Mamy pierwsze, oficjalne zgłoszenie do Towarzyskich Zawodów Wędkarskich w Łowieniu Wszelakim. Jego autorem jest Old_rysiu - nie tylko nasz redakcyjny Kolega, ale przede wszystkim wspaniały kompan i wędkarz. Fotografie można obejrzeć w pogawędkowej galerii – Redakcja.
Piątek, 16 maja 2003r.: rano, prosto z pracy postanowiłem spróbować.
Cały tydzień paskudna pogoda - przelotny deszcz, mocne ochłodzenie. Trzy dni temu dochodzi do mych uszu, że Zośka tradycyjnie ma być ”zimna”, ale już od piątku poprawa pogody. Nie chciałem czekać do soboty i postanawiam już w środę grubo podnęcić karasia...
Kupiłem kukurydzę, zanętę bazową grubą, woreczek kozieradki, płatki owsiane, torfową ziemię ogrodniczą i wszystko schowałem w bagażniku samochodu. W środę rano, mimo zimna, pojechałem na staw. Byłem tam w niedzielę i choć pogoda była piękna, karasie pokazały nam jedynie ogony.
Postanowiłem trochę się rozejrzeć. Znalazłem trudne łowisko - mnóstwo zatopionych gałęzi i głębokość około 3 m. Nigdy bym się nie zdecydował szukać tam karasi, gdyby nie fakt, że właśnie w tym rejonie widziałem ich spławianie się. No i właśnie tam poszukałem kawałek wolnej przestrzeni 2x2 m. Strata 6 haczyków utwierdziła mnie w przekonaniu, że nikt tutaj nie siądzie.
Nęcenie zaczynam od środy. Na 3 kg zanęty suchej dodaję puszkę kukurydzy i 0,5 kg płatków owsianych. Teraz 3 czubate łyżeczki kozieradki, mieszanie, nawilżanie, dodatek ziemi i kiedy zanęta zrobiła się ciemna, odstawiam wiadro na pół godzinki w celu „przegryzienia”.
Jest coraz zimniej. Wrzucam całą zawartość wiadra do mojej wysondowanej dziury,
otwieram drugą puszkę i rozsypuję ją po całym rejonie, zwiększając szansę na wytyczenie rybkom drogi do właściwej zanęty.
Uciekam do domu.
Czwartek
Robię prawie to samo tyle, że dodaję paczkę białych robaczków.
Zaczyna kropić: nie ma na co czekać - trzeba uciekać!
Piątek
Rano nie pada. Trzeba pojechać zanęcić oraz sprawdzić, czy jakieś płotki, wzdręgi, czy leszczyki nie opanowały mojego miejsca. Kozieradka powinna być selektywna, ale jak to z rybami bywa - nigdy nie wiadomo. Zabieram wędeczkę spławikową i o 5.30 jestem już nad wodą. Puszka kukurydzy, lecz tylko połowa trafia do łowiska. Wędeczka gotowa. Zakładam 4 białe robaczki. Nic się nie dzieje przez 30 minut. Już mam zamiar założyć kukurydzę, gdy spławik powoli zaczyna się wynurzać. Nie czekam zbyt długo - zacinam. Siedzi ładna ryba - karaś 26 cm.
Na szczęście mam moją małpkę i robię fotkę. Karasia odstawiam do wiadra z wodą. Na hak zakładam kukurydzę. Jedno ziarnko na haku „10” Mustada wystarczy. Przez kolejne 30 minut nic się nie dzieje. Zauważam wypływające maleńkie banieczki powietrza: tak bąbluje tylko karaś i leszcz. Zakładam czerwone robaczki - pinki i stopuję białym robaczkiem. Znowu 30 minut ciszy. Trochę zrezygnowany postanawiam kończyć. Zmiana przynęty na 4 białe robaczki.
Jeszcze 10 minut i jadę. Jest branie. Spławik znowu się dźwiga. Zacinam - jest karaś. Znowu 26 cm. Kończę. Wspólne zdjęcie dubletu, reszta kukurydzy z puszki do wody. Jutro znowu zobaczę, czy stadko się powiększa.
No i mam zgłoszenie do Towarzyskich Zawodów PW.
Aha, jeszcze sprzęt:
Wędka - Jaxon feeder 3,90 m,
Żyłka - 0,18 Match (jakiś podrzędny gatunek; szybko tonąca w kolorze brązowo-czerwonawym),
Spławik - 2,0 g
Haczyk - Mustad nr 10 czarny, bez przyponu.
Old_rysiu