Wspaniałe Łowisko- Koniec Świata - "cz.III"
Data: 10-08-2012 o godz. 19:08:01
Temat: Nasza publicystyka


Nigdy nie widziałem tyle ryb w jednej wodzie. Ryby tylko czekały, żeby zniszczyć wrzucony zestaw wędkarski. Podobno ta rzeka każdego roku jest inna. Na nic zapamiętywanie dołków i wypłyceń – za rok będą w innych miejscach.



Jedno pozostanie bez zmian – pływające tam ryby.


Łowiąc tam, nie myśli się o tym czy złowimy rybę, ale czy wytrzyma zestaw. Wiedziałem, że tam robaczka nie wykopie się ze spalonej od słońca ziemi. Wiedziałem też, że moje kompostówki powinny być smaczne nawet na biegunie. Transport ich był przewidziany w wielkim wiadrze wraz z kompostem, w którym robaczki żyły. Wszystko się udało, robaczki przeżyły transport w bardzo dobrej kondycji.

Kiedy zobaczyłem tę rzekę, trochę byłem rozczarowany. Przecież ona jest węższa od Wisły pod Krakowem. Tutaj pływa tyle ryb? Zmęczeni po podróży idziemy spać, ale jutro skoro świt – na ryby. Do jednej łodzi nie mieścimy się aby z niej łowić. Nie zależało mi na spinningu, wiec miałem być jedynie przewieziony na dogodny brzeg, a tam spróbować złowić jakiegoś białoryba.

Bardzo starannie przygotowałem sobie oległościówkę, chociaż wiedziałem, że będę polował na prawie stojącej wodzie bliżej brzegu. Spławiczek Wagner dwu gramowy, żyłka 0.18 Garbolino, haczyk 10 bez przyponu był według mnie rozsądnym zestawem. Wszak przynętą miały być małe robaczki kompostowe.

Płyniemy łodzią i nie możemy znaleźć wolnego od zarośli brzegu. Mało tego, pas przybrzeżny zakrywa trzydziesto centymetrowa warstwa grubej moczarki kanadyjskiej, która zrywała się pod wpływem napierającego nurtu gdzieś dwadzieścia metrów od brzegu. Wreszcie znaleźliśmy opuszczony pomost, który zaledwie kilka metrów wcinał się w rzekę, a dookoła niego cała polana pływającej jak dywan moczarki.

Pomost ten był przymocowany do ogromnego drzewa, które dawało cień na pomost, czyniąc to miejsce oazą chłodu w tym tropikalnym klimacie. Łowić z niego niestety nie można było. Owa gruba warstwa moczarki nie dała szans na przebicie się zestawu do wody. Przerzucając zaś ten łan, nawet mała płotka nie dawała szans na wyjecie jej z wody. Postanowiliśmy wyrwać moczarkę aż po sam pomost od głównego nurtu, tworząc wolny trójkąt spokojnej wody. Z pomostu miałem do nurtu dobre piętnaście metrów. Przy nurcie szerokość również piętnaście metrów.

Podczas wyrywania i przewalania moczarki na nurt woda strasznie się zabrudziła, a praktycznie poczerniała ze szczątków gnijących roślin. Widok wody nie był za ciekawy, ale nadzieja na lepsze jutro była zadawalająca.

Koledzy zostawili mnie na pomoście i ruszyli z kopyta na otwarte wody rzeki. Byłem wściekły. Jak mogli mi jeszcze bardziej przepłoszyć ostatnie tam przebywające ryby. Rozłożyłem sobie wygodne krzesełko, ustawiłem podpórki pomiędzy szczelinami desek, rozłożyłem wędkę, wygrzebałem pod pomostem moczarkę, aby zrobić otwór na siatkę i można zacząć moczyć kija. Na haczyk założyłem trzy małe kompostówki i umieściłem zestaw metr przed głównym nurtem, tam gdzie jeszcze woda prawie stojąca.

Nie liczyłem na branie.

Chciałem jedynie na koniec wędkowania solidnie zanęcić łowisko na jutrzejszy dzień. Ustawiłem wędkę na podpórkach i rozkładałem podbierak, gdy ku mojemu zdziwieniu spławik zdecydowanie się uniósł i powoli skosem zanurkował. Zaciąłem i po krótkim holu zameldowała się piękna wzdręga ponad trzydzieści centymów. Włożyłem ją do siatki, jak to będzie jedyna ryba, odzyska wolność. Jeśli dołowię kilka, będzie smaczna kolacja.

Na haczyk zakładam znowu trzy robaki. Zestaw ląduje w tym samym miejscu. Nawet nie zdążyłem położyć wędki na podpórki – branie. Zacinam – coś ostro pulsuje. Ryba próbuje uciekać pod gąszcz moczarki, ale skutecznie odpieram ataki. Srebrzysty karaś trzydziestocentymetrowy ląduje w odbieraku. Jest pięknie. Kolejny rzut i kolejne branie. Czy ja jestem na hodowlanym stawie? Tym razem ryba zdecydowanie ciągnie w zarośla. Nie potrafię jej przytrzymać. Ryba zrywa mi zestaw. Nie przyjechałem tutaj, aby zrywać zestawy. Trzeba zatem zwiększyć moc zestawu. Na kiju melduje się żyłka dwudziestka czwórka . Teraz nawet dwu kilowe karasie nie wpłyną mi pod moczarkę.

Trudno założyć haczyk numer dziesięć na tak grubą żyłkę, ale i to opanowałem. Zestaw wzmocniony ląduje w tym samym miejscu. Znowu branie – wzdręga taka jak ta pierwsza. Oczu nie miała? Nie widziała tak topornego zestawu? Kolejna ryba to karaś, znowu wzdręga i zacięcie jak w zaczep, który spokojnie przemieszcza się pod moczarki. Dokręcam hamulec – tylko nie moczarka. Kij jeszcze bardziej się ugina a ryba i tak płynie gdzie chce. Trzask żyłki – koniec holu. Teraz to mnie wnerwiły. Mam jeszcze taka czarna grubą żyłkę – dwadzieścia siedem. Jak ja zawiążę na nią haczyk? Trzeba będzie szóstkę założyć. Trochu za duże, ale mam już dosyć strat. Najwyżej nie będą brały a ja odpocznę i będę mógł spokojnie obejrzeć okolicę.

Ciężki zestaw spławikowy gotowy. Na haczyku znowu trzy robaki. Jest czas popatrzeć dookoła. Teraz widzę, że z prawej strony, pięć metrów w głąb dywanu moczarkowego, wystają patyki drzewa. Pewno tam jest zatopione całe drzewo. Tymczasem na moim zestawie znowu melduje się wzdręga. Czy one nie mają co jeść? Może moje robaczki są tak atrakcyjne, że straciły odruch bezpieczeństwa? Czy te ryby tutaj czegokolwiek się boją? Cieszę się, że na tak toporne zestawy bierze białoryb, który zapełnia mi siatkę. Melduje się kolejny i kolejny karaś i to duży.

Lepiej już nie może być. Ledwo o tym pomyślałem i mam po zacięciu zatrzymanie. Ryba wybiera inna drogę niż ja wskazuję. Wybrała zwalone pod moczarką drzewo. Na tym zestawie jej nie zawrócę? Niestety, ryba wpływa pod moczarkę i kolejny raz zestaw nie wytrzymuje. Trzecie zerwanie?

Na dzisiaj to za dużo.

-cdn-

Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2126