Wędkarska brać...
Data: 25-04-2003 o godz. 08:14:27
Temat: Nasza publicystyka



Wędkarstwo to nie tylko samo łowienie, przebywanie nad wodą, sprzęt, przynęty i wyposażenie dodatkowe, to także inne sprawy ściśle związane z tym zajęciem. Zachowanie, kultura, doświadczenia i sposób bycia.

Zima - czas oczekiwań, podsumowań, refleksji, planów i spostrzeżeń. Nie jeżdżę zimą na ryby, a dzięki temu, że „pochłonięty” zostałem przez serwis „Pogawędki Wędkarskie”, chcę podzielić się z Wami pewnymi spostrzeżeniami.

Dużo się pisze i mówi o środowiskach. Chodzi mi o zawodowe, polityczne, religijne itp. Przynależność do danego środowiska wiąże się z pewnymi przywilejami, ale także i obowiązkami. Można liczyć na pomoc, wsparcie, ale także podobnie trzeba się wykazać. Takim środowiskiem są wędkarze. Łączy ich wspólne hobby, zainteresowania, rodzaj spędzania wolnego czasu, czyli wszystko to, co jest z tym pojęciem związane. Ale czy na pewno?

Otóż:

1. Przyjeżdżam nad jezioro. Jest godzina 8.00. Brzeg zastawiony samochodami jak na miejskim parkingu. Jak ja przejadę? Zatrzymuję samochód. Udaję się do poniżej łowiących wędkarzy. Pytam się grzeczni,e czy ktoś może przestawić samochód, bo chciałem przejechać. Reakcja? Nie będę opisywał. Czy to moja wina, że ten brzeg, czy to miejsce, są jedynymi, gdzie mogę w miarę normalnie zwodować łódkę? Nie wnikam, że można było samochody ustawić inaczej, ale po co? Nie dziwię się, że trzeba mieć je na widoku, bo przecież tylu w koło nieżyczliwych ludzi...

2. Płynę sobie łódką po jeziorze. Dopływam do cypla porośniętego wysoką trzciną. Wysunięty on jest głęboko w jezioro. Nie widzę, co jest po drugiej stronie, ale cichutko i powoli wyłaniam się za cypla. Awantura! Z brzegu lecą obelgi, wyzwiska i wszystko inne, czego nie warto przytaczać. Nie ważne, że do spławików gościa mam 200 metrów, nie ważne, że nie robię hałasu, nie ważne nic, tylko to, że jemu ryby przestaną brać... Dyskutować? Przekonywać?

3. Stoję zakotwiczoną łódką przy powalonym drzewie. Nie jest tu głęboko i do minimum ograniczam hałas. Staram się wtopić w otaczający krajobraz. Poprzednio zerwałem tu ładnego szczupaka i miałem nadzieję na powtórkę z „rozrywki”. Obławiam wodę do czasu, kiedy w zasięgu mojego rzutu przepływa wędkarz na całej mocy silnika. Cieszę się, że ma mocny silnik, że może szybko i głośno pływać, cieszy się i on, bo z pełnią szczęścia na twarzy i promiennym uśmiechem, przekrzykując hałas swojego motoru, zadaje mi pytanie: „Biorą?”

4. Wieczór. Spływam łódką do miejsca, gdzie zostawiłem samochód. Widzę z daleka na jego wysokości wędkarza. I co ja mam teraz zrobić? Brzeg niedostępny, przynajmniej wokoło. Podpływam i awantura. Co go, k…, obchodzi? Nęci od rana i nie życzy sobie psucia łowiska. Dopływam do brzegu 300 m dalej. Piechotą po samochód, szczery uśmiech do gościa i tyle...

5. Rzeka Wisła. Wyjątkowo długa główka. U nasady siedzi wędkarz i łowi na spławik. Pytam się, czy mogę wejść na szczyt, żeby obłowić warkocz i co słyszę? ”Nie, bo JA tu byłem pierwszy.” Odpowiadam dziękuję i udaję się dalej.

6. Pisać? Po co...

Przykłady można mnożyć, aż niektórym się wyda, czy nie popadam w skrajność. Ale czy życie polega na wiecznym poklepywaniu się po plecach? Wyrazy na „ą” i „ę” są jak najbardziej u nas, a te na „k”, „ch” dotyczą - a jakże - innych środowisk. Pamięta się bardziej rzeczy złe, bo na dłużej zapadają w naszej pamięci. Boli mnie to, że najwięcej nieuprzejmości doznaję nad wodą od kolegów wędkarzy.

Mogę przecież opisać to zupełnie inaczej, z innego punktu widzenia. Ile jest przecież życzliwości, koleżeństwa i pomocy od wędkarskiej braci. Ile to razy pomógł mi ktoś zwodować, czy wciągnąć z powrotem łódkę, wykopać samochód z błota, czy z dziury. Nie wspomnę wędkarzy, którzy porozmawiali przyjaźnie, doradzili, wskazali miejsce godne uwagi, czy opowiedzieli to i owo. Powiem, że bardzo często podczas spinningowania brzegiem rzeki „zagadywałem” się ze spotkanymi wędkarzami. Bardzo lubię wymieniać poglądy i doświadczenia nad konkretnym łowiskiem. Nie ma nic lepszego niż otrzymywane rady czy wskazówki od starszych wędkarzy nad samą wodą.

Ile sprawia satysfakcji porada udzielona innym. Można określić moje przykłady jako skrajny przypadek, czarną owcę w stadzie, czy coś w tym stylu, ale czy na pewno? Nie wiem, czy spotkaliście się z czymś podobnym, czy to tylko ja miałem takie szczęście? Czy czasami sam nie postępuję podobnie? Powiem, że nie – to skłamię, powiem, że tak - też skłamię. I tak źle i tak niedobrze…

Myślę jednak, że się staram. Staram się nikomu nie przeszkadzać i aby nikt nie przeszkadzał mi. Nie będę się ścigał o lepsze miejsce czy łowisko. Starczy miejsca dla wszystkich. Nic nie poradzę na to, że wędkarzy jest coraz więcej, a zbiorników wodnych coraz mniej. Zabudowa, ośrodki wypoczynkowe, czy domy letniskowe ograniczają coraz bardziej i tak znikomy dostęp. Coraz mniejsza ilość ryb, łowisk, działalność rybaków, kłusowników i to wszystko razem wzięte powoduje w nas agresję i niezadowolenie.

Człowiek jedzie na ryby, aby wyluzować się, wypocząć, „naładować akumulatory” i nie musi sobie wzajemnie utrudniać życia. Trudniej, ale przyjemniej lepiej jest być pomocnym. Warto czasami się uśmiechnąć, zdystansować, stanąć z boku, postawić się na miejscu kolegi wędkarza i nie trzeba być w tej uprzejmości i wylewności nadgorliwym Więcej serca życzę zarówno sobie jak i Wam, drodzy przyjaciele wędkarze!

Tymi moimi przemyśleniami chcę zwrócić Waszą uwagę na ten problem. Wędkarstwo to nie tylko łowiska, sprzęt i metody połowu, ale także zachowanie. Zachowanie się samego wędkarza i to zarówno w stosunku do otaczającego go środowiska przyrodniczego, ale także w stosunku do innych jego użytkowników i to zarówno związanych bezpośrednio, jak i pośrednio z wędkarstwem.

Jarbas







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=314