Smutny spacer
Data: 10-03-2003 o godz. 15:40:28
Temat: Wieści znad wody


Przy okazji piątkowego spotkania umówiłem się z Łęckiem, Markiem_b i Filetem na niedzielę, na spinningowy rekonesans nad śródmiejskim brzegiem Wisły. Dzień spotkania zaczął się pechowo - Marka łamała grypa, Filet zaspał, a ja zbytnio guzdrałem się z wyjściem i zanim się spostrzegłem, było już po jedenastej, czyli umówionej godzinie spotkania.



Kiedy w końcu wyszedłem z domu, było już sporo po umówionym czasie, więc znając kierunek wędrówki Łęcka pojechałem pod Śląsko-Dąbrowski zamiast pod Poniatowszczak, w nadziei, że tam nasze drogi się zejdą. Spotkany na przystanku autobusowym wędkarz oznajmił, że widział młodego spinningistę, który szedł w stronę Mostu Gdańskiego. Przyspieszyłem więc kroku i po chwili byłem na wiślanej promenadzie, która w ten chmurny, wietrzny poranek prezentowała się cokolwiek ponuro.

Idąc w stronę Gdańskiego spotkałem co prawda młodych spinningistów, ale żaden z nich nie był Łęckiem. Kiedy byłem już blisko mostu, natknąłem się na grupkę wędkarzy i przechodniów, którzy w wodzie wypatrzyli coś, co z wyglądu przypominało kurtkę puchową. Wezwana na miejsce policja potwierdziła smutne przypuszczenia. Był to topielec, najprawdopodobniej wędkarz podlodowy, na których jak stwierdził jeden z policjantów "właśnie trwa szczytowy sezon". Policjanci biedaka nie wyjęli nawet z wody, tylko bosakiem wciągnęli na płytkie kamienisko przy brzegu. Zrobiło mi się jakoś przykro, więc poczłapałem bez krzty entuzjazmu dalej. Ponieważ nie było widać Łęcka - zawróciłem w stornę Śląsko-Dąbrowskiego. W oczy rzuciło mi się zgromadzenie wędkarzy na praskim brzegu - jak się potem okazało na pękającym już lodzie były nawet rodziny z dziećmi...

Odwiedziłem Docia, który mieszka tuż nad Wisłą i też dopiero co wrócił ze spaceru. Okazało się, że na jednej z pobliskich główek odpuścił lód i wędkarze na przystawkę i pickerka łowią niczego sobie leszcze. Po wypiciu kawki poszliśmy udokumentować ten fakt, ale zamarzające baterie cyfraka pozwoliły strzelić tylko kilka zdjęć. Pierwszym spostrzeżeniem, a zarazem symptomem wiosny, były potężne klucze kormoranów. Niektóre liczyły nawet ponad setkę ptaków.

Chwilę pogawędziliśmy z wiślanymi wędkarzami, zaś raz po raz, mniej więcej co kwadrans, obserwowaliśmy serie brań. Co i raz któryś wędkarz holował leszcza. Nie były to wielkie okazy - ot takie w granicach 30-40 cm.

Raz, czy dwa zagrał hamulec w kołowrotku i kolejna ryba pod wodą błysnęła w bardziej złotawym odcieniu. I choć to również nie były okazy - to te leszcze, wkraczające w "złocisty" wiek wzmagały wędkarski apetyt. I chociaż preferuję spinning - zacząłem nawet dumać nad jakąś wiosenną zasiadką. Ot tak - na otwarcie spławikowo-gruntowego sezonu.

Z dociowej główki przegonił nas coraz większy wiatr i siąpiący deszczyk. Popatrzyliśmy jeszcze na wędkarzy na lodzie, których wyniki były znacznie gorsze. Przy moście ścisnęliśmy sobie graby i tak skończył się ten spacer, który miał być radosnym poszukiwaniem pierwszych oznak wiosny. Jak widać - te oznaki to nie tylko zielone pączki na drzewach, świergot ptaków i pierwsze ryby. Niech będzie to temat do przemyślenia dla tych, którzy wybierają się na ostatni lód w nadchodzące ciepłe dni...

Esox







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=272