W ostatnią sobotę lutego zdecydowaliśmy z Tomkiem (Tomek@) odwiedzić z podlodówkami wody, które na pierwszym lodzie obdarzyły nas dużą ilością brań oraz pięknym okoniem. Kolejne wyprawy na różne łowiska obfitowały już tylko w drobne okonki, płoteczki, jazgarze i krąpie niewielkich rozmiarów. Mimo, iż dosyć często wędkuję na tych wodach, dopiero kunszt łowiecki Tomka uświadomił mi, jak liczne stado jazgarzy posiada ta woda. Jako cel naszej wyprawy obieramy wody w okolicach Nowej Wsi i Kani Polskiej.
Kanałek łączący dwie krowianki - fot. Rafkow
Ponieważ jest to dosyć płytkie łowisko, po znalezieniu miejsca, gdzie poziom wody sięgał w porywach do 80cm, decydujemy się nawiercić przeręble, założyć ochotkę i rozpocząć podrygi naszymi mormyszkami.
Jeszcze tylko uchwycić malutką ochotkę... - fot. Rafkow
... i już można podrygiwać - fot. Rafkow
Niestety, nasze wysiłki w pochwyceniu chociażby jednego jazgarza nie przynoszą żadnych efektów. Decydujemy się więc zmienić łowisko na troszkę głębsze.
Zatoczka ulubiona przez szczupaki - fot. Rafkow
Po przyjechaniu na miejsce okazuje się, że lód na tej wodzie jest już dość mocno osłabiony. Dostajemy się na tafle grubszego lodu tylko dzięki pomostowi wychodzącemu dość głęboko w wodę.
Jak widać, dostęp do lodu z brzegu był bardzo utrudniony - fot. Rafkow
W poszukiwaniu głębszego miejsca udaje nam się odnaleźć zarówno płycizny po 20 cm jak i około 80 cm głębiny. Może ta osiemdziesięciocentymetrowa głębia brzmi dziwnie, ale średnia głębokość tej wody to około 50 cm i znalezienie tak głębokiego miejsca wymagało od nas dłuższego spaceru i dużej ilości nawierconych otworów. Po tym odkryciu decydujemy się pozostać w tym miejscu . Szybko oczyszczamy przeręble, podrzucamy jokersa i nasze mormyszki wędrują do lodowatej wody.
To nowy, wędkarski gest Kozakiewicza - fot. Rafkow
Po kilku minutach Tomek podrywa się i w geście zwycięzcy prezentuje swą zdobycz przed obiektywem aparatu. Ta pierwsza ryba daje nam nadzieję i utwierdza nas w przekonaniu o trafnym doborze miejsca połowów. Po kilku minutach następuje ostre przygięcie na moim kiwoku, zacinam i po chwili mam i ja swojego okonka.
Trafny dobór łowiska to gwarancja sukcesu - fot. Rafkow
Zdobycz mierzyła sobie 28 cm - fot. Rafkow
Złapany okoń chciał chyba tylko pocałować moją mormyszkę, ponieważ przynęta tkwiła w samym czubku jego pyszczka. To najlepiej świadczyło o słabym tego dnia żerowaniu pasiastych garbusów – następnego brania nie udaje mi się wykorzystać. A kiedy zaczyna już lekko zawiewać i robi się dość mroźno, a ryby nadal nie wykazują chęci na współpracę, decydujemy się na powrót do domów. W drodze powrotnej zajeżdżamy jeszcze rzucić okiem na płynący w pobliżu Bug, gdzie udaje nam się spotkać czaplę siwą.
Szybka fotka z pozycji pasażera i ruszamy do domu.
- fot. Rafkow
Rafkow