy to coś na końcu rusza w kierunku otwartej wody. Udaje mi się tą ucieczkę udaremnić i powoli podciągam rybę. Cały czas idzie dołem. W końcu około 4 metrów od brzegu czuję zluzowanie żyłki. Co to mogło być - zastanawiam się? Szkoda, że nie łowiłem na gumę, bo wtedy mogłem trochę zawęzić grono podejrzanych. Może sandacz? Może boleń? Może okoń? Szczupak raczej nie, bo przynęta była zbyt mała. Tak sobie rozmyślając, idę na drugą stronę mostu. Po pół godzinie biczowania, o numer większą obrotówką, łowię szczupaczka 48 cm. Wczoraj jego o centymetr mniejszy kolega smakował wybornie, więc i tą rybę decyduje się zatrzymać.

Podczas tego jak i następnego dnia zaliczam serię krótkich szczupaczków. Pstrykam również kilka fotek.

W czwartek od wczesnych godzin porannych biczuję okolice mostu, bez efektu. Podczas powrotu spotykam spinningistę z Bielska. Trochę gawędzimy i idziemy wspólnie do cypla w kształcie litery "T". Mój towarzysz łowi bez stalki. Po mniej więcej godzinie machania widzę, jak za jego wahadłówką podąża około 60cm. szczupak. Pod samym brzegiem atakuje - niestety brak wolframu uniemożliwia nawiązanie jakiejkolwiek walki. Jak się okazuje ów wędkarz nie ma już więcej blach. Wybiera sobie 3 z mojego pudełka. W zamian za nie daje mi 3 woblerki własnej produkcji, które widać na zdjęciu poniżej.

Machamy jeszcze jakiś czas i wracamy. Odchodząc, jeszcze widzę kilka ataków boleni. Myślę sobie, że warto by tu przyjść jutro rano zapolować na te ryby. Wieczorem wybieram się nad płytką zatokę. Tym razem próbuje łowić na gumy. Zaliczam kilka szczupaków (żaden nie miał 45 cm). Mam kilka potężnych walnięć, ale nie daję rady zaciąć. Wracając idę na chwile pod most. W pierwszym rzucie wyjmuję szczupaka 43 cm. Delikatnie odhaczam i rybka wraca do wody.

W ostatni dzień, czyli w piątek decyduję się wstać o 5 rano. Biorę wędki i idę nad cypel "T". Już z daleka widzę ataki boleni. Podkradam się do nich bardzo ostrożnie na czworaka. Gdy jestem jakieś 5 metrów od brzegu kucam i zaczynam łowienie. Pierwsze branie mam w 3 rzucie, niestety moje zacięcie kończy się fiaskiem. Odkładam wędkę jem śniadanie i patrzę na zegarek. Boleń bije, co 2 minuty. Atakuje stadko około 3 cm. drobnicy. Szukam w pudełku takiej blaszki. Wreszcie znalazłem. Zakładam i rzucam. Uderzenie mało co nie wyrywa mi wędki z ręki. Nie ma potrzeby zacinać. Szybko wstaję i idę nad samą wodę. Boleń nie daje za wygraną. W końcu słabnie, a ja doholowawszy go do brzegu, mogę go chwycić za kark

Mierze rybę, ma 50 cm. Mój pierwszy wymiarowy boleń. Błystkę ma bardzo głęboko, jednak dzięki jakiemuś patyczkowi udaje mi się ją wreszcie wyciągnąć. Rapka wraca do wody a ja idę dalej łowić. Jest godzina 6.30. Z cypla pstrykam fotę.

Idę pod most, w to miejsce gdzie dzień wcześniej wyciągnąłem 43 cm. szczupaczka. Kilka rzutów gumą, walniecie i siedzi - szczupak wydaje mi się znajomy. Tak to ten sam! Widać w jego górnej wardze dziurkę, po naszym wczorajszym spotkaniu. Jak dalej będzie taki łapczywy, to nie wróżę mu długiego żywota. Decyduje się na powrót. Po obiedzie pakujemy się i wracamy do Krakowa.

W sumie podczas tego wyjazdu złowiłem 16 szczupaków (ale tylko 2 miarowe), kilka marnych okoni i bolenia. Pogoda była niemal idealna - nie za gorąco i sporo chmur. W przyszłym roku na pewno tu przyjadę.

Lucek







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=493