Pierwsza nocka
Data: 26-08-2003 o godz. 10:08:05
Temat: Wieści znad wody


Klakson napisał:

Piątek, 22 sierpnia tegoż roku. Leżę sobie na tapczanie i patrzę, jak pakuje się Kajko. Wędki, śpiwór, żarcie, ciepłe ciuchy, jakieś fatałaszki. Aha, widzę, że jedzie na ryby. W ciągu tygodnia poprzedzającego ten wyjazd gadał przez telefon z jakimś człowiekiem - najpierw, że przyjedzie, później, że jakiś kłopot z transportem i w końcu, że jednak przyjedzie. Kajko dzień wcześniej nagotował kukurydzy i włożył ją do lodówki (jak się później okazało - bezsensownie do zamrażalnika).

Zresztą, co mnie obchodzą jego wyprawy i tak nie jeżdżę na ryby. Przeszedłem się z nim tylko do sklepu, gdzie kupił żarło i wróciliśmy do domu.
- To co, jedziesz ze mną na ryby? Poznasz Adalina. No dalej, ruszaj się - że tak zacytuję Kajka.

Przez głowę przemknęła mi myśl: Tyle czasu na świeżym powietrzu - to jest to. Położę się na trawce, popatrzę, jak łowią, prześpię się. Pomysł był dobry, więc zareagowałem dość żywiołowo.

A dalej to już normalka: znoszenie rzeczy do samochodu, pakowanie, trzaskanie drzwiami. Władowałem się do przodu, usiadłem i czekam. Samochód ruszył i jazda. Próbowałem się troszkę zdrzemnąć, potem popatrzeć, co na dworze słychać i tak z przylepionym nosem do szyby jechaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy…

Rany, ile można jechać na ryby? Godzinę, dwie i jeszcze na początku przepchnąć się przez zakorkowany Poznań. Zacząłem marudzić, że mam potrzebę fizjologiczną, ale Kajko tylko obiecywał, że na 50. km się zatrzymamy, potem że na 80. km, potem że do Zielonej Góry już tylko 30 km i tak dopiero ulżyłem sobie w Zielonej.

Dojechaliśmy do owego Adalina. Wysiadam z samochodu i w sumie jakbym nigdzie nie jechał, jak w Poznaniu. Bloki, beton, bloki, tylko może więcej drzew i krzewów. Lubię zarośnięte osiedla.

Adalin - miły gość i jego żonka niczego sobie (a nawet więcej). Kogoś jej tam podobno przypominałem, od jakiejś koleżanki, czy coś podobnego. Zaraz się tam wszyscy wyściskali, więc i ja przywitałem się z szacowną panią adalinowego domu, potem z Adalinem, no a po tym wszystkim poszliśmy do piwnicy i Kajko razem z Adalinem wzięli cały sprzęt i zanieśli to do samochodu.

Nie czekaliśmy na nic, bo już było późno, więc od razu ruszyliśmy na te ich ryby. Ta podróż była już króciutka w porównaniu z eskapadą z Poznania. W końcu dojechaliśmy nad rzekę. Adek pobiegł szukać miejsca na postój. A my staliśmy z Kajkiem i czekaliśmy. Ja nie znałem terenu, więc wolałem się nie oddalać, żeby się nie zgubić. W końcu została wybrana odrzańska główka, na której mieliśmy spędzać sobie miło czas.

Chłopaki rozłożyły siedziska i wędziska, otworzyli piwka i zaczęli łowić. Lubię piwo, ale tylko rozgazowane, a takiego nie było. Zresztą, im chyba smakowało takie świeżo otwarte piwo, bo wcale nie czekali, aż im się coś rozgazuje, tylko gulgotali, aż się echo niosło.

Kajko był wyraźnie podekscytowany nową metodą łowienia, bo co chwile chwalił wędkę i sposób łowienia Adalina. Pozarzucali tych wędek tyle, że główka wyglądała jak wielki jeż. Potem walczyli próbowali złowić jakiegoś żywca, że niby potrzeba dużo małych rybek itd.

Padły pierwsze ryby. Ogólnie największą to złowił Adalin, ale nie jestem pewien, czy pierwszego leszcza nie złowił Kajko. Nieistotne, Adek znał metodę, więc szybko zdeklasował Kajka. Ale to chyba też nieistotne. Ja, jak wspomniałem, wypoczywałem: spałem i przyglądałem się ich wyczynom. W nocy na wędce zameldował się pierwszy sum, który wylądował w siatce. Nie znam się na tym, ale był chyba za mały, bo na następny dzień wrócił do wody.

Noc nad Odrą była cudna: cicha, bezwietrzna i spokojna. Chłopaki połowili, pogadali, pogapili się na jakiegoś Marsa, wysączyli, co było do wysączenia i wszyscy poszliśmy spać koło samochodu, pod gołym niebem, bo na namiot było za ciepło, a oni byli chyba za leniwi, żeby montować taką konstrukcję.

To była moja pierwsza nocka. Nie mogłem zmrużyć oka, słyszałem tyle dziwnych szelestów i głosów, że tylko sporadycznie mogłem pozwolić sobie na drzemkę. Tu szurało, tam chlupało, a nad ranem zaczęli pojawiać się inni ludzie, którzy kręcili się koło naszej główki, więc ich ochrzaniłem, że nie mają tu nic do szukania.

Obudził się tylko Kajko, Adek spał jak zabity, nawet wtedy, kiedy może metr od niego darłem się na wędkarza, który zaczął podchodzić ze spinningiem w rejon naszych gruntówek (swoją drogą, chciałbym mieć taki sen).

Po nocy byłem padnięty. Koło ósmej rano rozpoczęła się druga tura łowienia i w tejże turze Adek złowił tego największego leszcza. Kajko też coś tam łowił, ale nie były to bardzo imponujące okazy. Widać natomiast było, że obaj próbowali złowić naprawdę dużą rybę, która co chwilę przypuszczała ataki na białoryb, dosłownie tuż pod ich nogami. Niestety, bez powodzenia.

Odwiedziliśmy jeszcze jednego, znajomego człowieka na sąsiedniej główce. Pokazaliśmy mu wynalazek do wcierania w zanętę, który walił tak, że ciężko było przy tym oddychać, a że mam wrażliwy węch, to cały czas czułem ten smród na główce. Jestem zadowolony, że chłopaki nie wpaćkali tego do zanęty, która pachniała czekoladą i była całkiem smaczna.

Potem zaczęło mżyć, potem padać. Zwinęliśmy sprzęt; rybki skrobał Adalin, a my siedzieliśmy już w autku i Kajko słuchał sobie radia, gdy ja próbowałem zdrzemnąć się po nocy. Jak zwykle moje potrzeby były mniej ważne od jego zachcianek. W końcu pojechaliśmy do Adalina. Chłopaki pojadły rosołku, wypiły herbatkę, ja się tylko napiłem i zasnąłem, bo byłem po prostu skonany.

Droga powrotna mignęła mi jak z bicza strzelił, bo przez większą jej część spałem. A gdy wróciliśmy do domu, usmażyliśmy rybki i położyłem się dalej spać.

Tak, to była moja pierwsza nocka na rybach, dosyć męcząca, ale spodobało mi się. Kajko powiedział, że będzie mnie zabierał, bo się dobrze spisywałem i mimo tego, że trochę przeszkadzałem, to nie sprawiłem dużego kłopotu. No i dobrych ma znajomych.

Klakson







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=488