Honningsvag 2011
Data: 31-07-2011 o godz. 12:00:28
Temat: Morskie opowieści


Osoby które bywały na PW lat temu 5 mogą pamiętać mój tekst o moim pierwszym pobycie w Norwegii. Pisałem wtedy, że męcząca droga, ale było fajnie. Od tamtej pory byłem jeszcze dwa razy ze Stefanem jako organizatorem i osobą, która mnie Norwegią zaraziła. Byliśmy dwukrotnie w Byrknes na wyspie Byrknesoy i były to wyjazdy wędkarsko-rodzinne.



Pod koniec 2010 okazało się że na wyjazd ze Stefanem się nie załapie z braku miejsc, zresztą On organizował wyjazd taki bardziej wędkarski. Na wyjazd na Bomlo pod koniec lipca też miał miejsca zajęte więc musiałem sam sobie coś zorganizować. Na stronach Dancentre wybrałem sobie trzy obiekty na północy i w któryś z poniedziałków w II połowie listopada 2010 próbowałem zrobić rezerwację.
Okazało się, że wszystkie trzy są już na wszystkie letnie miesiące zarezerwowane więc zacząłem grzebać po innych częściach Norwegii.

Pod koniec listopada padło na obiekt na Vestkappie, najdalej na zachód wysuniętym półwyspie Norwegii ok. 100km na płd. od Alesund. Opłaty uiściłem, zaczęły się przygotowania i dogrywanie detali z towarzystwem które się ze mną wybierało.

Skład:Czterech wędkujących i cztery niewiasty był najbardziej optymalny ponieważ łódź pomimo swoich 24 ft miała kokpit z którego w komfortowych warunkach cztery osoby mogły swobodnie łowić.

A skąd niewiasty? Kolega pojechał z żoną, ja z żoną i dwie koleżanki, które uznały, że potrzebują ciszy i spokoju w jakimś ładnym miejscu, bez tłumów na plażach, bez all inclusive, bez rezydenta, bez palm, bez ........ niczego.
A to zapewnia właśnie Honningsvag.

Organizacja wcale łatwa nie była. Stefan jak Ty to ogarniasz? No ale poszło i zbliżał się termin wyjazdu. Jako że jestem już duży chłopiec spanie w aucie mnie nie bawi, kamping chociaż tam są bardzo fajne jakoś tak oddaliłem w swoich planach i zarezerwowałem miejsca w pensjonatach B&B. Kilka tygodni przed wyjazdem pilne śledzenie informacji z Norwegii i jedna dobijająca a druga jeszcze bardziej.

Po pierwsze: Wszystkie auta (lub prawie wszystkie) z polską rejestracją są kontrolowane na granicy.
Po drugie: Do Norwegii bez cła można wwieźć trzy liry piwa i jeden litr normalnego alkoholu (do 60% wszystko wyżej to narkotyk). Trzy litry piwa to jest sześć puszek, to jak przeżyć dwa tygodnie? Jeden litr? Przecież to są dwa wieczory dla normalnego faceta na wakacjach a gdzie pozostałe dwanaście? Faktem jest, że na jakiejś rządowej stronie są zdjęcia furgonetek wyładowanych kartonami z wódką Sobieski czy Wyborową utwierdza mnie w przekonaniu, że trzepią.

No dobra, jakoś to trzeba będzie przeżyć albo........ Informacja o tym, że dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem w Norwegii padają deszcze i jest powódź jest nic nie znaczącym detalem z problemami w/w.
No ale trzeba było się tym zainteresować i okazało się że droga E6 którą mamy jechać jest w dwóch miejscach rozmyta czyli drogi brak. Piszę natychmiast do pensjonatu bo akurat to koło nich czy da się dojechać, bo za trzy dni będziemy tam przejeżdżać. Gość odpisuje, że droga jest zamknięta od 10 dni, ale następnego dnia mają ją otworzyć, ulga.

23 czerwca prom do Karlskrony i jazda do Brumunddal trwa ponad 10h, ale nam się nie śpieszy. Zdążymy przed zachodem słońca, szczególnie, że zachód tak bliżej północy. Rano śniadanko w pensjonacie i dalsza droga do Honingsvag. Faktycznie E6 jest otwarte tyle, że na dwóch odcinkach z których każdy ma ok. 1 km lub trochę ponad jedziemy szutrówką a z E6 zostały wyrwy spłukane do rzeki. Nad jakimś strumieniem mostku brak, wziął i popłynął. Trasę ponad 800km dzień wcześniej pokonujemy w ponad 10h i trasę coś ok. 450km pokonujemy w czasie podobnym. Kawałek za noclegiem, w Lillehammer zaczynają się góry a w miejscowości Otta gdzie zjeżdżamy na drogę nr. 15. To już są góry po całości. Miejscami szybkość ponad 30km/h grozi śmiercią lub kalectwem szczególnie gdyby autko zwaliło się w przepaść kilkudziesięciu metrów albo np. 200. I tak wygląda droga przez następne ponad 320km. Wolna jazda a do tego zapierające dech widoki powodują że co jakiś czas stajemy robić zdjęcia.

