Szczupaki z Eldorado
Data: 29-05-2003 o godz. 12:49:18
Temat: Wieści znad wody


W sobotę wybraliśmy się z Markiem na łowisko "Eldorado", zwane pieszczotliwie przez wędkarzy "burdlem". Dla niewtajemniczonych - to taka duża dziura w ziemi, 100 km od Warszawy, do której kiedyś wpuszczono sporo całkiem niezłych ryb, a ostatnio, zdaniem bywalców, wpuszcza się głównie karpiki. I ten fakt właśnie nas bardzo ucieszył, bo karpiki jak i inne rybki miały uczestniczyć w testach naszej nowej echosondy - Eagle Fishmark 360. Nie zapomnieliśmy jednak o łowieniu.



Upał potworny, na wodzie lądujemy po 16-ej. Zbyt gorąco, aby łowić, chociaż wędkarze z pomostów rzeczonego kroczka tarmoszą niemiłosiernie. Nie karpiki nam jednak w głowie. Montujemy uchwyt do czujnika i ekranu echosondy.


Jak to było? Aha - przetwornikiem do wody... - fot. Marek_b

O dziwno - poszło świetnie, chociaż to nasze pierwsze doświadczenia z tego typu sprzętem. Jeszcze ekran, jeszcze akumulator no i reszta bambetli. Wreszcie odbijamy...


Hmmm - a co z tym? - fot. Marek_b

Odbijamy, płyniemy, patrzymy w ekran i... konsternacja. Na łowisku "Eldorado" nie ma ryb. Ani jednej. Płyniemy pod przeciwległy brzeg, nawrót i znów to samo. Bezrybie. Jednak co chwilę coś się chlapie obok łodzi. Postanawiamy pogrzebać w ustawieniach echosondy. Najpierw wszelka automatyka off. Czułość ustawimy sami. Fish ID - niepotrzebne. Asknet mówił, że to amatorka. Dłubiemy, dłubiemy i jasny gwint... znowu coś źle, bo daje obraz dna, ale nad nim sporo szumu. Zastanawiam się co jest źle, kiedy nagle spod łódki wypływa stadko drobnicy. Spoglądam na ekran - jest już czysto. A to taki z tej echosondy gagatek, że nam drobnicę tak ładnie namalował. Jak zabawa to zabawa - Marek chwyta kotwicę. Podnosi ją i opuszcza, a echosonda pięknie pokazuje ślad kotwicy. Chwytam woblera i przeciagam dwa metry pod czujnikiem. Widzi! Czułość zatem ustawiona optymalnie. Raz po raz widzimy ciekawe łuki ryb - a to w toni, to znowu przy dnie.


O rane - to działa! - fot. Marek_b

Zniosło nas przy tej zabawie pod brzeg, ale cóż to za brzeg, skoro od razu są dwa metry głębokości. A co to? - pyta Marek, pokazując łuk nad dnem. A nie wiem - odpowiadam, jigując już całkiem blisko łodzi. I w tym momencie krótkie trach, przytrzymanie gumy, puste zacięcie i efektowna perforacja na mannsowym predatorze. Płyniemy dalej popatrzeć jak ukleja trze się pod brzegową burtą. Marek, który tego dnia zaczepiał wszystko co tylko znajdowało się pod wodą i nie było rybą - zarządził kolejne napłynięcie ratunkowe w kierunku przynęty. Kiedy już ma po nią sięgać, metr dalej daje susa na głębię 3-, może 4-kilowy szczupak.

Bawiąc się woblerkami próbujemy przez kwadrans wyłuskać okonia spod krzaków. Nie ma żadnej reakcji - dopiero woblerek - osa wywabia ładnego pasiastego, który jednak uderza przy samej burcie łodzi i na zbyt sztywnym holu się natychmiast odpina. Ruszamy dalej, jigując w dołach po koparkowej łysze. Marek tradycyjnie o coś zaczepia, kiedy napływamy nad przynętę, echosonda pokazuje nawet coś na dnie. Spływamy w kraniec zbiornika, kiedy słońce chyli się już ku zachodowi. Ponownie zamieniam gumę na woblerek, licząc na okonia, a może tęczaka. Rzut pod brzeg i łup... Siedzi szczupak - ot taki całkiem wymiarowy. Jednak po chwili się spina. Zakładam predatorka - białego z czerwonym grzbietem. Rzut - i uderzenie. Nie zacięte. Kolejny rzut i wreszcie siedzi szczupak, potrząsając komicznie łbem.


Oddawaj gumę! - fot. Marek_b

Pierwszy raz holowałem szczupaka, który przez cały czas potrząsał łbem na boki. Dziwne uczucie.


Dwa szczupaczki grubaski. - fot. Marek_b

Płyniemy dalej - Marek zakłada "barwy Warszawy", a ja praktycznie nie czując uderzenia wyciągam rippera bez ogona. Zakładam nowego, rzut i potężne szarpnięcie. Kolejny błąd (za dużo ich), bo korbka wypada z ręki. Po chwili Marka wędka pięknie gnie się nad wodą. Jeden, drugi zryw i szczupak ląduje w podbieraku. Jeden do jednego. Ale ten Marka większy.


Zagrały fanfary... - fot. Esox

Dalsze rzuty nie przynoszą już rezultatów, chociaż są jeszcze jakieś skubania przynęty. Co ciekawe, oba szczupaki złowione tego dnia, zahaczone były za sam koniuszek pyska. Zastanawiam się, czy w połączeniu z tym potrząsaniem łbem nie jest to efekt nauki, płynący z częstych spotkań ze spinningowymi przynętami. A może to zbyt śmiała teza. Tak czy siak - kończymy łowienie. Echo przetestowane, rybka złowiona i czego chcieć więcej... No może tylko niższych cen w "Eldorado".

Esox

P.S.
Ostatnio modne stało się nazywanie łowisk specjalnych wędkarskimi burdelami. Zastanawiam się na ile jest to uzasadnione i gdzie jest granica pomiędzy dobrze zagospodarowanym, rybnym łowiskiem, a łowiskiem specjalnym. Gdyby sięgnąć do burdelowej retoryki - zarówno woda PZW jak i łowisko specjalne typu "Eldorado" będzie przecież wędkarskim burdelem, bo i tu i tu się płaci. To pierwsze jednak - jak celnie zauważył niedawno mój kolega - kojarzy się raczej z cichodajką, która daje tanio, wszystkim i najczęściej byle jak. W ogóle samo określenie "łowisko specjalne", którego najcześciej używamy w stosunku do rybnej wody bardzo źle świadczy o stanie polskich wód. Problem z podziałem łowisk na specjalne i zwykłe, a dokładniej z brakiem jednoznacznych kryteriów takiego podziału, spowodował, że do konkursu na Pogawędkowe Okazy postanowiliśmy przyjmować zgłoszenia ryb ze wszystkich wód udostępnionych powszechnie do wędkowania.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=375