Złote glinianki
Data: 13-07-2003 o godz. 14:00:00
Temat: Wieści znad wody


Obudziłem się o 5:00 rano i nie mogłem już zasnąć Rozejrzałem się po domu, lecz wszyscy jeszcze spali. Cicho wstałem z łóżka, które pomrukiwało czasem jednorazowym skrzypnięciem. Gdy zrozumiałem, że nie ma nic ciekawego do roboty spakowałem manatki, wziąłem dwa wędziska z półki, obejrzałem je dokładnie i wyruszyłem na ryby.



Po drodze na klatce schodowej parę razy się potknąłem z nieuwagi, ponieważ byłem jeszcze rozespany. Gdy uparcie szukałem kluczy od piwnicy ziewnąłem i wyjąłem z niej rowerek. Przypiąłem odruchowym już ruchem wędziska do ramy roweru, wziąłem plecak z rozmaitościami wędkarskimi na plecy i wyruszyłem w podróż ku następnej mojej przygodzie wędkarskiej.

Gdy tak jechałem w ten ciepły już poranek, spoglądałem na wschodzące powoli ku niebu słońce. W czasie tej podróży myślałem o wielu rzeczach a po drodze minąłem paru znanych mi starszych wędkarzy. Pomyślałem sobie - czy ci ludzie naprawdę nie mogą spać? W tej samej chwili zapytałem się jednego z nich (obok, którego przejeżdżałem) - biorą? Patrzyłem na niego z uśmiechem, lecz on opadającym ruchem ręki wszystko mi wnet oznajmił. Wiedziałem już, że to nie będzie mój szczęśliwy dzień.

Gdy dojeżdżałem na moje codzienne łowisko skręciłem w bramę i zatrzymałem się nad dużymi gliniankami. Widziałem, że jest tu paru wędkarzy na pomostach. Idąc na stanowisko spojrzałem jeszcze na tablicę ogłoszeń, lecz nic tam nie było ciekawego. Gdy doszedłem już na pomost zauważyłem, że "coś" wielkiego przepłynęło niedaleko brzegu. Szybko odpiąłem z ramy roweru wędki, zrzuciłem plecak i zacząłem rozwijać wędziska. Gdy to już zrobiłem wyjąłem z plecaka nieduży kubełek z zanętą, którą już w domu przygotowałem. Była to zanęta uniwersalna kupiona w sklepie z dodatkiem płatków owsianych, bułki tartej, krakersów i wzbogacona zapachem waniliowym. Zręcznie i szybko uformowałem dwie średniej wielkości kule i rzuciłem w dwie różne strony niedaleko brzegu. Wyprostowałem się i wtedy zobaczyłem, że na przeciwległym brzegu jakiś pan złowił sporą wzdręgę. Pomyślałem, że pora na mnie. Rozłożyłem jeszcze parę przyrządów wędkarskich, ściereczkę, robaczki i zacząłem wędkować.

Najpierw wziąłem do rąk mojego feedera a na haczyk założyłem dwa czerwone robaki. Wstałem i zarzuciłem zestaw. Ponieważ ciężarek był spory przynęta powędrowała na jakieś trzydzieści metrów. Postawiłem wędkę na wsporniku i zabrałem się za drugą. Na haczyk drugiej wędki założyłem dwa białe robaki i zarzuciłem zestaw spod siebie. Po chwili, gdy spojrzałem na spławik uznałem, że coś z nim nie halo. Wyciągnąłem z powrotem zestaw, zmniejszyłem grunt na jakieś półtora metra i ponownie zarzuciłem spławik na dwa metry od brzegu. Na efekty nie musiałem zbyt długo czekać. Po pięciu minutach spławik poszedł w grunt a ja energicznym zacięciem wyjąłem dziesięciocentymetrowego kiełbia.

Pomyślałem sobie, czemu taki mały? Gdy wrzuciłem rybę do wody spojrzałem na szczytówkę feedera, lecz ona stała w miejscu. Była godzina dziewiąta a ja łowiłem tylko drobnicę. Wnet spojrzałem za siebie i ujrzałem pana, który sprawdzał zezwolenia, ponieważ było to zamknięte łowisko PZW i potrzebne było tam właśnie takie zezwolenie. Po powitaniu wyjąłem zezwolenie i pokazałem temu panu, wszystko się zgadzało.

Kiedy słoneczko było w górze, czyli o godzinie dwunastej, zaczynałem się powoli zwijać. Nie mogłem już dalej tak siedzieć i wyławiać kilkucentymetrowych rybek, więc złożyłem spławikówkę. Po piętnastu minutach chwyciłem za feeder i chciałem go już zwijać, lecz coś poczułem. Spojrzałem szybkim ruchem na szczytówkę, która drgała. Uśmiechnąłem się i pomyślałem sobie ze takiej szansy nie można stracić. Zaciąłem i nagle wędka wygięła się w przepiękny łuk. Mój uśmiech zmalał, gdy wędka chciała mi wyskoczyć z rąk. Uświadomiłem sobie, że to coś, co jest na haczyku to nie jest małą rybką. Zwolniłem szybko hamulec i wtedy szpula zabrzmiała! Ryba wyciągnęła przez parę sekund z dwadzieścia metrów żyłki i wtedy podkręciłem hamulec. Trzymając z całej siły wędzisko spojrzałem czy zabrałem podbierak. Rozejrzałem się, ale nie zobaczyłem go. Po chwili ryba znowu mną szarpnęła a ja błagałem żeby tylko żyłka się nie zerwała.

Rozdarłem się na cały głos - podbierak!!! Dawajcie podbierak!!! Przybiegł jakiś facet a w ręku trzymał wielki podbierak. Poczułem, że ryba słabnie, wiec zacząłem pompować i zwijać kolejne metry żyłki. Ja też byłem zmęczony, bo to nie była płotka. Spojrzałem na wodę i...ujrzałem coś pięknego. Na środku stawu wyskoczyła na parę centymetrów brzana. Była bardzo gruba i tak na oko miała jakieś pięćdziesiąt centymetrów. Zrozumiałem wtedy, dlaczego to coś tak mnie ciągnęło a nie wiedziałem, że brzany są w tym zbiorniku. Poczułem na wędzisku drganie. Ryba chciała jak najszybciej uwolnić się, lecz nie miała już siły a ja ucieszyłem się, gdy mogłem spokojnie skręcać żyłkę.

Po paru minutach moja brzana wylądowała w podbieraku. Po zmierzeniu ryba miała 45 centymetrów. Byłem bardzo ucieszony, bo po raz pierwszy złowiłem brzanę, moją pierwszą brzanę. Nie miałem ze sobą aparatu, czego bardzo żałuję. Tuż po pasjonującym holu zjawiło się kilku wędkarzy i razem ze mną podziwiali rybę, której oczywiście zwróciłem wolność. Może się jeszcze kiedyś spotkamy - powiedziałem rybie jednocześnie ja całując i wypuszczając do wody. Z entuzjazmem wróciłem do domu i wszystkim opowiedziałem o mojej przygodzie, tak bardzo emocjonującej i na pewno długo jej nie zapomnę.

mloda_wyga







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=438