Dech zapierały też przepaście więc jedna z koleżanek drogę pokonywała ze wzrokiem wbitym w wykładzinę podłogową, ale jakoś to przeżyła chociaż łatwo nie było. Dojazd na ostatnich 40km to taka mała "droga Trolli", jak ktoś nie wie o czym piszę niech sobie sprawdzi na Youtubie.

Dojechaliśmy, dom jak w opisie a wyposażony we wszystko co się chcę, takiego wyposażenia kuchni tylko pozazdrościć. Są sypialnie na 11 osób ale jak wspomniałem jest nas 8, po co się gnieść?

Łódka fajna, ale na "dzień dobry" nie odpala bo padł akumulator. Po wymianie wypływamy chociaż jest ok. 20:00, ale co tam i tak będzie widno.
Na mapach batymetrycznych znalezionych w domu mamy blisko do blatu 40-60m z piaskiem na dnie i tam się kierujemy. Łowimy jakieś brosmy, dorsze, czarniaki

I tak do momentu aż jeden z kolegów ma branie, to nie było branie TO BYŁO BRANIE. Ryby nie da się oderwać od dna, ryba sobie pływa i jeśli pompowanie pozwala odzyskać 30-40cm plecionki to ryba natychmiast wybiera 1-2m. Po ok. kwadransie kolega prosi o zmianę.
Ja też mniej więcej tyle wytrzymałem i takie zmiany robiliśmy we trzech przez 1h20m. Bolą plecy, ręce, nogi, jesteśmy spoceni i zmęczeni a ryba na zmęczoną nie wygląda, płyniemy sobie razem z rybą w kierunku Grenlandii, zapada decyzja o próbie wyjęcia "na chama" więc hamulec na maxa i wio do góry. Wędka złamała się przy dolniku i w środkowej część a ryba zerwała plecionkę-cóż bywa.

Kilka dni później inna ryba koledze odjechała.Ja w ciągu 2 tygodni miałem 4 brania takich ryb.
1.Jeden z haków kotwicy Owner 5/0 wziął się i złamał.
2.Wyciągnąłem pilkera bez kotwicy i ........kółeczka łącznikowego które miało być do 80kg w/g sprzedawcy.
3.Puściła plecionka 50 albo 80lbs, nie pamiętam, ale się wkurzyłem.
4.Po 2-3 minutach ryba się wypięła .......na mnie.
I nie sądzę żeby to były dorsze bo dorsz 9kg, mój rekordowy osobisty wyjechał po 10 czy 15 minutach walki a tamtych nawet nie dało się podnieść więc w domysłach są to tylko i wyłącznie halibuty i to raczej niemałe.

Co było łowione?
Dorsze do 9,5kg (kolegi)generalnie od 3 do 7kg, czarniaki do 5kg, rdzawce do 4kg i podobne brosmy. Ilość? Duuuuuuuża, wiele ryb wracało do wody (szczególnie brosmy) chociaż spora część nie wykazywała chęci powrotu w głębiny. Trafiła się spora molwa w połowie wody, co tam robiła ryba denna nikt z nas nie wie. Pojeździliśmy sobie po okolicy, połowiliśmy i było super.

I tutaj relację można byłoby zakończyć gdyby nie E6.
Wracamy, minęły dwa tygodnie i na odcinkach szutrowych o których pisałem, leży świeży asfalt i jest odbudowany mostek, co prawda ma 10 czy 15m, ale ile trwa budowa 1km drogi z małym mostkiem + drugiego odcinka bez mostku u nas? Wie ktoś? Dwa tygodnie wystarczy?

Generalnie wyjazd super bo i krajobrazy i ryby były i wygląda na to, że po raz pierwszy spędzę wakacje w tym samym miejscu bo rezerwację na 2012 już zrobiłem, co prawda chętnych na wspólny wyjazd jeszcze brak bo nikt o nim nie wie ale ..........kto wie.
My z żoną jesteśmy zdecydowani, zresztą co ciekawe po ubiegłorocznym pobycie moja żona też się Norwegią zaraziła i nie ma nic przeciwko temu by jechać tam za rok. Myślę że nie byłoby problemu znalezienie sześciu chętnych wędkarzy, problemem jest to, że łódka jest komfortowa dla czterech osób a nie wyobrażam sobie grafiku -Ty pływasz od - do a ja od - do.

Sacha







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2077