Kubańskie barakudy, langusty i rum
Data: 10-03-2003 o godz. 00:01:08
Temat: Tu łowię


Zgodnie z obietnicą przedstawiam krótką relację z wyprawy na wody Zatoki Florydzkiej. Spędziliśmy tam cztery piękne, słoneczne i pełne wędkarskich wrażeń dni. Jeden z nich pozwoliłem sobie opisać.



Na wyprawę wybraliśmy się w składzie: Piotrek zwany Kubą, Darek, Tomek zwany Młodym, Piotrek II i ja, piszący te słowa. W dniu, który wspominam, o godzinie 8:00 autobus zabiera nas z hotelowego parkingu i po krótkiej 15 minutowej jeździe już jesteśmy w porcie Gaviota, na samym końcu półwyspu Varadero. Zarezerwowana poprzedniego dnia łódź z kapitanem i jego pomocnikiem już na nas czeka i po krótkiej rozmowie i załadowaniu sprzętu wypływamy.

Po półgodzinie na pełnym gazie dwóch potężnych silników Diesla zatrzymujemy się na wodzie o głębokości około 5 metrów, żeby według kapitana złapać coś na obiad. My za spinningi, a jego pomocnik do wody z maską, rurką i płetwami oraz - nazwijmy to - małym "bosaczkiem". My nic, a on po 15 minutach wyciąga 8 potężnych langust. Nasz obiad.

Po tym pokazie kubańskiej sprawności zaczynamy wędkowanie. Pomocnik przygotowuje wędziska morskie z multiplikatorami Penna (żyłki coś ok. 0,8 – 0,9, a może i grubiej) oraz przynęty w postaci 35 cm "rybek".

Pomocnik dwie wędki umieszcza w burcie rufowej łodzi, a dwie w burtach bocznych na wysięgnikach i zaczyna się polowanie na dużą rybę.

Po 30 minutach trolingu pada pierwsza sztuka - barakuda - 80 cm, ok. 6 kg. Zmiana przynęty i znowu czekamy - tym razem trochę dłużej. Po godzinie podobna sztuka.

Po kolejnych trzech kwadransach mamy pierwszą metrówkę o wadze ok. 9 kg i jak się później okazało była to największa sztuka, jaką się nam udało złapać przez cztery dni(według kapitana najlepszy okres na wędkowanie dużych okazów zaczyna się od maja). A co zostało z naszej przynęty widać na załączonym zdjęciu.

W południe kapitan zarządził przerwę i ze swoim pomocnikiem przyrządził wcześniej złapane langusty na swój domowy kubański sposób. Był rosół z langusty, sałatka z langusty i oczywiście sama langusta. Hm.... powiem tylko tyle - palce lizać.

Po krótkim odpoczynku znowu zaczynamy wędkowanie, lecz tym razem na nasz sprzęt mozolnie dźwigany z Polski (dźwigał Młody). Po pierwszych rybach złapanych w tym dniu wiedzieliśmy, że może być dużo frajdy i wrażeń używając naszego sprzętu, ale efektu finalnego(ryby na pokładzie) byliśmy już mniej pewni.

Spinningi Shimano Nexave, kołowrotki Shimano 3000 GT i 4000 GT, plecionka Berkley Fireline o wytrzymałości 16 – 18 kg, woblery Rapalli 18 – 20 gramowe okazały się sprzętem dobrym do wyciągnięcia tylko dwóch 60 cm Barakud (5 kg) i na tym się skończyło.

Po kilku odjazdach na 100 - 150 metrów (przy dobrze wyregulowanym hamulcu trwało to 8-10 sekund) i zerwaniu prawie wszystkich plecionek daliśmy sobie spokój. Natomiast na sprzęt kapitana i nasze woblery udało się nam wyciągnąć tego dnia jeszcze trzy ok. 5 - 6 -kilogramowe barakudy. Jak na tę porę roku i warunki atmosferyczne był to według kapitana bardzo udany wędkarsko dzień.

Następne dni były "barakudowo" podobne. Dużą frajdą okazał się jednak kubański sposób łapania mniejszych ryb różnych gatunków, których nazw niestety nie sposób było zapamiętać (niektóre z gatunków widoczne na załączonych zdjęciach). Dłoń, duży palec, żyłka, ciężarek, haczyk i mały filet to kubański sposób i sprzęt na fajny połów. I taką godzinną zabawą zakończyliśmy ten pełen wrażeń dzień. Jeszcze tylko godzina "jazdy" i znowu jesteśmy na brzegu.

Krótko o kosztach jednego dnia: 8 godzin pływania – 250 $ za 4 osoby + 30 $ dopłata za dodatkową osobę (wliczony obiad - wspomniane langusty), 4 butelki kubańskiego rumu, 2 kartony piwa i oczywiście mały napiwek dla kapitana i jego pomocnika.

Cztery dni kubańskiego wędkowania zaspokoiły wędkarskiego bakcyla przynajmniej na najbliższe 4 miesiące. Ale... co ja mówię?! Przecież 1 maja już blisko...

Paweł vel Pawcio







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=271